Stanisław Grabowski – Siedmioksiąg z Niemcewiczem

0
450

Stanisław Grabowski

 

SIEDMIOKSIĄG Z NIEMCEWICZEM

 

Julian Ursyn Niemcewicz 11            Senat RP co roku ogłasza stosowne uchwały, na ogół gloryfikujące określone osoby np. ze świata kultury, oczywiście najwybitniejsze, które jak to się pisze, wniosły stosowny wkład… etc.  Trafiło i na Juliana Ursyna Niemcewicza (1757–1941), poetę, pamiętnikarza, adiutanta Tadeusza Kościuszki, posła na Sejm Czteroletni, zwany też Wielkim… Ten łańcuch tytułów moglibyśmy przedłużać, ale poprzestańmy na tym. Senat uchwala… i co dalej? Czy każda uchwała „schodzi” w lud, czy jest realizowana? Różnie z tym bywa. Czy ktoś śledzi losy każdej z nich? Są tacy, którzy bardzo poważnie traktują uchwały Senatu, doceniając w ten sposób także gloryfikowanych. Tak było w przypadku Niemcewicza. Biblioteka Publiczna jego imienia na warszawskim Ursynowie, poza imprezami okazjonalnymi, stworzyła i od lat realizuje przedsięwzięcie wydawnicze nazwane Kolekcją Niemcewiczowską. Co roku, jeden tytuł z bogatego dorobku pisarskiego trafia do rąk czytelników i sympatyków tego twórcy.

            Przy okazji, a inne instytucje noszące jego imię? Np. szkoły podstawowe gimnazja lub licea czy przejęły się uchwałą Senatu? Zadaję tylko pytanie. Nie proszę o odpowiedź.

            Dzięki energii kierownictwa ursynowskiej Biblioteki ukazało się dotychczas, w nowym opracowaniu i w bardzo atrakcyjnej szacie graficznej, siedem pozycji książkowych Niemcewicza, względnie o Nim, albo nieznanych, albo też wznowionych po dziesiątkach lat. Choćby tylko w wielkim skrócie przypomnijmy to, co oferuje nam Ursynoteka, bo i taką nazwą posługuje się Biblioteka Publiczna na Ursynowie.        
           

* * *

           

            Zaczęło się w 2009 roku od wydania Władysława Bojomira, czyli romansu sentymentalnego, tak wówczas modnego. Któż nie pisał podobnych powieści? Dziełko oparte jest na faktach, choć jego bohaterowie Władysław i Ludmiła to postaci dość szablonowe. Warto jednak zwrócić uwagę na dobrze zarysowane postaci carskich urzędników, a przysyłano do Warszawy niezłe szuje. Powieść oddaje też świetnie klimat epoki, przynosi wiele wydarzeń współczesnych pisarzowi. Czy może liczyć na czytelników? Z pewnością. Każdy tu znajdzie coś dla siebie. Powieść ta była pierwsza w Kolekcji Niemcewiczowskiej. Uzupełniły ją m.in. teksty prof. Izabelli Rusinowej i dr. Aleksandra Czai.

           

* * *

            Jako drugi w Kolekcji Niemcewiczowskiej ukazał się Dziennik z czynności moich w Ursinowie 1822–1828 wydany w 2010 roku przez Oficynę Wydawniczą ASPRA-JR, która od tej pory została stałym edytorem tej serii. Niemcewicz, kupując niewielką posiadłość pomiędzy Służewem i Natolinem, zaprowadził wówczas specjalny Dziennik z czynności…, w którym zapisywał to wszystko, co wydawało mu się ciekawe i wiązało się z nowo nabytym gospodarstwem, choć nie tylko. Jest to dzieło znakomite. Z poczynionych zapisków bije mimo wszystko optymizm, wiara w ludzką przemyślność i wiedzę. Jest tu dużo pogodnego humoru i bystrych obserwacji, nie tylko przyrody, ale i ludzkiej kondycji. Rozumiemy, że pisarz, który chronił się w świętej przestrzeni wsi, w ten sposób próbował uwolnić się bądź nieco zapomnieć o obowiązkach czekających na niego w „mieście”. Nie zawsze się to udawało. Podczas 10-letniego pobytu w swoim mająteczku, w okresie letnim, mógł też dobrze poznać „lud wiejski”, wszystkie jego przywary, zalet mało. Dworek stał się też ważnym miejscem spotkań tych, którzy pragnęli zrobić coś dobrego dla Polski, usłyszeć od nestora pisarzy nie tylko słowa otuchy, ale i zachęty. Czyż uparta uprawa roli, niezłomne przywiązanie do kawałka własnej ziemi nie jest formą patriotyzmu? Po latach próbował nam to udowodnić choćby Józef Ślimak w powieści Placówka Bolesława Prusa. Zajrzawszy do Dziennika… zaręczam, już się od niego nie oderwiecie. Jego lektura daje wiele radości, ale przynosi refleksje tzw. życiowe, ważne chyba i dzisiaj.

* * *

            Sejmowa kariera Niemcewicza była dość nieoczekiwana, aleć, jak się okazało, wielce głośna, skoro w gronie przyjaciół króla Stanisława Augusta nazywano go „Szczekaczem”. Po uwięzieniu pisarza w twierdzy Pietropawłowskiej w 1794 roku okazał się on jednym z najbardziej przez Rosjan znienawidzonych więźniów. A to dlatego, że posiadali oni kopie stenogramów jego przemówień wygłaszanych w sejmie nazywanym Czteroletnim czy też Wielkim. Wynikało z nich niezbicie, że Niemcewicz był jednym z najbardziej zagorzałych przeciwników Moskali. Dlatego nie mogli się na nim nie mścić. Cele Sejmu Wielkiego były oczywiste, chodziło o zmiany ustrojowe, społeczne i inne, które miały unowocześnić państwo i ocalić jego niepodległy byt. Niemcewicz, ledwie trzydziestoletni mężczyzna, miał okazję błysnąć wówczas  oratorskim kunsztem wobec króla, marszałków Sejmu i ważnych wielmoży. Na dodatek wdawał się w ostre polemiki sejmowe, pisał pamflety, tworzył wierszowane „bajki” z wyraźnymi aluzjami do posłów i sejmowych wydarzeń. „Babsko petersburskie”, czyli Katarzyna Wielka, także doceniła jego oratorski kunszt, stąd „specjalne” traktowanie pisarza w twierdzy. Na szczęście, kiedy zmarła, Niemcewicz skorzystał z prawa łaski wobec tysięcy polskich żołnierzy zagarniętych do niewoli w czasie kościuszkowskiej Insurekcji.

            Mowy Niemcewicza i dzisiaj dobrze się czyta, zwłaszcza na uwagę zasługują jego przemówienia w obronie chłopów czy też mieszczan. Piętnował też wielmożów, którzy pozostawali w służbie cara za moskiewskie srebrniki. Piętnował ich po nazwisku, nikogo nie oszczędzając. Młody poseł z Inflant zasłużył na naszą pamięć. A 144 mowy, które wygłosił, zasłużyły na wydanie w 2011 roku w ramach Kolekcji Niemcewiczowskiej w książce pt. Mowy sejmowe 1788–1792 w doskonałym opracowaniu i pod redakcją dr. Aleksandra Czai. To lektura, która powinna zainteresować każdego licealistę. Kapitalny materiał do poznania tradycji sejmu polskiego, przykład przemówień, polemik, i zawziętej upartej walki o imponderabilia, którym Niemcewicz pozostaje wierny do końca życia.

           

* * *

            W 2012 roku, otrzymaliśmy w ramach Kolekcji Niemcewiczowskiej kolejny rarytas spod pióra Niemcewicza: Dziennik z lat 1820 – 1828 w niezawodnym opracowaniu prof. Izabelli Rusinowej. W podobnych latach powstał wspomniany wyżej Dziennik z czynności moich w Ursinowie, ale ten Dziennik… sięga daleko poza niemcewiczowski dworek. Pisarz zapisywał w nim i komentował bodaj wszystkie najważniejsze wydarzenia, zarówno krajowe,  jak i zagraniczne. Najstarsi Polacy pamiętali jeszcze, że urodzili się w wolnym i niepodległym kraju, ale oto rosło pokolenie „okute w powiciu” i po początkowych umizgach cara Aleksandra I do Polaków, prysł ostatecznie czar carskiej niby dobroci, zwłaszcza w ostatnich latach przed powstaniem listopadowym. Rosyjska elita władzy, którą do nas wysłano wręcz prześcigała się w dokuczaniu Polakom. Wielki książę Konstanty, Paskiewicz, Bajkow, Nowosilcow… Można mnożyć nazwiska tej elity szubrawców, a gdyby dodać tysiące pomniejszych „uriadników”, którzy zjechali do Polski, licząc na obfite łapówki i prawie bezkarne grabienie, nie mówiąc o znęcaniu się np. psychicznym, czego przecież doznał nie tylko powieściowy Władysław Bojomir.

            Pisarz regularnie zapisuje w Dzienniku… swoje myśli, uwagi, spostrzeżenia, głośne afery związane z Rosjanami, zasłyszane anegdoty, komentuje artykuły z ówczesnej prasy, wychodzącej nie tylko w Polsce. Bylibyśmy jednak niesprawiedliwi gdybyśmy tylko dostrzegli jednostronny atak Niemcewicza. Pisarz jednakowo traktuje Rosjan, jak i Polaków. Jeśli Polacy wysługują się Moskalom, np. biskup Woronicz, czy gen. Zajączek, minister Hauke, generał Rożniecki i wielu innych, mogą liczyć tylko na nieżyczliwą ocenę. Jednak Niemcewicz np. z aprobatą obserwuje ekonomiczne dokonania Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego. Przygląda się także wojsku skazanemu na dzikie i nieopanowane pomysły wielkiego księcia, pamięta też o współczesnych mu literatach, ciekawe są np. wzmianki o Adamie Mickiewiczu. Podsumowując, trudno nie napisać, iż Niemcewicz nie tylko dużo widzi, ale i umie celnym słowem zapisać każdą informację, opisać działania każdego, kogo spotka na swej drodze. Odczytujemy też z Dzienników… nadzieję, że Polska w przyszłości stanie się niepodległym krajem, pełnym „potęgi i chwały”.

           

* * *

            W 2013 roku ukazała się książka nieco wyłamująca się ze schematu. Żywot Juliana Ursyna Niemcewicza, to nie jest dzieło jego autorstwa, lecz o nim, na dodatek autora , który śmiało mógł się zmierzyć z biografią tego, którego Jan Stanisław Bystroń nazywał „nieznośnym staruszkiem”, i który „całe życie pozostawał obywatelem całej niepodzielnej i niepodległej Polski”. Ów autor to Adam Jerzy Czartoryski, syn Adama Kazimierza Czartoryskiego, m.in. komendanta Szkoły Rycerskiej, pod którego ręką młodziutki Julek ćwiczył się na oficera, ale także zaczynał pisarską karierę. Adam Jerzy Czartoryski, na emigracji przywódca stronnictwa konserwatywnego Hotelu Lambert, był jak jego ojciec kimś, kto sprawnie władał piórem, czego książka o Niemcewiczu jest dowodem. Pisał ją długo, ale jednak ukończył, podając informacje, których nigdzie indziej nie znajdziemy. Dlaczego o nim pisał? Był jego przyjacielem, a ponadto w przedmowie do wydania w 1860 roku przypomniał:  „[…] Niemcewicz widział i przebył najważniejsze naszego wieku zdarzenia, niesłychane przewroty, olbrzymie szczęścia, nagłe klęski, wzniesienia i upadki, odbudowania i znowu ruiny, i był za każdą zmianą ciągle wypadkami miotany”.

            Żywot Juliana Ursyna Niemcewicza składa się z dwóch części. Pierwsza jest typową biografią, uzupełnioną rzetelnym omówieniem jego twórczości literackiej. Na drugą składają się aneksy i listy z epoki autorstwa Niemcewicza, prawdziwa kopalnia wiadomości, których nigdzie indziej nie znajdziemy.           

* * *

            Młodziutki dekabrysta Kondratij F. Rylejew w liście do Niemcewicza napisał, iż „na brzegach Newy młodociane w królestwie nauk pokolenie z rozkoszą napawa się słodkim sarmackiej lutni dźwiękiem i umie ocenić przyjaciół wielkiego Waszyngtona”. I rzeczywiście Niemcewicz mógł się poszczycić osobistą znajomością z pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych, na dodatek gościł u niego przez kilka tygodni, korespondował z nim. Nic więc dziwnego, że odważył się napisać jego pierwszą w Europie biografię pt. Krótka wiadomość o życiu i sprawach Generała Washingtona, która ukazała się w 1803 roku, w cztery lata po śmierci prezydenta „nowego państwa amerykańskiego”. Niemcewicz, posiadacz obywatelstwa amerykańskiego, co udało mu się uzyskać, kiedy zrzekł się szlacheckiego tytułu, pokazuje Waszyngtona nie tylko jako wodza czy przywódcę, ale także prywatnie jako gospodarza zarządzającego swymi dobrami m.in. w Mount Vernon. A jego opisy i domostwa, i otoczenia wokół, były na tyle dokładne i unikatowe, że po latach posłużyły Amerykanom do rekonstrukcji prezydenckiej siedziby.     

            Biografia została niejako ułożona z różnych pism i przemówień, nadto z wypisów dziennika, jaki pisarz prowadził w Ameryce. Zwłaszcza w tym dzienniku raz jeszcze widać jego reporterską spostrzegawczość i ciekawość, dynamizm. Imponuje też barwnym, niewymuszonym stylem.

            Do książki dołączono List Juliana Ursyna Niemcewicza do Jerzego Waszyngtona, krótki tekst Izabeli Czartoryskiej pt. Opisanie Washingtona oraz artykuł Rola Juliana Ursyna Niemcewicza w upowszechnianiu kultu Jerzego Waszyngtona w Domu Gotyckim w Puławach, autorstwa Piotra Sypczuka. Jak zawsze książkę uzupełniają przypisy, indeks nazwisk oraz ilustracje. 

* * *

            Wydana w Kolekcji Niemcewiczowskiej w 2016 roku obszerna powieść pt. Mniemana sierota czyli obraz czasów to dzieło amorficzne, z pewnością doskonałe swoją niedoskonałością. To nie paradoks. Przypomina Tristama Shandy, można też dopatrzeć się w niej wpływów Jana Potockiego, tego od Rękopisu znalezionego w Saragossie. Czy Julian Ursyn Niemcewicz, onże to jest autorem Mniemanej sieroty… znał oba dzieła? Nie było to trudne w ówczesnej Warszawie, na dodatek nie był jedynym literatem zainteresowanym twórczością Sterne’a. Poliglota, zawsze ciekawy świata, przemierzając Europę interesował się wszystkim, co spotykał na swej drodze. Bywał na premierach teatralnych, miał kontakty z twórcami literatury czy malarstwa, pilnie czytał prasę zachodnią i książkowe nowości. Niestrudzona ciekawość połączona z tytaniczną pracowitością musiała dawać efekty. Niemcewicz pióra z ręki właściwie nie wypuszczał, choć było to pióro gęsie, a inkaust bywał podły. Że to się wszystko zachowało, Bogu dziękować!

            Mniemana sierota… nie jest dziełem całkowicie nieznanym i oto z triumfem wprowadzanym na współczesne literackie salony. Obszerny wstęp Czai przypomina pierwsze wydania, także zasługi Jana Dhima dla jego obecności w polskiej literaturze.

            Po raz pierwszy otrzymujemy jednak powieść w postaci prawie doskonałej, uzupełnionej obszernymi przypisami, kolorową wkładką zdjęć i rycin „z epoki”, co niejako przymusza, by się z nią zapoznać.

            Z pewnością Niemcewicz nie będzie nas zanudzał, z wprawą wodzi czytelnika po manowcach świata tego, tworzy nowe wątki, by po chwili je porzucić, co rusz powiększa galerię postaci, jednak nie zawsze się nimi zajmuje ze starannością. Widać, że pisanie go bawi, że sprawia mu przyjemność włóczęga po świecie, który na ogół zna z autopsji.

            Czy miał powieściopisarskie doświadczenie? Wcześniej napisał kilka powieści o mniejszym ciężarze gatunkowym, krótkich.

            Jak sam zaznaczył, 29 kwietnia 1825 roku zaczął nowe dzieło, które zajęło mu dwa lata życia. Z jego dzienników wiemy co to były za lata, co też działo się w Warszawie, ale nie tylko. Kiedy napisze ostatnie zdanie, po trzech latach wybuchnie powstanie listopadowe. Zbuntowali się młodzi  podchorążowie (takie jest prawo młodości). Generałowie nie byli mu przychylni. Ale wróćmy do powieści.

            Rozpoczyna się pogodnie, bo opisem czerwcowego zmierzchu, kiedy „powracało bydło z pola, i krowy z nabrzmiałymi wymionami spieszyły do stanowisk swoich” etc. I oto w ten pogodny wieczór dziad Kościelny przypomina, jak piorun uderzył w narożną wieżę zamku Leliwy, kiedy to z Kazimierzem Pułaskim (Puławskim, tak w powieści) z huzarami jego ciągnął pod Częstochowę. I ta dygresyjność na przemian z mniej lub bardziej obszernymi opisami już do końca przeplata się w powieści.

            Obudzony pleban spieszy do ciężko rannego cudzoziemca, co legł w gościnnym domu i mimo pomocy umierał. Proboszcz ledwie zdążył dać mu ablucję in articulo mortis, gdy „chory łagodnie ducha wyzionął”. Na kogo, rzecze ksiądz Serafin, pada podejrzenie, że zbrodnię tę popełnił. „Alboż to mało koło nas włóczęgów i Żydów i chrześcijan nawet, chce to suto hulać, a nic nie robić, i stąd wszystkie kradzieże i zabójstwa”.

            Przytaczam ten cytat gdyż podobnych stanowczych sądów w tej książce nie brakuje.

            Wracając do domu ksiądz Serafin odnajduje „dziecinę dwa lata mieć mogącą, nagą, całą zimnem przejętą i leżącą na ziemi”. Mimo dwuznacznej sytuacji proboszcz nie waha się zawieźć odnalezionego dziewczynki do swojej siostry pani Korwin, nota bene nauczycielki wiejskiej dzieciarni; budzą się w nim chyba nieznane wcześniej uczucia, troska, by cudem ocalonej odtąd niczego nie brakowało.

            W rozdziale drugim autor przybliża nam postać szlachetnego księdza, nadto jego przyjaciela, dzieje rodziny, także spotkanie, zimą, z panem Okszą i jego córką Marysią, którą cudem udało się uratować przed zamarznięciem, lecz nie przed ożenkiem z panem Prawdzicem… 

            Nie będę dalej streszczał tej powieści, która trafiła się nam tak niespodziewanie. Zachęcam do samodzielnej lektury, a ręczę, iż czas jej poświęcony nie będzie czasem straconym. Oczywiście, proponuję ją Czytelnikom myślącym, zainteresowanym Niemcewiczem, jak też rozwojem powieści w jego epoce. Zaznaczam, że gdyby nie Niemcewicz i legion mu podobnych (były wśród niego także panie) nie byłoby Kraszewskiego, a następnie Prusa, autora genialnej Lalki, jak też Sienkiewicza i wielu innych ważnych pisarzy.

            Kogo zainteresowała Kolekcja Niemcewiczowska może ją zdobyć po stosunkowo niedużych kosztach. Siedem pięknie wydanych tomów będzie nie tylko ozdobą każdego regału, ale przede wszystkim żywym i pokrzepiającym przykładem potęgi słowa.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko