Mikołaj Melanowicz – Listy od autora Czarnego deszczu

0
328

Mikołaj Melanowicz

 

Listy od autora Czarnego deszczu

 

Ibuse Masuji Foto: Mikołaj Melanowicz, Tokio 1965

Ibuse Masuji Foto: Mikołaj Melanowicz, Tokio 1965

 

   Autor powieści  o zagładzie Hirosimy pt. Czarny deszcz (zob. pisarze.pl), Ibuse Masuji, miał wówczas 67 lat, kiedy go spotkałem w jego domu, w Shimizu-cho w tokijskiej dzielnicy Suginami. Nie pamiętam, kto mnie polecił. Może profesor Inagaki Tatsuro (1901-1986), którego wykładów  na temat współczesnej literatury japońskiej słuchałem na Uniwersutecie Waseda w latach 1964-1965. To bardzo prawdopodobne, ponieważ Ibuse studiował na Waseda romanistykę w latach dwudziestych.  Pamiętam dokładnie, że siedzieliśmy przy stole, początkowo sami, później, nocą przyszedł jego kolega, również pisarz Shono Junzo (1921- 2009). Ibuse opowiadał nie tylko o sposobach łowienia ryb w górskich strumieniach, ale także o Hirosimie. Wspomniał między innymi, że pisze na ten temat, ale nie powiedział, jaką powieść i pod jakim tytułem. Rzeczywiście, na łamach  miesięcznika „Shincho” publikował w odcinkach powieść o Hirosimie pt.  „Ślub kuzynki”, której tytuł uległ zmianie. Dopiero po kilku latach, gdy wróciłem do Polski, otrzymałem egzemplarz Kuroi ame. czyli Czarnego deszczu. Dzięki temu mogłem wydawnictwu Książka i Wiedza zaproponować przetłumaczenie tej powieści.

 

 

   O innych wątkach naszej nocnej rozmowy niewiele pamiętam, zwłaszcza że nie prowadziłem wtedy dziennika. Poza tym na pewno byłem oszołomiony tą całą sytuacją, w jakiej się znalazłem, gdy przez Kopenhagę i Anchorage  przyleciałem do Tokio w kwietniu 1964 roku. Pamiętam, że było to wkrótce po trzęsieniu ziemi na Alasce,  a lotnisko cywilne było zamkniete, więc Linie Japońskie JAL lądowały na wojskowym, więc w czasie postoju mogliśmy obejrzeć w hali przylotów różne rodzaje lekkiej broni zawieszonej na ścianie. Wtedy kontrolujący pasażerów żołnierz z zainteresowaniem obejrzał mój paszport i zapytał po polsku „jak się masz”.

 W Tokio czułem się  jeszcze niepewnie, jakby zanurzony we mgle japońskiej, to znaczy w języku, kuchni, sake,  w zapachu brylantyny unoszącym się w wagonie od czarnych głów studentów jadących na zajęcia do Komaby, gdzie znajduje się  jeden z kampusów Uniwersytetu Tokijskiego oraz nowy Dom Studeta Zagranicznego – Ryugakusei Kaikan.

  Przybyłem z Polski, gdy jeszcze kwitły wiśnie, ale nie pamiętam, żeby wywarły one na mnie jakieś szczególne wrażenie. Pochłaniały mnie raczej zajęcia uniwersyteckie i nowe znajomości. Niewątpliwie,  znalazłem się  wtedy w całkowicie innym  świecie. Teraz przypominam sobie słowa kolegów i pracownikow z Instytutu Orientalistycznego na Uniwersytecie Warszawskeim, mówiących że szybciej na księżyc bym się dostał niż do Japonii. A był to czas gdy wszyscy pracownicy i studenci sinologii bez trudu wyjeżdżali do Chin. A jednak wybrałem studia japonistyczne. I mimo rozmaitych przeszkód zostałem pierwszym z Polski stypendystą Rządu Japońskiego. Zatem wbrew wieszczonym trudnościom znalazłem się w tym księżycowym świecie,  w którym każdy dzień był wielką przygodą. Również rozmowa z każdym Japończykiem, a zwłaszcza ze znanym pisarzem należała do tych codziennych, niezwykłych i onieśmielających zdarzeń. A jednak mimo to,  a może właśnie dlatego coś sprawiło, że mogłem z Ibusem Masujim (czyt. Masudźim) rozmawiać wiele godzin. Usługiwała żona, ale zgodnie z ówczesnym zwyczajem była nieobecna przy stole.

 Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak bardzo  znanym i cenionym był pisarzem. Nie wiedziałem, że Ibuse mógł się pochwalić wielu nagrodami, między innymi  przyznaną przed wojną Nagrodą Naokiego za powieść  Jon Manjiro no hyoryuki (Przygody Johna Manjiro,1937), a po wojnie – Nagrodę Literacką Yomiuri (za Honjitsu kyushin – Dziś nie ma przyjęć, 1950), czy Nagrodę Japońskiej  Akademii Sztuki za  Hyomin Usaburo – Usaburo na obcych morzach, 1956).  W latach 20-30. należal do wielu koterii literackich, m.in.  grupy Shinko Geijutsu-ha, czyli  Szkoly Nowej Sztuki  zaliczanej do nurtu modernistycznego.

 Nie pamiętam dokładnie, jak nocą wróciłem do Domu Studenta Zagranicznego w Komabie, bo przecież trzeba było dojść najpierw do dworca w Ogikubo, dojechać do Shinjuku, następnie koleją do dworca  Shibuya,  skąd były już tylko dwa przystanki linią Inogashira-sen do Komaby.  W pamięci pozostała tylko sylwetka  pisarza w narzutce na plecach, stół z czarkami sake, czy slowa Ibusego ”To kolega Shono”, pisarz, który gdzieś zniknąl w zakamarkach tradycyjnego domu, może poszedł do kuchni, aby dotrzymać towarzystwa gospodyni.…

 Dopiero niedawno odkryłem  – właściwie to córka Sylwia znalazła na strychu domu na działce w Tuchlinie – listy od Ibusego, przesyłane do mnie do Polski. Ściślej mówiąc, pięć listów  z lat 1965, 1967, 1969, 1970 i 1971 roku.

  Pierwszy list jest odpowiedzią na moje zawiadomienie o powrocie do Polski.  Zaczyna się zwrotem Haifuku, czyli „W odpowiedzi na Pański list” lub nawet „Z szacunkiem odpowiadam…”A w pierwszych zdaniach  pisarz stwierdza, że z wdzięcznością przeczytał mój list i uspokoił się, gdy dowiedział, że powróciłem do Polski – „z zimnego Tokio do  gorącej Polski” (samui Tokyo kara,  atsui Porande e), co mnie do dzisiaj zaskakuje, ponieważ było odwrotnie. A może była to reakcja na moje zawiadomienie, ze w Polsce kwiecień był wyjatkowo ciepły.

Dalej czytam:

„W Tokio również wszystko się zazieleniło,  więc czuję się dobrze. Ostatnio w Teatrze Meijiza  wystawiają sztukę opartą na moim utworze. Wstyd mi, bo to taka hałaśliwa komedia. Dzisiaj żona poszła ją obejrzeć, a ja zostałem w domu. Od rana piszę. Ostatnio byłem nad morzem w Tsurugizaki [na Półwyspie Miura] i oglądałem, jak łowią hamachi [młode yellowfish, dorosłe są zwane buri – Seriola  quinqueradiata, odmiana ryb okoniokształtnych]  za pomocą rybołowa misago [Pandion haliaetus]. To dziwny ptak, bardzo mnie poruszył. Zapomniałem na początku napisać, żeby dbał Pan o zdrowie. W Japonii od dawna mówią, że „należy uważać na zmianę wody (którą pijemy)”.

Wszystkiego dobrego życzę

Z wyrazami szacunku

 16 maja   

 Ibuse Masuji

PS   Teraz w Japonii przebywa radziecki pisarz Szołochow. We wczorajszej gazecie ukazało się zdjęcie, jak w Nikko on łowi ryby masu [pstrąg]

    List powyższy wymaga paru słów komentarza. Po pierwsze, należy podkreślić, że Ibuse od wczesnych lat bardzo lubił łowić ryby i był znany jako mistrz w łowieniu japońskich pstrągów ayu (sweetfish). Po drugie,  w tekście listu ważne są oryginalne nazwy ryb spożywanych na surowo jako sashimi lub w dodatkach do sushi, których tłumaczenie nie oddaje dokładnie sensu, smaku i ich urody.

 Pisząc Szołochow, Ibuse miał oczywiście na myśli autora sagi Cichy Don (1928-1940) laureata Nagrody Literackiej Nobla z roku 1965. 

 Ostatni list z 24 lipca  1971 roku jest następującej treści:

Haifuku

    Z przyjemnością przeczytałem Pański list. Odetchnąłem z ulgą, dowiedziawszy się, że zakończył Pan tłumaczenie Czarnego deszczu na język polski. Myślę, że była to ciężka praca.  Pisze Pan, że jest zamiar jej inscenizacji telewizyjnej; co do mnie to nie widzę przeszkód. Gdy otrzymam prośbę,  podpiszę zgodę

  Poza tym  tokijska „Mainichi Shimbun”  zamierza opublikować „ Zbiór japońskiej literatury wojennej”.  Do tego zbioru  wejdzie moje opowiadanie  Yohai taicho.[w moim przekładzie  Dowódca].

Teraz przebywam w miejscowości, której adres podaję poniżej. W połowie września  mam zamiar wrócić do Tsumiyako (Hotel Miyako w mieście Tsu, Półwysep Miura?).   Ostatnio nieco leniuchowałem, a teraz zaczynam się przygotowywać  do pisania  nowego tekstu w związku z zamiarem publikacji w odcinkach  na łamach  gazety. W Tokio powietrze jest gęste od spalin samochodowych, chciałbym go uniknąć przynajmniej w czasie upałów.

 

   24 lipca

Prefektura Nagano, powiat Suwa, miasto Fujimi machi,  Takamori

 

 I tak skończyła się korespondencja z pisarzem Ibuse z mojej winy.  A to dlatego, że w latach siedemdziesiątych byłem zajęty tłumaczeniem  i studiami nad twórczością Tanizakiego  tak bardzo, że zapomniałem o wielu japońskich przyjaciołach. Nie zabiegałem też o spotkanie z autorem Czarnego deszczu w czasie pobytów w Japonii. Jednak śledziłem jego ostatnie publikacje,  liczne dzieła wybrane i zebrane, a także zawiadomienia o wyróżnieniach.  Odnotować też należy, że Ibuse został odznaczony najwyższym w Japonii  Orderem Kultury Bunka Kunsho. Poza tym wielokrotnie japońscy znajomi przypominali  jego wczesne opowiadania, takie jak „Salamandra” czy  „Sawan na dachu”.  A teraz na zakończenie wspomnień jego listów przytoczę ostatnie frazy   opowiadania  pt. Dowódca  (zob.  Cień wschodzącego słońca, Książka i Wiedza, 1972, 220-267).

 Opowiadanie przedstawia byłego porucznika, który wrócił do stron rodzinnych po wojnie.  Nie był inwalidą, ale zachowywał  się nienormalnie. Wojna zostawiła ślady na jego psychice. Na przykład, gdy matka przynosiła mu ze sklepu papierosy, dziękował za dar cesarza. To znów  kazał ludziom kłaniać się  cesarzowi z daleka, albo recytować postanowienia z „Pięciu artykułów’, czyli  cesarskich zasad obowiązujących japońskiego żołnierza. Sąsiedzi uznali więc, że bohater tego opowiadania Yuichi jest pomylony z powodu przeżyc wojennych. W czasie pokoju zachowywał się tak, jak na  wojnie na Pacyfiku:  nadal zmuszał do wyrażania szacunku cesarzowi, rozkazując nawet przypadkowym osobom kłaniać się w stronę pałacu  cesarskiego.

  Opowiadanie Dowódca  dobrze ilustruje styl prozy Ibusego, którego szczególnie interesowała ekspresja doznań  człowieka zderzającego sie z nowymi warunkami życia,  zwłaszcza z niebezpieczeństwem,  nędzą i głodem. Jego bohater zawsze stara się zachowywać z godnością i zrozumieniem dla innych. Warto przypomnieć, że Ibuse w  1941 roku został powołany do wojska i wysłany do Singapuru do pracy w redakcji lokalnego pisma, jednak po roku został zwolniony, wrócił do kraju i zamieszkał  na wsi pod miastem Kofu,  a później pod Hirosimą. Po wojnie wydał m.in. opowiadanie Shiraga (Siwe włosy, 1948), Ekimae ryokan  (Hotelik przy dworcu, 1956), wspomniany Czarny deszcz(1966), Ogikubo fudoki (Kronika obyczajow i ziemi Ogikubo, 1982), Tsukanotsu chakaiki (Kronika spotkań przy herbacie w Tsukanotsu,1985).

  Wcześniej opublikował często cytowane opowiadanie Dowódca. które kończy się przywołaniem symbolicznego odgłosu żurawia wiejskiej studni.

 

Weszli na wiejską drogę. Gdy przechodzili przed domem Yuichigeo [ów dowódca, porucznik], przy parkanie stała matka i czerpała wodę ze studni z kołowrotem. Wiadro zawieszone było na żelaznym łańcuchu. Studnię wykopano w czsie przebudowy domu i stawiania słupków betonowych. Dźwięk wyciąganego wiadra roznosił się przenikliwie  po całym przysiołku. Był to dźwięk kłujący uszy, ale wojt chwalił go kiedyś w jej obecności. Było to wtedy, kiedy przyszedł z kierownikiem szkoły podstawowej, by zachęcić Yuichiego do zgłoszenia się na egzamin do wojskowej szkoly przygotowawczej. Kierownik wtedy powiedział, że ton ma bardzo interesujący. Dodał, że nawet w czytance zatwierdzonej przez rząd  jest piękny tekst literacki o dźwięku żelaznego łańcucha u studni. Podobno tę znakomita strofę napisal poeta Wakayama Bokusui .

   – Ten dźwięk, gdy go się słyszy z daleka, jest wiernym powtórzeniem głosu żurawi.. „Żuraw śpiewa na dnie głębokiej doliny, głos jego niesie się pod niebios wyżyny…” O nadziei i  pomyślności tu mowa…

   Takie mowili jej pochlebstwa. Matka Yuichiego w tamtych czasach czerpała wodę częściej, niż jej to było potrzebne Chciała, by  wszyscy sąsiedzi mogli posłuchać dźwięku wiadra przy studni. (Ibuse Masuji, Dowódca, op.cit., s.266-267).

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko