Krzysztof Kwasiżur
Nazwij mnie – Tomasz!
Prostota – jeśli nie ma nic wspólnego z prostactwem, jest cechą pożądaną w poezji. Różewicz praktykował wykreślanie z wiersza wszystkich, zbędnych słów (jeśli treść stawała się niejasna – dodawał).
Małgorzata Żurecka właściwie w każdym zbiorze swoich wierszy uprawia tą szlachetną ascezę, czasem nawet porażający minimalizm, który zostawia czytelnika z otwartymi ustami “jakież to proste, a trafne, że też ja na to nie wpadłem!” (muszę rozłożyć siatkę/obojętności/na cięte słowa…(***))
W tomie “Kos śpiewa lato” takich haczyków jest wiele, przykładem niech będzie utwór bez tytułu, z którego zaczerpnąłem tytuł recenzji:
“nazwij mnie Tomasz
od tego niewiernego
co dzień wkładam palce
w bok
nie potrafię uwierzyć
w człowieka[1]
I dłubie palcem poetka ze Stalowej Woli w sumieniu czytelnika, czyni je bolesnym i niewygodnym na tyle mocno, że za wyżej wymieniony tomik artystka została nominowana do prestiżowej nagrody miasta Stalowa Wola “Gałązka sosny” w kategorii – literatura.
Co zatem jest takiego jątrzącego w tej poezji, że zdecydowałem się o niej napisać, co sprawiło, że zauważyło ją szersze gremium?
Zapewne to były istotne treści, choć i forma niecodziennie spotykana. Ta autorka siedmiu samodzielnych tomików (i jednego we współautorstwie) bardzo oszczędnie i ostrożnie, z namaszczeniem używa słów.
Te utwory, na granicy wierszy minimalistycznych niekiedy zaskakują swą zwięzłą logiką tak, że czytelnik będzie zatrzymywał się nad wierszami w zaskoczeniu. Owe błyskotliwe skojarzenia, rozsiane po całym zbiorze „Kos śpiewa lato” niczym rodzynki – dodają smaczku temu tomikowi.
O czym jest ta książka? Wydają się tu najmocniej rysować dwa wątki; historyczny i współczesny, w którym poetka próbuje odnieść się do sumienia czytelnika, prowadzi z nim ustawiczny dialog na poziomie perswazyjnym i pobudzającym do budowania własnych wniosków, bez automatyzmu myślowego.
Ta członkini rzeszowskiego ZLP, zdaje sobie sprawę, że to niełatwe i nawet te trudności definiuje:
„spowiadamy się
sami przed sobą
sami też rozgrzeszamy
mamy własny
kodeks moralny
wrzucamy swoje ogryzki
za płot cudzej
wolności…”[2]
O dziwo, choć wiele z tych wierszy utrzymanych jest w tonie moralizatorskim, to tego moralizowania się nie czuje. Raczej śledzi się, poznaje światopogląd autorki, jej system myślowy, by na koniec ukonstytuował się on w głowach czytelników jako własny.
Trochę to przypomina dyskusję i walkę na argumenty. Trochę? W książce „Kos śpiewa lato” bardzo często mamy do czynienia z napięciem dialogowym, z pytaniem zawieszonym w próżni, z niedopowiedzeniem. To daje nam suplement rozmowy twarzą w twarz z twórczynią wierszy. Ja osobiście miałem wrażenie, jakbym słuchał słów kogoś, kto nie zauważył, że jego rozmówca już się oddalił i dalej, zamyślony ciągnął swój monolog. Ten monolog, te dygresje są tym ciekawsze, że wiedza Małgorzaty Żureckiej jest bardzo rozległa (studiowała na Politechnice Rzeszowskiej – wydział inżynierii środowiska), więc informacje jakie zdobędziemy będą czasem ciekawe, czasem nowe dla nas, a niekiedy wstrząsające.
Mam na myśli tu utwór „Prośba Rachel” – jeden z obszernego zestawu wierszy odnoszących czytelnika do historii bardziej lub mniej odległej.
To właśnie ten drugi wątek, o którym już pisałem. I natkniemy się nań często, jakby te wiersze– próbujące rozliczyć pewne okresy w historii Polski – były celowo przemieszane z tymi, którymi autorka przemawia do naszych sumień, czy wyobraźni, mówiąc o sprawach bardziej współczesnych.
Można by było brać to za chaos, gdyby nie wiersz-klucz, wyjaśniający tą zależność:
„dzieci powstania warszawskiego
dzieci getta warszawskiego
dzieci Palestyny
dzieci Nepalu
mali żołnierze
bohaterowie przetrwania
odznaczam Was
łzą
na krzyżu
mojej pamięci[3]
Dla mnie ten utwór stanowi klamrę spinającą dwie tematyki niniejszej książki, jest „wytrychem” do poprawnego odbioru obu torów w niniejszym tomiku.
Od tego miejsca w książce zaczynamy sobie zdawać sprawę, że wszystko, co zostało zamieszczone, czy dotyczy spraw sprzed pięćdziesięciu lat, czy sprzed dziesięciu, czy takie, które przeżyliśmy przed pięcioma minutami – łączy jeden, wspólny mianownik; wszystkie one za jakiś czas staną się historią.
Sporo jest sarkazmu w tych wierszach, ale gdy już schowamy własną dumę głęboko do kieszeni, to okaże się, iż na właśnie takie traktowanie sobie zapracowaliśmy. Nie my – czytelnicy, ale my – gatunek ludzki. I Żurecka tylko gwiżdżąc na miłość własną odbiorców, pisze:
„…chowamy śmierć
za obrazami dni
bez pamięci
a ona opasła
naszą bezsilnością
wyskakuje
jak diabeł z pudełka
chichocząc pląsa
w taranteli de la morte
i woła – głupi,
głupi, głupi…”[4]
Ona nie oskarża, raczej mówi prawdę, którą niekoniecznie każdy chce usłyszeć. Wkłada palec – jak sama pisze – w otwarte rany lub jak kto woli – w nierozwiązane problemy ludzkie.
Dla mnie to bardziej przypomina jątrzenie, które opisywał Ernest Bryll w krótkim, ale do bólu (nomen-omen) trafnym wierszu:
„A to ja, Panie Boże, ja z paluchem brudnym
Którym ci znowu w ranie będę grzebał długo
A to ja, Panie Boże, baranek obłudny
Co się uśmiechnie tylko gdy krew pójdzie strugą
I patrząc w Twoje oczy osłupiałe
Zapyta – Boli Boga?…Przepraszam nie chciałem…”[5]
Jednak te wiersze, choć mają niekiedy symptomy wyrzutu sumienia, to jednak mają moc oczyszczającą. Skłaniają do zastanowienia się, do zatrzymania i podejmowania samodzielnej pracy umysłowej nad formułowaniem wniosków.
Dowodów na to jest kilka, a jednym z nich jest to, że zbiór stustronicowy potrafi czytelnika zmęczyć. Nie znużyć, a zmęczyć tym ciągłym zmuszaniem do wysiłku myślowego i „dreptania” w ślad za autorką, by nie zgubić jej tropu. To zmęczenie, gdy zamkniemy okładki „Kos śpiewa lato” okaże się frajdą – jak po dobrze wykonanej robocie lub tak, jakbyśmy to my stworzyli ową książkę i właśnie zakończyli pracę.
Po części tak jest, bo Żurecka w swych wierszach pozostawia czytelnikom tak szeroki margines interpretacji, że ten słowa znalezione w opisywanym tomiku musi przełożyć niejako na język własnych znaczeń i wartości.
Chcę jeszcze zwrócić uwagę na jeden aspekt, zanim przejdę do samego tytułu zbiorku; Pani Małgorzata bardzo umiejętnie porusza się pośród metaforyki współczesnego świata, kodów kulturowych, paradygmatów i dogmatów.
„oto poetka
(…)
i nosić będzie
błogosławione jabłko grzechu
przez dziewięć miesięcy
utwardzona bólem
zabije karpia
zamknie drzwi łazienki
a on usiądzie
przy stole
z dziećmi
i będzie płakał
w samotności”[6]
Porusza się pośród nich i wykorzystuje do kreowania u czytelnika wizji, odczuć – czyli nowych wartości. Można zatem śmiało zaryzykować stwierdzenie, iż pisząc „Kos śpiewa lato” Małgorzata Żurecka, nie opisuje, nie odtwarza zastanej rzeczywistości – ona rzeczywistość tworzy.
Idąc dalej tropami wykorzystywanych kodów kulturowych znajdziemy miejsce w książce, gdzie obok siebie – na przeciwległych kartkach znajdują się dwa wiersze tak różne jak jin i jang[7].
„Nieobecne” – obraz samotności pośród tłumu w dzisiejszym świecie i „Ostrężyna” – przejmująca historia dramatu skumulowanego w jeden obraz, obraz porośniętego zaroślami grobu. Choć autorka twierdzi, że taki układ jest przypadkowy – jednak porusza i daje do myślenia.
Ta właśnie ostrężyna łączy się z bogatym zestawem wierszy opiewających bliski kontakt człowieka z przyrodą (czy może – poetki z przyrodą?)
„Kos śpiewa lato” – to jeden z takich właśnie wierszy; człowiek związany nierozerwalnie z naturą i jego bardzo przyziemne i jakże osobiste rozterki, tęsknoty.
Nie wyróżnia się niczym innym ten utwór spośród reszty podobnych, prócz wielkiego ciepła i jeszcze większego ładunku empatii.
Więc dlaczego ten właśnie stał się tytułowym?
Autorka wyjaśnia, że pośród świata, który nie napawa zbytnim optymizmem
i w zbiorze wierszy, których treść często ma niezbyt optymistyczny wydźwięk – kos jednak rokrocznie obwieszcza nadejście lata. Jednak wciąż śpiewa…
[1] M. Żurecka, “Kos śpiewa lato”, Podkarpacki Instytut Książki I Marketingu, Rzeszów, 2016, ISBN: 978-83-63706-61-6 str. 28
[2] M. Żurecka, “Kos śpiewa…”, str. 27.
[3] Tamże, str. 22
[4] Tamże, str. 26
[5] E. Bryll, Golgota Jasnogórska. Stacja XVI
[6] M. Żurecka, „Wieczór autorski”, (w:) “Kos śpiewa lato”, Podkarpacki Instytut Książki I Marketingu, Rzeszów, 2016, ISBN: 978-83-63706-61-6 str. 69
[7] Koncepcja yin i yang pochodzi z antycznej filozofii chińskiej i metafizyki. Opisuje ona dwie pierwotne i przeciwne, lecz uzupełniające się siły, które odnaleźć można w całym wszechświecie.