Wanda Szczypiorska – Agencja

0
345

Wanda Szczypiorska

 

AGENCJA

 

Bruno SchulzMieszkanie ciotki, która wynajmowała mi kąt z łóżkiem, było wygodnie  położone  w centrum,  więc przyciągało do mnie  ćmy, facetów, którzy nie lubią samotności.  Cenili widać moje towarzystwo, zdarzało się, że  wychodziłam z nimi tu czy tam, do kina, albo do kawiarni. Jednak prawdziwe życie było w biurze, gdzie byłam referentem od reklamy. Dzisiaj  by się to nazywało copywriter, ale nie znano jeszcze tego słowa, a słowo agent brzmiało podejrzanie. W biurze był Jerzy. Młody blondyn, kierownik działu. Szef. To nie był romans, tylko miłość, bo kiedy  zostawaliśmy w pokoju sami, siadałam jemu  na kolanach i całowaliśmy się. On był żonaty, ja samotna. No niezupełnie. Czasami, jak mówiłam, ktoś się trafił i wychodziłam wieczorami. 

   

Agencja Agpol, było biurem niezwykłym w tamtych czasach, w Peerelu, bo zajmowało się reklamą. Ale wyłącznie na Zachodzie. Reklamą central handlu. W tym celu każdy z referentów dostawał  przydział dewiz na reklamę i musiał wydać te pieniądze   za granicą, lecz jak i gdzie i kiedy  to była sprawa drugorzędna.  Ja zamieściłam ogłoszenie Centromoru czyli  reklamę  statków  w Ghanie. W dzienniku. Tylko raz, ale na całą stronę.  W ten sposób szybko pozbyłam się dolarów  i udawało mi się czasem wyjść do  miasta. Dość często wychodziłam z Jerzym. Pretekstem była zawsze jakaś ważna sprawa. Szliśmy objęci, przytuleni i mogliśmy powiedzieć sobie to, czego nie dało się powiedzieć w biurze. On opowiadał mi o żonie. Przecież dopiero się pobrali. Widziałam ją. A gdzie jej do mnie? Ubrana byłam biednie, ale modnie. I nie chowałam nóg pod biurkiem. Każdy z wchodzących do pokoju mężczyzn od razu zauważał, że nie nosiłam biustonosza. 

Jerzy przychodził do mnie tuż po pracy, kiedy nie było ciotki, ani lokatorów. Żonę zostawiał w kolejce po zakupy, więc wszystko działo się w pośpiechu.. Potem jechali pod Warszawę. Ich pokój bywał  wyziębiony więc przede wszystkim  rozpalali w piecu. Pewno musiała być zazdrosna, bo nie mógł chyba się powstrzymać, żeby nie opowiadać o mnie. Kiedyś przyszła specjalnie pod budynek, żeby mnie zobaczyć. A niech tam. W przefarbowanym  misiu i w kozaczkach (co z tego, że zniszczone), byłam szykowna, zgrabna . Ona w płaszczyku z przeszłej już epoki i w czymś w rodzaju kapelusza. Kiedy odeszli w swoją stronę, musiałam jednak się obejrzeć. Teraz zajęci byli  już wyłącznie sobą, szybko się oddalali w stronę stacji. 

 Chodziłam też się na randki z kolegami z biura, bo wszystko było jednak  lepsze niż to czekanie na Jerzego. Jerzy wziął ślub niedawno, wciąż jeszcze był tym podniecony i opowiadał mi co robił  w domu  wieczorami. Że gotowali razem obiad. Na szczęście na tym poprzestawał. Mówił, że nigdy o mnie nie przestaje myśleć, a jednak, było  dla mnie oczywiste; nie rozwiódł by się z nią i nie ożenił ze mną. 

Raz umówiłam się z kolegą o nazwisku Wolski, dziennikarzem,  który powrócił właśnie z  Moskwy, gdzie był korespondentem którejś z gazet. Alkoholik. Ktoś go umieścił w naszym biurze i on się pętał bez zajęcia. Poszliśmy wtedy na prywatkę. Pewno upiliśmy się bardzo szybko, bo nie pamiętam co się działo. Wiem tylko to, że towarzystwo było eleganckie, ze sfer partyjnych lub rządowych, willa, przed willą stały samochody, a Wolski skombinował kluczyk. W ten sposób ukradzionym samochodem wybraliśmy się  w stronę Pragi i wcale tego się nie bałam, ruch wtedy nie był duży, a jednak milicjanci nas dopadli  przy Wiatracznej. Nie wiem jak Wolski się usprawiedliwiał. Mnie milicjanci pozwolili odejść. Wolskiemu także nie groziła kara, bo jakoś to załatwił. Spotkaliśmy się  w biurze następnego dnia  nie mówiąc nic nikomu. 

Jerzy z trudem ukrywał zazdrość, a przecież ta zażyłość z Wolskim to nic wielkiego. Tylko odwet. Za to, że opowiadał mi o żonie. O tym pokurczu w  kapeluszu. Z nią był bezpieczny. A mnie kochał. Kochał naprawdę. Siedzi przy swoim biurku tuż przy oknie, z ukosa oświetlony słońcem, niby coś robi, niby pisze, a przecież myśli tylko o tym, jak tu się dzisiaj pozbyć żony. Która kolejka będzie dłuższa; po papier klozetowy, czy po cukier? Zostawi  ją, a sam popędzi przez śródmieście do mnie. 

 
Nie zawsze w biurze było nudno, pewnego dnia w agencji pojawili się klienci z któregoś z afrykańskich państw. To było dwóch facetów  nie starych jeszcze, lecz zażywnych, w długich zielonych, haftowanych szatach. Pokoje obeszli  po kolei, a u nas byli nieco dłużej rozmawiając z Jerzym. On jeden w naszym dziale  znał angielski, nie tylko w piśmie,  w mowie również , chyba dlatego został szefem. To była ważna delegacja, więc potem wszyscy, Jerzy też, zamknęli się u dyrektora i  kiedy w końcu się rozeszli dopiero wtedy Jerzy mi powiedział, że będzie bankiet tego dnia. W hotelu. I jestem zaproszona.
 

Ubrałam się w obcisłą, czarną suknię mini, którą sama uszyłam niegdyś z aksamitu. Na nogach szpilki,  wieczorem jednak  mogło się ochłodzić, więc na to nałożyłam  płaszczyk z ortalionu.  W hotelu na bankiecie  kurczowo trzymałam się Jerzego. Nasi dostojni goście z Afryki,  tym razem ubrani byli w garnitury. Stałam cichutko, zawstydzona nieznajomością angielskiego, lecz  Jerzy zachowywał się  nerwowo, co było zresztą zrozumiałe, bo miał do załatwienia jakąś sprawę. Jedzenie było niezłe, szwedzki stół, (czułam się trochę skrępowana), koktajle, (jak to pić?). A jednak  Wolski nie był  zaproszony widocznie bano  się skandalu .      

 Obiecywałam sobie więcej po bankiecie, jakiś atrakcji może, ale pod wieczór,  wydaje się, nic już  nie miało się  wydarzyć. Wychodząc, podeszliśmy do tych gości, a oni byli bardzo mili. Wtedy Jerzy powiedział do mnie cicho, że wyjdę ze wszystkimi, poczekam na ulicy i tam się pożegnamy, a kiedy nikogo już nie będzie – wrócę. Co mi szkodzi? Tamci patrzyli na mnie i czekali, ale nie mieli wątpliwości. Wrócę. Wyszliśmy z Jerzym na ulicę. Usprawiedliwiał się, a jakże. Powiedział, że to ważna sprawa. Nic mi nie grozi. Posiedzę z nimi trochę, porozmawiam.  Nie mogłam sobie tego wyobrazić. Nie będę przecież rozumiała ani słowa. Dlatego kiedy odszedł, stałam przez chwile tam za drzwiami zupełnie zdezorientowana. A potem nagły strach. Za chwile może być za późno. Wiedziałam więc co muszę zrobić i to już. Umknąć  czym prędzej z  pod hotelu. 

 Zbliżałam się do Górnośląskiej kiedy za sobą usłyszałam kroki. Jerzy. I zaczął się usprawiedliwiać. To przecież nie był jego pomysł. Podobno zaraz wrócił po mnie. Mnie nie  było i tamci byli zawiedzeni, więc musiał  ich przeprosić. Trudno. Jerzy wyraźnie poczuł ulgę i był czuły. Całował mnie i tak objęci dotarliśmy do kamienicy ciotki.

 Wejście było w głębokiej wnęce. I tam trzeba się było wreszcie rozstać, ale Jerzy widocznie nie mógł. Nie od razu. Koniecznie musiał zrobić to. Dlatego ściągnął mi rajstopy. Broniłam się z obawy, że ktoś nadejdzie nieoczekiwanie, ale nie. Było zupełnie pusto, a cała ta szamotanina i to co było oczywiście potem, raczej nie trwało długo. Było już późno. Spieszył się. Pobiegnie, złapie pociąg. Zdąży. 

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko