Jerzy Orawski
Lech Lechowicz Historia fotografii część 1 / 1839-1939
– inny punkt widzenia?
Opowiadać o meandrach historii fotografii można na wiele sposobów, stosując różne kryteria, dobór i selekcję materiału.. W ostatnich latach pojawiło się w Polsce kilka znaczących pozycji zajmujących się podobną tematyką. Wszystkie są tłumaczeniami zagranicznych pozycji. Dość wymienić chociażby Historię fotografii światowej Naomi Rosenblum, Małą historię fotografii Borisa von Brauchitscha czy Historię fotografii – pracę zbiorową pod red. Juliet Hacking. Stricte polskie piśmiennictwo fachowe i naukowe traktujące o powszechnej historii fotografii nie zrodziło wcześniej takiej pozycji, jaką może pochwalić się w swym dorobku Lech Lechowicz.
Autor opracowania Historia fotografii część 1 / 1839-1939 podjął się – jak to określił we wstępie – karkołomnej niemal próby jej przedstawienia i opisu. Był to z pewnością tytaniczny niemalże wysiłek. Jak się okazało, owa pozycja jest niezwykle udaną próbą ujęcia problematyki z nieco innej perspektywy w odniesieniu do innych dostępnych publikacji tego typu w języku polskim. Jednym z nadrzędnych celów Autora Historii fotografii było ukazanie związku fotografii ze sztukami plastycznymi, w szczególności ze sztuką obrazowania w aspekcie nieodwracalnych zmian w kulturze wizualnej, jakie wniósł ów wynalazek, bezpowrotnie zmieniając postrzeganie świata. To istotne posunięcie, pozwalające lepiej zrozumieć zależności i skomplikowane relacje na styku fotografia-sztuka w kontekście wielu nurtów epoki, ścierających się sił, w różnych okresach ich koegzystencji.
Autor pisze: „Pojawienie się fotografii miało więc nie tylko skutki w szeroko rozumianej sferze kultury, wpłynęło i wpływać będzie również na to, co działo się w innych sferach obrazowania, na terenie sztuk pięknych. Z kolei one będą oddziaływać na fotografię, przez swe współwystępowanie w sferze obrazowania. Ów splot wielu skomplikowanych relacji między fotografią i sztukami pięknymi będzie […] kształtował historię fotografii jako zjawiska artystycznego oraz jako obrazu świata, jako relacji i dokumentu”
Niezmiernie istotną kwestią, podjętą również w tej pracy, jest rzetelne wyważenie proporcji działalności fotograficznej w Europie Środkowo-Wschodniej, w tym również na terenach polskich, na tle rozległej panoramy dorobku fotografii światowej. Do tej pory jest to jedyna publikacja, która bazując na dostępnym materiale źródłowym, w sposób rzetelny i transparentny zarazem, starając się unikać wszelkich aberracji, podniosła tę kwestię.
Tytuł publikacji sugeruje, ze za początek rozważań przyjęto rok 1839, czyli czas oficjalnego ogłoszenia światu wynalazku fotografii. Lecz już od pierwszych kart lektury czytelnik zostaje mile zaskoczony. Autor nie tylko nie traktuje okresu poprzedzającego oficjalną prezentację wynalazku zdawkowo i fragmentarycznie, jak to czasem bywa w podobnych publikacjach, lecz wręcz przeciwnie. Czyni obszerne wyjaśnienia, jakie siły, zjawiska w kulturze, w tym w kulturze wizualnej doprowadziły do „ostatecznego” odkrycia fotografii. Ukazuje, że ów fenomen nie pojawił się nagle, znikąd, nie wykrystalizował się z „pustki”, że nie jest i nie mógł być „wynalazkiem-samorodkiem” na tle dziejów. Uświadamia czytelnikowi, że pewne czynniki, umożliwiające jego zaistnienie, sięgają daleko głębiej w historię niż można by przypuszczać i mają swoje źródło jeszcze w epoce renesansu a nawet u średniowiecznych alchemików.
Książkę otwiera portret Sir Johna Herschela autorstwa Julii Margaret Cameron (w oryginale odbitka albuminowa z negatywu kolodionowego), wybitnego astronoma i naukowca swoich czasów, na polu fotografii odkrywcy m.in. działania tiosiarczanu sodu jako utrwalacza, którego używa się po dzień dzisiejszy w chemicznych procesach fotograficznych. Jest on również twórcą procesu cyjanotypii oraz ojcem takich terminów jak negatyw, pozytyw oraz współczesnej nazwy tego medium – „fotografia”.
Z kolei nie jest przypadkiem, iż górną cezurą pierwszej części jest rok 1939. Po traumie II wojny światowej nic już nie było takie samo jak niegdyś. Wiele poglądów na świat, miejsce człowieka w nowej rzeczywistości zostało zrewidowanych, zredefiniowanych lub zdezaktualizowało się.
Z drugiej strony, prądy i nurty obecne oraz obowiązujące w fotografii końca XIX w. oraz w pierwszych czterech dekadach XX w. zdeterminowały bezsprzecznie działalność kolejnych pokoleń fotografów drugiej połowy ostatniego stulecia.
Wizualnie publikację zamyka na czwartej stronie okładki jeden z portretów Witkacego z 1931 r., autorstwa Józefa Głogowskiego. W jakimś sensie postać Witkacego symbolizuje nieprzewidywalną, demoniczną rzeczywistość nadchodzących lat.
Pierwsze i jedyne jak dotąd wydanie Historii fotografii jest obecne na rynku już od kilku lat. O zakresie problemowym, chronologiczno-faktograficznym i dopełniającymi wywód licznymi cytatami, odwołującymi się do źródeł praktycznie nie publikowanych w języku polskim napisano już sporo, nie miałoby więc sensu tego powielać. W tym miejscu dość powiedzieć, że kolejne tytuły rozdziałów mocno zachęcają do swoistej intelektualnej podróży po tej świetnej publikacji. Pragnąłbym poczynić jednak pewną konstatację odnośnie rozdziału pierwszego, zatytułowanego Fotografia.Widzenie.Obrazowanie, gdzie Autor treściwie i w sposób zrozumiały dla laika wykłada mechanikę widzenia i obrazowania w aspektach fizjologicznym, psychologicznym i kulturowym. Rozdział ten jest nie do przecenienia. Chociaż nie traktuje o historii fotografii w sensie ścisłym, jest jednak bez wątpienia znakomitym do niej wstępem. Daje asumpt, a jednocześnie swoisty fundament dla próby zrozumienia samej istoty, kwintesencji Fotografii.
Mam przed sobą niedawno nabyty egzemplarz książki, wydawnictwa PWSFTviT w Łodzi. Jest to pierwsze wydanie, z datą w stopce z 2012 r, ale ukazało się na rynku rok później. Pozycja jest starannie wydana, w szytej, twardej oprawie. Tekst, oraz liczne, towarzyszące mu ilustracje (na kartach książki jest ich niemal 500) zdecydowano się drukować na papierze o subtelnym, kremowym odcieniu. Tekst jest wyrazisty, czytelny a układ przejrzysty. Jakość ilustracji nie budzi zastrzeżeń w tego typu publikacji (ostatecznie to nie klasyczny album lecz pozycja zrodzona z potrzeby dydaktycznej – jak skromnie zauważa Autor we wstępie). Idzie ona w parze z przystępną ceną publikacji, jak na tak obszerne dzieło, liczące niemal czterysta stron. Uzyskano tu więc, moim zdaniem, złoty środek. Ujmując to inaczej, stosunkowo przystępna cena tej publikacji, (której wartość dydaktyczna i merytoryczna jest nie do przecenienia) rekompensuje w jakimś stopniu jakość ilustracji. Trzeba jednak uczciwie nadmienić, że tak naprawdę nie ma możliwości oddania specyfiki czy „niepowtarzalności” wielu historycznych technik na najlepszej nawet reprodukcji. Przykładowo, w jaki sposób wydawca (którykolwiek) miałby „odtworzyć” na ilustracji charakterystyczną głębię srebrowego obrazu ambrotypowego? Albo, dajmy na to, finezję obrazu odbitki pigmentowej – gdzie ukazanie subtelnego wrażenia trójwymiarowości oryginału, charakteru świateł, cieni, przejść tonalnych itd. jest zwyczajnie niemożliwe. Stąd decyzję co do jakości ilustracji i ostatecznie – korzystnego dla czytelnika – stosunku ceny do jakości publikacji jako całości uważam za trafioną i uzasadnioną.
Pozycja nie jest całkowicie wolna od niedociągnięć. Zdarzają się drobne błędy korektorskie. Na przykład, już na stronie tytułowej pierwszego rozdziału, w podpisie ryciny występuje błąd w dacie urodzin i śmierci Georga Friedricha Brandera – widnieje tam przedział: 1813-1883, powinno być: 1713-1783. Nieprawidłowy zakres dat jest również powielony w wykazie źródeł ilustracji, na końcu książki. Zdarzają się również błędy w nazwiskach, np. Joseph Niecéphore Niépce zamiast Joseph Nicéphore Niépce (w śródtytule i tekście zasadniczym na str. 18). Błędy tego rodzaju, w tak obszernej pracy są nieuniknione i nie umniejszają w żadnym stopniu wartości poznawczej tej pozycji. Rzecz jasna, w kolejnych wydaniach publikacji powinny zostać usunięte.
Na koniec powyższych rozważań dodam, iż lektura „Historii fotografii” Lecha Lechowicza wymaga od Czytelnika spokojnej kontemplacji tekstu, uważnego drążenia, wgryzania się w kolejne akapity i zagadnienia. Z całą pewnością nie jest to lektura do poduszki czy szybkiego, pobieżnego „zaliczenia”. Ale to przecież dla odbiorców tej pozycji, zainteresowanych fotografią w nieco szerszym wymiarze – wyłącznie zaleta!
Krótko mówiąc, Historia fotografii część 1 / 1839-1939 Lecha Lechowicza to wielka gratka dla pasjonatów i miłośników fotografii. Zatem wypada życzyć Autorowi, aby mógł bez większych przeszkód, tak szybko jak to tylko możliwe, sfinalizować przygotowywanie części drugiej.
Lech Lechowicz, Historia fotografii część 1 / 1839-1939, Wydawnictwo Biblioteki Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej, Wydanie 1, Łódź