Wanda Szczypiorska – Lusterko

0
223

Wanda Szczypiorska

 

LUSTERKO

 

 

Ilia Maszkow

 Z pracy wracałam  pekaesem, nie zawsze pierwszym, jaki  mi się  trafił, czasem czekałam na następny ponieważ  kierowcą następnego mógł być ten  mały brunet z czarnym wąsikiem. Widziałam, że na mnie zerka. To nic, że tym wąsikiem usiłował przykryć zajęczą wargę, niewielki defekt swojej urody. Podobał mi  się. Był niewysoki, prawda. ale wydawał się bardzo męski.

 

Na końcowym przystanku stała grupka oczekujących, kilka osób – było już po godzinach szczytu. Zza zakrętu wyłonił się pekaes i już wiedziałam – to on. Tak, to ten mój kierowca. Wysadził pasażerów po przeciwległej stronie ulicy, skręcił w lewo, wycofał się i podjechał na przystanek. Przybrałam pozę nonszalancką, całą sobą demonstrując obojętność. Byłam ciekawa, co zrobi, kiedy mnie zobaczy. Nigdy do tej pory mnie nie zaczepiał, nie odezwał się nawet słowem, ale miedzy nami wytwarzało się napięcie. Czekałam, aż się wychyli. Zaczął wykonywać gwałtowne ruchy, coś poprawiał, siadał, wstawał, nie patrząc na mnie, chociaż stałam naprzeciwko otwartych drzwi. Nie patrzył, ale wiedziałam, że mnie widzi. Wchodziłam przed innymi, żeby zająć miejsce z przodu autobusu, w pobliżu lusterka z tej, czy z tamtej strony, to nie miało znaczenia, zawsze lusterko, w którym mógł widzieć pasażerów było skierowane na mnie. Spostrzegłam, jak je poprawiał, jeśli coś było nie tak. Nasze oczy spotykały się w tym lusterku, patrzyliśmy na siebie podczas jazdy, a mnie nawet do głowy nie przyszło, jakie to niebezpieczne – mógł przecież spowodować wypadek. Jego czarne oczka nabierały dziwnego połysku, jakby świecenia od wewnątrz, a całą niewielką postać rozpierała energia. Robił wrażenie człowieka pełnego wewnętrznego ognia. I jeździł za szybko, brawurowo, to mi się podobało. Podobało mi się również i to, że nie usiłował nawiązać znajomości – nie wiem, jakbym to zniosła. Co bym mu powiedziała. Pewno – nic. Spojrzenia, z pozoru nic nieznaczące gesty – to było i tak ogromnie podniecające.

Autobus na końcowym przystanku stał, czasem kilka, a czasem kilkanaście minut i wtedy on, nabrawszy odwagi, mógł  popróbować zaczepki, ale jeszcze się na to nie zdecydował. No i dobrze. Na szczęście, w samą porę zjawiał się jakiś znajomek, czy koleżka – Mały był człowiekiem towarzyskim i zaczynała się rozmowa. Siedząc blisko miałam uczucie, że rozmawiamy we trójkę. Był rozmowny w dobrym tego słowa znaczeniu, nie używał przekleństw, ani brzydkich słów, starał się dobrze wypaść, bo to, co mówił, było chyba głównie skierowane do mnie. Przysiadał na pokrywie silnika, który w tym typie autobusu zajmował przód pojazdu i służył do siedzenia, mężczyznom w szczególności i to pomimo tabliczki – nie siadać na masce. Niemal dotykaliśmy się kolanami. Bałam się poruszyć. Byłam świadoma swoich, dobrze widocznych nóg w szpilkach i swoich oczu podkreślonych czarną kreską. Świadomość, że jestem taka ponętna i pożądana, była równie ekscytująca, jak jego bliska obecność. Wreszcie nadchodził czas odjazdu i pozostawało już tylko lusterko. Nie trwało to długo – wysiadałam na trzecim przystanku. Robiłam to z udaną obojętnością,  nie rzucając porozumiewawczych spojrzeń. Potem drzwi się zatrzaskiwały. Ruszał gwałtownie i od razu nabierał szybkości, jakby chciał pokazać swój temperament .

 Autobusem dojeżdżali znajomi z osiedla, ale nie byłam towarzyska. Nie było o czym gadać.. W takich chwilach byliśmy tylko we dwoje, jego oczy w lusterku  nabierały coraz  gorętszego blasku, ale nie zdecydował się odezwać. Zdawałam sobie  sprawę, że ta znajomość  byłaby krępująca, jego milczenie jednak sprawiało mi  pewien zwód, nie był mi przecież  obojętny. Dlatego kiedy pewien młody sąsiad, Mirek przysiadł się do mnie w autobusie pewnego dnia  i zaczął pogaduszki   byłam celowo  wesoła i rozmowna.  Zauważyłam   twarz  w lusterku. Wydała mi się teraz  jakaś dziwnie szara.  Wysiadłam z Mirkiem  na przystanku,  szliśmy  poboczem  w świetle reflektorów, Mirek  mnie  usiłował pocałować.  Wtedy  autobus  ruszył  nagle.  Zrobiło się zupełnie ciemno

 Dziś mi się wydaje, że to od tego dnia mały kierowca zniknął z trasy. Potem obiło mi się o uszy, że gdzieś tam był  wypadek, autobus wpadł do rowu, czy coś takiego na skutek zbyt szybkiej jazdy. Może to był mój Mały? Nikt nic pewnego nie wiedział na ten temat, ale ja byłam pewna, że to był on. Wyobraziłam sobie, jak pędzi przez noc z rozpaczą w sercu i w końcu ląduje w rowie. Pasażerom, oczywiście nic się nie stało. Tak mogło  być, ale czy tak było? Na tej trasie nie pojawił się nigdy więcej.

 Zobaczyłam go po roku, może po dwóch na dworcu autobusowym. Gdzieś jechałam, a może sprawdzałam tylko rozkład jazdy. Szedł do mnie przez halę, dzieliła nas spora przestrzeń. Dostrzegłam jego uśmiech pełen radości i nadziei… I przestraszyłam się nie na żarty. Nie było możliwości ucieczki. Stałam przed rozkładem jazdy z kamienną twarzą. Zbliżał się. Kątem oka widziałam, jak gaśnie. Nie odważył się podejść. Czyżby naprawdę sądził, że mogłoby nas coś łączyć? Biedaku. To lusterko, to była tylko taka podniecająca gra

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko