Janusz Termer – Znany nieznany Jerzy Pietrkiewicz

1
321

Janusz Termer

Znany nieznany Jerzy Pietrkiewicz

 

pietrkiewicz     Ukazało się oto właśnie pierwsze polskie wydanie pisanego po angielsku – i dla czytelnika zachodniego przez autora adresowanego – autobiograficznego dzieła wybitnego emigracyjnego poety, prozaika, eseisty, tłumacza, antologisty i literaturoznawcy, mieszkającego od 1939 roku w Wielkiej Brytanii – Jerzego Pietrkiewicza (Peterkiewicza, bo tak sygnował potem swe powieści pisane po angielsku). W potocznej polskiej opinii literackiej utarł się i funkcjonuje sąd mówiący o tym, że jest on pisarzem niedocenianym i szerzej w Polsce nieznanym, mimo iż bywał czasami  porównywany przez niektórych krytyków brytyjskich z Josephem Conradem („niekiedy na korzyść Jerzego” – pisał na przykład jego angielski przyjaciel Raleigh Trevelyan) i polskich (m. in. przez Piotra Kuncewicza)! Prawda to, w jednym jak i w drugim przypadku, częściowo jednak tylko słuszna, jak to przeważnie bywa z podobnymi sądami natury ogólnej…

   Na szali Losu. Autobiografia (wyd. ang. 1993 pt. In the scales of fate), to arcyciekawe osobiste wspomnienia i różnorakiej formalnej natury autorskie komentarze (od wyznań czysto lirycznych po pełne humoru i subtelnego dystansu autokrytyczne analizy i zwierzenia) dotyczące życia autora od najwcześniejszych lat jego przedwojennej polskiej, wiejskiej młodości. Czyli od roku 1920, po lata studiów w Warszawie oraz debiutanckich sukcesów literackich w kraju kiedy to odkrył „magiczny sekret języka” czyli metaforę. I jeszcze większych osiągnięć w Wielkiej Brytanii (wiersze i powieści polskie, pierwszy polski doktorat w Anglii i profesura w katedrze literatury i historii Polski w University of London), obejmujc lata do 1953 roku (dodajmy, że z licznymi wycieczkami wspomnień do czasów późniejszych). Główny tok autobiografii zamyka ów rok właśnie, kiedy to ukazał się w renomowanym londyńskim wydawnictwie – bardzo dobrze przyjęty przez angielską krytykę – pierwszy przez niego z pisanych potem już wyłącznie po angielsku utworów prozatorskich – powieść The Knotted Cord (Sznur z węzłami, tłum. pol. 2005), choć utwór ten związany był jeszcze mocno z problemami oraz realiami polskimi i ówczesnym bezpośrednim autobiograficznym kontekstem zdarzeń i przeżyć: z echami musilowskich z ducha „niepokojów” – dojrzewania wiejskiego pochodzenia młodzieńca z Fabianek, ubranego we franciszkański habit, odkrywającego swój talent poetycki, problemy społeczne, religijne i erotyczne

   Zapowiadana przez Jerzego Pietrkiewicza druga część jego autobiografii nigdy jednak niestety nie powstała. A rzeczywiście szkoda to wielka, bo jak trafnie zauważa autor wstępu do tej polskiej edycji – Rafał Moczkodan, część pierwsza to rzecz literacko niezwykła i fascynująca wieloma zawartymi w niej problemami egzystencjalnymi i obrazami „tajemniczych przestrzeni, snów i wizji (nie tylko autorskich), odniesień do religijnych obyczajów (wierzeń graniczących z nieprawdopodobieństwem(…); szereg niezwykle plastycznych obrazów, które wysnuwają się z pamięci autora, nierzadko z pominięciem chronologii. Postaci występują bez imion, miasta bez ulic, a grupy poetyckie i czasopisma bez nazw i tytułów”. Taka jest bowiem, dodajmy, między innymi konsekwencja owego autorskiego założenia iż adresatem jego wspomnień ma być przede wszystkim czytelnik cudzoziemiec, słabo raczej lub w ogóle niezorientowany w polskich realiach historycznych czy złożonych stosunkach i układach politycznych, nie mówiąc już o odniesieniach literackich. A sam autor pisze we wstępie swej Autobiografii, że w niej „sceny z Polski zlewają się z doświadczeniami z Anglii, późno odkryty raj w Andaluzji wykazuje zaskakujące analogie do Polski. Narrator przegląda się w różnych zwierciadłach kultury i odkrywa sekret cywilizacji, która obejmuje całe jego życie: taki mianowicie, że jest Europejczykiem. Mit i wygnanie to dwie siły, przez próby i błędy wiodące ku integracji osobowej; gryzmoły pamięci są, w ostatecznym rachunku, pełne znaczenia”.

      To prawda. Bo to wszystko właśnie – plus przyświecające tej wspomnieniowej księdze Jerzego Pietrkiewicza, jej formie literackiej, utworowi z pogranicza klasycznej autobiografii i prozy konfesyjnej, rzeczy z gatunku Goethowskiego „zmyślenia i prawdy” oraz teoretycznych założeń owej grupy naszych wiejskich „autentystów”, powstałej w 1935 roku (ze Stanisławem Czernikiem na czele, gdzie poezja to „realistyczna oś otoczona gęstą mgłą imaginacji”) – składa się na dziełko w memuarystyce polskiej (a może i światowej, kto wie?) jedyne w swoim rodzaju. Wielce stylistycznie oryginalne, stanowiące próbę połączenia w jednej spójnej narracyjnie całość owych nowatorskich zamysłów pisarskich i cech tak różnych, wydawałoby się sprzecznych, ba wykluczających się wzajem! Jak choćby te niezwykle barwne i żywe psychoanalityczne „gryzmoły” i „portrety z pamięci” dotyczące najbliższych: matki, ojca czy rodzeństwa na tle krajobrazu wsi polskiej lat 20. ubiegłego wieku (wieś Fabianki na Ziemi Dobrzyńskiej w pobliżu kultowego religijnego miejsca Skępe). Jak wpisane w nie dyskretnie gorzkie refleksje na tematy uwarunkowań ekonomicznych nierówności i podziałów społecznych oraz kulturowych rozwarstwień ówczesnej rzeczywistości polskiej. Jak także ciekawe uwagi o religijności i specyfice chłopskiej wiary i lokalnej  obyczajowości pośród mieszkańców wsi czy rozważania o własnych z tym związanych problemów i dylematów dojrzewającego artysty. Jak szkolne i warszawskie oraz wojenne „przygody” młodzieńca przedostającego się przez Rumunię do Francji i Anglii. Jak studia w Szkocji na St. Andrews University, a potem na uniwersytecie w Londynie (tu przelotne spotkania a potem współpraca ze słynnym redaktorem „Wiadomości” Mieczysławem Grydzewskim w bibliotece British Museum, gdzie obaj spędzali pracowite dni i lata całe, o czym redaktor G. sam zresztą wspomina parokrotnie w swym opublikowanym niedawno przez Wydawnictwo Iskry obszernym Silva rerum). Na uwagę szczególną zasługują też rozsiane kapryśnie w toku opowieści Jerzego Pietrkiewicza dociekliwe realistycznie i liryczno-poetyckie zarazem portrety istotnych dla niego miejsc i osób, czy też odbiegające od utartych stereotypów uwagi o charakterze narodowym Szkotów, Anglików czy Hiszpanów (gdzie w okolicach Grenady i mickiewiczowskiej Alpuhary spędzał autor długie wakacyjne urlopy, a potem nawet osiadł na dłużej już jako profesor emeritus, a patronują i „towarzyszą” mu zawsze tutaj wiernie – poza „widokiem na morze i śródziemnomorską kulturę” – między innymi… słynny „rycerz smętnego oblicza” Don Kichot oraz „tragiczny poeta” Federico Garcia Lorca jako inspirujące, bliskie mu i symboliczne ikony odmian ludzkich losów i egzystencjalnych dramatów.

      Żywot ogromnie ciekawy, zwieńczony nadto bogatym dorobkiem naukowym, i jednak znanym nieźle w Polsce, jak choćby takie dzieła – Literatura polska w perspektywie europejskiej (1962, tłumaczenie i wyd. pol. 1986), zbiór studiów Druga strona milczenia. Poeta u krańców mowy (1970, tłum. I wyd. pol. 2002), „okraszonym” wieloma powojennymi jego tomami poetyckimi i prozy ukazującymi się – od lat 80. – także i w kraju, jak wybór wierszy Kula magiczna (1980), Poezje wybrane (1986), zbiorek wierszy Modlitwy intelektu (1988) i Słowa są bez poręczy (1999). A nadto z jego ośmiu angielskich powieści po polsku ukazały się poza wspomnianym Sznurem z węzłami także: Gdy opadają łuski z ciała (1986), Wewnętrzne koło (1988), Odosobnienie, 1990 (ta ostatnia powieść była swego czasu bestsellerem w Anglii, miała być nawet ekranizowana, a krytyk londyńskiego „Observera” John Davenport zauważył był celnie, że jej autor „pisze jak Nabokov, który terminował u Pascala. Nikt inny nie potrafi dać takiego stopu dowcipu, melancholii, pornografii i religii”). Autor Na szali Losu otrzymywał teżwiele nagród literackich i polskich odznaczeń państwowych (m. in w 1987, 1994 i 1995). Pisano też dużo, i to już od lat 80., o jego różnoimiennej twórczości w wielu czasopismach polskich, nie tylko polonistycznych opracowaniach, bo i w leksykonach literackich: np. Leksykon polskiej literatury emigracyjnej,, wyd II 1989, Jana Zielińskiego (w tym – nie chwalący się – i w moich opracowaniach – Leksykonie poetów, wyd. II, 1999, oraz Leksykonie prozaików, Iskry, 2001) czy też w historycznoliterackim podręczniku Powieść  angielska XX wieku, Bronisławy Błachutowej, PWN, 1983).

     Czy można zatem z czystym sumieniem powiedzieć, że Jerzy Pietrkiewicz jest  rzeczywiście pisarzem dzisiaj szerzej w Polsce nieznanym czy niedocenianym – nie tego powiedzieć nie można na pewno. A  że zarazem nie jest pisarzem popularnym w tym sensie, że znanym i powszechnie czytanym – to powiedzieć można śmiało, bo oczywiście nie jest, i to w najmniejszym nawet stopniu na jaki zasługuje dorobek literacki tego (urodzonego w 1916, a zmarłego w 2007 roku w Londynie) pisarza. Nawiasem mówiąc, dzieli on w tym przypadku los wielu innych znakomitych pisarzy współczesnych, w tym między innymi wybitnego emigracyjnego pisarza polskiego, także profesora literatury polskiej w Belgii (na Uniwersytecie w Brukseli), Mariana Pankowskiego (1919-2011), pokoleniowego kolegi po piórze – poety, prozaika i dramatopisarza piszącego po polsku i francusku, tłumaczonego i cenionego na Zachodzie, znanego i wydawanego  także i w kraju rodzimym, ale… 

    I takie to w ogóle bowiem bywają paradoksy i przypadki „sytuacji czytelniczej” w dzisiejszej XXI-wiecznej rzeczywistości i literaturze, tak silnie zdominowanej przez elektroniczne media przekazu, nie tylko Polsce przecież…

  

    Czy to polskie wydanie  Autobiografii Jerzego Pietrkiewicza może tutaj coś zmienić? Sądzę, że mimo wszystko tak. Bo te tak brawurowo stylistycznie i ze szlachetnie nostalgiczną, poetycką z ducha, acz realistyczną w istocie ekspresyjną prostotą napisane  wspomnienia mogą i powinny wywołać teraz nową – po latach 80., gdy to zaczęły się u nas ukazywać wiersze i proza autora Odosobnienia –  falę zainteresowania czytelniczego, a może nawet i większe niż dotąd nowe zainteresowanie krytycznie dla, by tak rzec, zaniedbywanego obecnie pod tym względem wielkiego polskiego pisarza.

Czy jednak – spytajmy na koniec – aż tak wielkiego, jak ów inny nasz słynny rodak, z którym łączy istotnie tak wiele sytuacyjno-życiowych podobieństw losu, piszący także w języku Szekspira, który też nie był jego językiem rodzimym, czyli Joseph Conrad, to oczywiście rzecz gustu i sprawa do dyskusji. Ale tego, my jako odbiorcy ich dzieł nie specjalnie zainteresowani gradacją „wielkości literackiej”, nie musimy wcale wiedzieć czytając utwory obu tych niezwykłych użytkowników i poniekąd współtwórców XX-wiecznego języka angielskiego. A w ogóle, to przecież są zupełnie różne „bajki”, dwie odmienne rzeczywistości literackie – tak jak dzielące ich odmienne czasy, różne losy, czyli wedle Trumana Capote – „inne głosy, inne ściany”. Czytajmy zatem…

    No tak, dodać jednakże należy, że tacy pisarze jak autor Lorda Jima czy autor Na szali Losu zdarzają się jednak przecież, jak aż za dobrze wiemy, szalenie rzadko, tak rzadko, jak nie przymierzając, i sam autor Hamleta.

J.T.

 

Jerzy Pietrkiewicz Na szali Losu. Autobiografia, przełożyła Alicja Skarbińska-Zielińska, wstęp Rafał Moczkodan,  Iskry, 2016, s. 241

Reklama

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko