Jacek Bocheński – Piekło

0
118

Jacek Bocheński – Piekło

bochenski2

Można o przyszłości świata zacząć od drugiego końca, od ludzi, nie drzew. Obrać ludzki punkt widzenia i liczyć przyszłość, jak wszyscy, od najbliższego jutra. I z miejsca chwycić byka za rogi, a to znaczy zacząć z całą determinacją od piekła, ma się rozumieć, piekła polityki. Bo jeśli coś dotyczy wszystkich i z wyprzedzeniem stanowi o względnie bliskiej przyszłości wszystkich, to chyba piekielna polityka, nie nasze zamówienia z karty dań, jaką wydaje się teraźniejszość, zwłaszcza gdy siedzimy przy stole i myślimy, że zawsze będziemy tak siedzieć. 

Nachodzą nas czasem przelotne myśli o przyszłości, zazwyczaj koszmarne. Ciekawa rzecz: z przeszłości też wybieramy chętnie horrory, ale nie tylko, bo także to, co śmieszne. Świadczą o tym na przykład nasze wybory historyczne z menu telewizyjnego czy z Internetu. Przyszłość natomiast nie zawiera nic śmiesznego. W ogóle śmiesznej przyszłości nie można sobie wyobrazić. Niepodobną do naszej rzeczywistości, dziwną – tak, oczywiście, ale nigdy śmieszną. Przeszłość też jest dziwna, niepodobna do naszej teraźniejszości, a tu i ówdzie zasnuta mglistymi majakami horrorów, już byłych, więc niegroźnych. W odróżnieniu od nich przyszłość wydaje się straszna przez sam fakt, że jest przyszłością, jak straszna jest śmierć, ponieważ jest śmiercią. I tyle. 

Ani śmierć, ani przyszłość nie zachęcają do żartów. 

Przeszłości się nie boimy, przyszłości prawie zawsze. Sama myśl o baniu się przeszłości od razu nas rozśmiesza, jakkolwiek ta przeszłość byłaby okropna. Ale przecież była, już jej nie ma, a banie się tego, czego nie ma, zakrawa na niedorzeczność. Raz jeszcze się śmiejemy w związku z przeszłością, naszym jakże bogatym źródłem emocji rozrywkowych. 

Ale wracając do przyszłości i strachu, bez którego przyszłość nie da się opisać, a takie mam zadanie, cóż się okazuje: strach, gdy wypada mu skonkretyzować przyszłe niebezpieczeństwa, sięga do przeszłości! Coś z niej wydobywa, przerzuca w czas przyszły i zaczyna się bać. 

Pokażmy to sobie na bliskim nam przykładzie. Miało być o przyszłości w rozumieniu “wszystkich” i liczonej od jutra. Dobrze. Czego, poza nieszczęściami osobistymi, takimi jak utrata pracy, pieniędzy i ewentualnie zdrowia, boją się Polacy, siedzący przy światowym stole lub obok w kuchni? Czyli “my”. Czego bomy się my-Polacy, jak lubimy o sobie mówić.

My-Polacy boimy się Niemców. Ktoś zauważy: nie, my-Polacy boimy się raczej Rosjan, Związku Radzieckiego, którego nie ma, i Putina, który jest. Albo jeszcze inaczej powie: my-Polacy boimy się uchodźców. Oczywiście. Do Rosjan i uchodźców na pewno wrócę ja-Polak, obiecuję. Na początek jednak przyjąłbym, że naszym-polskim strachem podstawowym, (Justyna powiedziałaby może: podprogowym) jest od kilku pokoleń strach przed Niemcami. Takimi Niemcami, jakich widzieliśmy na zdjęciach i w kinie, bo w “realu” już mało kto widział. 

Niemcy napierają na szlaban graniczny, który pada. Nadlatują bombowcami z jasnego nieba, a na ziemi coś błyska i wybuchają białe dymki. Wali się dom. Płonie firanka. Babcia ma wspomnienia. Wszystko porzucone, jakaś chłopka dała garnuszek mleka, strzelają. Jacyś ludzie na ekranie idą z podniesionymi rękami. Będą zabici przez Niemców. Niemcy są wojskiem w ciężkich butach, które idzie grzmiąc po bruku. Niemca poznaje się po mundurze i wyrazie twarzy. Niemcowi patrzy z oczu bezwzględność, pycha i tępota. Niemiec jest mianowicie głupszy od Polaka. Niemcy mają wodza, który im każe mordować ludzi, wrzeszczy chrapliwym głosem i wygląda na zaburzonego psychicznie furiata. Nazywa się Hitler. 

Czy tacy Niemcy i taki Hitler mogą pojawić się w przyszłości, kopnąć swoim ciężkim butem światowy stół, dać całemu temu rozhuśtanemu burdelowi potężnego łupnia, przy okazji nam- Polakom w dupę i w końcu zrobić na świecie porządek, ten jakiś niemiecki, skoro sami zrobić własnego nijak nie potrafimy? 

Do niedawna myślałem, że taki – jak to powiedzieć? – come back Hitlera w dwudziestym pierwszym wieku jest absolutnym nonsensem, który nie może się spełnić w Niemczech, nie mówiąc o powodzeniu w reszcie świata. Czy na pewno? Czy nie uzna się jutro, że na przykład Kopernik nie miał racji, Ziemia wcale nie obraca się wokół Słońca, tylko Słońce wokół Ziemi, przecież ludzie widzą i nie dadzą się dłużej okłamywać. “De contrrevolutionibus orbium politicorum / O kontrobrotach ciał politycznych” – takie dzieło epokowe jest do napisania, taki kopernikański kontrprzewrót polityczny zachodzi, taka polityka pachnąca rzeczywiście piekłem.

Chodzi o prawdziwe piekło, a tam na horyzoncie widzę już miejsce dla Hitlera. Tam, jak to w piekle, będzie płacz i zgrzytanie zębów.

 

 

Jacek Bocheński blog II

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko