Andrzej Wołosewicz
Poezja a filozofia. Znowu?
Czesław Miłosz w rozmowie z Aleksandrem Fiutem mówi o filozofii i poezji:
„Miłosz: Pan pyta o egzystencjalistów, ja mówię te nazwiska, jakie się nasuwają. Camus nie jest uważany nawet za egzystencjalistę. W każdym razie on sam tego nie chciał. Ale oczywiście „Mit Syzyfa” jest książką właściwie zasadniczą dla powstania ruchu egzystencjalistów we Francji. Tylko, jak powtarzam, nie stwarzajmy mitów w tym sensie, że znowu pan ze mnie robi jakiegoś filozofa.
Fiut: Pana erudycja filozoficzna jest jednak ogromna i odbija się w poezji. Nie można po prostu od tego odejść. To jest problem, o którym mówiliśmy już, związku poezji z filozofią. Oczywiście, że pan formułuje pewne problemy jak gdyby instynktownie, pod naporem własnych przeżyć, ale one jednocześnie korespondują z pana preferencjami lekturowymi, filozoficznymi. To jest niewątpliwe, prawda?
Miłosz: No pewnie. Jeżeli na przykład pisze się wiersz i ma się świadomość, co to jest spór o uniwersalia, wtedy inaczej się sam wiersz układa.
Fiut: W tym wierszu, co charakterystyczne, pan mówi: „Kto by pomyślał, że tak, po stuleciach wynajdę spór o uniwersalia”. Jakby doświadczenie poetyckie było powrotem do doświadczenia filozoficznego. Pan nie powtarza, tylko odkrywa poprzez własne doświadczenia tę problematykę, która została wcześniej sformułowana filozoficznie.
Miłosz: No tak. To jest mniej więcej to samo, co Simone Weil powiada gdzieś, że co innego jest zrozumieć jakąś ideę, a co innego ją przeżyć całym sobą. Na tym polega różnica pomiędzy naszymi lekturami, kiedy jesteśmy w szkole i o wiele później; tzn. jak jesteśmy bardzo młodzi, możemy coś zrozumieć, ale przyswoić, tak żeby przeniknęło, że tak powiem, do środka ciała, no, na to trzeba specjalnego doświadczenia. Dlatego tak dużo rzeczy spływa po nas, a bardzo niewiele zagnieżdża się.” (Aleksander Fiut, Rozmowy z Czesławem Miłoszem, Kraków 1981)
Fryderyk Chrystian Hebbel w swoich Dziennikach dodaje na temat relacji filozofii i sztuki co następuje: „Myśleć i przedstawiać – dwie różne formy objawienia. Myślenie ma do czynienia z bezgranicznością, zachowuje się jednak wobec niej jak świadome naczynie i dlatego jest ograniczone. Przedstawienie wydobywa w formie ograniczonej coś nieograniczonego; dlatego z biegiem czasu przezwyciężono wszystkie systemy filozoficzne, ale ani jednego dzieła sztuki.”
A Alfred Gawroński w książce Dlaczego Platon wykluczył poetów z Państwa? dodaje – komentując stanowisko Wittgensteina – ,że „doskonałość języka sprawdza się w jego funkcjonowaniu, a nie w orzekaniu filozofów.”
To jeszcze zobaczmy, co na temat relacji poezji do jej założeń programowych (a filozofia jak najbardziej tu pasuje, bo często powołujemy się na nią jako na coś głębszego a więc jako na założenie, uzasadnienie) mówi Jan Brzękowski w Wyobraźni wyzwolonej (Kraków 1976): „Program winien krążyć w żyłach wiersza, a nie być wypisany tylko na trzymanym w ręku transparencie.”
I zamknijmy to wszystko cytatem z listu Henryka Elzenberga do Zbigniewa Herberta: „Poza tym pouczył mnie przykład Nietzschego, że do najwyższych osiągnieć zdolna jest nie tylko myśl prowadzona, jak się to chętnie mówi „porządnie”, skrupulatnie przestrzegająca dyrektyw logicznych i metodycznych, ale i ta „nieporządna”, czy to natchniona, ekstatyczna, emocjonalna czy skokowa i aforystyczna – nie mówiąc o zasadniczo świadomie intuicyjnej, której problem inni myśliciele lepiej stawiali. Przekonanie to stało się źródłem niektórych bodaj najgłębszych i najtrwalszych w moim życiu antagonizmów: wrogiem moim odtąd stawał się każdy, kto człowiekowi myślącemu odmawiał prawa do takiego również typu myślenia” i dodawał: „Precyzja myśli jest cechą epigonów: powiedzmy ostrożniej: drugiego pokolenia po twórcy. Myśl odkrywcza jest na ogół nieprecyzyjna.” (Zbigniew Herbert, Henryk Elzenberg, Korespondencja, Warszawa 2002)
Tyle zacytowałem i przytoczyłem, że sam jestem ciekaw, czy zdołam coś jeszcze ciekawego dodać. Spróbuję.
Najpierw swemu tekstowi chciałem dać tytuł Kłopoty z filozofią w literaturze, ale zakres „ja i literatura” wydał mi się zbyt obszerny jak na moje możliwości, ograniczenie do poezji jest jak najbardziej zasadne: ją mam rozpoznaną lepiej i lepiej się w jej obszarze czuję. Ale o kłopotach jednak będzie. Moje są dwojakiego rodzaju. Pierwszy polega na tym, że jako rasowy filozof (dla przypomnienia: po studiach i z dwudziestoletnim stażem w praktyce akademickiej w zakresie filozofii) bardzo podejrzliwie patrzę na wszelkie próby ufilozoficznienia poezji. Żeby być dobrze zrozumianym – nie zabraniam nikomu uprawiać szlachetną sztukę miłowania mądrości, ani chcę, ani mogę, każdemu wolno kochać, by wspomóc się tytułem znanego filmu, natomiast przeszkadza mi gdy w ramach tej wolności, tej swobody odwołujemy się do ledwie polizanych nazwisk, prądów, stanowisk, sporów. Mówiąc jeszcze inaczej: gdy czytam filozofię w literaturze (bo przecież czytam Braci Karamazow, czy Czarodziejską górę, czy wiersza Kazimierza Ratonia, Krzysztofa Gąsiorowskiego, Ernesta Brylla, Czesława Miłosza), to ich filozofowanie wynika z ich literatury, filozofia krąży tu żyłach wierszy a nie jest w wyraźny sposób tylko podpórką, protezą. A pisząc jeszcze inaczej mogę odwołać się do ulubionego Fryderyka Chrystiana Hebbla (cytowanego już na początku) z jego następującą wypowiedzią: „Jej (sztuki – A.W.) podstawową ideę wypowiedzieli już filozofowie w sposób dosyć dostojny i wysnuli ją aż do ostatecznych granic, zanalizowali aż do nerwów i serca; czemuż jednak zamiast poprzestać na samym ziarnie, wolimy rozgryzać łupiny, w które je schowali Ajschylos, Sofokles i Eurypides?”
A drugi mój kłopot, to kłopot bardziej prywatny, ten mianowicie, że filozofia będąc niezależnie od swego źródłowego umiłowania mądrości dialogiem, komunikatem, w każdym razie będąc myśleniem dążącym do jasności i precyzji (na tyle, na ile się da) jest językowo sucha, jak każdy język, którego aspiracje sięgają rozumu (wszak o umiłowanie mądrości idzie a nie umiłowanie bełkotu czy – zdrowych nawet – emocji). Język filozofii jest suchy, bo on jest od ułatwiania zrozumienia, czynienia przekazu w ogóle możliwym do przekazania w łańcuchu historycznego poznania, czyli od zaspokajania dość wąskich potrzeb poznawczych. Emocje, uczucia, umiejętności, cały bogaty świat naszych przeżyć zaspokaja raczej kultura i życie społeczno-prywatne a nie wiedza, poznanie czy coś w tym rodzaju. Wiem, wiem, nie dokonuję tu logicznych dystynkcji pojęciowych, definicyjnych, proszę to zostawić, proszę się tego nie czepiać…
I ja tym suchym językiem jestem przesiąknięty, przesiąknięty tym zaglądaniem pod podszewkę słów (jak prywatnie filozofię nazywam). Bardziej jestem przesiąknięty tym niż zachwytem nad smakiem, kolorem, mięsistością języka. Bardziej niż tym, że język raduje wyobraźnię i serce. To wszystko jest mi bliskie, ale z trudem lub wcale nie dociera do mojej poezji – o tym był ten fragment. Filozofia i poezja, te dwie nogi, na których w swej twórczości stoję nie są w równowadze. A przyznacie, że gdy nie ma równowagi, to trudniej się stoi i trudniej się idzie. Ale to mój kłopot i radzić sobie z nim muszę sam.
Natomiast podobny kłopot wynikający z dziwnych możliwych relacji poezji i filozofii podniósł Miłosz w przytoczonym na początku cytacie. I tu najbardziej martwi mnie zauważona przez niego (za Simone Weil) różnica między zrozumieniem jakiejś idei a jej przeżyciem całym sobą. Wielu poetów rozumie filozofię (przynajmniej w jakimś stopniu, są przecież podręczniki, encyklopedie, samouczki) ale ilu z nich przeżyło ją całym sobą? To może dam, polubownie, jakiś mniej suchy wiersz na koniec:
Ptaki północnych gniazd
zanim ruszysz przez życie pamiętaj
że będą po drodze miasta
i będą w nich kusić rozwiązłe kobiety
a mijane wsie pełne będą tajemnic
skrywanych za polnym duktem
ptaki północnych gniazd
będą niosły za sobą ogień
zorzy polarnej zimnego nieba
będziesz pod nim doznawał uczuć
których nigdy nie będziesz pewien
czy niosą szczęście dnia
czy tylko wełnę nocy
i lęk
zanim ruszysz przez życie
pamiętaj o ptakach północnych gniazd
które są w tobie