Wiesław Łuka
Budzenie z hipnozy, czyli jak Lew z Iwanem …
Kto kocha poważny, z atrakcyjną fabułą i nie niekoniecznie krótki reportaż ze świata, powinien czuć się zachęcony do „przerobienia” opasłego tomiska Lew kontra święty Pawieła Basińskiego.
Autor nazywa go w podtytule: „Historią pewnej wrogości” *. Wrogami określa rówieśników – niedoszłego literackiego noblisty z pierwszych lat XX wieku , hrabiego Lwa Nikołajewicza Tołstoja (tego Wojny i pokoju i Anny Karininy) oraz prawosławnego, protoprezbitera (godność w katolicyzmie równa kardynalskiej), dwukrotnie kanonizowanego ( w 1964 roku przez Cerkiew za granicą, a zaledwie dwadzieścia kilka lat temu przez rosyjską Cerkiew) Iwana Iljicza Siergiejewa, znanego jako Jan Kronsztadzki. Zauważmy dla ścisłości – Pawieł Basiński, prozaik i krytyk literacki, obdarowany w Rosji nagrodami, analizuje przyczyny i przebieg ostrego konfliktu między Tołstojem, a dziewiętnastowieczną Cerkwią, a jej ikoną w tej książce jest właśnie batiuszka Kronsztadzki. Cerkiew wykazała jednostronnie niezwykłą wrogość wobec pisarza, myśliciela i publicysty, który już za swego życia zyskał międzynarodowe uznanie; doszło do jego ekskomuniki i wydalenia z Kościoła. Protoprezbiter z Kronsztadu walnie się do tego przyczynił. W swoich kazaniach dla wielotysięcznych tłumów wiernych wołał do nieba, że pisarz, przepełniony jaśniepańską pychą „ …niech będzie przeklęty”… Posługiwał się arsenałem epitetów: „lew ryczący… ten, co ukrzyżował Chrystusa… niegodziwy łgarz… zgniły idol… podstępny wąż… pochlebczy lis… po prostu świnia…” ; to tylko niektóre z cytatów.
Wielki kapłan, pobudzony miłością do ojczyzny oraz „nienawiścią do pisarza” i do Żydów ( „światowego antychrysta”), zapisał się do Związku Narodu Rosyjskiego, wchodzącego w skład słynnej organizacji Czarna Sotnia. Głosił: „Nasz naród jest ciemny i niezdolny do rozumowego wyboru religii, dlatego lepiej nie dawać mu powodu do zejścia z właściwej drogi.” Wypowiedział się też na temat rosyjskiej inteligencji: „ Ona do niczego się nie nadaje , to bezbożni anarchiści, podobni do Lwa Tołstoja…”
Za co Cerkiew i późniejszy święty Jan nienawidzili „bluźniercę”, głoszącego „fałszywe oświecenie”? Tołstoj – nie tylko pisarz, ale także filozof dokonał dzieła niezwykłego – przetłumaczył na ojczysty język Ewangelię, którą w bogatej publicystyce opatrywał autorskimi komentarzami. Przede wszystkim, śmiało odmówił Chrystusowi boskości. W Cerkwi widział narastanie obrzędowości i prymat powstającej przez wieki dogmatyki teologicznej. Jaj twórcami – przekonywał – byli grzeszni, niedouczeni, zabobonni duchowni, którzy przyczyniają się do zaniku poszukiwań głębi bożej Prawdy i praktycznego życia według niej. Zadawalają się sprawowaniem widowiskowej liturgii, głoszą zakłamane kazania i udzielają podszytych magią sakramentów. Tołstoj twierdził, że „nie ma człowieka bardziej wierzącego niż ja”. Wierzył w Boga i swoje „chrześcijaństwo praktyczne”, tak jak je rozumiał. A było nim głównie przestrzeganie zasad kodeksu etycznego. Zyskał tysiące zwolenników wśród ludzi wykształconych, którzy nie protestowali, gdy ich nazywano tołstoistami. Nie mógł natomiast zyskać uznania rosyjskiego ludu, który właśnie w Janie Kronsztadzkim widział „wcielenie Trójcy Świętej”.
Zauważmy – Basiński nie znalazł w rozległej publicystyce Tołstoja ani jednej, negatywnej opinii o batiuszce Janie; a nawet wzmianki o nim należą do rzadkości, bowiem pisarz dyskutował z Cerkwią instytucjonalną, nie zaś z jej poszczególnymi przedstawicielami. Natomiast późniejszy święty odwrotnie – atakował pisarza. Czy zapomniał, że teologia chrześcijańska głosi jedną z naczelnych zasad etycznych: zwalczaj grzech, ale miłuj grzesznika, bo to bliźni ?
Hrabia Tołstoj, autor niekwestionowanie wielkich powieści nie tylko dziewiętnastego wieku – uznanych także przez świat – okazał wyjątkową śmiałość budując własny, indywidualny ( dziś byśmy powiedzieli: autorski) system religijno-filozoficzny. W tym drugim dokonaniu nie uznano go jednak za wielkiego. I to było zrozumiałe dla współczesnych mu, wykształconych czytelników; z tym się pogodził w ostatnich latach swego życia. Nie kajał się jednak przed metropolitami i duchowieństwem niższym rangą. Pisał ostro do nich już po wykluczeniu z Cerkwi: „… Stojąc nad grobem i widząc wyraźnie główne źródło ludzkich nieszczęść, chciałem wam powiedzieć, nie dlatego, by was napiętnować i osądzać , ale po to, żeby się przyczynić do zbawienia ludzi od tego strasznego zła, które wynika z głoszenia waszych nauk skrywających prawdę, a tym samym pomóc i wam obudzić się z hipnozy…”
Ten duch refleksji unosi się na stronach bardzo obszernego dzieła nonfiktion Basińskiego. Unosi się w nim również drugi duch – emocji współbohatera reportażu. Protoprezbiter Jan (miał on swoich licznych miłośników w kilku krajach, w tym także w pałacach brytyjskiej królowej Wiktorii) walczył nie tylko z grzechem pisarza- heretyka, ale też bez miłości do bliźniego publicznie niszczył człowieka: „…I rzeczywiście, gdyby odpowiadać Tołstojowi według jego głupoty na wszystkie jego bluźnierstwa, to sam by się człowiek do niego upodobnił i zaraził jego zgubnym smrodem…”
Dwie wybitne postaci Rosji przełomu wieków XIX i XX. Ostry spór filozoficzno religijny tamtych czasów. Dwa przeciwstawne sposoby funkcjonowania charyzmatycznych jednostek w społeczeństwie. Z jednej strony wielki twórca literacki i odważny myśliciel, głęboko zanurzony w artystycznej wyobraźni oraz dociekaniach filozoficznych, ale nietonący w nich – zaś po drugiej stronie duchowny, podobno cudotwórca (nie udało mu się jednak uleczyć cara Aleksandra III) urodzony w ubóstwie i niezwykle czuły na biedę współwyznawców. Jedno ich łączyło – właśnie ta czułość na biedę ludu, imperatyw niesienia mu pomocy materialnej, w setkach tysięcy rubli, ale również w tworzeniu miejsc pracy, szkół i domów pomocy społecznej. Do Tołstoja w Jasnej Polanie przychodziły tłumy po wsparcie finansowe, ratunek przed nadużyciami władzy oraz przed utratą „prawdziwej wiary religijnej”, której nie znajdowali w Cerkwi pogrążającej się w „katastrofie”. Równocześnie do Kronsztadu, miasteczka koło Petersburga, szły niezliczone pielgrzymki, by dostać także wsparcie finansowe oraz dotknąć szat cudotwórcy – uzdrowiciela.
Wszystko inne w zachowaniach i działaniach dwóch współbohaterów książki było różne. Co jest warte podkreślenia? Tołstoj przekonywał do swoich argumentów. Natomiast kapłan Jan chlapał „ „błotem”. Czy dlatego, że chlapał skutecznie i zjednywał dla świętej Cerkwi tysiące wyznawców, został po kilkudziesięciu latach od śmierci dwukrotnie ogłoszony także świętym? Obydwaj charyzmatycy działali w realiach tego samego czasu.
Oklaski dla autora książki nonfiktion! Z godną podkreślenia dociekliwością i znawstwem wszystkich innych prawideł sztuki reporterskiej Pawieł Basiński daje bogate i fascynujące tło społeczno- obyczajowe Rosji tamtych dziesięcioleci. Na tym tle rysuje sylwetki obydwu bohaterów – ich życie rodzinne od dzieciństwa, przez młodość, dojrzałość po dni ostatnie. Dowiadujemy się, że żona hrabiego, urodziwszy mu trzynaścioro dzieci, powiedziała „stop”, a hrabia podobno zagustował w młodzieży tej samej płci. Natomiast przyszły święty ożenił się zgodnie z prawosławnym prawem kanonicznym, ale nigdy nie skonsumował małżeństwa. Basiński cytuje setki opinii, nie ucieka od plotek, ale wielką wagę przywiązuje do dokumentów archiwalnych – prywatnych i urzędowych, relacji i wspomnień, listów i książek. Dzięki temu dwaj bohaterowie dość odległych czasów działają jakby dziś, na naszych oczach; żyją.
Dużą wartością poznawczą tego reportażu jest dołączona do niego przez autora publicystyczna korespondencja Lwa, Jana i Cerkwi ; to niezwykle ciekawe dokumenty dotyczące doktrynalnego sporu teologicznego.
Lew kontra święty to reporterska opowieść historyczna. Ale gdy słyszymy z cerkiewnej ambony z tamtych lat epitety w rodzaju: „niegodziwy łgarz”, zgniły idol” , to one brzmią jakoś swojsko, tak, jak byśmy my, słuchacze katolickiej ambony słuchali epitetów na przykład o „liberalnych odszczepieńcach” i „zdradzieckiej Targowicy”
- Pawieł Basiński, Lew kontra Święty – Historia pewnej wrogości, wyd. MARGINESY, Warszawa 2016