Zdzisław Antolski – Dulscy nowocześni

0
357

Zdzisław Antolski

 

DULSCY NOWOCZEŚNI

 

tandemOstatnia książka Elizy Segiet pt „Tandem” nosi podtytuł „farsa w dwu aktach” i rzeczywiście jest to sztuka teatralna rozpisana na głosy, choć czyta się ją doskonale jak powieść rozrywkową, tu przychodzi mi na myśl Magdaleny Samozwaniec „Na ustach grzechu” jako parodia Mniszkówny. Sztuka Segiet przypomina też filmy Bunuela i Felliniego, ze względu na magiczną atmosferę i transformacje bohaterów, a także, i przede wszystkim, dramaty Witkacego. Ale jej punktem wyjścia jest „Moralność pani Dulskiej” Gabrieli Zapolskiej. Akcja sztuki rozgrywa się w rodzinie, gdzie tytułowy tandem to ojciec Marcel, matka Olga oraz ich syn Hiruś, jego kolega Miruś i dziewczyna Helena, a także ciotka Adelajda.  

Sztuka rozpoczyna się dość sennie i monotonnie narzekaniem ojca, pijącego piwo, który prowadzi własną firmę, oraz zatroskaniem matki, biegającej po mieszkaniu z ścierką od kurzu, w maseczce kosmetycznej na twarzy, o przyszłość syna, który ma według niej talent poetycki. Mąż wpatruje się w telewizor oglądając, jak można się domyśleć, amerykańskie seriale, pod oknem maszeruje pochód równości transwestytów domagających się tolerancji. Małżonkowie rozmawiają, ale nieuważnie, stąd wynikają zabawne pomyłki językowe, jako jeden z elementów komicznych farsy.

Matka jest niewątpliwie postacią dominującą, to ona prowadzi „kampanię promocyjną” swojego syna-poety. Jest oczywiście nadopiekuńczo dyktatorska i trzęsie całym domem. Ale jest przy tym bardziej marzycielska niż praktyczny ojciec, który na temat poznania literatów mówi: „Bardzo chętnie ich poznam i porozmawiam. Najchętniej o poezji. Zapytam jak z tego utrzymać rodzinę? Poeta! Jak to brzmi!”.Matka z synem tworzyć mają ten tytułowy TANDEM poetycko-biznesowy, który rajcuje też ojca.

Widać z tych słów, że Ojciec ze sztuki Elizy Segiet twardo stąpa po ziemi, w końcu jest właścicielem firmy, która nieźle prosperuje na wolnym rynku. Jednak ma jedną słabość, mianowicie podoba mu się ciotka Adelajda, która w dodatku jest niemową. W ogóle początek sztuki nie zapowiada późniejszych fajerwerków i komedii pomyłek. Na razie bawimy się grą słów, bo małżeństwo uwielbia przekręcać swoje słowa, czy to z powodu głuchoty czy przekory. Wszystko zbliżone jest do realizmu, nawet kiedy Matka odczytuje z sekretnego zeszytu poetyckie utworu genialnego syna. Oto próbki:

„Za płotem rosną grzyby,

ale takie na niby.

Ktoś postawił je sobie

A podobają się tobie”.

I drugi utworek-potworek:

„Chodzą ludzie,

w wielkim trudzie.

Dobra byłaby lektyka,

ale lepsza lekkoatletyka”.

Ciocia Adela za pomocą języka migowego oraz mowy ciała przekazuje te potworki, co niebywale erotycznie podnieca Ojca. „Recytująca Adela stawia na baczność wyobraźnię” – jak mówi Matka. Między bohaterami sztuki zaczynają się tworzyć przedziwne układy erotyczne (np. między Ojcem a narzeczoną jego syna), szyfrowane jako „pranie”. Nagle okazuje się, że Miruś jest kobietą, następują zamiany płci, a Adela odzyskuje mowę.

I nagle czytelnik dowiaduje się, że grafoman-Hiruś naprawdę jest naukowcem z tytułem doktora, który za pomocą swojej grafomanii empirycznie bada ludzi i ich role odgrywane w Internecie. „Urodziłem się w świecie już bardzo stechnicyzowanym. Wszystkie informacje docierają od nas z zastraszającą prędkością. Postanowiłem zbadać ich wpływ na nasze życie. Zacząłem śledzić, co dzieje się w sieci. A tam jest drugi świat. każdy może być każdym, jednocześnie bez obawy, że w jakikolwiek sposób się skompromituję. W sieci nie ma wstydu. Tam można to, czego w realnym życiu nie odważylibyśmy się nigdy zrobić.(…) Pomyślałem, że jest taka nisza jak poezja. Zauważyłem, że w sieci ona żyje w sposób niewyobrażalny. Uznałem, że bardzo dobrze byłoby sprawdzić, jak na żywy – realny organizm mogą oddziaływać słowa. Odnoszę wrażenie, że słowa wprawione w ruch potrafią manipulować ludźmi. Wprawdzie moje empiryczne doświadczenia przeprowadziłem na małej grupie osób z najbliższego otoczenia. Nie wyobrażanie sobie państwo, jak poezja może wprawiać w ruch wyobraźnię…”

Okazuje się że wszyscy coś udają, wzajemnie się podsłuchują, nikt nie jest tym za kogo się podaje, na przykład Adela okazuje się synem Ojca. Następuje totalny CHAOS, który zamienia się już nie w farsę, a groteskę, burleskę, teatr absurdu i nonsensu. W jednej sztuce mamy nawiązanie do Ionesco, Arrabala. Ale przede wszystkim Witkacego, jego wpływy dają odczuć najmocniej. Jego sarkastyczne poczucie humoru i surowy osąd rzeczywistości przybrany w kostium groteski i farsy.

Okazuje się, że ta nowoczesna, tolerancyjna rodzina jest zakłamana, w stosunkach między sobą posługiwali się szantażem i groźbą, okłamywali się nawzajem, zdradzali i oszukiwali.

Adela, a właściwie nieślubny syn Ojca  wygłasza wielką mowę oskarżycielską:

„Nietolerancyjny dupek, który cały czas udaje kogoś, kim nie jest! Cwany frajer, który zaczął nagrywać mój taniec, żeby na tym zarobić. Myślałeś, że nie zauważę tych kamerek? Ty chciałeś na mnie zarobić? Na mnie! Przez całe moje życie nie dostałem od ciebie nic! (…) musisz jeszcze wysłuchać, że moja mama czuje się dobrze, nie martw się. Skończyłem studia, mam wszystko, czego ty nie masz. W naszym domu nie ma kłamstw. Nie mam więcej nieco do powiedzenia. Cieszę się, że tobie, a raczej wam, namieszałem w życiu. jestem z siebie dumny! Zobacz, tam pod stołem zamontowałem taki malutki podsłuch, żebyśmy z mamą mogli być częścią tej rodziny. Nigdy nie chciałem wykorzystać tego przeciwko tobie. Ale zmusiłeś mnie. Wiem o was wszystko, nawet o tym jak ogrodnik przychodził kosić trawę, a podlewał też wszystkie kwiaty w domu, Zwłaszcza te, które stoją na parapecie w sypialni”.

I tak z farsy i burleski zrobił się dramat społeczno-obyczajowy. Oskarżenie hipokryzji, fałszu i zakłamania nowobogackich, którzy tak chętnie stroją w modne szaty tolerancji, postępu i nowoczesności.

Trzeba przyznać, że Eliza Segiet napisała swoją sztukę z dużą lekkością pióra. Czyta się rzecz z przyjemnością, a ciągłe przebieranki i zgadywanie, kto jest kim, przysparza dodatkowych emocji. Na końcu następuje jednak wyjaśnienie całego qui pro guo, a rzeczywistość skrzeczy. Ze świata bajki i farsy wracamy do twardej rzeczywistości, gdzie rządzi fałsz a krzywda ludzka domaga się sprawiedliwego ukarania. Na szczęście w sztuce winni zostają zdemaskowani, czego w tzw. realu nie zawsze możemy być świadkami. Następuje więc katharsis. Mamy poczucie, że dobro zwyciężyło a zło zostało zdemaskowane, sprawiedliwość zatryumfowała. W końcu w sztuce o to chodzi, a w życiu chyba też?

……………………………………………………

Eliza Segiet, Tandem, Kraków  2017, ss.136

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko