Andrzej Wołosewicz – Drugi (jeszcze dłuższy!) cytat z Kazimierza Wyki

0
402

Andrzej Wołosewicz

 

Drugi (jeszcze dłuższy!) cytat z Kazimierza Wyki

 

wyka

 

Moi Kochani i Drodzy Czytelnicy, ci, którzy mnie lubią i ci, którzy się na mnie wściekają – długo myślałem, jaki  prezent Wam zrobić z okazji ledwie co rozpoczętego Nowego Roku. Nic mi nie przychodziło do głowy, ale – jak wiecie – od dłuższego czasu czytam eseje Kazimierza Wyki „Rzecz wyobraźni” i różnych mi one dostarczyły inspiracji. Tak stało się i teraz, gdy dotarłem do eseju „Bolesław Leśmian: dwa utwory”. Leśmiana nie lubię, jest dla mnie zbyt „katarynkowaty”, ale mój prezent polega na tym, że Wyka zanim zacznie pisać o Leśmianie daje uniwersalny dłuższy wstęp o tym, z czym często na naszych łamach się borykamy, z pytaniami o poezję: po co, dla kogo, jak ją czytać, czy i jak pomagają nam w tym fachowcy? Zobaczcie sami.

 

                „Zrozumienie, a zatem możliwość pełnego przeżycia estetycznego utworów współczesnej poezji nie należy do zadań łatwych u odbiorcy, który nie został do tego przysposobiony. Niewielka też pociecha, że podobnie jest ze współczesną muzyką oraz malarstwem.

                U wejścia na wystawy malarskie wykłada się książki dla publiczności, by ta wpisywała do nich swoje sądy i spostrzeżenia. „Książki życzeń i zażaleń” , wykładane po sklepach, są wzorem wersalskiego taktu wobec tego, co tam przeczytać można. Odbiorcy towaru wystawowego gromko i niecierpliwie żalą się na to, co otrzymują. Jasno i prostodusznie życzą sobie innego towaru. Życzą sobie i malarzom, ażeby ci tworzyli płótna podobne Rafaelowi, Tycjanowi, Matejce, Chełmońskiemu. Żalą się, że plastycy wolą być jak Picasso. To nazwisko w malarskich książkach życzeń i zażaleń staje się w Polsce symbolem wszelkiego zła malarskiego.

                Jednocześnie na tych samych wystawach przed obrazami przystają fachowcy. Malarze, krytycy i trochę kibiców. Porozumiewają się w pół słowa, w pół terminu, w ćwierć  aluzji do określonego „izmu”. Ich mowa dla otaczającej publiczności jest doskonale hermetyczna i całkowicie niepojęta.

                Przez określenie fachowcy rozumiem zarówno tych, co bezpośrednio sztukę uprawiają – artyści, jak i tych, którzy najbliżej w jej uprawianiu uczestniczą – krytycy, mecenasi, kibice artystyczni, historycy danej dyscypliny artystycznej. Swoista granica przebiega więc nie tyle między artystami (twórcami) a resztą świata, ile między tak rozumianymi fachowcami a pozostałym społeczeństwem. Pierwsi współtworzą, reszta usiłuje odbierać.

                Ze współczesną poezją jest podobnie. Ze sporami na jej temat, z dyskusjami dotyczącymi nowych postaw i nowych kierunków. Fachowcy – piszący te słowa na pewno do nich należy – porozumiewają się w pół słowa. Mowa ich bywa dla publiczności doskonale hermetyczną. Nie szkodzi spojrzeć na siebie z boku, bodaj na czas pisania jednego artykułu.

                Nie będę wnikał w wielorakie przyczyny sygnalizowanego zjawiska. Sięgają one pytania tak zasadniczego jak to, czy rozdźwięk między recepcją społeczną a ogólnym kierunkiem artystycznego nowatorstwa stanowi jakąś specjalną skazę współczesnej sztuki, czy też – w różnym stopniu nasilenia – zawsze on występował, ilekroć twórczość  artystyczna  dokonywała gwałtownego zwrotu. A na pewno go dokonywała w obecnym stuleciu. Kiedy jej żagiel po raz pierwszy pochylił się i zadrżał niespokojnie, któż to wie?

                W przyczyny zatem nie będę wnikał. Pozostać pragnę przy spostrzeżeniu dużo prostszym. Powróćmy do owych fachowców, doskonale się z sobą porozumiewających, podczas kiedy dla publiczności niepojęty bywa system znaków, które nadają oni do siebie. Dlaczego porozumiewają się oni w pół terminu? Czyżby przez naturę byli szczególnie obdarzeni?

                Niestety, w tym miejscu nie daje się uniknąć pewnego wywodu z punktu widzenia fachowego. Postaram się to uczynić możliwie prosto. Sąd krytyczny, a więc sąd fachowy polega na zdolności sformułowania osobistego przeżycia estetycznego w sposób możliwie intelektualny i oparty nie tylko na wrażeniu, odwołujący się do owego przeżycia. Na powstanie sądu krytycznego (fachowego) składają się trzy ogniwa: 1. zrozumienie dzieła (utworu) artystycznego; 2. jego przeżycie osobiste; 3. ujęcie intelektualne aktu  zrozumienia i aktu przeżycia.

                Rzecz oczywista, że granice pomiędzy tymi ogniwami są płynne. Nie dają się one wyróżnić i ukazać jak na mapie. Przeżycie i zrozumienie to najczęściej jeden i ten sam akt, jeden i ten sam moment czasowy. Ponadto można w sposób głęboki i pozostający w pamięci przeżyć dzieło artystyczne, nie wszystkie w nim elementy rozumiejąc w pełni. Wreszcie – można dany utwór całkowicie zrozumieć, a jednak nie przyswoić go sobie w postaci głębokiego przeżycia. Przeżycie bez pełnego i szczegółowego zrozumienia to zjawisko bardzo częste i nie stoi ono w sprzeczności z oddziaływaniem sztuki w ogóle. Zrozumienie pełne chłodu rzadko kiedy spotyka się u zwykłego odbiorcy dzieł artystycznych. Stanowi ono smutny i bezpłodny przywilej fachowca.

                Jeżeli fachowcy porozumiewają się z sobą, ledwo zaznaczywszy odpowiedni sygnał, dzieje się to chyba z następującego powodu. W miarę zaprawy, w miarę intensywnie uprawianego obcowania z dziełami sztuki – ulegają u nich skróceniu dwa pierwsze ogniwa sądu krytycznego: zrozumienie i przeżycie. Stają się niekiedy jedną niepodzielną błyskawicą. Dopóki rutyna nie zagrodzi drogi do nowych typów sztuki – rozumienie i przeżycie występują w akcie niepodzielnym. Dlatego fachowcom wystarczy skrót myślowy, „izm”, techniczna i warsztatowa gwara profesjonalna.

                Jeden z uczniów znakomitego malarza z okresu Młodej Polski, Jana Stanisławskiego, opowiada, że w następujący sposób prowadził on korektę prac swoich uczniów: „Hm, ciekawe, soczyste, pieprzne, cebulkowe – szpinak, za niebieskie, brudne, trzeba zwibrować, szukaj Pan szarzyzn. Świat u Pana taki, jakby wyszedł z mydlanej kąpieli; patrząc na krajobraz, przypomina Pan sobie najpodlejszy kicz i do niego nagina przyrodę. Cóż to za butelkowa farba!”

                Proszę to przełożyć na ludzki język. A przecież Stanisławski nie bełkotał; uczniowie rozumieli go doskonale; pedagogiem był wyśmienitym. Ale jego uczniowie nie byli publicznością, stali po tej samej stronie granicy dzielącej ją od fachowców, co mistrz mówiący o mydlanej kąpieli.

                Publiczność bowiem znajduje się w sytuacji przeciwstawnej. Najważniejsze dla niej i wystarczające są dwa pierwsze ogniwa: zrozumieć, przeżyć. Cały świat „izmów”, prądów, postaw, ujęć ogólnych, praw rozwoju – jest dla niej obojętny. Smakuje jak papierowe jabłka.

                Czyżby więc była to sytuacja nie dającego się w żaden sposób załagodzić nieporozumienia? Nie sądzę. Każdy krytyk, każdy fachowiec jest w stanie, a raczej – powinien być w stanie ogniwo zrozumienia i ogniwo przeżycia wydzielić i dokładnie opowiedzieć. To znaczy, te znamiona artystyczne występujące w danym utworze, które uogólnił on w sądzie  krytycznym, ukazać w tekście. Powinien by zdolny podać czytelnikowi dłoń tam, gdzie on najmocniej jej potrzebuje i gdzie ma wszelki prawo domagać się podobnego gestu.

                Czynimy to jednak zbyt rzadko. Dlaczego tak rzadko? Znowuż przyczyny bywają wielorakie. Podam tylko jedną: jeśliby każdy analizowany tom poezji, powieść, dramat rozpatrywać, przechodząc wszystkie etapy powstawania sądu krytycznego, dopieroż by nikt na świecie nie był zdolny czytać takich łopatologicznych tasiemców. Krytyk pracuje skrótami, musi pracować skrótami. Chodzi wszakże o proporcje owych skrótów. Bywa ona często zachwiana na rzecz ogniwa trzeciego, a na niekorzyść dwu pierwszych. Pisze, bom smutny i sam pełen winy.”

                Piękny to i klarowny tekst. Chciałbym, abyśmy wszyscy zanim staniemy w obliczu analizy poezji mieli te słowa na uwadze. Te o etapach rozpatrywania, te o skrótach wynikających z zawodowego przygotowani i te wreszcie o potrzebie ciągłego uczenia się odbioru poezji, poszerzania wiedzy na jej temat, bo tu obowiązuje zasada, którą pamiętam jeszcze z „Dzienników” Fryderyka Chrystiana Hebbla: „Wiem, jak mi przeszkadza moje niezupełne, jednostronne wykształcenie; co prawda wiem także (i to daje mi stanowisko wobec innych), że posiadanie wiadomości nie jest korzyścią w tak wielkim stopniu, w jakim ich brak jest zawadą.”

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko