Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
110

Wacław Holewiński


Mebluję głowę książkami


mebluje-glowe


Dlaczego?

 

krwawa-lunaSkończyłem czytać tę książkę jakieś dwa tygodnie temu. I wciąż zadaję sobie pytanie, co powodowało takimi ludźmi jak Luna Brystygierowa? Co ciągnęło ich do komunizmu? Dlaczego tak bardzo nienawidzili swoich przeciwników? Skąd w nich ta piekielna zajadłość, nieumiejętność wyjścia poza schemat, poza wtłaczane w głowy formuły? A w końcu, dlaczego zmarnowali swoje życie? Bo nie mam wątpliwości, że zmarnowali. A przecież nie musieli, mogli inaczej.

Kim była? Komunistką, to na pewno. Twardogłową, do końca życia wierzącą w jedynie słuszną ideologię. Tak, była lepiej wykształcona od większości swoich partyjnych towarzyszy. Przed wojną zrobiła studia historyczne na lwowskim Uniwersytecie, potem doktorat z filozofii, pisała książki… Mogła być naukowcem, dziennikarką, pedagogiem, kimkolwiek. Stała się synonimem zła, okrucieństwa, zbrodni.

Znów, kim była? Może najbardziej przebiegłym śledczym w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego? Nie brudziła sobie rąk biciem, od tego byli inni. Zwolniła z więzienia Pawła Jasienicę, kilku innych zapewne też. I co z tego?

Wracam. Wychowała się w dobrym, ciepłym, żydowskim domu. Nie głodowała, wręcz odwrotnie, to był zamożny dom. Apteka w Stryju dawała ponadprzeciętne dochody. A jednak wszystkie dzieci Berty i Hermanna Preissów (może z wyjątkiem jednego z braci, ale tego nie wiemy) „poszły” w komunizm. Była z rodzeństwa najstarsza, dała przykład? Pociągnęła za sobą?

Dlaczego?

Szybko wyrwała się z domu rodzinnego. Wyszła za bogatego, dwanaście lat od niej starszego adwokata – Chaima Nutę Brüstigera. Urodziła mu syna. Szybko, już po roku małżeństwa, się z nim rozstała.

Dlaczego?

Siedziała przed wojną w więzieniach. Za każdym razem dłużej (ostatni wyrok w 1937 roku to dwa lata). To był jej drugi „Uniwersytet”. Pewnie ważniejszy od tego lwowskiego. Z pewną zgryźliwością można powiedzieć, że polskie więzienie uratowało jej życie. Mogła podzielić przecież los innych polskich komunistów, rozstrzelanych na rozkaz Stalina.

Nie miała wątpliwości w dniu agresji Sowietów na Polskę. Nie miała wątpliwości w sprawie aneksji zachodniej Ukrainy. Nie miała wątpliwości, przyjmując sowieckie obywatelstwo… Nie miała wątpliwości… Nie miała…

Przecież to była wykształcona, mądra, oczytana kobieta. Przecież nie była głupia. Ratowała życie? Nie, to nie to…

Mogła i powinna była zrobić karierę w PRL-u. Przecież tych komunistów z „dobrą” przedwojenną, więzienna kartą zostało tak niewielu. Wiceminister, minister? Tak, to była ta półka. Nigdy się do takiego stanowiska nawet nie zbliżyła.

Dlaczego?

Pomijała szczeble służbowe. Miała bezpośrednie „dojście” do Bermana i Bieruta. To z nimi załatwiała najważniejsze sprawy. Nikt jej nie karcił, nie degradował, nie wskazywał właściwej hierarchii.

Dlaczego?

A potem, po 1956 roku? Przynajmniej kilku z tego najwyższego kierownictwa bezpieki trafiło do pierdla. Wobec niej też szykowano akt oskarżenia. A jednak skrzętnie zamieciono sprawę pod dywan.

Dlaczego?

Ponoć się nie bała. Ponoć miała na innych haki. Ponoć wywiozła swoje archiwum do Francji. Może tak, może nie.

Nikt jej nie tknął, żyła spokojnym życiem emerytki. Lubiła jeździć kupionym autem. Wyjeżdżała za granicę. Miała liczną rodzinę żyjącą poza Polską, piękną siostrę (przecież też komunistkę), która pozowała Picasso, braci. Dla innych komunistów byłoby – ta zagraniczna rodzina – to obciążeniem. Dla niej nie było…

Plotki… Była kochanką tego albo tamtego… Może… Trudno zweryfikować…

Fakty: pomogła w okupowanym Lwowie Gomułce. Chronił ją…

Chciała zostać pisarką, członkiem Związku Literatów Polskich. Lesław Bartelski się sprzeciwił. Z powodów pozamerytorycznych. Nie przyjęto jej, kat i ofiary nie powinny być w tej samej organizacji… Przeżyła to mocno…

Na ekranach mamy teraz głośną „Zaćmę”, film Ryszarda Bugajskiego, inspirowany życiorysem „Krwawej Luny”. Bajkowo zwycięża tam dobro, grzesznica się nawraca. Bukalska mówi – nic z tego. Nie ma żadnych dowodów na nawrócenie, a tym bardziej na ekspiację. Były Laski, rozmowy, być może nawet jakieś przyjaźnie. Ale nic więcej…

W rozmowie z autorką powiedziałem, że nie powinna była pisać tej książki. Jest za młoda (rocznik 1972). Tę książkę powinien był napisać ktoś od niej starszy, pewnie z mojego pokolenia. Powinien był ją napisać dwadzieścia pięć lat temu. Wtedy, gdy można było jeszcze znaleźć, spotkać tych, którzy ją znali, tych, których przesłuchiwała, decydowała o ich życiu. Zabrakło mi tego środka – najważniejszej części jej życia Luny – w książce Bukalskiej. To nie jej wina. Zebrała wszystko, albo prawie wszystko, co dało się jeszcze zebrał. Ułożyła, zbliżyła, oświetliła światłem reflektora.

A to co w cieniu?

Mam swoją teorię wpływów Brystygierowej. W moim odczuciu miała możniejszych protektorów niż Berman czy nawet Bierut. Ale tego pewnie się nigdy nie dowiemy. Chyba, że zdarzy się cud i archiwa sowieckie staną otworem przed badaczami. Kto wie?

 

Patrycja Bukalska – Krwawa Luna, Wielka Litera, Warszawa 2016, str. 238.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko