Andrzej Walter – Donald z krainy czarów

0
105

Andrzej Walter


 

Donald z krainy czarów

 

 

walter   Wybory w Ameryce wywołały medialną burzę na całym świecie oraz lawinę komentarzy praktycznie w każdym środowisku. Uważa się bowiem Prezydenta USA za władcę świata, a z pewnością jego wybór charakteryzuje się później wpływem na to, kto i jakie podejmuje decyzje, a biorąc pod uwagę siłę militarną i potencjał gospodarczy USA, opinie te nie są pozbawione uzasadnienia.

 

   Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że owe „mądrości i komentarze” w przypadku tych, konkretnie aktualnych wyborów, są jakby kalką światopoglądowych i ideowych przekonań komentujących. A kalka ta jest bardzo mocno nasączona opiniami wygłaszanymi w mediach. I tak: jedni odsądzają od czci i wiary decyzję wyborców (bo opinie o systemie, że zły, są niepoważne, skoro był dobry wiele, wiele lat) – mówią oni, że Donald Trump to: nuworysz, prymityw i cham (bardzo przepraszam za język, lecz tak mówią) – nie przebierając w słowach i inwektywach, inni z kolei przesadzają w przeciwnym kierunku, lansując tezę jak to dobrze będzie i odświeżająco. Trudno tu o głos rozsądku.

 

   Ja nie uważam, że wygłoszę taki głos. Jednak sądzę, iż warto uzmysłowić sobie kilka oczywistych faktów. Pierwszy to taki, że masy całego świata (społeczeństwa demokratyczne i obywatelskie) powoli buntują się przeciw medialnemu robieniu nas w balona. Buntują się też przeciwko lewacko-marksistowskiej ideologii zmieniania naszego świata w świat gender, LGBT i w świat oderwany od korzeni, tradycji i odwiecznych praw nim rządzących. Bezczelną, jawną i cyniczną przedstawicielką tych środowisk była właśnie Pani Clinton i jej poplecznicy. Pokłady hipokryzji z tej strony są właśnie przyczyną tych porażek. Te porażki bowiem i w Polsce, i na Węgrzech, i wkrótce w Austrii, we Francji i w Niemczech mają jeden wspólny mianownik – są buntem przeciwko tak zwanym elitom. A że Trump też należy do tych elit – cóż, jaki poziom społeczeństw i ich kultury – tacy kandydaci.

 

   I na tym właściwie można by  w tym temacie poprzestać, gdyby nie powaga problemu i gdyby pewnemu celebryckiemu chłopcu nie dano do ręki nuklearnych guzików. Wtedy robi się strasznie i skóra cierpnie. Przez co właściwie rozumiem obawy wszystkich ludzi trzeźwo myślących – cóż nam ten pan teraz wymyśli? Bo, że wymyśli, jest prawie pewne. Wystarczy nań spojrzeć.

 

   I niech nikt nie zaklina rzeczywistości, że nie były to wybory przeciwko narzucanym nam wszystkim: nakazom i zakazom, przeciwko fałszywie lansowanej tolerancji, w ramach której mamy wśród uchodźców przyjąć pod dach kilku terrorystów, którzy z kolei w przypływie szaleństwa mają jasno sprecyzowany zamiar poderżnąć nam gardła bądź też wysadzić nas w powietrze.

 

   A, że kandydaci takiej materii? Cóż. Jak już wspomniałem, tacy kandydaci jakie całe społeczeństwo – w pełni jego warci – kandydaci społeczeństwa, które za kulturę uważa dziś jarmarczną rozrywkę, które jest otumanione płynącym z telewizorów przekazem i przykazem, które przestało samo myśleć i podejmować racjonalne, autonomiczne decyzje. Społeczeństwo, które wymodelowano w sposób mieć, nie być, które przedkłada święty spokój nad walkę o coś, które pochwala egoizm, hedonizm oraz prymitywność wszelaką.

 

   I nagle coś w takim społeczeństwie pęka. I elity są zdumione – jak to tak? Tyle przeznaczonych środków, a oni nagle swoje? Nie do wiary. Szok. Co za tumany. Może i tumany, ale chyba nadszedł kres: korponiewolnictwu, niepohamowanej konsumpcji i ułudzie działania jeszcze mechanizmu „czwartej władzy”. Pisaliśmy o tym wielokrotnie – dziś nie działa żadna demokracja, demos jest traktowany utylitarnie, to demokracja liberalna z naciskiem na ową liberalność. Jednostki mają działać na enter i na metodę akcja-reakcja. A tu nagle się okazuje, że żaden „koniec historii” nie następuje. Że masy się buntują. No doprawdy – jak można?

 

   I cóż nam to przyniesie? Nie wiem. Nikt nie wie. Każdy na swój właściwy sposób wyraża niepokój i wątpliwości. Tyle, że strona oburzonych i krytyków Donalda Trumpa może nie wie (gdyż „w ich” mediach tego nie mówią), że Pani Clinton mogła swoimi „decyzjami” (choćby zaostrzenia agresji w Syri, co deklarowała) prędzej podpalić świat niż nuworysz Trump. A, że świat się powoli podpala – to fakt niezależny od tego kto wygrał wybory w USA. Podpala się on właśnie z przyczyn, które tu podniosłem. Najpierw podpalił się fejsbukowo tak zwaną „arabską wiosną” (choć i tak nie wiadomo kto, tak naprawdę, to inspirował), potem podpalił się kryzysem gospodarczym wywołanym sztucznością całej ekonomicznej konstrukcji świata współczesnego opartej na chciwych i bezwzględnych bankach z ich wachlarzem nowych produktów i instrumentów finansowych mających na celu wtłoczyć nas w niewolnictwo pieniądza. Świat Zachodu bowiem wszedł w fazę zysku za wszelką cenę, w oblicze, a po nas choćby i potop – i potop ów powoli nadchodzi.

 

   A dlaczego powoli? Bo tym chciwym i wyrachowanym graczom póki co nie zależy na globalnym konflikcie – wolą mniejsze poligony doświadczalne, lokalne i łatwiej kontrolowalne. Nie znaczy to, że wkrótce nie zmienią zdania. To nie żadne teorie spiskowe, tylko obserwuje się to na własne oczy, gdyż bezczelność tak zwanych elit sięga zenitu. Bogacze tego świata zawsze manipulowali rzeczywistością tyle, że współczesny postęp technologiczny włożył im w ręce wyspecjalizowane komunikacyjnie narzędzia, o których nikomu nigdy wcześniej się nawet nie śniło. I właśnie doświadczamy tego efektów. Do tego doszedł wojujący islam, który nie jest żadną religią pokoju, ale religią ekspansji – również za wszelką cenę. Starło się to z naszą „tolerancyjnością” … za wszelką cenę – zwłaszcza zdrowego rozsądku.

 

   Dlatego wybory w USA nie stanowią niczego dziwnego. To po prostu efekt, konsekwencja i wypadkowa procesów zachodzących ostatnio dość dynamicznie i jakby nieco szybciej. Jaki świat zafunduje nam pan Trump? Na pewno coraz dziwniejszy. To człowiek nieobliczalny, nieprzewidywalny, można śmiało powiedzieć szalony – tak wyglądał w trakcie całej kampanii. Pani Clinton z kolei wyglądała na cyniczną, pełną hipokryzji cwaną rozgrywającą, która wierzy w swoją „misję” zmiany oblicza świata – jak choćby na przykładzie aborcji na życzenie. Jedni chcą takiego świata (w swej jawnej walce z chrześcijaństwem), inni nie. I tyle. A wszystko to jest ogólnym biciem piany, dla wypełnienia medialnych przekazów, za kotarą których prawdziwi gracze będą zarabiali ogromną kasę deponowaną na Kajmanach, w różnych Panamach, Lichtensteinach i Luksemburgach. Kasa ta będzie zarabiana na naszej konsumpcji, na modelu spędzaniu wolnego czasu w markecie, na zastąpieniu rodziny indywidualistą – egoistą, który ma sobie robić stale przyjemność (i wydawać kasę), na niewolniku korporacji, który nie ma czasu czytać, rozmyślać i najzwyczajniej w świecie – żyć. On ma pracować i konsumować. Po Orwellowsku. Bez zaburzeń. Ministerstwo „Prawdy” już o to zadba. Również za wszelką cenę…

 

   I pod tym kątem postrzegam te wszelkie „szokujące” wybory. Może do ludzi nie dociera, że pan Putin z kolei do swej „wojny” dorabia ideologię walki z zachodnim lewactwem. Nie dociera, że nie ma tygodnia, kiedy nie widuje się go w cerkwi, że jego cynizm i hipokryzja w tym zakresie przekracza wszelkie możliwe normy. Były kagiebista przeżył nawrócenie – oświecił się i będzie teraz nas „bronił”. Tak to w zarysie wygląda i nie jest to wcale bez znaczenia.

 

   Do ludzi być może też nie dociera, że jest taka szansa, iż za abdykacją Benedykta stoją oszustwa Banku Watykanu, szarych eminencji tam działających i ogromnej kasie, która stoi z kolei za tym. Sam bohater tej abdykacji bąknął swego czasu, że nie zdajemy sobie sprawy z wielkości jak to ujął „brudu w Kościele”…

 

    Przecież wszystkie te fakty, gry interesów, całokształt – należy obserwować kompleksowo, łączyć i zestawiać fakty, poszukiwać, kto i co za tym wszystkim stoi. Ludzie dziś zatracają powoli tę umiejętność i o to właśnie chodzi tym wszystkim korporacjom, lobbystom, postępowcom, pożytecznym idiotom oraz bogaczom, którzy czerpią z tego rzeczywiste korzyści, wymierne i policzalne. I pani Clinton też o to chodzi, a mam obawy, że pod odmienną retoryką panu Trumpowi też o to chodzi. Czas pozbyć się złudzeń.

 

   Niestety Donad Trump jest dla mnie oczywistym tego wszystkiego dowodem i efektem. To produkt. Jak wszystko co nas dziś otacza. I duża część społeczeństwa za Oceanem ów produkt właśnie kupiła. Tyle że w przypadku tej transakcji zapłacimy za nią wszyscy. Oby nie zbyt drogo …

 

Andrzej Walter

 

  

 

 

 

Post scriptum – wielu podnosi co to dla nas, dla Polski, oznacza? Nic to nie oznacza. Choć faktycznie, dla Polski niby zawsze lepszy był kandydat i Prezydent USA – konserwatysta, a nie demokrata. Trzeba sobie powiedzieć jasno i wyraźnie. Ameryka nie zrobiła (specjalnie) dla nas nigdy i nic. Przekonywanie, że to nieprawda nic tu nie da, przekonywanie, że Reagan i tak dalej – Reagan chciał bankructwa ZSRR, a my „przy okazji” skorzystaliśmy – polityka to gra interesów. Tyle. Natomiast to, co zrobiło USA pod koniec 1945 roku to … największe skurwysyństwo jakie zna świat. USA nas ordynarnie sprzedała i to za krew Polaków oddaną na wszystkich frontach tej, ponoć wspólnej wojny. Oddali nas bezczelnie na pastwę Wujcia Józia, z którym się obrzydliwie najpierw obściskiwali, a potem współzawodniczyli. Pokutujemy za to do dziś. Wiara w Amerykę to największy błąd polskiej polityki jaki można popełniać. Umiesz liczyć, licz na siebie – to z kolei najważniejsza rzecz jaką powinniśmy stosować. Do tego jednak potrzeba jednej sprawy. Zgody … i postawmy tu ogromny wielokropek … AW.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko