Wiesław Łuka
Upadek dramatycznych rozmiarów
Trzeba się uwolnić od przestarzałych, przestrzennych wyobrażeń.– radzi czytelnikowi Benedykt XVI, papież emeryt w najnowszym wywiadzie rzece pt: Ostatnie rozmowy *– Bóg nie może być nigdzie wewnątrz czy zewnątrz, gdyż Jego obecność ma zupełnie inną naturę. I kilka wierszy dalej: Bóg nie znajduje się w jakimś „gdzieś” tylko jest realnością; dźwigającą, unoszącą wszelką realność… Niezwykle trudno pojąć tę papieską wykładnię o „realności” nigdzie nieistniejącej.
A zaledwie pięć lat wcześniej, w swoim przedostatnim wywiadzie rzece pt. Światłość świata** jeszcze urzędujący papież pozwolił temu samemu dziennikarzowi, Peterowi Seewaldowi umieścić jako motto książki fragment biblijnego psalmu: Bóg spogląda z nieba // na synów ludzkich , //badając, czy jest wśród nich rozumny,//który by szukał Boga. Czyli Bóg jednak jest umiejscowiony, mieszka w niebie, choć to tak daleko, że nie wiadomo gdzie. To jednak nieco łatwiej pojąć, bo te poetyckie strofy ułożono przed tysiącami lat.
Teraz Seewald stara się być dociekliwym dziennikarzem, naciska w Ostatnich rozmowach pytaniem: Bóg to jakiś duch, energia? Przecież: Wiara chrześcijańska mówi o Bogu osobowym. Benedykt odpowiada: Właśnie. To, że jest On osobą, oznacza, że nie da się Go opisać w jakimś „gdzieś”. W stosunku do nas samych osoba to także to, co wykracza poza przestrzeń i otwiera na nieskończoność… Dziennikarz przerywa ontologiczny ( filozofia bytu) wątek.
Powtarzam: nie sposób pojąć, że jest osobą, że – jak uczy Pismo oraz katechizm katolików – jesteśmy stworzeni „na Jego obraz i podobieństwo”, a nie da się Go opisać. Książka Ostatnie rozmowy jeszcze bardziej pogłębia tę tajemnicę wielkiego Bytu i tak pozostanie na wieki, choć teologowie chyba nigdy nie przestaną się w nią zagłębiać.
Nam zatem pozostaje przybliżenie spraw, które się dają umiejscowić tu i teraz, czyli w „Kościele pogan nazywających się jeszcze chrześcijanami”; to również śmiała, nawet bulwersująca ocena Benedykta. Wypowiedział ją ponad pół wieku temu, kiedy, jako młody ksiądz z doktoratem, Joseph Ratzinger habilitował się. Skoro teraz zgodził się na dołączenie tej rozprawy w formie aneksu do ostatniego wywiadu, to znaczy, że nie straciła, w jego mniemaniu, nic ze swojej aktualności. Podtrzymuje więc i pogłębia pogląd, że „chrześcijańska Europa” od kilku wieków jest „siedliskiem nowego neopogaństwa rosnącego niepowstrzymanie w sercu Kościoła i grożącego drenażem od wewnątrz”. Nie zaskakuje nas ta profetyczna opinia. Jej autor wiele lat później, jeszcze jako kardynał, prefekt watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary, w ostatnich miesiącach życia Jana Pawła II, podczas pamiętnej, wielkopiątkowej Drogi Krzyżowej w rzymskim Koloseum, mówił w rozważaniach przy jednej ze stacji o „brudzie Kościoła”. Kajał się za niego przed Panem, a „neopogan” zadziwił odwagą słuchających go tysięcy uczestników Drogi i milionów telewidzów na świecie. Słuchał go wówczas także Jan Paweł II z krzyżem w rękach, już opadły z sił. Nie wiemy, co wówczas myślał Karol Wojtyła, gdy jego prefekt Kongregacji, nieopodal Pałacu Apostolskiego zadziwiał, nawet konfundował świat. Pamiętamy natomiast, że parę lat wcześniej, u progu nowego tysiąclecia, w drzwiach Bazyliki św. Piotra nasz papież też wykazał się nie lada odwagą, gdy „przepraszał Pana za grzechy i winy Kościoła”. Był ostrożniejszy w sformułowaniach od swego prefekta, ale i tak wzbudził wtedy sprzeciw wielu hierarchów, fundamentalistów w Watykanie i na świecie.
Teraz, w Ostatniej rozmowie były prefekt jednej z najważniejszych Kongregacji spokojnie powtarza opinię o brudzie: „to nic nowego, że w Watykanie tak wiele jest zawiści, zazdrości, karierowiczostwa i intryg”. Utwierdza czytelnika w przekonaniu, że lukrowanie rzeczywistości jest mu obce. Szczerze wyznaje o wielokrotnym, osobistym doświadczaniu tych intryg jako ich ofiara podczas własnego pontyfikatu. Na pocieszenie siebie samego przypomina, że jego wielu poprzedników na Stolicy Piotrowej przez wieki padało ofiarą zła za spiżową bramą „dużo dotkliwiej i w sposób znacznie bardziej ekstremalny”.
Szczerość bohatera wywiadu rzeki budzi szacunek, gdy niejednokrotnie przyznaje się on do własnej niemocy w podejmowanych próbach wielu reform w państewku watykańskim. Znaczący sukces reform mógłby przełożyć się między innymi na powstrzymanie procesu „dechrystianizacji Europy” i „upadku wiary przybierającego dramatyczne rozmiary”. Ale się nie przekłada, bo jest niewielki. Dominują natomiast porażki spowodowane oporem watykańskich hierarchów i ich urzędników na niższych szczeblach zarządzania „świętym Kościołem grzesznych ludzi” ( tu cytuję tytuł książki polskiego autora, ks. Jana Kracika” – WŁ). Opór biurokratycznej machiny, mentalności ludzi z purpurowymi i białymi piuskami na głowach oraz przez wieki umacnianej tzw. tradycji Kościoła jest nie do przezwyciężenia . Dochodzi tu co i rusz nawet do czynów przestępczych – jak niedawne wykradnięcie i opublikowanie tajnych dokumentów, które znacząco podkopały autorytet niemieckiego pontifaxa, co on sam przyznaje w wywiadzie.
Ale jednak czytamy w Ostatnich rozmowach również o ewidentnych sukcesach. Odnotujmy jeden z nich – problem pedofilii w Kościele. Wstrząsnął on nie tylko opinią publiczną w wymiarze światowym, ale także zmobilizował Stolicę Apostolską oraz episkopaty w wielu krajach do „czyszczenia brudów” spowodowanych chorobliwą skłonnością. O niej Benedykt XVI mówił z sensacyjną szczerością już w przywołanym, wcześniejszym wywiadzie Światłości świata (str. 49, w wyd. z 2011 r.) : „Oczywiście duchowa atmosfera lat siedemdziesiątych, która swoje początki ma już w latach pięćdziesiątych, sporo wniosła do sprawy. Nie jest bez znaczenia, że to wtedy rozwinięto teorię, zgodnie z którą pedofilia miała być traktowana jako coś pozytywnego. Przede wszystkim jednak znalazła zwolenników teza – która przeniknęła także do katolickiej teologii moralnej – że nie ma czegoś , co byłoby złem samym w sobie. Miałoby istnieć zło jedynie „relatywne”. Pytanie o to, co jest złe, zależałoby jedynie od konsekwencji. W kontekście przekonania, że wszystko jest relatywne i nie ma zła samego w sobie, lecz jedynie względne dobro i względne zło, ludzie, którzy mieli skłonności do takich zachowań, zostali pozbawieni oparcia… Dobro i zło okazały się zamienne i nie stały już w jasnej opozycji do siebie nawzajem…” Czyszczenie brudów spowodowanych chorobliwą skłonnością kosztowało i kosztuje nadal niektóre episkopaty miliony dolarów. Zauważmy samokrytycznie, że polski episkopat miał i ma wyjątkowe opory z ujawnianiem tej wstydliwej choroby wśród klaru oraz z finansowym zadośćuczynieniem jej młodocianych ofiar. Nie przypominam sobie także, by w mediach, przy okazji dyskusji (w atmosferze raczej kłótni) o pedofilii, ktokolwiek (na czele z arcybiskupem-emerytem Michalikiem i księdzem profesorem Oko) posłużył się powyższym cytatem z papieża Benedykta.
Wiele stron wywiadu rzeki zajmują pytania i odpowiedzi dotyczące rodzinno- młodzieńczej, a potem kapłańskiej i naukowej drogi papieża Ratzingera. Niezwykle ciekawa to droga – opowiedziana głęboko merytorycznie, ładnym językiem i podana przejrzyście pod względem wydawniczym . Jej bohater dawno temu został oceniony jako wybitny teolog i jako pisarz poruszający fundamentalne tematy i problemy w sposób daleki od fundamentalizmu religijnego. Okazuje się nawet, że historyczna (oceniona w świecie jako kontrowersyjna teologicznie) deklaracja Dominus Jezus nie była jego autorstwa, choć jemu ją przypisywano. Wyjaśnia – tu trzeba przyznać, że nieco mętnie: „nigdy nie pisałem żadnego dokumentu”, natomiast „współpracowałem i krytycznie redagowałem”. Zawsze jednak dbał, by „nie używać zbyt ostrych sformułowań, bo nie wypada… by formie nie brakło elegancji”; dodaję od siebie: a wypowiadanej treści wiarygodności.
Jest papież –emeryt prawdziwie wiarygodny, gdy mówi o własnych słabościach fizycznych oraz psychicznej sile kierującej się skromnością i pokorą. Czytamy i czujemy, że nie ma tu nutki hipokryzji: „Wydaje mi się, że jeżeli zmierza się od celu, do celu i wszędzie zbiera pochwały, to może się to okazać niebezpieczne dla młodego człowieka. Dobrze się więc stanie, jeżeli pozna on własne granice, spotka się z krytyką, będzie musiał przejść przez fazę negacji, zgłębi samego siebie we własnym ograniczeniu…”.
Aż się roi w Ostatnich rozmowach od sformułowań, które chciałoby się cytować. Przypadkowi czytelnicy przynajmniej recenzji (na lekturę całości w szerszym wymiarze trudno liczyć) powinni zachwycić się mądrością i formą tej książki oraz sięgnąć do poprzednich tego autora. Powinni się krytycznie zadumać nad pozycją i stanowiskiem polskiego Kościoła instytucjonalnego, tonącego w triumfalizmie i zakłamaniu, sprzyjającego jednej partii, pomnażającego bez opamiętania materialne bogactwa. Dowodem zakłamania – jednym z wielu – jest choćby palące od wstydu jego obecne milczenie w kwestiach, które powinny być mu szczególnie bliskie, bardziej niż nam wszystkim. Mam na myśli ośmieszanie i lżenie, dawanie fałszywego świadectwa tak zwanemu „gorszemu sortowi” („komuniści i złodzieje”, „cykliści i wegetarianie”, „zdrajcy i targowiczanie” ). Jest go w ojczyźnie co najmniej dwa razy więcej liczebnie niż tak zwanych „prawdziwych Polaków”. „Gorszy sort” Zbigniew Herbert w jednym z wierszy przypomniał przed laty, że „niepokornie wątpiący, to także Boży lud…”.
Cóż nam zatem na razie innego pozostaje „gorszy sorcie”, jak nie przytaknąć wybitnemu Erazmowi z Rotterdamu, który przed wiekami wyznał aforystycznie: „…Dlatego znoszę ten Kościół, dopóki lepszego nie zobaczę…”. Amen.
Wiesław Łuka
- Benedykt XVI, Ostatnie rozmowy, wywiad Petera Seewalda, wyd. Rafael, Kraków 2016
- Benedykt XVI, Światłość świata, wywiad Petera Seewalda, wyd. Znak, Kraków 2011