Michał Piętniewicz
Nasz poeta – Tadeusz Nowak
Tadeusz Nowak należy do grona tych poetów, których nigdy do końca nie da się poznać. Należy on z historyczno – literackiego punktu widzenia do pokolenia poetów powojennych, których twórczość ewoluowała wraz z rozwojem sytuacji komunistycznej w Polsce. Urodził się w 1930 roku, a debiutował w roku 1953 tomikiem „Uczę się mówić”. Lata jego twórczości przypadają na czas reżymu komunistycznego. Zmarł w roku
Jednak to nie sytuacja społeczna i polityczna determinowała kształt jego artystycznej działalności. Można wręcz powiedzieć, że Tadeusz Nowak był w pewnym sensie twórcą aspołecznym, oddalonym od aktualnych problemów rzeczywistości, która go otaczała.
Jednak, rzeczą oczywistą jest, że żaden twórca nie pozostaje obojętny wobec oferty świata ( inny, wielki poeta Czesław Miłosz uważał, że miarę twórcy mierzy się właśnie jego stosunkiem do świata i wiernością wobec jego wyglądu ). Świat Tadeusza Nowaka jest samodzielny, autonomiczny, niezależny. Jednak jego niezależność pozostaje w pewnej relacji do realności. Nowak zbudował azyl w swoim poetyckim świecie. Literatura, którą stworzył przenosi czytelnika niejako do innego, lepszego wymiaru, w którym jest miejsce na wytchnienie i odpoczynek od szarej rzeczywistości swojego czasu. Człowiek, czytelnik, którego dopada beznadzieja, nagle zaznaje uspokojenia i ukojenia w pejzażach przynoszących nadzieję. Szarość zostaje zastąpiona barwnością, fertycznością, świętem. Bo trzeba wiedzieć, że twórczość Tadeusza Nowaka to nieustające świętowanie. Kuglarze pokazują swoje sztuczki jarmarcznym dziewkom, na basetlach i dudach grają grajkowie, blisko dróżki stoi Chrystusik z drewna, którego można poprosić o zamianę wody w wino, a gdzieś w oddali, pod kopcem mieszka ślepy kret znający tajemne, stare zagadki ludzkości.
Sięgając po wiersze i prozę Tadeusza Nowaka trzeba być przygotowanym na podróż w zupełnie inny świat, innymi słowy trzeba uruchomić własną wyobraźnię. Wiele próz Nowaka przypomina baśnie, bajki, legendy i klechdy. Jest to niewątpliwie podyktowane urodzeniem poety, który wychował się w Sikorzycach, niewielkiej wsi nad Dunajcem, oddalonej o ponad godzinę jazdy od Tarnowa, w której autor osadził akcję swej powieści „Dwunastu”, a z którego to miasta pochodzi też niżej podpisany miłośnik jego twórczości:
„U pagórków dolina Dunajcem rozcięta
jak gałęzią miłości zrywanej zbyt chciwie
przez podobne do światła i wiatru dziewczęta
bo gdy biegną – nie skrzypi miedziane igliwie”
Taki opis Dunajeckiej krainy kreśli poeta. Miejsce tam jest i na zwiewne, przypominające zjawy dziewczęta i na dziadka siedzącego na progu, palącego fajkę i snującego swoje opowieści na ganku. Jest jednak też miejsce na matkę, która, jak pisze poeta, „jest po trzykroć cierpieniem ugodzona w dno serca”, ponieważ jej synowie leżą „zabici na brzegu niemej wody, z gałązką jedliny u skroni”. Jest miejsce w tej baśniowej, mitycznej i rajskiej krainie na radość i ból, na zachwyt i rozpacz, na błysk objawienia jak i na mrok cierpienia, jest w końcu miejsce na człowieka, który swego człowieczeństwa doświadcza w pełnym wymiarze i nie boi się swym doświadczeniem podzielić z innymi. Bo wie, że jego dawna rodzina, przyjaciele i sąsiedzi ze wsi dali mu wszystko „co może dać człowiek, dziecku ziemi tak biednej, że siebie się wstydzi, chleb, wodę i światło u powiek i jeszcze coś, lecz tego prócz was nikt nie widzi”.
To „jeszcze coś”, tę tajemnicę owiniętą szczelnie baśnią dostrzega jeszcze poeta, który swym artystycznym widzeniem pragnie przedostać się niejako na drugą stronę świata, na drugą stronę lustra, by móc wreszcie jak św. Paweł „zobaczyć twarzą w twarz”. Videmus nunc per speculum in aenigmate ,tunc autem facie ad faciem. Teraz widzimy w zwierciadle, niejasno, kiedyś zobaczymy twarzą w twarz.
Pragnieniem wielkich poetów jest bowiem przybliżyć się do tajemnicy bytu, do odkrycia metafizycznej zagadki świata, do znalezienia filozoficznego kamienia. Pragnieniem tych mniejszych natomiast, tych minores, jest próba oddania przy pomocy ładnych środków stylistycznych swoich emocji, smutków, nastrojów.
Tadeusz Nowak bez wątpienia należał do tych pierwszych. Nie używając wielkich, nadętych, napuszonych słów zbudował świat ze słów prostych, który broni się swoją bezpretensjonalnością i niewątpliwą oryginalnością odsyłając równocześnie do zagadnień bardzo istotnych, jak miłość, śmierć, choroba, starość, przemijanie, wierność tradycji i wielu innych, które nie będą się z całą pewnością starzeć wraz z następującymi po sobie epokami literackimi i kulturalnymi. Wielkiego twórcę poznaję się bowiem, że o rzeczach ważnych potrafi mówić w sposób przystępny i komunikatywny, nie skazując, jak napisał Czesław Miłosz w utworze „Ars poetica” czytelnika na męki wyższego rzędu. Potrafi zbudować przekonujący obraz poetycki nie epatując przy tym nadmierną barokowością i chimerami wyobraźni, którego niczemu nie służą prócz próby wywołania w czytelniku stanu zdumienia. Niestety, często te zabiegi prowadzą raczej do zniechęcenia czytelnika, który wybiera lektury prostsze, bliższe jego codziennym sprawom i odczuwaniu.
Mówi się często, że Tadeusz Nowak był autorem jednego wiersza i jednej książki. Nie w znaczeniu dosłownym rzecz jasna, ale przenośnym.
Można bowiem powiedzieć, że twórca ten przez całe swoje życie pisał jeden wiersz, ogromny poemat rozpisany na wiersze i prozę. Ten poemat ośmielę się nazwać wielką epopeją powrotu do domu rodzinnego. Przy czym owego domu nie pojmuję jedynie jako bezpiecznej przystani, w którym przytulnie płonie kominek ( choć i tego wykluczyć nie sposób ). Dom to nie tylko rodzina, dawni przyjaciele, pozostawione pejzaże, dom to nie jedynie centrum wszechświata. Dom to także, a może przede wszystkim podróż do siebie samego, odnalezienie swego fundamentu człowieczeństwa odpornego na burze historii, na przemijalność mód i epok, na to, co zmienne i poddające się relatywizacji. Dom mieszka w naszych, ludzkich sercach i tam go nade wszystko należy szukać.
Jeden z najpiękniejszych pacierzy Nowaka „Dziesiąty pacierz diabelski – prywatny”, w którym podmiot przyznaje się do niemocy względem niszczącego działania czasu, jest równocześnie manifestem radości i afirmacji wobec tego, co już zdążyło się zdarzyć w przeszłości.
„Nie mam już takiej wiary
I nie mam takiej mocy
Żebyś mnie jak podkowę
Giął w swoich rękach Panie
Daj mi odpocząć w polu
Na brzegu rzeki w lesie
Pozwól się wtulić w upał
Lata i psiego brzucha”
Cykl „Psalmów” Nowakowych ( uważanych przez krytyków za najważniejsze dzieło poety ) dotyczy szczególnej sytuacji historycznej, w której ludzkość jest zawieszona między dwa totalitaryzmy. Czerwony, azjatycki najazd ze wschodu i widmo faszystowskich okrucieństw.
W tym świecie pozbawionym Boga i nadziei widać jeszcze miejsce na małą, prywatną ucieczkę z krainy potworności. Ucieczkę w świat baśniowego dzieciństwa, w to, co pozostało i nie przeminęło, w pamięć. Poeta przed beznadziejnością świata broni się właśnie swoją pamięcią, a czymże jest pamięć jeśli nie jedną z najważniejszych części naszego duchowego, głębokiego jestestwa? Dzięki pamięci trwamy, zachowujemy ciągłość i tradycję, przekazujemy mądrość jaką nabyliśmy, następnemu pokoleniu. Pamięć nas ocala. I właśnie w ten sposób próbuje ocalić siebie i swój świat poetycki autor.
Zbudowany na dwóch, potężnych fundamentach: pamięci i wyobraźni ma szansę przetrwać dziejowe zawieruchy i ostać się taki, jaki był: niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju, oryginalny, niezależny, autonomiczny, własny i właśnie przez to tak bardzo ludzki i tak bardzo nasz, tak bardzo swojski, odwołujący się do doświadczenia każdego wrażliwego na piękno widzialnego świata czytelnika.
I chociaż Tadeusz Nowak w dużej mierze tworzył światy niewidzialne, to co bystrzejszy czytelnik w tej niewidzialności i tak dostrzeże odłamki własnego doświadczenia.
Bo, o to właśnie chodzi, by w pisarstwie zbudować krąg oparty na wspólnym doświadczeniu. Tadeuszowi Nowakowi niewątpliwie ten zabieg się udał. I dlatego jego miejsce jest już trwale w historii literatury zapisane, niezależnie od przemijających epok i mód kulturalnych. „To co się ostaje, ustanawiają poeci”.