Andrzej Walter
Zaraza
Kiedy widzę i czytam stwierdzenie, że Nagroda Literacka Nike jest jedną z najbardziej prestiżowych literackich nagród w Polsce ogarnia mnie współczucie dla poziomu intelektualnego piszących te słowa. Jakże żałosnym jest fakt, że wmawia nam się od dwudziestu lat ową salonową prestiżowość nagrody przyznawanej w zamkniętym kręgu twórców, których cechą charakterystyczną (oczywiście trzeba podkreślić, że nie wszystkich, choć zdecydowanej większości) jest podlizywanie się marksistowsko lewackiej ideologii współczesnej pseudokultury. Jak owe salony reagują na krytykę doświadczył ostatnio krytyk literacki Krzysztof Masłoń, którego tekst wywołał burzę … oburzonych pupilków jedynego słusznego poglądowo środowiska, które tak uwielbia pouczać innych. Ich pouczenia warte są współczucia, lecz jest to już inny temat.
Regułą jest, że owi autorytarni dystrybutorzy laurów, którzy uzurpują sobie histeryczną elitarność nie dostrzegają na literackiej mapie Polski innej nagrody, którą uważam (nie tylko zresztą ja) za o wiele cenniejszą. Mowa oczywiście o Nagrodzie Literackiej im. Józefa Mackiewicza. Kilka lat młodszej, lecz jednej z najważniejszych nagród, która przeciwstawia się (ideą „tylko prawda jest ciekawa”) całemu temu demontażowi polskości oraz rozmywania naszej kultury w euro lewackim sosie. Wszystkich tych nowoczesnych hipokrytów prawda jednak mało interesuje. Chyba, że jest to „jedynie słuszna prawda” narzucana nam gigantyczną tubą medialną. Przyczyn tego stanu rzeczy jest oczywiście wiele i nie czas i miejsce tu i teraz na wyjaśnienie tego, co w ostatnim czasie w Polsce jest już jasne dla coraz szerszych kręgów społecznych.
Jakże żałosnym jest fakt, że w tej propagandzie pod fałszywymi auspicjami biorą też udział ponoć katolickie media takie jak: „Tygodnik Powszechny”, „Znak”, „Kontakt” (pismo Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie) oraz „Więzi”. Choćby dla przykładu z innej dziedziny ich akcja „przekażmy sobie znak pokoju” stanowi żenującą próbę manipulacji prawdą i negowania faktu stawiania postulatów doktrynalnych, a ludzi o poglądach konserwatywnych odsądza od czci i wiary poprzez formułowanie jakże dziś popularnego zarzutu o homofobię.
To oczywiście też inny temat, temat rzeka, choć potwierdzający jedynie bufonadę „tamtej strony”, która występuje z pozycji tak zwanych autorytetów. Jak budowano przez ostatnie lata owe autorytety pokazuje choćby szczegółowa lista dotacji państwowych przekazanych Pani Krystynie Jandzie i Jej Teatrowi. (z całym szacunkiem dla talentu aktorskiego tej pani). W świetle tych ogromnych, porażających kwot, zacząłem się zastanawiać, czy ten teatr można jeszcze nazwać prywatnym.
Wróćmy jednak do tematu prawdy. I do tematu literatury. Polecam Wam gorąco książkę jednego z autorów wyróżnienia w konkursie o Nagrodę im. Józefa Mackiewicza – Tomasza Antoniego Żaka zatytułowaną „Komu służy kultura”. Zapewne wielbiciele kręgu Nike oraz pochodnych otrząsną się w tym momencie z obrzydzeniem. I bardzo dobrze. Doświadczamy bowiem od jakiegoś czasu życia w „dwóch Polskach”. Można się tu nawet spróbować podeprzeć Jarosławem Markiem Rymkiewiczem, który, swego czasu, zgrabnie to ujął …
Dwie Polski – jedna chce się podobać na świecie
I ta druga – ta, którą wiozą na lawecie.
I znów zapewne wywołuję temat, który może stanowić zaczyn do oceanu polemiki. Jeśli ktoś ma jeszcze na to siłę. Ja już mam jej coraz mniej, gdyż widzę zamknięcie się, zaimpregnowanie i zatwardziałość wszystkich znanych mi anty-homofobów. Wszystkich znanych mi nowoczesnych wielbicieli postępu. Widzę ich niemożność i niechęć do choćby rozważenia argumentów z naszej strony, do choćby próby innego spojrzenia. Dalej tego tekstu nie czytajcie – szkoda czasu.
My (choć, któż to jest, to „my”?) chcemy budować Polskę, która nie musi się podobać na świecie, jak i taką, której też nie przywiozą nam na lawecie. Polskę otwartą, mądrą i własną. Ze swoją kulturą i tożsamością. Ze spojrzeniem, że … tylko prawda jest ciekawa. Z brakiem wstydu za „polskie obozy zagłady”, z pozbyciem się tezy, że polskość to nienormalność. I tak dalej i tym podobne. I wszystkim tym polecam książkę Żaka.
Polecam nie tylko ja. Poleca ją również nasz kolega redakcyjny, jeden z najlepszych współczesnych polskich pisarzy, twórca, który z pewnością nie powiedział jeszcze ostatniego i najważniejszego słowa w polskiej literaturze – Wacław Holewiński. (również laureat Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza). Robi to Pan Wacław w sposób iście niebanalny:
„Nie czytajcie Państwo Żaka. W żadnym wypadku. Zwłaszcza jeśli lubicie III RP, zwłaszcza jeśli lubicie współczesny polski teatr, jeśli nie przeszkada Wam permisywizm, hipokryzja, jeśli daleko Wam do Boga, jeśli sądzicie, że nauka w polskiej szkole to jest to, czego oczekujecie, jeśli wstydzicie się „polskości”, jeśli nie chcecie się o nią bić, a w razie potrzeby za nią zginąć. Nie czytajcie, jeśli obca jest Wam tradycja, jeśli w Oświeceniu widzicie epokę postępu i wyrównywania szans. Nie czytajcie, bo Żak zakłóci Wasz dobry humor, zaburzy ten racjonalny, poukładany świat, powie, że warto odnajdywać właściwe hierarchie, oddzielać ziarno od plew. I zmusi nie tylko do myślenia, także – a może przede wszystkim – do pracy nad sobą.”
Nie czytajcie Państwo Żaka. Czytajcie nadal Tygodnik Powszechny, Gazetę Wyborczą i oglądajcie namiętnie TVN. Oraz delektujcie się lekturą laureatów Nagrody Nike. Naprawdę. Tam znajdziecie pełne potwierdzenie tego, że jesteśmy nienormalni.
Kim jest Tomasz Antonii Żak?
Otóż urodził się on w rodzinie polskich przesiedleńców z kresowego Wołynia. Z teatrem zetknął się czynnie w czasie studiów. W roku 1980, będąc instruktorem teatralnym w Pałacu Młodzieży w Tarnowie, stworzył Grupę Teatralną „Nie Teraz” (od roku 1981 działającą już jako Teatr Nie Teraz). Do szczegółów całej przebogatej historii Żaka odsyłam na stronę internetową teatru pod adresem: http://www.nieteraz.pl/tomasz-a-zak/ – warto się zapoznać z postacią tego autora…
Trzeba przyznać, że postawienie pytania „Komu służy kultura” jest przejawem odwagi. Jest rzuceniem wyzwania. Jest też obarczone pewną dozą naiwności. Wyczuwa się tę, może i pozytywnie rozumianą naiwność, od pierwszych zdań tej książki. Jednak brnąłem przez nią dalej, nie zrażając się i muszę przyznać, że lektura tej książki niesie za sobą ogromną dozę refleksji. Warto sięgnąć po tę pozycję. Z rozdziału na rozdział, z felietonu na felieton jest coraz lepiej, ciekawiej i faktycznie – stawia w niej Autor kilka wielce ważnych tez obserwacji naszej pogmatwanej współczesności.
Zarzut naiwności z mojej strony, z którego odczuwam obowiązek się wytłumaczyć, jest raczej przejawem poddania się zniechęceniu w przekonywaniu piewców postępu, że nie dostrzegają na swojej skórze poddania się manipulacji na ogromną skalę. Nie potrafimy przecież już ze sobą rozmawiać całkiem normalnie. W dyskurs wkradły się emocje i namiętności. Odnoszę też wrażenie, graniczące z pewnością, że tamta strona w ogóle nie stawia pytania, kto te emocje podsyca. I zapewne tak postawione pytanie – komu służy dziś kultura, już a priori zakłada za przejaw snucia spiskowej teorii właściwej ludziom … dziwnym. Otóż nie jesteśmy dziwni. Pytamy – komu to służy, kto za tym stoi, gdzie ukryto konfitury i kto je tam ukrył. Trudno o to nie pytać w świecie nierzetelności dziennikarskiej, w świecie sprzedajnym, chciwym, w świecie, w którym właściwością jest mieć, a nie być …
I takie też pytania stawia Autor. Obserwuje, wyciąga wnioski, porusza się po grząskim terenie niepoprawności sądów. Drażni. Kluczy, czasami nawet naciąga swe teorie, abyśmy nie zasypiali spokojnie. Jego ostrość i wyrazistość służy dyskusji, której tak naprawdę w Polsce nie ma. A nie ma jej z wielu powodów wcześniej przedstawionych, z powodów dwóch ojczyzn, gdzie nie sposób się porozumieć w materii fundamentalnej, a cóż dopiero powiedzieć, gdy się wejdzie w szczegóły.
Wszyscy już z grubsza wiemy, na czym polega wojenka polsko-polska. Takie same konflikty toczą dziś praktycznie cały Zachód. To nie problem polityki, rządu, prawa i oceny wypadków / zamachów (niepotrzebne skreślić) lotniczych. To wojna światopoglądowa, która przejawia się generalnie demontażem chrześcijaństwa nie oferując niż w zamian. Choć wypada tu zaznaczyć, że i tamte sprawy są bardzo ważne. Tamte, czyli właśnie to, jak się postrzega: prawa, rządy, jak się ocenia demokrację oraz jej obecne mutacje, jak się ma stosunek do tego, co się wydarzyło choćby 10 kwietnia 2010 roku. To są bowiem źródła, podstawy postaw i genezy decyzji odnośnie zasysanych narracji. Jednak z lotu ptaka – to właśnie wojna z Panem Bogiem, z chrześcijaństwem i … właściwie wojna z człowiekiem. To właśnie zepsuło nasz byt, edukację, kulturę i w zasadzie każdy przejaw ludzkiej aktywności.
Komu służy dziś kultura? Jest towarem handlowym. Przedłużeniem promocji. Narzędziem, wentylem, atrapą. Jest gąszczem luster, w których przegląda się nasze nadpsute ego oraz bywa lądem podbitym przez kulturę masową, za którą stoją wielkie korporacje, ludzie miliarderzy zza kulis, siły z pewnością wpływowe i nader mało szlachetne. Kultura – jak wszystko dziś – została podbita poprzez „nieszczęsny dar wolności” oraz anektowana poprzez włodarzy komunikacji i propagowanych treści, jakże łudząco zbieżnych z pożądanymi reakcjami konsumpcyjnymi. Można tego nie widzieć, ale skoro się widzi? … to co? … powinno się milczeć? Tomasz Antonii Żak nie milczy.
Nie milczy również Witold Gadowski w swojej książce publicystycznej „Lokal dla awanturnych”. To częstokroć wstrząsająca lektura. Również dla tych, którzy są ciekawi świata oraz zdolni dostrzec drugie dna w biegu spraw i wydarzeń. To lektura dla tych, którzy nie zadawalają się prostą odpowiedzią na trudne pytania, tylko drążą tematy, wydarzenia, fakty, a czasem nawet chcą postawić veto zastanej rzeczywistości oraz jej beneficjentom. Gadowski, w odróżnieniu od Żaka, jest lapidarny i nad wyraz ostry. Żak bowiem rozprawa się z nami dość delikatnie. Gadowski z kolei napisał książkę dla „prawdziwych mężczyzn”, … jeśli są jeszcze tacy na tym świecie. Co nie znaczy, rzecz jasna, że kobiety nie mogą, ba nawet uważam, że powinny, jak mniemam, sięgnąć po niego w samotne wieczory. Gadowski obnaża kulisy. Właściwie zrywa kurtynę. Nie bawi się w barok języka. Nazywa sprawy po imieniu. Niektórym to może przeszkadzać, stąd moje ostrzeżenie dla kobiet. Nie jestem jednak szowinistą. Wręcz uważam dziś, że wiele kobiet jest silniejsza od nas, mężczyzn. Półtora wieku boju o emancypację zrobiło swoje. Zatem jest to też książka dla „prawdziwych kobiet”. Na pewno jednak nie jest to książka dla tych, którzy się jeszcze nie zdecydowali – czy są kobietą, czy może jednak mężczyzną … Nie jest to książka dla tych, którym jest wszystko jedno skąd się wziął kapitał na sfinansowanie tych czy innych przedsięwzięć medialnych. Nie jest to książka dla tych, którzy wolą nie widzieć, nie słyszeć, nie mówić. Tisze jedziesz, dalsze budiesz … niech im ziemia lekką będzie.
Dlaczego zestawiam Żaka z Gadowskim? Obydwu Autorom chodzi bowiem o nas. Obaj biją się w współczesnością, z jej zidioceniem, z jej plastikowością, sztucznością, z jej iluzorycznością. Obaj mają jakieś wizje przyszłości, trzeźwe oceny przeszłości, obaj mają pasję poznawczą i władni są zarazić nią czytelnika. Wreszcie obaj są patriotami i nasza racja stanu nie jest im obca. To książki bardzo dziś potrzebne. Książki, które pozwalają wierzyć, że nasz świat nie oszalał zupełnie. Że można jeszcze kierować się dziś rozsądkiem, a nie emocjami, że można wierzyć, nie wierząc – zwłaszcza w nachalną manipulację wartościami, pojęciami, świadomością, postawami. Gadowski mniej pyta. Częściej ujawnia. Kto za czym stoi, jakie były tego mechanizmy, kto to finansował i w jakim celu. A jeśli pyta – to jest to czasem pytanie tyleż retoryczne, co przerażające, albo i porażające … możliwą odpowiedzią. Cóż. Taki jest Gadowski. Facet od czarnej roboty (literackiej) … Chapeau bas Panie Witoldzie. Chapeau bas Panie Tomaszu. Jeszcze Polska (literatura) nie zginęła … A jak intonuję, że nie zginęła, znów przed oczami staje Wacław Holewiński … Tyle, że podupadający „salon” go nie widzi, bo brzydkie rzeczy mówi, bo to obciach, bo co ludzie powiedzą, zwłaszcza ci broniący demokracji … I choćby Holewiński bóg wie jakim myśliwskim nadpłynął, to do Nike nie dopłynie, bo przecież Nike nie jest dla faszystów-nacjonalistów. (Tak mawiają w kuluarach decydenci przeróżni „najbardziej prestiżowej nagrody” – nie mylić z jurorami, mój boże … żeby to sami jurorzy decydowali).
Jakie są ostatecznie wnioski? Chciałbym na koniec powrócić do Szanownego Pana Krzysztofa Masłonia, Nagród (Angelusów, Nike) i całego tego zgiełku (medialnego)… Otóż ja nie neguję znaczenia tej nagrody, jej sensu, jej kilku naprawdę znaczących dla polskiej literatury laureatów (mistrzów?) (Miłosza, Różewicza, Myśliwskiego). Ja neguję styl. Tak, drodzy Państwo. Styl neguję. A może i „metodykę działania” tego środowiska (wręczającego). Dla ludzi wtajemniczonych nie jest dziwne, że po to się tam przyznaje nagrodę kilku wielkim twórcom polskiej literatury, aby potem lansować swoich protegowanych, których główną zasługą jest antypolskość. Tu nie będę wymieniał konkretów. Proszę w swoim sumieniu na to pytanie sobie samemu odpowiedzieć. Wielcy literatury stanowią dla tego środowiska najzwyczajniejsze w świecie alibi. I to jest cała żenada oraz dramat. I jest to bardzo przykre, że kilku pożytecznych idiotów robi tłumek i bije brawa dla kilku innych nagrodzonych postaci (średniego literackiego kalibru), tylko dlatego, że chce się przydybać głównemu nurtowi. Takich rzeczy się nie robi. Po prostu. Honor nie pozwala. Tyle, że uprzednio, najpierw trzeba go mieć, albo choć wiedzieć czym on jest. (z prostytutkami też raczej trudno deliberować na temat honoru, acz nikt nie neguje ich pożytecznej społecznie roli). Cóż. Trzeba było słuchać Marszałka.
Skoro już musimy żyć w dwóch Polskach, to jeśli mamy jakoś przeżyć może warto by było pokusić się o odrobinę … zdrowego rozsądku. Te słowa kieruję do klakierów. Do klerków, do oportunistów, do odczuwających głęboki humanizm wielbicieli systemowych rozwiązań w kwestii inżynierii społecznej, do kosmopolitów, europejczyków, bądź też wierzących w świat bez Boga (bo tak wygodniej), bądź wierzących w prawa człowieka (przekształcone z kategorii politycznych i wolnościowych do kategorii prawa do swawoli). Długo można by jeszcze wyliczać współczesne odmiany i cechy totalitaryzmu sumień i prawd…
Nie da się wyleczyć zarazy dżumą. Ani oklaskami. Można ją jednakże spróbować dostrzec. I to może być pierwszy krok. Krok znad przepaści. Tyle, że jaśnie oświeceni i z jedynie słusznymi poglądami nie widzą żadnej dla świata przepaści. Może jedynie tę, która rozpościera się pomiędzy nami, z głęboką nadzieją, że wkrótce w nią wpadniemy. Jak powiedziała Agnieszka Holland – niech będzie tak, jak było. Tylko bez nas. Patriotów, homofobów, oszołomów, faszystów. Wybaczcie Państwo te epitety, ale tak się o nas mówi. I wybaczcie mówiącym, niektórzy z nich doprawdy nie widzą co czynią. Gorzej z tymi, którzy wiedzą. Gorzej z tymi, którzy świadomie wtłaczają nasz świat w tę drogę ku zatraceniu nazywając ją – choćby tolerancją.
I już na sam koniec, a propos niewdzięcznego tematu „Komu potrzebna jest kultura”, zapewne ucieszę swych oponentów, jak i wyżej opisanych tu oportunistów, którzy chcą, aby było „jak było”, jeśli zauważę, (być może lekko zniecierpliwiony) iż obecny Minister Kultury, z obozu tak zwanej „dobrej zmiany” nie za bardzo sprawdza się z swojej roli. I nic nie zmienia, a już na pewno nie na dobre. Starałem się bardzo delikatnie, lecz chyba trzeba ostrzej. (Wszystko w swoim czasie). Nowa władza (z całą świadomością, że zmiana była konieczna, gdyż tamta „władza” sprzedałaby nas do reszty przy ośmiorniczkach) niestety również polską kulturę ma głęboko w poważaniu. Nie robi bowiem nic, aby cokolwiek zmienić. Ta sama arogancja, ten sam lekceważący stosunek do spraw, dzięki którym nasz kraj jeszcze istnieje. No cóż. Brak świadomości jak jest ranga kultury dla przyszłości Polski to również droga donikąd. Warto, to chyba w końcu zauważyć.
Dwie Polski – jedna chce się podobać na świecie
I ta druga – ta, którą wiozą na lawecie.
Dwie Polski – jedna świeci „kulturą” w zapomnianym powiecie
i ta druga, ta która zawsze mówi: wiecie, rozumiecie …
I jak tu żyć, Pani Premier? …
Po cóż nam artyści
na co nam sztuka
lepiej liczyć kasę
rżnąc jak zawsze –głupa
(…)
(warto dopisać ciąg dalszy)
J
Andrzej Walter
Tomasz A. Żak „Komu służy kultura”, Wydawnictwo Capital, Warszawa 2016,
stron 296, ISBN 978-83-64037-18-4
Witold Gadowski „Lokal dla awanturnych”, Wydawnictwo Replika, Zakrzewo 2016, stron 320, ISBN 978-83-7674-521-3