Zofia Maria Smalewska – Nowa książka na 70-lecie pisarza

0
297

Zofia Maria Smalewska


Nowa książka na 70-lecie pisarza

 

Jan Stanisław Smalewski


W maju br. Jan Stanisław Smalewski obchodził 70-lecie swoich urodzin. Pisarz postanowił uczcić to kolejną książką, która z tej okazji ukazała się w Wydawnictwie Prywatnym MAGNOLIA. Książka nosi tytuł „Ich ostatnia defilada” i jest trzecim z kolei (po „Prawiczku” z 2014 roku i „Szkole strachu” z roku ubiegłego) dziennikiem prywatnym pisarza.

Pisanie dzienników osobistych, prowadzenie pamiętnika to sztuka nie lada. Po pierwsze wymaga systematyczności. Po drugie określa piszącego jako człowieka głęboko przeżywającego swój udział w przestrzeni publicznej – głębiej przeżywającego, mocniej trzymającego się rzeczywistości, twardziej stąpającego po ziemi.

„Tyle po nas pozostanie, ile wiatr zasieje” – brzmi jednak motto nowej książki Jana S. Smalewskiego. Wiatr jest więc nośnikiem przemijania, czegoś nietrwałego, tymczasowego. – Tak autor dedykuje książkę „potomnym”, chcąc w ich pamięci pozostawić nie tylko ślad swojego istnienia, lecz także, a może nawet przede wszystkim ślad czasu, w którym dane mu było żyć i tworzyć – cząstkę historii, którą uznał za godną utrwalenia w swoich dziennikach i opublikowania ich w formie książkowej.

            Twórczość pamiętnikarska jest nam znana od zarania istnienia literatury. Śmiem twierdzić nawet, że dzięki niej literatura w zamierzchłej przeszłości się rozwinęła, a już na pewno wzbogaciła o trwałe wartości dokumentacyjne, dotyczące w szczególności upamiętniania historii i tradycji narodowych. Sam autor tworząc swoje unikatowe pozycje historyczne o armii krajowej i sowieckich łagrach też korzystał z notatek i przekazów o charakterze pamiętnikarskim, które udostępnili mu bohaterowie jego książek.

Z formą pamiętnikarskiego zapisywania swego życia spotkałam się osobiście także i ja. Miało to miejsce jeszcze w mojej młodości, kiedy w ręce – jak to się mówi – wpadły mi zapiski prababci Rozalii. Po latach, z czasem coraz bardziej wartościowe dla mojej rodziny, bo skrywające odległe już tajemnice całego rodu – jego genealogii, warunków życia, tradycji i obyczajów, jakże dzisiaj różnych od ówczesnych. Próbki tych treści w moim opracowaniu literackim drukowane były ostatnio w „Akancie” i „Biuletynie Słupskim”.

            Przyznam, że sama także próbowałam potem pisać swój pamiętnik, niestety utwierdzając się w przekonaniu, że łatwe to nie jest. Współczesna kobieta ma tak wiele obowiązków i tak krótki jest jej dzień życia, że po prostu na pisanie dziennika, mimo szczerych chęci, brakuje jej czasu.

            Jan Smalewski pisanie swoich dzienników rozpoczął jeszcze w młodości. Pierwsze jego zapiski dotyczące własnych przeżyć i obserwacji otoczenia pochodzą z roku 1957. Miał zatem 11 lat, jak zaczął pisać swój pamiętnik. Ukształtowany w młodości nawyk zapisywania utrwalił się mu z czasem i – jak twierdzi – pozostał do dzisiaj. To swoim dziennikom zawdzięcza obecnie przypisywaną mu lekkość pióra.

            Ciekawostką będzie zapewne informacja, iż w czasach, gdy nie było jeszcze Internetu, potrafił on na zakończenie kolejnego dnia zapisać do kilkunastu stron informacji o interesujących go zdarzeniach i przeżyciach osobistych. Czytelnicy jego dzienników mogą zresztą przekonać się o tym osobiście podczas lektury „Ich ostatniej defilady”.

            Z psychologicznego punktu widzenia kontakt piszącego z dziennikiem ma wiele zalet. U młodych ludzi wpływa na kształtowanie się charakteru: doskonali zmysły obserwacji i analizy, usprawnia procesy myślowe – samokrytyczne i krytyczne wobec otoczenia.

            Jan Stanisław Smalewski ma jeszcze to dodatkowe doświadczenie, że zgromadził w swoim życiu całkiem pokaźny już dorobek literacki. Jego unikatowa trylogia akowska „Opowiedział mi Maks” wydana w latach 1994-96 należy dzisiaj do przysłowiowych białych kruków współczesnej literatury historycznej, a książki o żołnierzach wyklętych, w tym o 5. Brygadzie AK legendarnego „Łupaszki”, o łagrach sowieckich Kołymy i Workuty są dostępne we wszystkich dużych księgarniach na terenie kraju. Smalewski jest także poetą z dorobkiem 6 tomików wierszy i ich publikacji w kilkudziesięciu antologiach i almanachach literackich.

            Nie pisałabym tego wszystkiego o nim, gdyby nie okoliczność szczególna. A nawet podwójnie szczególna. A jest nią po pierwsze – 70-lecie urodzin pisarza i poety i po drugie – wydanie z tej okazji kolejnego dziennika prywatnego „Ich ostatniej defilady”. Dziennika, który dodajmy, jest jednocześnie 25 tytułem książkowym w jego dorobku literackim. Jest też 10 książką, jaką opracował i wydał na Ziemi Pomorskiej. Chciałam napisać – zamieszkując w Naćmierzu, ale byłoby to nieprawdą, gdyż od kilku lat wspólnie rok dzielimy na pół, lato spędzając w Naćmierzu, jesienie i zimy w Słupsku, Ustce i Gdańsku. W tych to okresach, gdy autor „nie musi zajmować się ogrodem”, nie uczestniczy czynnie w życiu wiejskim na łonie przyrody, powstają jego kolejne publikacje. – „Ich ostatnia defilada” powstała w Gdańsku. A dwie poprzednie: „Prawiczek” (pamiętnik maturzysty) i „Szkoła strachu” (pamiętnik podchorążego Oficerskiej szkoły saperów) – w Ustce.

            „Ich ostatnia defilada” to w porównaniu do poprzednich dzienników pozycja bardzo dojrzała, a przez to i wyjątkowa. O ile w „Prawiczek” zawierał wspomnienia młodzieńcze wchodzącego dopiero w dorosłość chłopaka poszukującego swojej drogi życia, a „Szkoła strachu” ukazywała, jak ta droga otwierała się przed autorem wspomnień, który wybrał zawód oficera, o tyle „Ich ostatnia defilada” przenosi nas w zupełnie inny czas – czas człowieka doświadczonego, mającego wpływ na różne sprawy zawodowe, uczestniczącego czynnie w ważnych przedsięwzięciach społecznych i życiowych. To książka napisana na podstawie prywatnego dziennika pułkownika WP. I mimo swej pokaźnej objętości (450 stron) opisująca tylko zdarzenia z lat 1990-1991.

            Jan Stanisław Smalewski, będąc pułkownikiem, przeszedł na początku przemian ustrojowych (1989) obowiązkową weryfikację, złożył nową przysięgę wojskową i uwolniony od obowiązku sojuszu z armią ZSRR objął obowiązki zastępcy dowódcy garnizonu WP w Legnicy, gdzie stacjonowała Północna Grupa Wojsk Armii Radzieckiej. Opisane na tej podstawie kontakty z Sowietami stanowią w jego nowej książce bodajże wątek najciekawszy. Sowieci, którzy – jak wiemy z historii – w roku 1990 stanęli przed dylematem rozpadu Układu Warszawskiego i wycofania swoich wojsk z Polski, zapisali się trwale w powojennej historii Polski z wielu powodów. Najważniejszym zapewne był ten, który utrwalał ich w przekonaniu, że bronili nasz kraj przed imperialistami z Zachodu.

            Dziennik „Ich ostatnia defilada” należy do gatunku literatury faktu. Opisuje zarówno fakty dotyczące przemian w Wojsku Polskim na tle zmian ustrojowych, zerwanych i nowo tworzonych sojuszy, jak i samego wnętrza armii, która w nowej demokratyzującej się rzeczywistości otwiera się szerzej na społeczeństwo, a w szczególności na kontakty z Kościołem Katolickim, który jak wiadomo odegrał w okresie przemian niepoślednią, stabilizującą rolę, zapobiegając wojnie domowej.

Niemniej ważnymi w niej pozostają także zapiski dotyczące ważnych wydarzeń społeczno-politycznych zachodzących wówczas w kraju. W końcówce 1990 roku w Legnicy J. S. Smalewski poznaje także AK-owca Antoniego Rymszę, który podejmuje się opowiedzieć mu swoją wojenną historię walki „u boku legendarnego Łupaszki”, a potem swej gehenny w sowieckich łagrach Kołymy.

To niezwykłe opowieści, które tworzą atmosferę sensacji i nadają posmak jego literackiemu dziełu wartościowego dokumentu historycznego.

Pułkownik Jan Smalewski w odrodzonym Wojsku Polskim przesłużył swoje kolejne 10 lat życia, ale (z uwagi na ograniczoną pojemność książki) tylko niespełna ponad rok czasu opisał w tej nowo wydanej pozycji pamiętnikarskiej. – Na kolejne pozycje przyjdzie zatem Czytelnikowi jeszcze poczekać.

Z. M. Smalewska


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko