Sławomir Majewski – Pewnego sierpniowego dnia

0
139

SŁAWOMIR MAJEWSKI



PEWNEGO SIERPNIOWEGO DNIA


 

 

Pewnego sierpniowego dnia zaginął mężczyzna.

                             Abe Kobo; Kobieta z wydm

 

 

womaninthedunes1Tego poranka skończył czterdzieści lat. Leżąc z zamkniętymi oczyma pomyślał z goryczą, że nie tylko niczego nie osiągnął ale wiele stracił. Kiedy się ubierał, znowu zobaczył nagą Gwen ujeżdżającą w ich łóżku tamtego faceta. Poczuł w ustach smak ołowiu

– Wszystkiego najlepszego, kochanie. Życzę ci dużo zdrowia i szczęścia, powiedziała Gwen a dzieciaki wręczyły mu srebrne spinki w cedrowym pudelku. Zjedli śniadanie rozmawiając o wczorajszych, nijakich wydarzeniach a potem, kiedy wiązał krawat, zignorował dzwonek telefonu. Przestraszył się, że to Ethel.

– Nie będę odbierać jakichś głupich telefonów, kiedy wiążę krawat.

Ucałował Gwen, pomachał dzieciom wyglądającym z okna i wsiadł do samochodu. A więc dziś ostatni raz jadę do pracy. Uruchomił silnik i wtedy przypomniał sobie coś ważnego: książka! Wyciągnął kluczyk ze stacyjki, wysiadł i wrócił do domu. W gabinecie wyjął z szuflady biurka tomik z wyświechtanymi okładkami, wrzucił do teczki i wyszedł.

Podczas narady zapoznał się z bieżącymi problemami. Podsuwając kilka trafnych rozwiązań, zyskał aprobujący uśmiech O’Connora z Centrali. Jeszcze tydzień temu poczułby się wyróżniony ale dzisiaj… W toalecie wysłuchał Marcusa, entuzjastycznie wspominającego jakąś nimfomankę poderwaną w pubie a na korytarzu zamienił porozumiewawcze spojrzenia z  Ethel. Po lunchu nie wrócił do biura. Taksówką pojechał na dworzec autobusowy. Rejsowy do Atlanty czekał na stanowisku, więc kupił bilet, wsiadł i zajął miejsce, wyjmując z teczki tomik z wierszami Charlesa Bukowskiego. Położył książkę na kolanach. Bardzo dobrze zrobiłem wynajmując ten magazynek. Nie wiele tego. Dwie wytarte na kantach skórzane walizki z ubraniami, które lubił a które Gwen niechętnie na nim widziała, parę kartonów z książkami i osobistymi drobiazgami, rozklekotany Underwood. Zabiorę to wszystko, jak tylko….

Czując niepokój i podniecenie, wyjął z portfela karteczkę na której drobnym, kobiecym pismem zanotowano

 

Miriam Sands, Redville. Posesja 476. W Atlancie masz autobus odjeżdżający do Redville o 15:25 z dworca przy 232 Forsyth Street S. W.

 

Schował kartkę i pomyślał, że do Redville dojedzie albo tym rejsowym 15:25 z Atlanty, albo wynajmie samochód. No a potem prom i…

Ethel wszystko sprawdziła dwa dni temu. Sypiali ze sobą od czasu tamtej gwiazdkowej imprezy w biurze. Ostatni raz jakiś tydzień temu? Tak, tydzień temu. Zobaczył jej sterczące sutki i rozszerzone fiołkowe źrenice. Żadnych szans na coś dłuższego, szkoda. Czwórka jej dzieci a do tego moja dwójka… Żadnych szans. Mój Boże, te wszystkie motele! Odór środków dezynfekcyjnych, szelest jej spódniczki opadającej na brudne, zadeptane na śmierć wykładziny, jęki za ścianami. Szóstka dzieciaków… żadnych szans.

– Dobrze zrobiłem, pomyślał i ostatni raz popatrzył na miasto skąpane w sierpniowym słońcu.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko