Rafał Sulikowski
“Dość tych kłamstw…” O Prawdzie i prawdach słowem wstępu. Rozważania prototeoretyczne i metodologiczne.
Świat żyje w kłamstwie. Przybiera ono rozmiary masowe i apokaliptyczne. Ktoś, kto chce “żyć w prawdzie”, nie ma dziś lekko, ale stromo pod górkę. Jawne kłamstwo dziś w dobie masowej edukacji i dostępu do masowej informacji tak łatwo nie przejdzie, więc skonstruowano matrix “politycznej poprawności”, czyli system ćwierć-prawd i pół-prawd, a także mechanizmy wypierania niewygodnych dla określonych grup prawd na różne tematy i sposoby publicznego zaprzeczania.
Temat prawdy i kłamstwa, prawdy i błędu czy fałszu, pomyłki lub obłędu, wykracza poza ramy tego tekstu. Zacznijmy zatem niejako ab ovo i odpowiedzmy na pytanie, co to jest w ogóle prawda? Pamiętamy słynne pytanie Piłata, jakby w zadumie skierowane nie tyle do Jezusa, ile ponad Nim. Chrystus w Ewangelii twierdzi, że jest “Prawdą” i nikt, kto idzie za Nim nie będzie chodził w ciemnościach kłamstwa. Wrócimy do tego wątku.
Jedna z klasycznych definicji prawdy mówi, że ten, kto wyraża jakąkolwiek prawdę, musi być w dobrym kontakcie z rzeczywistością. W tym ujęciu prawda = zgodność z faktycznym stanem rzeczy, z realiami, ze światem zewnętrznym. Tradycyjna, podważana potem wielokrotnie definicja prawdy, mówi nam zatem, że ten, kto mówi w języku naturalnym jakąś prawdę, choćby najmniejszą, musi mieć dobry umysł, dobrą wolę szukania niełatwo odnajdywalnej prawdy, a także otwartość na korektę, gdyby okazało się, że jest inaczej. Gdy na przykład mówię: “Jest zimno” – sugeruję, że każdy obiektywnie odczuwa, że teraz w nocy, gdy siedzę i piszę, odczuwa na pewno chłód fizyczny. Jest to półprawda w najlepszym razie, bo nie istnieje obiektywne zimno – powinienem powiedzieć, że “Jest mi zimno”, co oznacza, że komuś w identycznej temperaturze może wcale nie być niemiło (np. komuś, kto należy do klubu Morsów, etc.). Już jak widać na poziomie fizycznym, materialnym, zmysłowym prawda jest dość subiektywna. Nie znaczy to, że nie ma obiektywnych kryteriów prawdy, znaczy to tyle, że odczuwanie zmysłowe takich czynników jak temperatura powietrza, ból, samotność są różne ilościowo dla różnych osób: ktoś jest wrażliwy na nie, inny mniej, inny – wcale.
Ale to dopiero początek. Każdy z nas ma rozum, umysł czy intelekt – różne słowa, ale zasadniczo rzeczywistość ta sama. Jeśli chodzi o etykę rozumu to – przynajmniej w tradycji europejskiej, judeochrześcijańskiej – obowiązkiem każdego jest używać rozumu, bo został on dany przez Stwórcę, a wczesne chrześcijaństwo doda, że istnieją jeszcze specjalne jakby dary Ducha Świętego – roztropność, rozsądek i dar rozumu. Czy łatwo jest poznać prawdę? Najogólniej mówiąc tak, jednak zależy to od tego, co poznajemy, jaki fragment rzeczywistości. Jako dzieci prawie nic nie wiemy – odbieramy świat pięcioma zmysłami, nie możemy nic zakomunikować, itd. Potem uczymy się stopniowo różnych umiejętności i dowiadujemy się różnych rzeczy.
Zauważmy, że właśnie najczęściej to dzieci są ciekawe, jak jest: rozkręcają zabawki, żeby zobaczyć/dowiedzieć się, co jest wewnątrz; zadają mnóstwo kłopotliwych niekiedy pytań, na które rodzice nie umieją, choćby chcieli, odpowiedzieć, a kiedy coś mówią na imieninach u cioci, to rodzice drżą ze strachu, że ich dziecko zachowa się “niegrzecznie” – powie wujkowi na przykład: “Ale masz brzydki krawat”. Szczerość i autentyczność dziecka z czasem tępieją – ubieramy prawdy, szczególnie te uniwersalne, w “bawełnę”, a w relacjach dawkujemy nieprzyjemne prawdy tak, żeby odbiorca nie zerwał z nami przyjaźni, albo nie wykluczyła nas nasza grupa społeczna. Zwykle ten, kto zna, a na dobitkę rozgłasza jakieś “niewygodne” dla kogoś prawdy źle kończy – dawniej na stosie, wcześniej na krzyżu, dziś najczęściej w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, gdzie chorzy żyją pośród stłumionych przez społeczeństwo prawd i mają w sobie wielkie niekiedy poznawcze bogactwo, przy całej jego chaotyczności.
Kiedy idziemy do przedszkola, uczymy się hamować naturalną szczerość, uczymy się zakładać różne, pasujące do aktualnej sytuacji maski. Bez maski ziałoby pustką, nudą i ekshibicjonizmem, więc składamy “całkowite, pełne prawdy” na ołtarzu “porcji”, czyli “racja”. Ratio znaczy tyle, co “część”, np. “racja żywnościowa”, wydzielenie kawałka z poznawczego tortu. Bez podzielenia poznawania prawdy na etapy i bez wydzielenia kawałka z niemal nieskończonej rzeczywistości, zalałby nas potop poznawczy, w którym utonęłoby to, co najbardziej istotne. Zatem nie jest wszystko jedno, jaką prawdę znam – liczy się też jej istotność i to nie dla mnie, ale w ogóle, a co najmniej intersubiektywnie, dla kogoś, kto ze mną wchodzi w rozmowę/dyskusję/dialog. To kolejny wątek do rozwinięcia później.
Na poziomie meta, na którym się teraz znajdujemy pytamy, jaka jest “prawda o prawdzie”. Pierwsze, czy istnieje hierarchia prawd z najwyższą Prawdą, scalającą wszystkie prawdy, jak fizycy, którzy poszukują teorii unifikacji, czyli Teorii Wszystkiego? Drugie, czy istnieje jedna Prawda, pełna Prawda, cała Prawda, czy poznanie ma charakter skończony czy nieskończony? Ograniczeniem jednostkowym jest czas życia i przestrzeń – żeby np. poznać prawdę o jakimś kraju, powinienem tam pojechać, w myśl zasady, że “wer will Dichter gut verstehen, muss in Dichters Lande gehen” (W.Goethe). Nie zawsze jest to możliwe, a co do czasu, to im dłużej ktoś żyje, tym teoretycznie powinien znać więcej różnych prawd (doświadczenie życia) i każdą z nich lepiej znać (pogłębiać poznanie jakościowe, w myśl zasady, że “nie liczy się ilość, ale jakość”. Trzecie, czy każdy może teoretycznie dojść do jakiejś ważnej prawdy? Czwarte, czy prawda jest więc egalitarna (demokratyczna), dostępna “na ulicy”, czy też elitarna, dostępna dla nielicznych. Jeśli to drugie, to jakie właściwie są kryteria i kto decyduje o tym, kto ma wstęp do wtajemniczenia w poznanie najbardziej istotnych prawd? Np. w dziedzinie racji stanu jest coś takiego jak tajemnica państwowa, istnieje tajemnica lekarska, prawnicza czy sądowa, a także tajemnica psychoterapii i tajemnica spowiedzi. Ochroną są objęte, przynajmniej w teorii, prawdy osobiste, czyli nasze dane osobowe, informacje o nas.
Jeśli każdy człowiek obdarzony jest rozumem, a raczej tak jest (choć w różnym stopniu rozwiniętym z różnych powodów), to dlaczego są ludzie, którzy stale się mylą, popełniają błąd za błędem, a są także geniusze, np. nobliści, którzy odkryli ważną prawdę nauki albo coś wynaleźli? Genetycy mówią, że wszyscy mamy ten sam start genetyczny – nie ma genu mądrości, czy inteligencji. O wszystkim decyduje więc środowisko i jakiś czynnik, umownie nazwijmy, X. Dla kogoś, kto urodził się w ubogim środowisku poznawanie świata może być trudniejsze, niż dla kogoś, kto pochodzi z rodziny inteligenckiej, miał w domu biblioteczkę, rodzice mu czytali książki, rozmawiali z nimi, stymulowali rozwój. Ten czynnik X to z kolei dla jednych wspomniany dar rozumu, mądrości, roztropności czy rady, dla innych intuicja, czy objawienie albo cud. Jeszcze inna interpretacja głosi, że prawdę poznajemy niejasno, jak “w zwierciadle, a potem twarzą w twarz”, co jest figurą platońską. Ów filozof opisał ludzkość, która siedzi w ciemnej jaskini poznania, gdzie jest ciemno, a w górze jest malutki otwór, przez które wchodzi nieco światła naturalnego (lumen naturale), jednak nie wszyscy są jednakowo blisko tego światła. To klasyczny problem – czy poznajemy tak samo, w takim samym stopniu, albo przynajmniej podobnie to, co umownie nazywamy realnością? Rzeczywistość na rdzeń słowotwórczy “rzecz” – a więc klasycznie chodzi o poznawanie świata rzeczy, przedmiotów, czyli świata materialnego.
Nim zajmują się od XVII wieku powstające wtedy nauki ścisłe, co nie znaczy, że wcześniej nie interesowano się materią, ale w większym stopniu jednak poznaniem humanistycznym, duchowym, literackim czy społecznym. Najpierw poznano ogólne zasady życia, zapewniające bezpieczeństwo, wyrażane wielkimi kodeksami prawnymi, jak kodeks Hammurabiego, potem Dekalog, a następnie Nowy Testament, który zamyka objawienie nadprzyrodzone. Odtąd, przynajmniej w teologii, nie ma objawień, a ludzie powinni, wiedząc już generalnie, jak żyć, budować świat doczesny, poznając go naturalnie, empirycznie i racjonalnie przy użyciu logiki, pamiętając zarazem, że królestwo niebieskie “nie jest z tego świata”. Właśnie ta genialna myśl, że co prawda doczesność nie jest najważniejsza, ale zarazem tu i teraz człowiek decyduje, o tym kim chce być, jak żyć i jakie mieć w życiu cele, leży u podstaw zasady “słusznej autonomii rzeczy doczesnych”. Dzięki niej mogły swobodnie rozwijać się najpierw “artes liberales”, a potem nauka nowożytna pokartezjańska, oparta na obserwacji, analizie, zbieraniu faktów, początkowo oczywiście bez porządnej metodologii naukowej, którą z czasem odtwarzano na podstawie historii eksperymentu czy doświadczenia albo spekulacji.
Prawdę można podzielić na partykularną, zmienną (np. dziś jest pochmurno, na obiad był rosół, wieczorem wybiorę się do kościoła, etc.), oraz uniwersalną niezmienną, którą można podzielić z kolei na naukową (wszędzie na Ziemi E=mc2, wszędzie działają prawa fizyki, chemii, biologii, etc.) oraz nienaukową, filozoficzno-religijną czy humanistyczno-literacką. I tak zasadniczo zdroworozsądkowe, potoczne podejście większości ludzi w sprawie prawd codziennych jest normalne, zdrowe i trafne. Jeśli ktoś twierdzi, że jest sobą, wiemy, że mówi prawdę; gdy zaś ktoś przedstawia się jako Napoleon albo marionetka, wiemy, że są dwie możliwości: albo świadomie kłamie (w jakimś celu), albo się myli, jest w błędzie, czy cierpi na jakieś zaburzenia umysłowe i wtedy taki człowiek trafia na terapię, której celem jest wyprowadzenie go z błędu, by znów nawiązał kontakt z rzeczywistością. Jednak większość z nas zgodzi się, że obecnie prezydentem Polski jest Anndrzej Duda, że niedawno w Polsce gościliśmy Papieża Franciszka lub że notowania na giełdzie lekko wzrosły. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, najczęściej się myli. Nie musi być od razu “chory” – może mieć nietrafne informacje, albo na skutek tego, że ktoś go źle – celowo lub nie – poinformował, albo, że sam nie dowiedział się z dobrych źródeł, jak jest dziś w Polsce naprawdę. Nowożytne zasady krytycyzmu i sceptycyzmu podają kilka zasad weryfikacji czy falsyfikacji każdego twierdzenia: a/ należy osobiście sprawdzić informację u źródła, b/ porównać z innym, wiarygodnym źródłem,c/ nie przyjmować hipotezy ani tezy bez sprawdzenia przesłanek i argumentów, d/ sprawdzić spójność teorii, e/ jej estetykę – np. czasami “zbyt piękne” teorie są nieprawdziwe (spiskowe, kryminalne, baśniowe, etc.), albo zbyt pesymistyczne – “prawda nie istnieje”, “nikt nie wie, jak to jest”. Mówi się, że prawda leży pośrodku, ale czasami nie. Dochodzimy do wspólnotowego charakteru prawdy.
Prawda ma charakter obiektywny – np. “istnieje wszechświat”, subiektywny – np. “boli mnie głowa”, “czuję się świetnie”, albo intersubiektywny. Ten ostatni wymiar każdej prawdy widać zwłaszcza w nauce oraz religiach. Dawniej pojedynczy wielcy geniusze ludzkości odnajdywali samotnie prawdę, wynajdywali postępowe dzieła, odkrywali nieznane lądy. Dziś rzadziej jest to możliwe – większość odkryć w nauce, technice już dokonano, teraz chodzi o rozpowszechnienie (transfer technologii), miniaturyzację (nanotechnologia), oraz modernizację i innowację – każdy wynalazek, maszyna, urządzenie można jeszcze “poprawić”, ulepszyć, uczynić bardziej ekonomicznym, ekologicznym. Dziś we wszystkich dziedzinach nauki pracują całe zespoły, w których naukowcy wspólnie układają swoje puzzle w odniesieniu do jakiegoś fragmentu rzeczywistości zmysłowo dostępnej, otaczającej nas, dotyczącej też fizycznego wnętrza ciała ludzkiego. Kto chce być tu samotnym wilkiem, powinien zająć się raczej humanistyką, naukami społecznymi, gdzie ciągle praca zespołowa jest rzadka. Pisarze najczęściej sami piszą książki – choć zdarza się już tu i ówdzie, że książka ma dwóch autorów, czy jest zbiorowym pokłosiem spotkania, konferencji czy sympozjum w formie księgi pamiątkowej upamiętniającej jakąś ważną sesję.
Na czym polega podstawowy problem z prawdami, których nie da się zweryfikować doświadczalnie? Przecież o to jest obecnie w Polsce i nie tylko najwięcej kłótni, z których wynika żenująco niski poziom dyskusji w Internecie, widać podstawowe braki w edukacji, zaległości w kształceniu nawet ogólnym, nie mówiąc o specjalistycznym. Ludzie się kłócą, dzielą na dwie albo więcej grup, obrażają, chcą “przekonać” innych do najczęściej “swojej” racji. Pół biedy, gdy padają argumenty merytoryczne, fakty, przykłady. Kłótnie oznaczają – i tu mam pewną nową teorię – że stronom jednak o coś chodzi, w tym wypadku – o to, jak jest w istocie, jak jest naprawdę. Najgorzej byłoby, gdyby wszyscy ze wszystkimi się zgadzali, bo to by znaczyło, że prawda jest oczywista (a tak nie jest), albo że wszyscy się mylą. Jeśli chodzi o internetową mowę nienawiści, to zaznaczę, że negatywne emocje, nazywane “hejtem” mówią, że społeczeństwo wychodzi z letargu, obojętności, znieczulicy, którą opisywali socjolodzy jeszcze w latach 80. czy 90. XX w. Wtedy nikt się nie kłócił, nie wyzywał, ale też panowała stagnacja, zastój intelektualny, wręcz powszechny kryzys postmodernizmu, który twierdził, że “prawda nie istnieje”, “wszystko jest relatywne”, i tak naprawdę nie ma żadnych wartości autentycznych, którymi można by kierować się w życiowych wyborach i decyzjach oraz w codziennych relacjach. Tę chorobę postmoderny mamy już za sobą, zresztą postmodernizm nad Wisłą się raczej nigdy nie zadomowił, spustoszył głównie zachodnią Europę i Amerykę Północną, więc można mieć nadzieję, że cały ten hejt jednak jest zjawiskiem trochę pozytywnym, w myśl zasady “obyś był zimny lub gorący”, byle nie letni. Najgorzej, gdy komuś jest wszystko jedno. Kto szuka szczerze prawdy i istotnych wartości, będzie na tej drodze się mylił, w myśl zasady “errare humanum est”, jednak lepiej szukać prawdy, popełniając kardynalne nawet błędy, niż być na jej wołanie zupełnie obojętnym.
Prawda jest kontekstowa – gdy czytamy np. Pismo święte, to znajdujemy tam fragmenty, które mają już tylko znaczenie historyczne (przepisy budowy świątyni w judaizmie, prawo żydowskie, obrzędy w ST, zalecenie dla młodego Kościoła w Listach apostolskich czy opis drogi ewangelizacyjnej w Dziejach apostolskich, etc), oraz znaczenie ponadczasowe – np. że Chrystus rzeczywiście powstał z martwych, że istnieje jeden Bóg, że po śmierci coś jest, etc. Kłótnie internetowe mają zdecydowanie charakter światopoglądowy – i zasadniczo w polityce podłożem kłótni i hejtu również są kwestie światopoglądu, a więc generalnie filozofii, czy teologii. Zasadniczo są dwa obozy: jedni wychodzą od prawd empirycznych i wyciągają wnioski, że światopogląd naukowy np. wyklucza istnienie, a przynajmniej interwencję sił nadprzyrodzonych w historii świata. Inni przeciwnie – uważają, że tylko siły nadprzyrodzone tłumaczą wszystko i stąd uogólniają ten pogląd, czy opinię na wszystko: skoro np. Biblia mówi to i to, to obowiązuje ta zasada zawsze i wszędzie, a więc tu i teraz również. Pierwsi zapominają, że tak naprawdę rzetelna nauka nie zajmuje się “tamtym światem”, nie może istnienia jego potwierdzić, ani obalić. Drudzy zapominają, że nauka wcale nie musi kłócić się z wiarą jakąkolwiek, także stricte religijną, ponieważ i nauka i wiara zajmuje się jedną rzeczywistością, która ostatecznie ma jedno źródło. Nauka nie odpowie nigdy na pytanie o istnienie Bóstwa, aniołów czy nieba, ale też nikt nigdy nie udowodnił, że wiara jest czymś irracjonalnym, nikt nigdy nie potrafił sfalsyfikować ani jednej prawdy np. biblijnej czy chrześcijańskiej, co więcej nauka potwierdza liczne opisane w starych księgach fakty historyczne, które jeszcze w XIX wieku uznawano w pozytywizmie za legendy, mity czy zwykłe “ludowe duby smalone”. Romantycy pierwsi sprzeciwili się roszczeniom racjonalizmu oświeceniowego, pisząc, że lud ma pamięć bardzo silną, bo zbiorową, i w tej pamięci przechowuje nie tylko pobożne legendy, np. z hagiografii, ale również prawdy co najmniej naturalne o zasięgu całożyciowym (jak żyć, czego nie robić, jak postępować, itd.).
Prawda jest podatna na osobę, która ją głosi w tym sensie, że im większy autorytet, tym większa wiarygodność. Jeśli jakiś tam Rafał Sulikowski twierdzi, że Bohdan Wrocławski “świetnym poetą jest”, to jest to mało wiarygodne, choćby to była prawda, ponieważ kolega Sulikowski nie jest zawodowym krytykiem literackim, w dodatku nie specjalizuje się w poezji. Jeśli tym bardziej Sulikowski głosiłby, że Papież Franciszek ma rację, mówiąc to i to, to byłaby to tylko jego prywatna opinia, której można przeciwstawić osąd przeciwny lub doprecyzować. Jeśli ksiądz mówi, że “Bóg wybacza grzechy” to wierni nie bardzo w to wierzą, chyba, że sami tego na sobie doświadczą. Jeśli to samo mówi arcybiskup Gądecki, wiarygodność wzrasta. Ta zasada dotyczy wszystkiego: gdy rzeczony Sulikowski zacząłby upierać się, że słońce się rusza, a Ziemia stoi, to uznano by go za niegroźnego szaleńca i zlecono terapię, albo gombrowiczowski powrót do szkoły podstawowej. Gdyby przeciwnie nagle ogłosił, że słońce jest gwiazdą, to wyważałby otwarte drzwi – przypisywałby sobie nieetycznie odkrycie kogoś innego. Ponieważ każdy przechodzi w rozwoju tę samą drogę, co ludzkość, więc wyważanie otwartych drzwi w nauce jest na porządku dziennym. Gdy ktoś pisze rozprawę naukową, etycznie jest najpierw zreferować stan badań z danego tematu, nawet jeśli doktorant sam i niezależnie doszedł do takich samych wniosków, co kolega Y. Problem polega na tym, że prawdę poznaje się w czasie, a wyraża w języku, który jest linearny i ma strukturę gramatyczną określoną prawami logiki (Chomsky). Nie da się zmieścić wszystkich możliwych prawd w jednym tekście, książce, a co dopiero w jednym zdaniu, choćby najdłuższym. Prawda jest więc poznawalna racjami, porcjami, i wymaga czasu, aby rzetelnie coś ustalić i nie kierować się przy tym ani emocjami pozytywnymi (przedwczesny entuzjazm), ani negatywnymi (z góry założony pesymizm, nadkrytycyzm, sztywne schematy poznawcze, itp.). Emocje przeszkadzają w poznanwaniu właściwie każdej prawdy spekulatywnej, dostępnej jedynie w obrębie rozumu. Pozytywne powodują, że wnioski są przedwczesne, a negatywne – że “nie wiadomo” bądź “n pewno to nie jest prawda”.
Kolejny problem z obecnymi wojenkami światopoglądowymi polega na mieszaniu pojęć, braku ich zdefiniowania (pojęcia lubią być workowte), na brakach w wykształceniu logicznym, na niedostatecznej faktografii, np. w historii. Jeśli zająć się domeną historii, to jest to temat na osoby artykuł. Poznanie historyczne jest jednym z najtrudniejszych, prawie tak samo, jak dokładne przewidywanie kursów na giełdzie czy prognozowanie pogody dalej niż na dwa tygodnie naprzód. Jeśli Czytelnicy pragną, w kolejnym tekście spróbujemy opisać bardziej szczgółowo, czym jest prawda w poznaniu humanistycznym, literackim, a także historycznym. I dopiero na koniec, jako uwieńczenie tych krótkich uwag, możemy zająć się tm, co nas tak dzisiaj rozpala: prawdami wiary, uczuciami religijnymi czy patriotycznymi.
Podsumowując: problem prawdy wskazuje, że mimo ich różnorodności, chodzi o jakąś ‘rzeczywistość’, dostępną na różne sposoby. Istnieje obok tego, co poznawalne, możliwe do poznania, również tajemnica, niepoznawalna, sfera nietykalna dla profanów, coś, co wymyka się rozumowi, a zwłaszcza werbalizacji w języku naturalnym. Jak pisał Mickiewicz, są prawdy, które trzeba głosić wszystkim, są takie, które są dla niektórych i są też prawdy, o których “mędrzec nie mówi nikomu”. Dziś w czasach dosyć narcystycznych, wręcz obnażających się celebrytów, ujawniających dosłownie wszystko, o tej ostatniej zasadzie należałoby znowu pomyśleć.
Rafał Sulikowski