Andrzej Walter – Boże, chroń Królową!

0
256

Andrzej Walter



Boże, chroń Królową!

Tylko czy na Wyspach ktoś jeszcze wierzy w Boga?

 

  

walter   Brawo Anglicy. Nie. Nie za mecz z Islandią, w którym „jacyś tam rybacy” dokopali dumnym synom Albionu, (a akurat wynik tego meczu udało mi się przewidzieć), lecz za pierwsze poważne ostrzeżenie dla „jaśnie panującej oświeconej” Unii, póki co zwanej Europejską. Większość z nas przecież widzi, że to nie jest już ta Unia, która fascynowała nas w latach osiemdziesiątych poprzedniego stulecia. Widzimy przecież wyraźnie, że marchewka nie jest owocem, ślimak rybą, a Martin Schulz nawet nie przypomina Jean Paul Belmonda. Widzimy ostro i jaskrawo, że kolejne pomysły na wiek postępu nie sprawdziły się, a konstrukcje prawne na liberalną nowoczesność uległy defraudacji i erozji. Widzimy trzeźwo, że dzisiejsza Unia to twór chory, bez tożsamości i bez pomysłu na lepsze jutro. Za fasadą wspólnoty i solidarności kryją się: grupy interesów, piramidy absurdów oraz nieporadne próby ograniczenia suwerenności członków. I Anglicy, a właściwie ogólnie wszyscy Brytyjczycy powiedzieli – „nie”. Nie zrobicie nam z Big Bena banana, a z Królowej ślimaka.

 

    Nie znaczy to oczywiście, że my nie chcemy „być” w Unii, że nie przynależymy do wspólnoty europejskich krajów i że nie jesteśmy istotnym partnerem dla unijnych pseudo-demokratów. (ujmując sprawę „my” – mam na mysli perspektywę polską). Znaczy to jedynie i tylko to, że Wielka Brytania pokazała Unii czerwoną kartkę i jest to pokłosie sumy tych wszystkich idiotyzmów, które narzuca nam się siłą, a w zasadzie majestatem i powagą prawa, które wymyśla kilku nawiedzonych pomysłodawców wątpliwego autoramentu. Korzenie tych pomysłodawców sięgają erupcji czasów dobrobytu zza żelaznej kurtyny. Ich tożsamość zachwiała się z nadmiaru luksusu i nudy, którą zostali obdarzeni w bezstresowym chowie zblazowanych i wyrachowanych elit ówczesnego Zachodu, w którym my widzieliśmy wówczas ekonomiczne perpetum mobile, które właśnie, na naszych oczach uległo zatarciu. To koniec. Koniec Europy, jaką znamy, jaką znaliśmy, jaką sobie wyobrażaliśmy. To koniec: ironii, pogardy i protekcjonalnego traktowania ludzi, którzy proszą tylko o zachowanie własnej tożsamości, kultury i stylu życia, czy też wyznawanych systemów wartości. Choć raczej wyrażam tu nieuzasadnione nadzieje na otrzeźwienie pajaców współczesnego neoliberalizmu. Jak znam życie nic takiego nie nastąpi. Ich nachalność w homogenizacji kultur jest zdeterminowana maniakalnym uporem wartym lepszej sprawy.

 

   Co zatem nastąpi? Nic takiego. Wszystko potoczy się „swoim trybem”, czyli będzie narastał swoisty bunt narodów przeciw rozwiązaniom „nowego wspaniałego świata”, gdyż okazał się on ani nie nowy, ani nie wspaniały, a już z pewnością nie mlekiem i miodem płynący – jak było w ofercie. Marksistowskie pomysły przemodelowania mentalności, zrewolucjonizowania rodziny i stworzenia „nowego człowieka” można wsadzić między bajki, a przypomną nam o tym „uchodźcy”, który napływają szeroką falą ochoczo zaproszeni przez Panią Kanclerz i witani nie chlebem i solą – lecz w tamtej, zachodniej rzeczywistości – kwiatami i kamerami. Welcome to Germany. Herzlich willkommen. Refleksja nad tym powitaniem nastąpi wkrótce, ale jednak trochę później. Póki co wyleciały w powietrze lotniska w Brukseli, w Istambule, a w perspektywie wiele atrakcji, jak mniemam, w tej samej materii …

 

   Dżihad się u nas – w Europie – na dobre zadomowił, acz nie za bardzo chce stać się … europejczykiem. Bo to niemożliwe. Tego już demontażyści chrześcijaństwa nie przewidzieli. W ich wizji unifikacja religii miała zastąpić zabobon i gusła, a szczęśliwa integracja zniwelować wierzenia i przesądy do rozwiązań prawnych i systemowych. Szkopuł w tym, że nie za bardzo ten system działał, a właściwie nie działał, gdyż proponował w miejsce sensu – absurdy, w miejsce odwiecznego porządku – chaos, w miejsca ducha – materię. Jak się okazuje człowiekowi to jednak nie wystarcza. Człowiek, to coś więcej niż chemia i splot komórek, to coś więcej niż narzędzie współczesności kształtowanej na modłę totalitarną – tyle, że zastąpioną totalitaryzmem nowoczesnym – będącym mieszanką XX wiecznego modelowania społeczeństw z naukową uzurpacją do „wiedzy najwyższej” – wynikającej z tak zwanych osiągnięć czasu „oświeceń” spod znaku późnego Dawkinsa. Wszelkie przestrogi z tym związane były wykpiwane, deprecjonowane i odsyłane do lamusa historii. Oto mamy historię nową. Na żywo pisaną ręką brytyjskiego wyborcy, który jednak woli się ukisić „we własnym sosie” niż zostać przemysłowo „oświeconym” ręką europosła, bądź też spontanicznie – bombką dżihadysty. Takie czasy. Rzekłbym znaki czasów. A może po prostu zwykła … reakcja?

 

   Trudno dziś przewidywać przyszłość. Trudno prorokować i serwować nowe, gotowe rozwiązania kryzysów i zmian. Co będzie? Nie wiadomo. Wiadomo, że ów „mega-wspaniały” projekt integracji oraz totalnej unifikacji wszystkiego się nie sprawdził, że ów projekt neguje przynajmniej połowa jego uczestników i tak jest, jak mniemam, praktycznie w każdym z krajów „zjednoczonej Europy”. Pytaniem zasadniczym jest, czy obecne euro-elity stać jeszcze na jakąś refleksję? Czy zdołają jeszcze zawrócić z obranego kursu, zmodyfikować ów „genialny” projekt i przywrócić ludziom godność, a społeczeństwom i narodom tożsamość? Czy mają jeszcze w sobie na tyle empatii, aby zobaczyć swoje błędy i przyznać się do nich? A może nie jest to kwestia empatii, tylko chłodnej analizy i odwrócenia tendencji rozpadu czegoś, co mogło przecież być realizacją pięknej idei Adenauera, Schumana i de Gasperiego. Ja wiem, inne czasy, inne idee, inne wyzwania. Tyle, że człowiek – jakby ten sam …

 

   Może warto tu przypomnieć zamierzchłe czasy, kiedy kultury dynamizowała ekspansja, podbój i agresja. Kiedy Europa obroniła się przez światem arabskim pod Poitiers (732 r), a jeszcze przed tym broniła Konstantynopola w latach 717-718. Może warto przemyśleć, dlaczego te kultury są tak różne, rozłączne i nieprzystające do siebie, a co za tym idzie niepodlegające procesom ujednolicenia. I w końcu zadać podstawowe pytanie – co, nam, dziś, może dać kultura arabska, ze swoimi różnymi obliczami Islamu? W mojej ocenie: nic.

 

   No cóż. Ręcznie sterowane pisanie historii się nie powiodło. Jaskrawa bezmyślność dekonstrukcji bytu, jakim była tożsamość chrześcijańska przywiodło nas dziś na skraj przepaści, jednak wcale nie jest powiedziane, że musimy w nią skoczyć. Do tego nas namawiają w Berlinie, Paryżu i w Brukseli, ale jest jeszcze Praga, Warszawa i Budapeszt, jest i kilka innych miast i jest … cały pozostały świat, który globalnie kroczy w trochę innym kierunku niż stara, zdegenerowana i rozpadająca się na naszych oczach Europa. Sądzę, że ta … Europa wcale jeszcze nie musi się kończyć. Może sobie pobyć jeszcze trochę. Może jeszcze zadziałać jakoś sensownie. Należy jedynie przywrócić sprawom właściwe proporcje, wartościom – właściwe im miejsce, a solidarności – należny jej potencjał. Kto stanowi dziś zagrożenie raczej już wszyscy wiemy.

 

   Cechą człowieka jest to, że myśli. Cechą spodziewaną jest to, że udaje mu się zrobić krok wstecz, aby zrobić dwa do przodu. Może my właśnie znaleźliśmy się w takim położeniu – koniecznym położeniu, aby się zatrzymać, zastanowić i podjąć nowe decyzje, przywrócić rzeczy, które odłożono do lamusa, przerwać ten obłędny bieg za materią i ekonomicznym uzasadnianie wszystkiego…? Co mam na myśli? A choćby zamknięcie w niedzielę supermarketów, powodującą zmianę modeli spędzania wolnego czasu … To tylko jeden z przykładów. Może ten najprostszy. To zresztą przykład już, w niektórych, co mądrzejszych krajach Zachodu zastosowany i dający dość pozytywne efekty.

 

    Przykładem drugim – już o wiele cięższego kalibru i złożenia problematycznego jest zagadnienie szeroko pojmowanej kultury. Jeszcze do niedawna można było mieć wrażenie, że zachodni politycy zajmujący się sprawami związanymi z integracją słysząc słowo kultura – może nie sięgali od razu po rewolwer, ale dawali wyraźne oznaki zniecierpliwienia lub głębokiego znudzenia. Dotyczyło to przede wszystkim brukselskich urzędników Komisji czy innych agend Wspólnot Europejskich. Nie inaczej było i jest w Polsce. Nawet dziś, po zmianie rządów. Problem tkwi w świadomości społecznej, którą owi politycy jedynie wyrażają. Rzecz jasna jest to temat – rzeka, siłą powagi nie zezwalający na łatwe konkluzje. Jednak można pokusić się o pogląd syntetyczny, że w przestrzeni nawet ujmowanej ogólnieeuropejsko kulturę zastępuje się jarmarczną rozrywką, prostackim kabaretem, masowym sportem, popularną medialnie tandetą. Nie zmieni się tego stanu rzeczy, jeżeli nie będzie się o tym pisać, tego podkreślać i na to zwracać – nawet do znudzenia – uwagi. Może i jest to kopanie się z koniem, ale chyba warto, jeśli ma się jeszcze cokolwiek uratować.

 

   Znakomicie ujął to swego czasu papież Pius XII przemawiając w 1953 roku do profesorów Kolegium Europejskiego w Brugii – „Nadzieja na korzyści materialne nie wystarcza, aby obudzić gotowość do ofiary, która jest nieodzowna do osiągnięcia sukcesu. Gdy szuka się rzeczywiście solidnej gwarancji współpracy między różnymi krajami, to okazuje się, ze skuteczne mogą być jedynie wartości duchowe.”

 

   Wydaje się jednak, że współczesna Europa zapomniała o tych słowach. Wartości duchowe wykreśliła ze swojego słownika albo wręcz cyniczne odwróciła ich sens. Dlatego warto pochylić się wnikliwie na tym, co stało się pod koniec czerwca na Wyspach Brytyjskich. Bo stało się coś o wiele ważniejszego niż nam się wydaje, albo nawet niż nam się wmawia w przekazie medialnym. Ta czerwona kartka dla Europy ma o wiele głębszy wymiar niż jesteśmy w stanie na dziś ogarnąć. Jest to, być może, początek przemodelowywania europejskiego porządku i relacji wzajemnych pomiędzy krajami, społeczeństwami i w ogóle – ludźmi. Jest to – znów, być może – punkt zwrotny siły głosu ludzi, którzy przestrzegają przed jednostronnym spojrzeniem na procesy obecne i przeszłe, po to, aby nie brnąć dalej w ślepe uliczki. Aby zachować w tworze nazywanym Unią Europejską to, co jest dobre, a zmienić to, co prowadzi do katastrofy. Nie będzie to jednak możliwe w sytuacji, jaką mamy obecnie, kiedy na przykład, protekcjonalnie i pogardliwie traktuje się zmiany zachodzące na Węgrzech czy w Polsce. Kiedy znów, Zachodnie elity jawnie dzielą nas na bogatych i biednych, na tych z „lepszej” unii i tych z gorszej – tych po „przyjściach”, czy też po prostu mniej zamożnych. A w tym podziale swoją mowę zapełniają frazesami, propagandą i cynizmem. Wyrachowanie „naszych zachodnich sojuszników” już raz w historii dało nam porządnie w tyłek – warto by w końcu wyciągnąć wnioski.

 

   Jedno jest pewne. Pewien świat, świat, jaki znaliśmy do tej pory, skończył się. Decyzja Brytyjczyków wpłynie na nasze życie bardziej niż nam się wydaje. W sensie prawnym, społecznym, a nawet językowym. Nie mówiąc już o sensie bezpieczeństwa państw. W tym i naszego, polskiego, bezpieczeństwa. Przyszłość jawi się coraz bardziej niewiadoma, nieznana i nieoczekiwana. Europejczycy przestali być jednością już jakiś czas temu. Teraz jedynie coraz głośniej wyrażają swój niepokój …

 

 

Andrzej Walter


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko