Sławomir Majewski – Wpływ Księżyca

0
322

Sławomir Majewski



WPŁYW KSIĘŻYCA

 

Mirosław G. Majewski urodził się w roku 1961 w woj. gdańskim; mieszka w Olkuszu. W 1996 zadebiutował poezjami w tygodniku “Wiadomości Kulturalne”. Kilka życzliwych słów doskonałego krytyka Leszka Żulińskiego, odkrywcy talentu i życzliwego promotora Mirosława G. Majewskiego spowodowało, że zwrócił się w kierunku prozy. A było to dobre, jak powiada Pismo. Autor pracował jako robotnik w fabrykach i na budowach, prowadził działalność gospodarczą, był pocztylionem i agentem ubezpieczeniowym. Za chlebem, Panie, za chlebem ruszył w stronę Anglii, Austrii, Grecji, Niemiec i Norwegii. Dziś ma lukratywną posadę obserwatora monitorów ergo – jest dozorcą.

 

 

wplyw-ksiezycaW roku Pańskim 2009, z chwilą ukazania się książki pt. „Performance”, objawił się Polsce nie byle jaki talent literacki. Mirosław Grzegorz Majewski, pisarz zamieszkujący urokliwy Olkusz, nie zachłysnął się swoim pierwszym dzieckiem i na laurach nie spoczął.

W roku 2015 hojnym gestem podarował Czytelnikom kolejną książkę pt. „Asymetria albo galimatiasy podświadomości”, continuum poprzedniczki. I wreszcie, niczym deus ex machina, w 2016 kompiluje z tych dwu wydanych – tom jeden, oheblowany, uzupełniony, oszlifowany do perfekcji, pod lunatyczna nazwą „Wpływ Księżyca”.

Nie mam zwyczaju jak czynią rozliczni – streszczać książek, Nie wiem, co autor „chciał powiedzieć.” Prawdę mówiąc – guzik mnie to obchodzi. Pisać a czytać – trzy różne sprawy: percepcji, oczekiwań i słynnego na cały świat i pół Kanady – de gustibus non disputandum est. Wiem natomiast, czy proza którą dane mi było poznać, grafomanią jest lub trąci, czy na przyzwoitym poziomie spisana czy też – prawie doskonała. Prawie, albowiem nie ma książek w pełni doskonałych; każdą można napisać lepiej.

Nieczęsto bywam na tak zwanych „wieczorkach literackich”, zniechęcony postawą Czytelników, zazwyczaj totumfackich Autora, objawiających bezkrytyczne Och! i Ach! dla twórczości beneficjenta spotkania. Czego by nie ponawypisywał – pochwalą, polukrują i wręczając kwiaty, po tyłku poklepią. A często-gęsto kopnąć weń powinni.

Więc nienatrętnym gościem jestem na literackich chrzcinach. A jednak, w przypadku ‘Wpływu Księżyca”, nie kierując się zbieżnością nazwisk ni sympatią, którą żywię do Autora, jęcząc z bólu pojechałem do olkuskiej Galerii BWA, posadowionej na pięknym ryneczku. Galeria – istny cud a jej Gospodarz, takoż literat – Olgerd Dziechciarz, zna rzemiosło Gospodarza. Cześć Mu i chwała za tamten dzień!

Dlaczego pojechałem? Aby powiedzieć Uczestnikom, że dobry Pan uczynił dla nich cud rzadkiej wody – objawił im Wielkie Pióro. I to gdzie zrodzone? Nie w Warszawie, Krakowie czy Lublinie, lecz – za sprawą Mirosława Grzegorza Majewskiego – w prowincjonalnym, ślicznym miasteczku Olkusz. Ślicznym lecz prowincjonalnym. Jak „mój” Miechów. 

Pojechałem, żeby jak najdobitniej powiedzieć, kogo mają. I co się wydarzyło tam, u nich, gdzie nie święci garnki lepią. Żeby uczcili i pojęli, co się stało pod ich nosem. Bo choć „prowincja to śmierć” jak powiedział Gustaw Holoubek w „Szpitalu Przemienienia”, to jednak TA prowincja jest od teraz zaczynem kulturowej metropolii. Czy władze Olkusza docenią i pojma ten fakt? Nie sądzę. Po cholerę mają doceniać i pojmować?

Powiedzą durnie, że kadzę, oj kadzę niemiłosiernie temu Majewskiemu Mirosławowi G., dodając: A jaki on ma w tym chwaleniu interes? A co on tak za nim obstaje? A może on Żydomason albo pederasta i złodziej jaki? Bo przecie ja Dehnele, Toruńczyki i młodego Kornhausera wysławiać winienem, a ze starych żyjących, tylko Rymkiewicza i Zagajewskiego. A pośmiertnie Szymborską, Miłosza i Barańczaka. Ale znający mnie wiedzą, że ja stryjowi, bratu ni rodzonej matce, gdyby parali się piórem a poronili grafomańskie teksty, nie tylko nie powiedziałbym komplementu a pohańbił werbalnie. Choć matka jest tylko jedna. Sztuka nie uznaje kompromisu. Ja też nie. Sztuka to pokora. I z pokorą trzeba przyjąć, że się napisało byleco, jeśli się napisało byleco.

Pojechałem więc do Olkusza, bo uprzednio przez dni kilkoro czytałem „na okrągło” owe książki Majewskiego. Trzy dni szukałem dla ich stylu i formy, odniesień w dziełach innych wyrobników pióra. Chciałem je przyporządkować do znanych mi gatunków literackich, bo wtedy łatwiej… Ale nie ma łatwo, nie znalazłem!

Twórczość Majewskiego wymyka się gatunkowej „szuflandii” a „Wpływ Księżyca” może się kojarzyć z czym chce. Jak prawie każda książka o Żydach polskich kojarzy się z twórczością Isaaca Bashevisa Singera albo Brunona Schulza a powieści Stanisławy Fleszarowej-Muskat z Mniszchówną, autorką „Trędowatej”, jeno bardziej nowoczesną z języka.

„Wpływ Księżyca” skojarzycie z czym i z kim zechcecie. Z „Rękopisem znalezionym w Saragossie” Potockiego, z „Budowniczym ruin” Rosendorfera, „Jesienią w Pekinie” Viana, „Zamkiem Fortynbrasa” Suáreza. Z książkami Cortazara, Mrożka i Witkacego. Bo dobra proza kojarzyć się może z inną, tylko dobrą prozą. Albowiem wielkość napisanego dzieła poznamy po tym, iż prezentując nam treść dowolną, stylem i formą przedstawia dziedzictwo całej ludzkości, zapisane w całej literaturze. I nasze zauroczenie tym, co w książkach dawniej czytanych pokochaliśmy a dziś inny autor nam te uczucia przypominając – wzmacnia tęsknotę za piórem prawie doskonałym, za ulotnym pragnieniem rozumienia, co też takiego ma w sobie Słowo pisane…

„Wpływ Księżyca” nie jest „podobny do”, nie jest „jak”. To endemiczna księga, której bohater, niejaki Makary będąc Everymanem, jest Mirosławem Grzegorzem Majewskim. Oraz Tobą, Czytelniku i mną. Refleksja, humor, nieco surrealizmu, doza tragikomedii i komediodramatu. Wszystko tam jest, wystarczy zasiąść i przeczytać. I zastanowić się ex post. Bo też jest nad czym.

Żałuję, iż nie ma już z nami św. p. Marka Nowakowskiego, Tadeusza Konwickiego, Mariana Brandysa i paru innych. Ucieszyliby się, że oto zasiadł do ich stoła ktoś godny tego, by z nimi zasiąść. Czy mam prawo tak pisać?

Dane mi było w moim szczęsnym życiu uścisnąć dłonie aż trzech literackich Noblistów. A żaden nie był Polakiem. Dane mi było pić okowitę z pisarzami polskimi i zachodnimi o tak wielkim dorobku i nazwiskach, że strach się bać. Po co ja o tym? Albowiem do elity polskich Wielkich pisarzy, dołączył ktoś z młodszego pokolenia. Mirosław Grzegorz Majewski.

Wiem, co napisałem – zapamiętajcie!

 

Sławomir Majewski


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko