Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego
Damskie imiona Bohdana Butenko
Wątpię czy w moim przynajmniej moim pokoleniu jest ktoś, kto nigdy nie zetknął się z rysunkami Bohdana Butenko. Należy on do szeregu wielkich rysowników-ilustratorów takich jak Jan Marcin Szancer czy Antoni Uniechowski. Co do mnie, to zetknąłem się z nim po raz pierwszy przy oglądaniu bodaj „Przygód Gapiszona” w „Świerszczyku”, magazynie dla dzieci a także przy okazji spotkań z przygodami Gucia i Cezara, a wszystko to gdzieś mniej więcej w połowie drugiej połowy lat sześćdziesiątych. Ale Bohdan Butenko, to dla mnie także ilustracje do „I ty zostaniesz Indianinem” Wiktora Woroszylskiego, do „Przygód Marka Piegusa”, „Dzień dobry, mówią bobry” Wandy Chotomskiej i innych powieści Edmunda Niziurskiego, do „Emila i detektywów” Emila Kastnera i innych jeszcze licznych, a raczej niezliczonych tytułów. Rysunki Butenki są nieodłączną częścią archipelagu wyobraźni mojego dzieciństwa.Jestem pewien, że nie tylko mojego. Rysunki Butenki to dla mnie kwintesencja tego, co stanowi o dziecięcej wyobraźni, może nawet bardziej niż w przypadku Szancera. We wspaniałej kresce i kolorze wielkiego Szancera jest coś ekskluzywnego, wytwornego wyrafinowanego, nawet demonicznego, a więc coś jakby niekoniecznie dziecięcego. Istotą geniuszu rysunkowego Butenki jest prostota i niewinność, które – słusznie czy nie uważane są za atrybuty dzieciństwa. Tym razem rysunki Butenki (i dodane do nich krótkie, prostych wierszyków) dotykają „materii” mniej niewinnej, bo świata kobiet widzianych z męskiej, butenkowej perspektywy i dodajmy, nie bez akcentów erotyzmu
Bohdan Butenko – „Do wieńca wspomnień”, Wyd. „Iskry”, Warszawa 2016, str. 191, ISBN 978-83-244-0439-1
—
Summa Krystyny Jandy
Moje pierwsze, odruchowe niemal skojarzenie z Krystyną Jandą, to słynna scena z „Człowieka z marmuru” Andrzeja Wajdy, w której idzie szybkim krokiem korytarzem telewizyjnego gmachu przy ulicy Woronicza kłócąc się jednocześnie z towarzyszącym jej urzędnikiem-redaktorem telewizji w kreacji Bogusława Sobczuka. Od tego czasu, czyli od premiery filmu minęło właśnie 39 lat (wiosna 1977), a w międzyczasie Janda stała się jedną z ikon polskiego kina, wziętą aktorką, celebrytką nawet (choć się od tego odżegnuje), a od kilku lat także liderką instytucji kulturalnej jako właścicielka i dyrektorka teatru „Polonia” w Warszawie. Janda była już bohaterką kilku książek, ale dopiero zapis rozmowy, którą przeprowadziła z nią Katarzyna Montgomery może pretendować do rangi – poniekąd – autobiografii artystki. I jak to bywa przy okazji długiej rozmowy z osobą o bogatym dorobku artystycznym i społecznym, funkcjonującą na polskiej scenie w różnych rolach, a także osobą od owej roli Agnieszki w „Człowieku marmuru”, ale także w „Człowieku z żelaza”, odbija się w tej rozmowie nie tylko historia życia artystycznego, w którym Janda uczestniczyła i jej prywatna biografia, ale także, w indywidualnej perspektywie, kawał najnowszej historii Polski. Jak zwykle przy takiej okazji, mnóstwo ciekawych personaliów, wątków o charakterze anegdotycznym i biografistycznym, z dodatkiem interesującej ikonografii. I jeszcze jedno. Specjalnością aktorską Jandy nigdy nie były intelektualistki, lecz najpierw dziewczyny, a potem dojrzałe kobiety, spontaniczne, kierujące się prostymi emocjami i instynktami, a przy tym łatwo uruchamiające te emocje. Przecież jednak wiadomo, że aktorstwo to jedno, a wnętrze aktora to drugie, że to dwa różne, bywa że kompletnie sprzeczne, fenomeny. Bo właśnie w długiej indywidualnej rozmowie Krystyna Janda objawia się jako mądra, refleksyjna kobieta, która wiele widziała i wiele przeżyła. Mądra nie mądrością uczonej intelektualistki, sawantki, jak to się kiedyś z francuska mawiało, ale mądrością życiowego doświadczenia, którego jednym ze składników jest dziś – co wydać się może niektórym zaskakujące – samotność. To ciężkie brzemię ludzi myślących, doświadczonych i dojrzałych.
Krystyna Janda – „Pani zyskuje przy bliskim poznaniu. W rozmowie z Katarzyną Montgomery”, Wyd. Prószyński i s-ka, Warszawa 2016, str. 556, ISBN 978-83-8069-352-4
—
Universum terroryzmu
Terroryzm islamski jest od kilkunastu co najmniej lat jednym z najbardziej dramatycznych problemów świata. O tym właśnie traktuje książka dwóch renomowanych, legitymujących się bogatym dorobkiem reporterów, Witolda Gadowskiego i Przemysława Wojciechowskiego. Rzecz, w punkcie wyjścia nie zamierzona bynajmniej jako synteza najnowszych dziejów terroryzmu, nabrała wraz z pisaniem pewnych cech takowej. Oczywiście nie w sensie dosłownym, jako że Zajmując się bowiem wybranymi wątkami, reporterzy wnikali w wątki kolejne i w ten sposób ich narracja rozszerzyła się na bardziej uogólniony obraz zjawiska. Autorzy pokazują, jak zawiłą ale i koherentną siecią jest międzynarodowy terroryzm, przy czym słowo „międzynarodowy” należy rozumieć nie etnicznie, ale w tym sensie, że w ciszy gabinetów stały za nim i stoją tajemne struktury, które nigdy nie pojawiają się na czołówkach gazet. W owym obrazie pojawiają się „nieboszczyk”, jęsli tak można powiedzieć, Jasir Arafat ze swoją Organizacją Wyzwolenia Palestyny i współczesny wodz terroryzmu islamskiego Al Baghdadi, „Czarny Wrzesień”, grupa RAF czyli Baader Meinhoff, PRL-owskie związki słynnego „Carlosa”, „Szakal”, wątki moskiewskie, ale także oczywiście światowe służby wywiadu ze sławnym izraelskim Mossadem na czele. Krótko rzecz ujmując – pojawiają się na kartach tej książki prawie wszystkie figury należące do szeroko rozumianego tajemniczego i śmiertelnie groźnego świata terroryzmu. Są też szczegółowe opisy tak osławionych wydarzeń jak atak „Czarnego Września” na izraelskich sportowców podczas olimpiady w Monachium w 1972 roku czy wybuch w paryskiej Brasserie Lipp. Dla czytelnika krajowego szczególnie pasjonujący jest wątek polski, a konkretnie peerelowski, w tym niezwykle interesująco opisana rozmowa reporterów z generałem Czesławem Kiszczakiem.
Nie jestem w najmniejszym nawet stopniu nie tylko znawcą tej tematyki, ale nawet jako tako oczytanym w tej dziedzinie amatorem. Nie potrafię więc zweryfikować jej wartości ani w ocenie tzw. prawdy materialnej ani co do trafności wyciąganych przez autorów wniosków czy formułowanych przez nich interpretacji. Jestem tylko skromnym recenzentem i potrafię ocenić „Tragarzy śmierci” jedynie z punktu widzenia wartości czytelniczej. Z tego punktu widzenia jest to książka pasjonująca. Wartko napisana, bogato, wręcza obficie naszpikowana pasjonującymi wątkami, należy do tych lektur, o których zwykło się mawiać, że „nie można się od nich oderwać”, albo które „czyta się jednym tchem”. Przynajmniej z punktu widzenia miłośników wszelakiej literatury sensacyjnej, „wysiadają” przy tej książce nawet najlepsze współczesne powieści kryminalne. Cóż, one są, choćby najciekawszym, ale tylko owocem fikcji literackiej. A „Tragarze śmierci” tchną prawdą, a przynajmniej się o nią ocierają. A jak napisał kiedyś Józef Mackiewicz, „tylko prawda jest ciekawa”.
Witold Gadowski, Przemysław Wojciechowski – „Tragarze śmierci”, wyd. Editions Spotkania, Warszawa 2015, str. 366, ISBN 978-837965-112-2