Dariusz Pawlicki – O ćmach, kołatkach, kosarzach

0
174

DARIUSZ PAWLICKI


 

O ĆMACH, KOŁATKACH, KOSARZACH


„Fikcję tworzymy my, zaś rzeczywistość jest o wiele

dziwniejsza, bo tworzy ją ktoś inny, Ktoś inny: Bóg”,

Gilbert Keith Chesterton.

                                                                          

                                                                                    

      Lubię jak w mieszkaniu są ćmy (właśnie jedna pojawiła się pomiędzy moją twarzą a ekranem laptopa). Oczywiście gdybym do wyboru miał, jako zwierzę domowe, ćmę bądź psa, wybrałbym psa. Jest to, jak sądzę, najzupełniej zrozumiałe. Nie zmienia to jednak faktu, że lubię ćmy. Choć jeśli w mieszkaniu jednorazowo byłoby ich, powiedzmy, dziesięć, wyłapałbym połowę. A następnie wypuściłbym je na klatkę schodową. Na pewno bym ich nie uśmiercił. I nie uczyniłbym tego ze względu na wiarę w wędrówkę dusz. Bo w to nie wierzę (czy kiedyś uwierzę?). Po prostu lubię nocne motyle. Przyciągają moją uwagę szczególnie wtedy, gdy przemieszczają się, pracowicie machając niewielkimi skrzydłami.

      Tak, nie mogę ich pogłaskać (nie jest to jednak moim pragnieniem), ale nie muszę troszczyć się o pożywienie dla nich.

      Dlaczego mam do nich taki właśnie stosunek? Bo są związane z miłymi wspomnieniami. Te zaś dotyczą zdarzeń sprzed kilku dziesięcioleci. Uczestniczyłem w nich, tak jak uczestniczyli w nich również ci członkowie mojej rodziny, których już nie ma pośród żywych. Te wspomnienia związane z nocnymi motylami dotyczą wieczorów wakacyjnych. Kiedy to moi Dziadkowie, jak i Rodzice, Ciocie, Wujkowie brali udział w pokolacyjnych spotkaniach, które odbywały się w dużej kuchni domu Dziadków na Suwalszczyźnie. Moi kuzyni i ja, choć w nich uczestniczyliśmy, to, z racji wieku, pełniliśmy rolę przede wszystkim obserwatorów. A głównym elementem owych spotkań było opowiadanie historii: strasznych bądź wesołych. Zawsze jednak dotyczących wsi, w której mieszkali Dziadkowie tudzież najbliższej okolicy.

     Tym rodzinnym wieczornym spotkaniom każdorazowo towarzyszyły ćmy*. Wlatywały przez otwarte okno w kuchni, było to bowiem lato. A przywabiało je światło lampy wiszącej tuż pod sufitem. Wielokrotnie także płomień świecy, gdyż były to czasy, gdy często, zwłaszcza na wsi, następowały przerwy w dostawie energii elektrycznej. I przy dotknięciu rozgrzanej żarówki bądź płomienia ginęły (niejednokrotnie udawało się jednak ocalić im życie). To dlatego motyl, tak naprawdę to ten nocny, symbolizuje dążenie do światła (ono z kolei jest symbolem np. wieczności), jak też, m. in., życie, ale i śmierć; duszę, nieśmiertelność, zmartwychwstanie (efekt przeobrażenia się poczwarki w postać dorosłą). Motyl to także przemijanie, próżność, marność.

      Kilka razy w kuchni pojawił się motyl nocny o nazwie zmierzchnica trupia główka (Acherontia atropos). Nazwany tak ze względu na widniejący na stronie grzbietowej tułowia rysunek przypominający trupią czaszkę. To ze względu na ten rysunek, motyl ów należy do „arsenału czarnej magii, na równi z wampirem, nietoperzem, czarnym kotem, puszczykiem itd.”**.

 

ocmach1

Acherontia atropos

 

      To były niezwykle przyjemne wieczory, wręcz czarowne. Dlatego tak bardzo, i za każdym razem, żałowałem, gdy nadchodziła pora położenia się spać. Starałem się ją chociaż trochę odsunąć w czasie. W końcu jednak musiałem udać się do sąsiedniego pokoju. A przed zaśnięciem (sen przychodził niezwykle szybko; za szybko!) słyszałem jeszcze odgłosy ściszonych rozmów dobiegających zza drzwi kuchennych; często śmiechów. I za ich sprawą czułem się bezpiecznie. Zazdrościłem przy tym dorosłym, że mogą jeszcze przebywać w swoim gronie, słuchając opowieści.

 

*

 

      Wieczorem, ale najczęściej w nocy słychać było kołatka (Ptilinusa pectinicornisa L. bądź Anobiuma punctatuma De Geer, albo jeszcze jakiegoś innego). Dawał znać o swym istnieniu dźwiękiem jako żywo przypominającym kołatanie, stukanie. Odzywał się i w ciągu dnia, ale rozmaite codzienne hałasy powodowały, że nie był jednak wówczas słyszalny dla ludzi.

      W domu moich Dziadków owo stukanie dochodziło prawie zawsze ze starej drewnianej framugi drzwi wiodących z sieni na zewnątrz. Szybko dowiedziałem się, że owo kołatanie nosi nazwę „zegara śmierci”. A usłyszenie jego zwiastuje rychłą… śmierć tego, kto go usłyszy bądź kogoś z domowników. Zaniepokoiłem się. Ale na szczęście bardzo szybko usłyszałem, że jest to przesąd. Towarzyszyło temu wyjaśnienie, co to takiego jest przesąd. To mnie uspokoiło. Ale nie do końca…

      Wiele lat później przeczytałem, że przekonanie o tym, co zapowiada ów dźwięk było/jest wspólne dla wszystkich ludów zamieszkujących tereny, na których występują kołatki.

      Czym są kołatki? To rodzina chrząszczy obejmująca ok. 1200 gatunków, spośród których 60 występuje w Polsce. Większość gatunków kołatków żyje w starym drewnie. Długość ciała dorosłych osobników waha się od 2 do 6 mm,. Owo kołatanie, które bardzo wielu ludzi wprawiało w stan przerażenia, tak naprawdę jest „pieśnią miłosną”. W ten sposób bowiem samiec sygnalizuje samicy swoją obecność. A dźwięk ten powstaje wtedy, gdy kołatek głową lub grzbietem uderza w ścianki korytarza wydrążonego w drewnie; wybiera do tego jego twarde fragmenty.

      Na obecność tego chrząszcza w swoim bezpośrednim otoczeniu, ludzie zawsze zwracali uwagę. I to nie tylko ze względu na „zegar śmierci”, czy też fakt, że obecność kołatków jest zapowiedzią mającego nastąpić, za jakiś czas, zniszczenia mebli, rzeźb, a nawet uszkodzenia konstrukcji drewnianego domu. Ich uwagę przyciągało także samo kołatanie, gdy jeszcze nie przyszedł sen. Tak jak odnotował to w swoim bardzo interesującym dzienniku wojennym Promieniowania*** Ernst Jünger, powieściopisarz, eseista, a także miłośnik entomologii. Otóż dokonał w nim nst. wpisu:

      „Kiedy teraz nocą, jak to mi się często zdarza, budzę się w „Raphaelu” [hotel w Paryżu – D. P.], słyszę w boazerii kołatka. Stuka on głośniej i wolniej niż te, które często słyszałem w martwym drewnie ojcowskiej apteki – bardziej znacząco. Prawdopodobnie te posępne sygnały pochodzą od dużego, ciemnego kołatka, którego egzemplarz, wchodzący teraz w skład moich zbiorów w Kirchhorst, znalazłem latem na klatce schodowej”. Znamienne jest określenie przez Jüngera kołatań mianem posępnych (w śmierć poprzedzaną kołataniami z pewnością nie wierzył). Ale może miał na to wpływ fakt, że gdy wpisywał do dziennika powyższą uwagę, trwała II wojna światowa, a on był w nią czynnie zaangażowany, jako oficer Wehrmachtu.

                                         

ocmach2

Ptilinus pectinicornis L.

 

*

 

      Ranki w domu Dziadków, po przebudzeniu się, związane były z innymi niedużymi stworzeniami. A mianowicie z kosarzami; powszechnie mylonymi z pająkami (faktem jest, że zarówno kosarze jak i pająki należą do pajęczaków).

      Zaraz bądź prawie zaraz po otwarciu oczu dostrzegałem na suficie kosarze o członowanym odwłoku i czterech parach cienkich i niezwykle długich odnóży. Były one ciemnoszare, przez co dobrze widoczne na pomalowanym na biało, drewnianym suficie. Te obserwowane przeze mnie, to były najpewniej kosarze zwyczajne (Phalangium opilio) i ścienne (Opilio parietinus), najpopularniejsze w naszym kraju gatunki tych pajęczaków (w sumie żyje na świecie ok. 2500 gatunków kosarzy, w Polsce – 31). Nie mają one gruczołów jadowych, nie przędą nici, a ofiary atakują z ukrycia. Żywią się owadami, roztoczami. Zjadają także pokarm roślinny. Ich szczególną właściwością (nie posiadaną przez np. pająki) jest to, że zagrożone często odrzucają odnóże bądź odnóża. Te zaś, w większym lub mniejszym stopniu, są regenerowane.

      Leżąc w pościeli (nie lubiłem po przebudzeniu się szybko wstawać, a były wakacje), śledziłem kosarze uważnie. A mój niepokój wzrastał, gdy któryś z nich zaczynał przemieszczać się ku ścianie, przy której stało moje łóżko. Albo wtedy, gdy znieruchomiał na suficie, na wprost mojej twarzy. W tym drugim przypadku obserwowałem go spod przymkniętych powiek. Miałem bowiem zamiar zamknąć je szybko, żeby nie widzieć, gdzie spadnie.

 

ocmach3

Phalangium opilio

 

      W czasie tamtych, coraz bardziej oddalających się w przeszłość, wakacyjnych pobytów w domu Dziadków, widok kosarzy zawsze wywoływał we mnie niepokój. A obserwowałem je często. Oprócz wspomnianego sufitu, także na strychu, w piwnicy, gdzie były przechowywane ziemniaki, przetwory warzywne w słoikach, a także w… sławojce stojącej, najpierw za stodołą, potem obok stajni.

         

      Nie istnieje symbolika związana bezpośrednio z kosarzami, przynajmniej nie natknąłem się na takową. Choć, jak zaznaczyłem na wstępie, większość ludzi uważa kosarze za pająki. Można więc uznać, że w pewnym zakresie symbolika dotycząca pająków, a jest ona bardzo bogata, dotyczy także np. Phalangium opilio i Opilio paretinus, choćby właśnie ze względu na owe nierozróżnianie. Zaś symbolika dotycząca pająków jest wynikiem tego, że budują one pajęczyny z wydzieliny kądziołków przędnych. A tych, o czym była mowa, kosarze nie posiadają. W wierzeniach ludowych obecność kosarzy, podobnie jak pająków, w pomieszczeniach mieszkalnych, także w gospodarczych, gwarantowała szczęście osobiste, dobrobyt. Zabijając te pajęczaki działało się więc przeciw sobie i najbliższym.

 

*

 

      Jak wspomniałem na początku, z ćmami mam do czynienia, a dokładnie – mój wzrok. Podobnie jest z kosarzami, gdyż od czasu do czasu, natykam się na nie, chociażby w lesie. Zupełnie inaczej rzecz ma się ze słuchaniem kołatań kołatków (obserwacja ich samych, nie wchodzi praktycznie w grę). Zresztą nie słyszałem ich od bardzo dawna. Nie mam bowiem okazji bywać późną porą w starych domach, w których są drewniane elementy konstrukcyjne i wykończeniowe, jak też w mieszkaniach wyposażonych w stare meble.

    

      Każdorazowe ujrzenie jakiegoś motyla nocnego czy też kosarza, sprawia, że natychmiast przenoszę się myślami do konkretnego miejsca, często przeze mnie odwiedzanego przed wielu laty. Podobnie na pewno się stanie, gdy usłyszę charakterystyczne stukanie. Bo przecież prędzej czy później, ale znajdę się, wieczorem lub nocą, w pobliżu jakiejś starej futryny, albo wiekowych schodów bądź mebli. Lecz te kawałki drewna przemienione w przedmioty użytkowe, oprócz swej wiekowości, będą musiały spełniać jeszcze jeden warunek, i to bardzo istotny – nie będą mogły być nasycone substancjami owadobójczymi. To zaś może stanowić jednak pewien problem. Tak więc muszę uzbroić się w cierpliwość.

 

 

 

        * Podział na motyle dzienne i nocne, czyli ćmy, nie jest precyzyjny. Nie można więc

          stwierdzić jednoznacznie, ile jest gatunków tych drugich. W sumie na świecie żyje obecnie

          ok.150 tys. gatunków motyli, z tego ponad 3 tys. w Polsce.

      ** Władysław Kopaliński, Słownik symboli, Warszawa: Oficyna Wydawnicza Rytm, 2006.

     *** Ernst Jünger, Promieniowania, tłum. Sławomir Błaut, Warszawa: Czytelnik, 2004.

________________________________________________________________________

Pogorzelec-Wrocław


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko