Stefan Jurkowski – Najważniejsza „z rzeczy wielu”

0
303

Stefan Jurkowski


 

Najważniejsza „z rzeczy wielu”


apollo dance

 

Można z całą pewnością stwierdzić, że gdyby nie było kobiet, nie istniałaby twórczość literacka. Dlaczego? Bo nie byłoby przed kim budzić zachwytu, imponować, roztaczać pawiego ogona… I coś jest w tym żartobliwym stwierdzeniu. Ukazanie się trzechsetnego wydania Pisarzy.pl to znakomita okazja, by napisać o jednej z najważniejszych sił sprawczych w historii literatury i zebrać w jednym tekście jej – tak różne – oblicza.

 

Jan Parandowski w swojej „Alchemii słowa” mówi o „ukrytym czytelniku”, postaci wyimaginowanej przez autora, która to postać  towarzyszy procesowi twórczemu, a nader często przybiera właśnie formę kobiecą. Staje się adresatką poezji, inspiracją dla wierszy. Dotyczy to zresztą także prozy. Zwłaszcza kobieta budząca zainteresowanie, pożądanie, inspiruje wyobraźnię, podbudowuje psychicznie podmiot liryczny. Czytamy w wierszu Adama Asnyka:

Gdybym był młodszy, dziewczyno,

Gdybym był młodszy!

Piłbym, ach, wtenczas nie wino,

Lecz spojrzeń twoich najsłodszy

Nektar, dziewczyno!

 

To zapis stanu emocjonalnego, jaki przeżywa starzejący się podmiot liryczny, dla którego młoda, piękna dziewczyna wprawdzie jest inspiracją, ale jednocześnie budzi lęk niemal eschatologiczny, przypomina bowiem o nieuchronności przemijania. Oto pojawia się kobieta, a jej niedosiężność budzi w mężczyźnie tęsknotę za tym, czego już nie ma. To dosyć charakterystyczny motyw wielu wierszy, w których adresatki odgrywają podobne role, przy czym nie obezwładniają twórczo poetów, ale inspirują ich, wprowadzając w świat już w zasadzie nieistniejący.

 

Wielu twórców odchodzi od języka lirycznego, mówiącego wprost o uczuciach, a sięga po język przypowieści, nadaje emocjom wymiar metafizyczny, egzystencjalny, psychologiczny. Tak dzieje się w wierszu „Bitwa” Stanisława Grochowiaka – trwa oto nieustanna i nieuświadomiona walka kobiety z mężczyzną na zasadzie spotkania dwóch odmiennych żywiołów:

O, ile od tkliwości i miłości pościł,

Aby wszedł pod Jej włosy jak w żywiczny kościół.

(…)

Nie usypie spod palców niczego prócz zgliszczy,

A co zacznie miłować, miłowaniem zniszczy.”

 

W innym wierszu, bez tytułu, Grochowiak powie:

Przecież mnie czułość nigdy nie opuści;

Nawet gdy zwątpię w śnieżność mego pióra;

(…)

Będziesz mi wierna, dostojna czułości…

 

Czyż nie możemy podejrzewać, że owa czułość jest metaforą kobiety? I zapewne tak jest w istocie. Zresztą u Grochowiaka motyw kobiecy jest bardzo częsty. Czy będzie to ta, która „siedzi z odklejoną rzęsą” albo „pcha do ust rozwaloną czarną kiszkę”, czy też ta Piękna z wiersza „Pocałunek – krajobraz”, o której powiada:

 

Błądziłem lasem twoich włosów – zioła

I płacz odkryłem. I schodziłem niżej

Na białe śniegi zimowego czoła,

Gdzie płacz już umilkł a był cień lichtarzy

Zwróćmy uwagę, że poezja miłosna, to nie tylko tęsknoty, westchnienia, cierpienia młodych i starych werterów. To nieprzebrane i niezgłębione morze uczuć, motywów, przesłań, poetyk. A wszystko dzięki kobiecie, jako tej, która ustawia się w cieniu wiersza, bądź jest siłą destrukcyjną albo po prostu dyscyplinującą ów żywioł męski.

Inne oczekiwania ma podmiot liryczny utworu Stanisława Barańczaka „Pusty”:

Kiedyś ja sama w ciebie wejdę, niczym ręka

w Rękawiczkę. Jak ona, zaplanuję twoje

kształty i poruszenia. I przez twoją skórę

ledwie wyczuję żwir i popękany granit.

 

Ty, tak opustoszały pomieszczeniem dla mnie,

po stokroć przypuszczonej; ja, tak nieobecna

w twoich półmrocznych przejściach, zakamarkach tajnych,

w ich pustych odebrzmieniach, gdy uderzyć głucho.

Zauważmy, że narratorką tego wiersza jest kobieta. Nie alter ego autora, ale właśnie kobieta. Może taka, jaką wykreował poeta, jaką chciałby mieć, w jaką chciałby się wsłuchiwać – a ona zwraca się do niego jako ta, która jest jego wypełnieniem i dopełnieniem; tego opustoszałego, osamotnionego może; tego, którego ona chce stać się treścią, czuciem, wszystkimi myślami. Zwróćmy uwagę, jak tutaj ów inspirujący motyw kobiety (czy kobiecości) zostaje przesunięty na pozycje wiodące: oto ja kobieta chcę ciebie wypełnić, tym samym realizując najskrytsze pragnienia podmiotu lirycznego. I oto mamy refleksyjny, filozoficzny, nowoczesny wiersz o nieobecnej obecności, o dopełnianiu się psychicznych światów.

Nieco inaczej rozkładają się akcenty w „Rozmowie” Zbigniewa Bieńkowskiego. Tu mamy do czynienia z pewną równowagą bytów. Oto:

Ty jesteś częścią, a ja stroną świata,

ty wiesz o Ziemi, a o mnie wie przestrzeń

(…)

Ty tworzysz światło, a ja formę światła,

która z ciemności postać blasku weźmie

To z kolei harmonijna współpraca, naturalne dopełnienie żywiołów, na które w sensie egzystencjalnym składa się kobiecość i męskość. Z tych „ingrediencji” zbudowana jest bowiem rzeczywistość. Do takiej konkluzji, takiego przesłania prowadzi ten wiersz.

Wiadomo, że poezja odnosi się do wyobraźni, wrażliwości. To, co w niej najważniejsze dzieje się poza warstwą opisową. Czytamy w utworze Emila Zegadłowicza „Nasz pokój”:

Pokój jest również niebieski,

meble natomiast czarne —

czy ja kiedy tę magię kolorów

zrozumiem — uczuciem ogarnę — ? —

Zauważmy, że inspiracja nie musi być przedmiotem opisu. Jest tylko impulsem. Można to porównać do kija bilardowego, który uderza w kulę, kula biegnie swoim tropem. Inspiracja podobnie uruchamia ciąg skojarzeń. Tu owa magia kolorów domaga się „ogarnięcia uczuciem”, staje się motorem uruchamiającym poetycką wyobraźnię.

Przywołajmy teraz znany zapewne wszystkim wiersz Jerzego Lieberta „Jurgowska karczma”, śpiewany genialnie przez Leszka Długosza:

 

Raczej zawróć, raczej nadłóż parę staj,

Choćby ziąb cię spalił, wiatr oślepił —

Przed tą karczmą nie zatrzymuj sań:

Nie pij, moja miła, nie pij…

Ile w tych wersach jest emocjonalnego napięcia, potęgowanego obecnością „miłej”, ale i scenerią. Oto zima, sanie, góry, ciepła karczma – i Ona, zapewne w płaszczu z białym futrzanym kołnierzem, w eleganckiej czapeczce; drobne śnieżynki osiadają na zaróżowionych policzkach… Ukochana, niedostępna, ale dająca nadzieję uległości. I to ostrzeżenie: „czuły tenor, bies rozanielony”. A więc strzeż się, miła! Trzymaj emocje na wodzy, nie daj się zwieść, choć to ja jestem owym biesem – wydaje się mówić podmiot liryczny. Tak powstał wiersz, przepojony delikatnym ale przecież silnym erotyzmem, niby w zwykłych okolicznościach, a jakże niezwykłych, baśniowych, inspirujących.

Kobieta jest siłą sprawczą, motorem każdej twórczości, nie tylko artystycznej. Można zaryzykować twierdzenie, że bez niej nie powstałaby literatura, sztuka, a nawet technika.

Mówiąc „erotyk” mamy na myśli te utwory, które opiewają „zewnętrzne” piękno kobiety, miłosne uniesienia, doznania fizyczne. Te uczucia wyzwalają wiele emocji, stają się impulsem do wierszy odzwierciedlających doznania zmysłowe. A zarazem odkrywają głębię języka, starają się w nowatorski sposób nazwać to, co było już od wieków nazywane; określić stosunek do opisywanej rzeczywistości, a jednocześnie pokazać, że w wierszu o miłości nie tylko o emocje chodzi. Najważniejsze bowiem to, co najskrytsze – co tylko potrafi ujawnić sama obecność „Muzy”; co nie będzie opisem owych emocji, ale ich kwintesencją.

Niekiedy wyrażenie emocji wręcz poetę obezwładnia. Przyjrzyjmy się teraz początkowi minipoematu „Jesteś” Marka Wawrzkiewicza:

Właściwie nie potrafię powiedzieć nic więcej

poza tym, że jesteś.

Nigdy cię nie kochałem, ale jeśli nawet tak było,

to kochałem cię w innych kobietach.

Teraz to wszystko splata się, jednoczy,

a czas przeszły w najdoskonalszej harmonii

z teraźniejszością i tym, co może będzie,

zatrzymuje się i trwa.

Na jedną chwilę. Ale to wystarcza.

Poeta staje bezradny wobec słowa. Czy jest ono dostatecznie pojemne, aby wyrazić wszelkie niuanse, odmiany, głębię tego uczucia? Może istotnie pozostaje stwierdzić tylko, że „nie potrafię powiedzieć nic więcej”, a emocje, pozornie różne splatają się w konsekwencji we wspólną, spójną całość? Ale do tej odwagi przyznania się do bezradności wobec uczucia i niemożności jego wyartykułowania prowadzi podmiot liryczny znowu kobieta, nieodzowna towarzyszka twórczości. Autor w pewnym sensie „definiuje” tę sytuację:

Droga do ciebie jest stałą wspinaczką,

ostrożną i zawziętą.

Zwróćmy uwagę na tę ustawiczną wspinaczkę, ostrożną i zawziętą, a więc właśnie stałą i uporczywą. Konsekwentną. To sygnał postawy wobec owej „muzy”. Pogłębia on warstwę refleksyjną wiersza.

W utworze „Ja” napisał Zbigniew Dolecki:


Abym całował twe głaszczące mnie palce
i zawsze
zawsze
był pełen tylko
ciebie

 

Pragnienie kobiety, bliskości, wywołuje wiele potrzeb: zbliżenia, zwierzenia, zrozumienia, pieszczoty, rozkoszy. Ale także, o czym wcześniej mówiliśmy, refleksje egzystencjalno-filozoficzno-metafizyczne.

Niemal od początku wydawało się wielu autorom, że w poezji miłość powinna być przedstawiana jako coś tragicznego; łączyć się z niemal masochistycznym cierpieniem, tęsknotą, niespełnieniem. Podobna maniera pozostała do naszych czasów, pewna część autorów tak właśnie postrzega to zagadnienie.

Inaczej mówi o nim Jarosław Iwaszkiewicz w wierszu „Do żony”:

Nieogarnione brały mnie uczucia.

Lecz gdy tu ludzie, tam gwiazdy na niebie

Serce me wiecznym pruły kołowrotem —

Ty trwałaś wierna jak woda, niezmienna,

Jedyna w świecie, która mnie kochałaś.

Kobieta-muza jako ostoja, opoka, pewność – czyli to, co jest marzeniem każdego mężczyzny. Nie wchodząc w to, czy jest to opis realny czy wyimaginowany stwierdzić należy, iż jest to jeden z najpiękniejszych liryków tak w dorobku Iwaszkiewicza, jak i w polskiej liryce miłosnej.

Tu trzeba koniecznie przytoczyć wiersz Zbigniewa Jerzyny „Kiedy wygasa niebo miłości”:

Kiedy wygasa niebo miłości

to gwiazda płacze.

 

Więc trzeba podnieść głowę wysoko,

by ją zobaczyć.

To wiersz o sile uczucia. Do kobiety. Ale jakże uniwersalny, mówiący o miłości, która utrzymuje wszystko w równowadze, której nie można zaprzeczyć. Zauważmy, że tutaj miłość pojęta jest nie tylko jako stan emocjonalny, ale jako metafizyczne, ponadczasowe zjawisko; miłość żywiołu, absolutu, równowaga, istnienie.

Jak się rzekło, kobieta nie musi być bezpośrednio widoczna w wierszu. Ale jej obecność jest w nim niezaprzeczalna, zasygnalizowana niekiedy jednym słowem. Wiersz Bronisława Maja „Gołębie śpią na gzymsach” nie zostawia najmniejszych wątpliwości:

Gołębie śpią na gzymsach i kolumnach

Sukiennic, ufnie jak dzieci. Można

wyciągnąć rękę: ciepło rozbudzony trzepot,

prędko bijące serce. Na stopniach pomnika

dziewczyny i chłopcy, śpiewają

przy gitarze. Granatowy wilgotny mrok,

pomarańczowe światła na murach, czystość

wieczoru i śpiewu, to boli: kiedyś

pragnąłem pokochać to miasto tylko

dla ciebie.

Zauważmy, że to właśnie ona tak prowadzi myśl podmiotu lirycznego; tak stymuluje wyobraźnię, że bez słowa „miłość”, „kobieta”, „pragnienie”, „tęsknota” wiersz ten staje się czytelny, dobitnie uzewnętrznia cały, na pierwszy rzut oka ukryty, emocjonalny ładunek.

Przytoczmy na zakończenie trzy wersy utworu Czesława Miłosza „Miłość”:

Miłość to znaczy popatrzeć na siebie,

Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy,

Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.

Oto poetyckie studium relacji dwojga ludzi, ale też i tego, co nazywać możemy miłością chrześcijańską, miłością bliźniego, miłością wszechogarniającą. A u  początków tego wszystkiego jest Ewa, Kobieta, która w nas wyzwala pokłady szlachetności (o ile ona istnieje!), budzi natchnienie, uwrażliwia na poetyckie słowo. Jest „matką wierszy” – jeśli tak można patetycznie powtórzyć – „jedną z rzeczy wielu”, ale jakże ważną!

                                                                          Stefan Jurkowski


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko