Janusz Termer – O sytuacji pisarza i literatury w nowej rzeczywistości

0
239
Ryszard Tomczyk

Janusz Termer

 

 

O sytuacji pisarza i literatury w nowej rzeczywistości

                                       

tomczyk mu

 

   Jaki jest koń każdy widzi – pisał nieoceniony ks. Benedykt Chmielowski w wieku XVIII. Jaka jest dziś sytuacja pisarza i literatury polskiej, po roku 1989, też każdy zobaczyć może sam: wystarczy złożyć bodaj krótką wizytę w pierwszej lepszej napotkanej księgarni. Otóż na własne oczy przekonać się nikomu nie będzie trudno, że nie jest to sytuacja ani łatwa ani prosta, mimo iż księgarskie półki są pełne jak nigdy. I kolorowe jak nigdy. A na wielu książkowych okładkach widnieją nawet wielkie pozłacane litery mające swym tanim blichtrem przywabić mało zorientowanego w tym wszystkim czytelnika!

   Sęk jednak w tym, że z witryn i lad, z pólek i księgarskich zasobów magazynowych zniknęły nagle utwory współczesnych autorów rodzimych! Na palcach jednej ręki policzyć można wydane w tym czasie książki debiutantów, a nawet i wznowienia czy nowe dzieła polskich pisarzy, często gęsto nawet tych najbardziej nawet znanych i uznanych.

   Dotyczy to szczególne książek polskich prozaików, eseistów i krytyków literackich. W mniejszym zaś zakresie może tomików poetyckich, jako że każdy dziś, jeśli jest tylko wystarczająco zasobny w gotówkę (a nie muszą to być wcale sumy astronomiczne), albo też znajdzie sobie hojnego sponsora prywatnego lub instytucjonalnego (dom kultury czy jakieś inne organizacje), może opublikować swoje wiersze bez trudu. Inna sprawa, że niewiele z tego wynika, bo w księgarniach też na ogół zepchnięte są gdzieś na mało eksponowane miejsca. Mało bowiem (raczej chyba nic) wiedzą o nich nawet nieliczni zainteresowani poezją czytelnicy, ani też profesjonalni krytycy od lat śledzący dokonania tej dziedziny twórczości (jak np. Andrzej K. Waśkiewicz czy Ryszard Matuszewski).  Niby ukazuje się wiele czasopism społeczno-kulturalnych, ale ani jedno o ogólnopolskim zasięgu, gdzie omawiane byłyby nowości literackie, gdzie toczyłyby się o nie jakieś interesujące nie tylko samych zainteresowanych – spory i dyskusje. Nie istnieje już również (a szkoda to wielka), takie czasopismo jak “Rocznik Literacki” (istniejący od lat 30. XX w., który zbierał, opisywał i oceniał dorobek poszczególnych lat we wszystkich gatunkach pisarskich (ostatni ukazał się w 1991 roku i obejmował dorobek roku 1984! – czyżby duch Orwella?).

   Trudniejsza jeszcze bardziej jest sytuacja prozy polskiej współczesnej, wiodącego dotąd gatunku pisarskiego, mającego największy oddźwięk czytelniczy, stanowiący o dniu powszednim literatury (właściwie to każdej dziś literatury narodowej). Pojawia się pytanie: jak to się stało, że od pisarza polskiego odwrócili się nagle wszyscy (prawie): politycy, wydawcy i czytelnicy? Dlaczego został on sam na tym placu boju, który tak wszystkich do niedawna jeszcze podniecał (od cenzora po ambitną i snobistyczną kulturalnie panienkę, gdzież one, gdzie?) – i w samotnej walce próbuje nadal zachować godność swego zawodu i sens życia? Pytania proste i potrzebne – odpowiedzi jak zawsze niełatwe i złożone.

    Spróbujmy wskazać na kilka przyczyn tego stanu rzeczy, zasygnalizować rozliczne płynące stąd zagrożenia dla polskiej kultury literackiej, a także i elementy budzące nadzieję “mimo wszystko”.

    Skutki procesu politycznego i społecznego po 1989, zwanego dość eufemistycznie „transformację ustrojową”, widzimy wszyscy gołym okiem, bo też i wszystkich nas one, choć w różnym stopniu, dotyczą. Jakie przyniosły one zyski, a jakie straty dla pisarzy i literatury? Innymi słowy, jaka jest ta nasza “cena wolności” i czy musiała ona być aż tak wysoka? Prywatyzacja większości wydawnictw doprowadziła np. do powstania wielu małych firm, które nastawione są na szybki zysk i wydają tylko to, co sprzedaje się najlepiej, a więc najczęściej sensację i szmirę, nie myśląc nawet o trudniejszych i złożonych zamierzeniach edytorskich. Gdyby tak chociaż część zysków przeznaczali na wsparcie współczesnej literatury polskiej… Na razie jest to marzenie ściętej głowy, być może nastąpi to kiedyś, w przyszłości, być może… Na razie jednak “złota wolność” czy raczej wolnoamerykanka na rynku wydawniczym, choć pojawiło się wiele książek wartościowych, niegdyś zakazywanych przez cenzurę (okazało się, że nie było ich aż tak wiele), literaturze polskiej nie tylko nie służy, a wręcz przyczynia się do jej upadku. I upadku zasłużonych firm wydawniczych! Niewątpliwym zyskiem jest zniesienie cenzury, której nikt nie ma powodu żałować, ale pojawiły się od razu inne formy nacisków na pisarzy i ukrytej cenzury wewnętrznej… Władza państwowa zrezygnowała w praktyce z prowadzenia polityki kulturalnej, zostawiając wszystko działaniu ekonomicznego prawa “niewidzialnej ręki rynku”, które w tej dziedzinie nie sprawdziło się nigdzie na świecie, a kultura wszędzie wymaga mądrego mecenatu. Literaturze polskiej, a szczególnie prozie, nie sprzyja także upadek wielu małych bibliotek na prowincji i spadek czytelnictwa oraz uwiąd mało kiedyś docenianych (gdy były) form popularyzacji książki, jak konkursy literackie i czytelnicze, spotkania autorskie, publiczne imprezy literackie i inne działania w tym względzie podejmowane przez organizacje pisarskie, promowane przez prasę, radio czy telewizję, które tworzyły dobrą atmosferę i klimat wokół literatury i pisarzy.

   Wszystko to (i wiele innych jeszcze rzeczy) sprawia, że pisarz został opuszczony przez polityków (którzy, gdy byli w opozycji, wykorzystywali często jego autorytet społeczny, a teraz mają go gdzieś w dalekim planie), przez wydawców (którzy – z wyjątkami, nielicznymi – nie chcą inwestować w twórczość polską ze względów ekonomicznych), i przez czytelników wreszcie (którzy są zdezorientowani w tym zalewie kolorowej tandety w kioskach i księgarniach). Polski pisarz (nawet ten, który czynnie walczył o zmianę systemu politycznego) poczuł się, o paradoksie,  w tej nowej rzeczywistości, zaprzeczającej ideałom, o które walczył) kimś zbędnym i często nie potrafiącym sobie poradzić z otaczającym go chaosem kulturowym i eksplozją postaw nuworyszowskich. “To nie tak miało być” – brzmią słowa popularnej kabaretowej piosenki.

   Do socjologów należy sprawa rzeczowej i bezstronnej analizy wszystkich tych przeobrażeń i przemian dokonujących się na naszych oczach. Przyczynach tego, że mówimy o dobrych i złych stronach tej rodzącej się w bólach nowej rzeczywistości polskiej, w tym także i kulturalnej, artystyczno-literackiej. Przyczynach głębokiej dziś zapaści wielu dziedzin życia umysłowego Polaków, tak istotnych jak właśnie życie literackie, stanowiące tradycyjnie fundament kultury narodowej. Dziś pisarz przestał być nie tylko “sumieniem narodu”, jak w czasach romantyzmu i wszystkich epokach zagrożonego politycznie czy społecznie bytu państwowego, przestał być nie tylko “inżynierem dusz ludzkich”, jak chcieli tego teoretycy socrealizmu, ale opuszczany przez wszystkich, staje się powoli zacną i staroświecką figurą z gabinetu figur woskowych lub nazwiskiem ze spisu lektur szkolnych, a nie kimś kto ma nam coś ważnego do powiedzenia tu i teraz, o nas i naszej nowej rzeczywistości…

   Mam nadzieję, że procesy degradacji zawodu i pisarskiej rangi moralnej i kulturalnej zostaną zatrzymane, że po okresie zawirowań i błędów przemian, pisarz i literatura powrócą na należne im miejsce w naszym wspólnym życiu. Przesłanek nadziei jest trochę, choć nie wszystkie są one dostrzegalne gołym okiem. Decydenci polityczni muszą zrozumieć, że chociaż pisarze i literatura nie noszą już w sobie, w swym “etosie”, dawnych tradycyjnych obowiązków narodowo-patriotycznych czy doraźnie politycznych, to jest obowiązkiem mecenasa politycznego i polityki kulturalnej państwa zrobienie wszystkiego, by nie dopuścić tu do ostatecznej degrengolady. Wydawcy muszą wiedzieć, że nie promując twórczości polskiej współczesnej, goniąc za zyskiem i poklaskiem gawiedzi, nie inwestując w nowe talenty literackie, podcinają gałąź, na której sami usiłują się zadomowić. Bowiem wkrótce minie czas kolorowej szmiry i tandety, a zaspokojona ciekawość czytelnicza zwróci się w stronę tego, co rzeczywiście jest chlebem powszednim w każdej narodowej kulturze, czyli współczesnej literaturze, stanowiącej podstawę czytelnictwa, a często bęącej również punktem wyjścia dla innych dziedzin kultury, jak np. film, teatr czy telewizja, które bez autentycznych twórców obejść się nie mogą (inna sprawa, że próbują, ale ze skutkiem wiadomym). Czytelnicy zaś już teraz zdają sobie coraz powszechniej sprawę, że bezpowrotnie (oby) mija czas fascynacji kolorowym obrazkiem, zachłyśnięcie masową kulturą zachodnią (często jej odpryskami tylko, przenoszonymi na nasz grunt przez obrotnych handlarzy złudzeniami), a zainteresowanie pisarstwem polskim odpłaci się twórczością wartościową i wzbogacającą duchowo. Pisarz musi mieć swoją publiczność, do szuflady pisać mogą tylko grafomani. Sami zaś pisarze muszą w tej nowej rzeczywistości przemyśleć na nowo swój stosunek do twórczości: wyciągnąć wnioski z narastającej sytuacji nieuchronnych zmian, z dokonujących się procesów społecznej i mentalnej transformacji i zacząć żyć w swych utworach tym wszystkim, czym żyjemy wszyscy na codzień. Opisać to wszystko z talentem i w formie wielkiego, „krwistego” realistycznego fresku – oto jest zadanie i pokusa i zarazem szansa na nawiązanie przerwanych więzów łączących literaturę (sztukę w ogóle) i jej odbiorców. Powstanie z tego, a powstać musi, literatura nowa, nastawiona na wartości czysto estetyczne i poznawcze, wyzbyta dawnych póz i zaklęć wieszczych, politycznej służby czy narodowej tromtadracji, mówiąca – jak wszędzie na świecie – o tych wiecznie aktualnych “przeklętych problemach” (Fiodor Dostojewski) egzystencjalnych, o losie i kondycji ludzkiej, o skrywanej głęboko ludzkiej “garderobie duszy” (Karol Irzykowski), o wszelkich psychologicznych i społecznych determinantach człowieczego losu, sztuka ukazująca świat w jego całej złożoności i “nagiej” prawdzie. Takiej literatury wszystkim pisarzom, sobie i państwu, życzę…

 

(pisane w latach 90.)

   CDN…

   

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko