Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
281

Wacław Holewiński


Mebluję głowę książkami


mebluje-glowe

 


Ta przeklęta pamięć…

 

gora tajgerPewnie tę powieść można odczytać na sto sposobów. Co więcej wielość interpretacji nie dowodzi chaosu, niezborności, utraty przez autorkę kontroli nad realizacją pomysłu.  Dla mnie to przede wszystkim książka o pamięci. Albo o jej wypieraniu, odrzuceniu, zamazywaniu.

Zaczyna się niewinnie. Od apteki i jej właściciela. Od trochę dziwnych lęków, obaw Sebastiana o własne dziecko. Bo mogłoby stać się to albo tamto. W każdym wymiarze tragicznie. Ale przecież się nie dzieje, to tylko wyobraźnie. Ale zaraz potem pojawia się nauczyciel i mówi że trzeba „te dzieci” uczcić. Dać świadectwo, wmurować tablicę. I już wiemy, że tu, na Śląsku, w tym szpitalu, gdzie dziś apteka, działy się w czasie wojny rzeczy straszne.

Nie ma co owijać w bawełnę. Dziewit-Meller zabrała się za zbrodnię na dzieciach. Na kilkuset dzieciakach, na których dokonywano eksperymentów medycznych na tych dzieciach. Formalnie, na papierze, upośledzonych. W rzeczywistości całkiem, przynajmniej w niektórych wypadkach, zdrowych.

Cienka linia między eksperymentem medycznym, a po prostu zbrodnią. Doktor Mengele? Dostał doktorat za pracę zatytułowaną „Badania rasowo-morfologiczne żuchwy u czterech grup rasowych”. Mniejszy wymiar, inna skala, ale przecież, no przecież chodziło dokładnie o to samo. O stworzenie innego człowieka. Takiego, który spełni wszystkie kryteria rasowe. Traktowano te dzieci trochę jak szczury, podawano leki, badano reakcje, czas przeżycia, efekt. Nie, efekt mógł być tylko jeden, zawsze ten sam. No nie zawsze raz się udało odwrócić przeznaczenie, zamówić u Pana Boga przepustkę na dłuższe życie, znaleźć, nawet tam, w tej fabryce śmierci, dobrą, opiekuńcza duszę, siostrę, którą ratowała… „Kto ratuje jedno życie…” A może nie?

Może to tylko alibi? Jak u pani doktor Gertrudy Luben? „Ojciec i matka wpajali nam największy szacunek dla Dorosłych, a zwłaszcza dla ludzi starszych, niezależnie od tego kim byli. Nauczono mnie, że moim najwyższym obowiązkiem jest pomagać każdemu w razie potrzeby oraz, że mam spełniać bezzwłocznie wszelkie życzenia i polecenia rodziców, nauczycieli, księdza i innych, właściwie wszystkich Dorosłych. Jeśli wydano ci rozkaz – wykonaj go! Być posłusznym lub umrzeć!” Jeśli wydano ci rozkaz – wykonaj go! Czyż nie tak tłumaczą się od setek lat zbrodniarze? A Hipokrates, a jego przysięga? Rozkaz, pacjent, totalitarne państwo. To zderzenie… Dziennikarz pyta profesor Luben… Właśnie wróciła z koncertu… Przecież może się podeprzeć tyloma autorytetami, sama jest autorytetem. Nie, nie ma poczucia winy. Niby dlaczego? „[…] nie bała się, bo i czego miała się bać. Ona, Rysiu, pracowała naukowo. Wszystko, co robiła, robiła w imieniu nauki, dla wyższych celów i ku poprawie losów ludzkości.”

Byłeś Rysiu zbyt żywym dzieckiem. A matka młodą kobietą. Młodą wdową, ojca zabili na froncie… Chciała żyć. A ten młody partner, esesman Francke, cię nie lubił. Twego rozbrykania, nadmiaru energii. Po prostu wsadził cię na motor, zawiózł. Jako jedyny przeżyłeś. Nie, nikomu nie opowiadałeś. Bo niby o czym. Był koniec wojny, nalot, ta siostra wypchnęła cię za drzwi, uciekłeś. Ale przecież przeżyłeś. Tylko to ważne. Życie, ono jest istotne. Pamięć nie nakarmi, nie da chleba. Z nią trudno żyć. Nie zadawać pytań, milczeć, robić swoje, życie przeżyć jak należy.

Ale przecież „Norymberga to miasto zabawek”. Urocze miasto. Dziecko w wózku. Słodki rogal. Ale zaraz obok kolekcja zabawek z czasów wojny. Tak, budzi zainteresowanie. Trudno się oswoić z tymi swastykami. Hitler, Goebbels, Göering, gra planszowa. Córka jest zbyt mała aby widziała, że ten pan z podniesioną ręką…

Ten pan, jako dziecko, goni za starszymi, pęka cienka pokrywa lodu, wpadł do wody, zanurza się, traci oddech. Johan Kuehberger rzuca się do rzeki. Nie, Klara Hitler nie będzie go opłakiwać, przeżyje. A gdyby nie przeżył? „Nie byłoby więc ein Reich, ein Führer ani krematorium w Auszwicu, ani luminalu w szpitalu w Lublińcu, ani duchów na Muranowie. Chyba.” Tak, tego można było nie pisać, opuścić, ominąć. Hitler mógł zginąć wiele razy, porządek byłby inny, nie ma pewności, że lepszy.

Ale przeżył. Rzucił świat na kolana. Pokazał jego złą twarz. Przecież nie on sam. Więc gdzie jest granica zła, gdzie kończy się obłęd, a zaczyna porządek, w którym zbrodnia ma swoje miejsce?

Pytanie o pamięć? Wmurować tablicę? Nie, nie, po co to przypominać. Miasto nie przewidziało w budżecie takiego wydatku. A poza tym, jaka z tego korzyść? Ważne są inwestycje, nie pamięć. Co komu z tej pamięci?

Dziewit-Meller uparła się opisać historię. Historię wypierania prawdy. Ona się gdzieś kołacze z tyłu głowy, co jakiś czas odezwie się jakimś papierem, znajdzie się świadek. Ktoś coś słyszał, ktoś coś wie. Nie dotykać, nie budzić upiorów. Wojna skończyła się siedemdziesiąt lat temu. Nikt nie ma już pomysłów na takie eksperymenty. To zamknięta sprawa.

Dlaczego się więc odzywa? Dlaczego co jakiś czas kołacze do naszych sumień i nie pozwala przejść obojętnie? Dlaczego wciąż i wciąż pojawiają się takie książki? Traumatyczne, obciążające, niszczące dobre samopoczucie. Dlaczego, przecież nie tylko pisarze, szukają swej tożsamości w tych miejscach przeklętych, naznaczonych historią, zbrodnią, cierpieniem?

Dlaczego ten młody ojciec boi się o swoje dziecko? Przecież nie ma powodu. To tylko powieść, zapis wyobraźni. Prawda autorki. Jej własna. Prawda? Część prawdy? Nieprawda? Zmyślenie? Pogubiona w szczegółach, w języku, w tych zbitkach śląsko-polskich (tu chyba mają rację krytycy wytykający ewidentne błędy – szkoda), w nagromadzeniu tragedii ale wciąż to prawda. Obciążająca. Mocna.

 

Anna Dziewit-Meller – Góra Tajget, Wielka Litera, Warszawa 2016, str. 247.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko