Eugeniusz Kabatc – W co wierzył Umberto Eco?

0
459

       Kim był Umberto Eco, ten najinteligentniejszy Włoch ostatnich dziesięcioleci, jeden z najgłośniejszych pisarzy świata, ulubieniec międzynarodowych mediów i ośrodków naukowych całego globu – wiemy wszyscy.  No, prawie wszyscy. O wiele mniej wiemy, w co wierzył ten nauczający masy semiolog w swojej błyskotliwej uczoności. I – być może – nie dochodzilibyśmy istoty jego wiedzy i wiary, gdyby sam nie podjął tematu, ogłaszając już ponad dwadzieścia lat temu dociekliwą, epistolarną dysputę pod hasłem i tytułem „W co wierzy ten, kto nie wierzy?” To arcyciekawy dialog pomiędzy dość pewnymi siebie agnostykiem, a osobą tak religijną, jaką był kardynał Carlo Maria Martini. Dialog „na obszarach, na których nie ma zgody”, ale gdy podejmują go ludzie mądrzy i życzliwi sobie, staje się, zaiste, dziełem otwartym. 

    Najszerzej, najgłębiej mieści się w nim etyka. „Punktem wyjścia – podkreśla kardynał w konkluzji – było tutaj pytanie otwierające mój list do Eca (cyt. w tłum. Ireneusza Kani): „Gdyby etyka była tylko poręcznym narzędziem regulowania życia społecznego, to jak można by uzasadnić absolutne imperatywy etyczne, skoro znacznie wygodniej byłoby je pomijać?” Sugestia ideału boskiego jest wyraźna, ale Martini podziela pogląd polemistów  [do dialogu włączyli się inni], że „ludzie nie czekali na chrześcijaństwo, żeby stworzyć sobie etykę i stawiać problemy moralne; jest to znak, że etyka stanowi zasadniczy, wszystkich obejmujący element człowieczeństwa”. A już wcześniej, zapytując „gdzie laik znajduje światło dobra?”, dodaje tę główną, niepokojącą go wątpliwość, czy aby ktoś, „kto usiłując kłaść podwaliny etyki absolutnej, nie zamierza odwoływać się do zasad metafizycznych bądź jakichkolwiek wartości transcendentnych czy nawet  i m p e r a t y w ó w   k a t e g o r y c z n y c h   powszechnie obowiązujących?” I jest znamienne, że gdy postrzega ekumeniczny sens racji, „na której pewni ludzie opierają wymóg braterstwa i solidarności, nie uciekając się wszakże do Boga, Eco odpowiada niemal tym samym: obowiązujący powszechnie imperatyw kategoryczny dobra zakłada hipotezę, że „gdyby Chrystus był jedynie bohaterem wielkiej opowieści, to fakt, że taka opowieść mogła zostać wymyślona” jako „ze wszechmiar ziemska tajemnica, nie przestałaby niepokoić i uszlachetniać również serca tych, co nie wierzą”. Słowem, są to zasady naturalne, wychodzące naprzeciw przy spotkaniu Innego…

    Owszem, to bardzo uproszczona prezentacja owego ważnego po dzień dzisiejszy dla myśli włoskiej dialogu, do którego przystąpili też wkrótce potem wybitni przedstawiciele humanistyki polskiej. Ale wypowiedź moja w tej kwestii jest tylko wspomnieniem stanu tamtej oczyszczającej się burzliwości, odwołującym się do świadomości, że oto już nigdy więcej tak jasnej formy zgody na niezgodę nie przeżyję, nie zadzwonię z moich czasów rzymskich do Mediolanu, by zaprosić „bibliotekarza z Aleksandrii”, jak go nazywałem, do Polski, że już nie spotkam go, jak się zdarzyło po latach w Warszawie, nie będę słuchał jego bibliotecznych wywodów, przytakując tym „esatto”, które tak uparcie ganił, jako brzydką pożyczkę z angielskiego…A o bibliotekach, jak wiemy, umiał opowiadać i opowiadał dużo. Jak się to miało do wartości nominowanych jako najwyższe, do natury i życia, do sensu życia, który wynosił ku swojej laickiej boskości, opowiem.

Żadnej idei nie da się prześledzić i opanować do końca.

   To, co w wiedzy lub mniemaniu o niej nie daje się przełożyć na wiarę lub zawodzi w jej lirycznej aplikacji, przenosi się potęgą tegoż ducha do wyobraźni, która osłania życie lub dobywa je z mroków prawdy [rzeczywistej oczywistości]. Umberto Eco, mistrz inżynierii narracyjnej, nie ma z tym kłopotów. Hasa po przestrzeniach wyobraźni literackiej , przekraczając zwyczajowe normy historycznej powagi uczonego, wybitnego semiologa, grając na instrumentach słowa i obrazu symfonicznie, ale schodząc też na ugory, igrając na nich z wdziękiem doświadczonego kulturysty [„Zapiski na pudełku od zapałek”]. Unosząc się ku duchowości teologicznej chrześcijaństwa w swoich rozhuśtanych niezwykłością powieściach, czyni to z naturalną, swobodną dezynwolturą, znajdując w sobie tyleż krytycznego charakteru, co przygotowania z okresu studiów mediewistycznych [Akwinata i okolice] tudzież  wychowania wyniesionego z domu, co komentuje następująco: „Do dwudziestego drugiego roku życia pozostawałem pod wpływem katolicyzmu. Perspektywa laicka nie była dla mnie dziedzictwem przyswojonym biernie, lecz uzyskanym za bolesną cenę, owocem długiej i powolnej przemiany, i nigdy nie miałem pewności, czy niektóre moje przekonania moralne nadal nie noszą religijnego piętna”. Stąd epistolarny dialog z kardynałem Martinim zaczyna od „Laickiej obsesji nowej Apokalipsy”, a pierwszą powieść [„Imię róży”] lokuje w klasztorze. I choć w sprawach Kościoła jest, jak przyznaje, „tylko ciekawym gapiem”, to natrętna ciekawość jego legendarnych tajemnic utrzymuje go wciąż wśród ksiąg i manuskryptów światowych bibliotek. Kusząca rozciągliwość tej wiedzy staje się tedy obsesją, prowokując do nawrotów po tropach tyleż utopijnych skarbów wszechświata, co praktycznej obrony umierającej cywilizacji.  

     Nie wszystko, co człowiek tworzy, jest godne przetrwania; nie wszystko da się uchować przed jego własnym żywiołem niszczenia. Pożar biblioteki aleksandryjskiej tylko na chwilę zamknął epokę światłej starożytności, pożar biblioteki w Sarajewie wstrząsnął nowożytną Europą, wcześniejsze palenie książek w hitlerowskich Niemczech już ostrzegało przed nawrotem barbarzyństwa…Dlaczego jednak tę niewiarygodnej wspaniałości bibliotekę klasztorną w „Imieniu róży” spalił jej twórca, Umberto Eco? Kryminalny pretekst wystarczył, by opuściły go anioły wznoszenia, a dopadły demoniczne impulsy skandalu?

    Jest coś na rzeczy samej w uprawianiu przez Profesora literackiej polityki zadziwiania historią, z czym mamy do czynienia we wszystkich jego powieściach, a co każe nam podejrzewać, że wbrew dysymulacyjnej pewności siebie, nie dowierza ni sobie, ni światu, w którym usiłuje współtworzyć swoje człowieczeństwo. Żartobliwy, niemal kpiarski ton odwoływania się do tajemniczych spisków pulsujących pod powierzchnią rzeczywistości, nie do końca eliminuje się w powadze człowieka księgi, gdy powraca do symbolu i znaczenia biblioteki i cytując Borgesa konstruującego Wszechświat jako Bibliotekę, optuje za biblioteką „na miarę człowieka, która ma być radosna, „zapewniająca możliwość wypicia kawy ze śmietanką”. Tymczasem śmietanką archiwów miało być notarialne fałszowanie dokumentów, co brzmi bardzo współcześnie i aktualnie, a o czym  rzeczowo  informuje narrator „Cmentarza w Pradze”: „Wyczułem już to, co nabyte doświadczenie miało mi później potwierdzić: ludziom ze służb specjalnych przydaje się zawsze jakiś dokument – nawet jeśli nie mogą się nim chwilowo posłużyć – który umożliwiłby im szantażowanie rządzących, wzniecenie niepokoju lub nagłą zmianę sytuacji”…

     Powracaliśmy do tych sprzeczności w latach dawnej „Literatury na świecie”, ale najsilniej przeżyłem tamte rozterki podczas pobytu Mistrza w Warszawie, gdy towarzyszyłem mu, gościowi PIW-u, w jego wykładach, konferencjach, wywiadach, a nawet skromnych peregrynacjach po stolicy [„miasto poznaje się, tylko chodząc po nim”]. Kiedy rozmawialiśmy o Aleksandrii i jej bibliotece, miałem na myśli jego Alessandrię piemoncką, w której się urodził i spędził wczesną młodość, a gdzie zdarzało mi się też przebywać. Chciałem wykorzystać to w moim wprowadzeniu do jego wykładu w wielkiej auli Uniwersytetu Warszawskiego, co się jednak zupełnie nie udało, gdyż wyklaskano mnie nim skończyłem. Nabita w nadmiarze sala nie oczekiwała naszych racji spotkania, miała swoje – rozrywkowe. Eco umiał je zaspokoić – grą paradoksów, a jakże. Podobnie jak w Akademii Sztuk Pięknych, gdzie obdarzano go tytułem doktora honoris causa za reinterpretacji współczesnej estetyki…

    Słuchano go zawsze z najwyższą uwagą, kiedy tak igrał słowem i jego znaczeniami, ale też i wtedy, gdy z przekonaniem wieścił niezbędność książki w przyszłej kulturze świata. A teraz odszedł  ten Ktoś, kto miał tak wiele w niej do powiedzenia. Niech jego dzieła pozostaną wciąż otwarte.                                                                                                         

 

                                               W bibliotece  – Suplement 1

Pamiętaj – mówił profesor do Filipa – że jeżeli któregoś dnia nie pojawię się na wykładach, to znaczy, że zginąłem pod książkami.

    Filip usiłował się roześmiać., ale z pewnym niepokojem zerkał na wysokie, wypaczone regały w pracowni profesora, na których piętrzyły się i rozpychały książki, doprowadzone do swojej masy krytycznej.

Czy to…to wszystko jest panu niezbędne?

Niezbędne, żeby czuć się dobrze.

Czuć się dobrze w stanie zagrożenia?

Zadałeś mi trudne pytanie – uznał profesor i na chwilę się zadumał uniósłszy oczy na to swoje biblioteczne pandemonium. – Może jednak…może mieści się to w naturze człowieka, że jest z siebie zadowolony tylko wtedy, kiedy umie przeciwstawić się niebezpieczeństwu? A ty, jak sądzisz?

    Filip nie czuł się wygodnie z tak odwróconym pytaniem.

Czy chce pan powiedzieć, że zagraża nam nasza wiedza?

Rozumiem, schodzisz z linii. Wcale nie to miałem na myśli. Próbuję odpowiedzieć najprościej jak można: że człowiek żyje w walce.

Zwłaszcza w walce o pokój – Filip uśmiechnął się krzywo. I speszył się swoją tandetną reakcją. – Przepraszam.

Oczywiście, że to banał – zgodził się profesor. – Tyle, że materia banałów jest utkana z paradoksów. Chrystus mówił: „Pokój wam!”, Kapucyni mówią: „Pokój i dobro!” A mamy jeszcze formy pokoju takie, jak pax romana czy pax americana. Polec w walce o pokój nie jest śmieszne, jest wręcz patriotyczne; śmierć żołnierza w obronie ojczyzny bywa właśnie taka. Można jednak ten problem inaczej rozwiązać. Widzisz te dwie książki na moim biurku?

Focjusz: „Biblioteka”, Umberto Eco: „Baudolino”. Ciekawe zestawienie.

Ta druga wyrasta z pierwszej, choć powstała tysiąc lat po niej. Obie dotyczą wydarzeń w kulturze i historii grecko-bizantyjskiej z przełomu tamtych tysiącleci. Patriarcha z Konstantynopola cytuje całą bibliotekę ksiąg, w których głównym tematem jest mordowanie się ambitnych ludzi tamtej epoki. Profesor z Bolonii ucieka przed takim światem w daleko rozwiniętą tolerancję  wśród dziwnych, różnych po zniekształcenia stworów ludzkich. W „bibliotece” Focjusza zebrane są dzieła, w których przeważają przemoc i zdrada, u Eca wśród tysięcy tomów jego domowej biblioteki komputer cierpliwie wyszukuje sytuacji rozwiązań bezkrwawych. Baudolino mógł zostać bohaterem podobnie jak Teagenas, ale bogowie wobec każdego mają osobne wymagania.

Teagenas? A któż to taki?

To jeden z herosów, taki, co zwyciężając na stadionach, chciał zabłysnąć dzielnością poza jatkami w walce, poza wojną. Posłuchaj tego fragmentu z Focjusza-Heliodora [w przekładzie Oktawiusza Jurewicza]: Teagenas bohatersko ujarzmił byka ku zachwytowi ludu, a potem w zapasach dzielnie walczył z największym Etiopczykiem i odniósł nad nim zwycięstwo. Lud nagrodził go oklaskami. Mimo to, po odniesionych zwycięstwach, Teagenasa prowadzą na ofiarę dla bóstwa.

To znaczy, że i Pan odwraca się już od klasycyzmu?

To znaczy, że nie ma jednego klucza do ludzkich losów, tyle Ci powiem! – odrzekł profesor, nie kryjąc swojego zniecierpliwienia. – Wtedy już nie ma żadnego klasycyzmu, bo z początkiem średniowiecza wszystko mrocznieje w ludzkich sercach. Zabijać jest łatwiej niż kochać.

Czy mam uwierzyć, że dzisiaj nie?

Oczywiście, że masz uwierzyć. Więcej, masz się przekonać!

Czy takie jest zalecenie Pana Profesora?

To kategoryczny imperatyw!I nie udawaj, że tego nie rozumiesz. Przecież nie chodzi mi o twoje dziewczyny, od których, jak wiem, nie stronisz. Chodzi po prostu o miłość życia, każdego życia, synu. Nawet w tej mojej walącej się bibliotece mówi się o tym więcej niż o zabijaniu. To prawda, że kiedyś niemal od dziecka wprawiano się w strzelaniu  z łuku, w rzucaniu oszczepem, w zapasach i szermierce, żeby potem nie tylko pokonać, ale i unicestwić wroga.  I wyrastali herosi…

Ale nie było chętnych do ratowania Biblioteki w Aleksandrii…

Brawo! Było o wiele więcej ochotników do jej spalenia!

To było dawno. A dziś spalono Bibliotekę w Sarajewie. Dlaczego?

Barbarzyństwo nie jest kategorią historyczną. Barbarzyńcy rodzą się zawsze i wszędzie.

To może już pora przenieść książki do elektroniki?

Ty wiesz, że to jest niemożliwe.  Pamięć elektroniczna to otchłań, biblioteka, choć stara, jest pogodnym, sympatycznym przyjacielem.

Otchłań internetu jest uporządkowana, pański przyjaciel może panu rozbić głowę.

    Profesor się zaśmiał, ale zaraz się zganił:

Nie do śmiechu mi. Dobro i zło zastępują się miejscami. Kiedy ty biegniesz maraton, niesiesz jakieś przesłanie o zwycięstwie lub klęsce.

Swojej…

To też coś. Wszak nie bierzesz udziału w wojnie.

Może dlatego nie wiem, czy gra jest warta świeczki.

    Profesor jakby nie słyszał. Zapatrzył się w jedną z książek na biurku i przyglądał się jej z coraz większym zainteresowaniem.

To jest tak, jak z tym Baudolinem Eca. Spójrz uważniej na okładkę tej książki. Co widzisz?

Hm, rycerza na smoczych grzbietach…

Otóz to. Dotąd święty Jerzy zabijał smoka, tutaj go ujeżdża…Czasem wydaje mi się, że zło nie zawsze dobrem trzeba zwalczać. Raczej przebiegłością wykorzystywać je dla dobra, właśnie ujeżdżać.

Jak internet – powiedział Filip i podniósł ramiona ku książkom na regale, bo nieoczekiwanie odniósł wrażenie, że z chwilę zaczną spadać mu na głowę.

suplement2

 

Eco Umberto

1932 – 2016

prozaik, estetyk i semiolog włoski.

Urodził się w Alessandrii [Piemont], studiował filozofię na uniwersytecie turyńskim. Wykładał na uniwersytetach w Turynie, [1994,  Mediolanie, Florencji, ostatnio, mieszkając w Mediolanie, kierował katedrą estetyki na uniwersytecie w Bolonii. Wykładał także w wielu ośrodkach akademickich za granicą, m. in.  na paryskiej Sorbonie i na uniwersytecie Harvarda. Był współzałożycielem literackiej Grupy 63, skupiającej młodą awanagardęprzełomu lat 50. i 60. Debiutował studium Il problema estetico in San Tommaso [1956, Problematyka estetyczna u św. Tomasza/, rozgłos naukowy przyniósł mu zbiór szkiców z pogranicza estetyki i historii kultury Dzieło otwarte [1962, Opera aperta]. Rozważając zagadnienia poetyki i pragmatyki tekstu [w literaturze, muzyce, sztukach wizualnych] z punktu widzenia teorii informacji i komunikacji, Eco przedstawił nam modelową kategorię „dzieła otwartego”, czyli podatnego na wiele równoprawnych  interpretacji

    Spośród jego innych publikacji naukowych warto wymienić takie pozycje książkowe, jak Nieobecna struktura [1968, II wyd. 1980 La struttura assente, z wcześniejszym Pejzażem semiotycznym], Trattato di semiotica generale [1975, Traktat o semiotyce ogólnej], Lector in fabula [1979], Semiotica e filosofia del linguaggio[1984, Semiotyka i filozofia języka], Sztuka i piękno w średniowieczu[1987, Arte e bellezza nell’estetica medievale], Granice interpretacji[1990, I limiti dell’Łatwość  interpretazione]. Dużym zainteresowaniem cieszyły się jego szkice z pogranicza semiologii, literaturoznawstwa oraz badań nad kulturą masową, m.in. zebrane w tomach Superman w kulturze masowej [1978, Il superuomo di massa], La ricerca della lingua perfetta nella cultura europea [1993, Poszukiwania języka doskonałegow kulturze europejskiej], Sześć przechadzek po lesie fikcji [Sei passeggiate nie boschi narrativi], a także felietony prasowe, m.in. z rzymskiego „L’ Espresso, opublikowane w Polsce w tomie Diariusz najmniejszy, [1963 Diario minimo; 1992, Secondo diario minimo] oraz w wyborach Zapiski na pudełkach od zapałek i Drugie zapiski na pudełkach od zapałek.

    Wszelkie rekordy poczytności pobiły jednak powieści Eco, a zwłaszcza pierwsza z nich, Imię róży[1980, Il nome della rosa], w której wykorzystał swoją wiedzę teoretycznoliteracką i krytyczną oraz znajomość kultury średniowiecznej, konstruując wielopłaszczyznowy utwór,  łączący konwencje literatury detektewistycznej z erudycyjną tematyką historyczną i filozoficzną. Niewiele mniejszy sukces odniosły jego dwie następne powieści: Wahadło Foucaulta [1988, Il pendolo di F…], gdzie próby rozwiązania tajemnicy zakonu  templariuszy sąsiadują z wiedzą na temat nowoczesnej techniki komputerowej, oraz Wyspa dnia poprzedniego [1994, L’ isola del giorno prima].  Łatwość, z jaką Eco operuje zarówno językiem naukowego dyskursu, jak i stylem literackiej gawędy, pozwala mu swobodnie zmieniać gatunki narracji, czego dowiódł, publikując ze swoim przyjacielem malarzem Eugenio Carmim ilustrowaną bajkę ekologiczną Gnomy z planetu Gnu [1992].

     To powieściami Eco zdobył światową popularność [następne to Budolino, Tajemniczy płomień królowej Loany, Cmentarz w Pradze, Z pierwszej strony gazet] i wysoką pozycję w literackiej hierarchii, choć część krytyki widzi w nim przede wszystkim zdolnego erudytą, zręcznego konstruktora fabuł i nadzwyczaj inteligentnego imitatora dzieł literatury masowej. Powszechnie ceniony jest jego dorobek naukowy, tytuł doktora h.c.  przyznało mu wiele światowych uczelni, w tym warszawska Akademia Sztuk Pięknych w roku 1996. Na polski jego powieści tłumaczyli A. Szymanowski i K. Żaboklicki, a jego prace z dziedziny semiologii i estetyki m.in. J. Jarniewicz, P. Salwa, J. Ugniewska, A. Weinberg.

                              

Eugeniusz Kabatc

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko