Andrzej Wołosewicz – Książki, które parzą

0
287

Andrzej Wołosewicz


Książki, które parzą


owocowanie-ksiazkami            Idę śladami Zygmunta Lichniaka (1925-2015), eseisty, poety, krytyka literackiego i filmowego, śladami jego Monologów kibica literackiego (PAX 1958), książki niesłychanie inspirującej, bo oto na nad 300 stronach, raczej stroniczkach, format chyba mniejszy niż a5, znajdujemy trzy działy: Z naszego podwórka, Spotkania z literaturą obcą i Zabawa w filozofię i literaturę. Całość to niemal 70 tekstów, krótkich, kilkustronicowych. Nie będę zajmował się samym Lichniakiem, zainteresowanych odsyłam do książki, tutaj traktuję go jako inspirację, no i oczywiście jako ćwiczenie warsztatowe, bo autor Monologów daje czytelnikowi niepowtarzalną szansę przyjrzenia się, że można pisać krótko, klarownie, ciekawie i z sensem. Teksty Zygmunta Lichniaka tak takie perełki-eseiki, perełki-felietoniki (zdrobnienia dotyczą jedynie objętości, skrótowości). Jest się od kogo uczuć.

            Ale, jako rzekłem, ja tym razem o inspiracji. Otóż Lichniak w tekście „Pamiętnik zamordowanej nadziei” pisząc o Pamiętniku Anny Frank, nazywa go: „książeczką, którą można schować w wewnętrznej kieszeni, lecz nie można pomieścić w sobie.” Chciałem właśnie wywołać u Państwa (i u siebie) giełdę wspomnień o takich autorach, książkach czy choćby pojedynczych tekstach, artykułach, które łatwo pomieścić w kieszeni, bo nie są, nie muszą być długie, sążniste, ale nie do się pomieścić w sobie. Ja mam zawsze na podorędziu w poezji całego Kazimierza Ratonia (już pewnie niektórych tym zanudziłem) a z innych dziedzin Alberta Camusa, już niekoniecznie całego, ale na pewno jego Dzienniki z Listami do przyjaciela Niemca, tekstami pisanymi w trakcie II wojny światowej, między lipcem 1943 a lipcem 1944, gdy na polach bitew nie tylko Francji lała się krew. Pisał wtedy:

„Trzeba nam było przezwyciężyć nasze umiłowanie człowieka, nasze wyobrażenie o losie w pokoju i głęboką pewność, że żadne zwycięstwo się nie opłaca, a każde okaleczenie człowieka jest bezpowrotne. Musieliśmy się wyrzec naszej wiedzy i naszej nadziei, racji kochania, nienawiści, jaką czujemy do wszelkiej wojny. Żeby wyrazić to jednym słowem, zrozumiałym, jak przypuszczam, dla ciebie – skoro pochodzi ode mnie , któremu chętnie ściskałeś dłoń – musieliśmy kazać umilknąć naszej potrzebie przyjaźni. (…) Trzeba nam było  czasu, by dowiedzieć się, czy mamy prawo zabijać ludzi, czy wolno nam przyczynić się do strasznych nieszczęść świata. I ten czas stracony i odnaleziony, ta klęska zaakceptowana i przezwyciężona, te skrupuły zapłacone krwią dają nam, Francuzom, prawo myśleć dzisiaj, że weszliśmy do tej wojny z rękami czystymi – czystością ofiar i pokonanych – i że wyjdziemy z niej z rękami czystymi – lecz będzie to czystość zwycięstwa odniesionego nad niesprawiedliwością i nad nami samymi. Bo będziemy zwycięzcami, wiecie o tym dobrze. (…) Nauczyliśmy się, że wbrew temu, co myśleliśmy czasem, duch nie może nic przeciw mieczowi, ale że duch pojednany z mieczem zawsze zwycięży miecz walczący dla samej walki. Dlatego zgodziliśmy się teraz na miecz upewniwszy się wpierw, że duch jest z nami.”(1943)

„Nie wierzyłeś nigdy w sens tego świata i wywiodłeś stąd, że wszystko jest siebie warte oraz że dobro i zło określać można wedle ochoty. Zakładałeś, że w braku wszelkiej moralności ludzkiej albo i boskiej, jedynymi wartościami są te, które rządzą światem zwierzęcym, to znaczy gwałt i przebiegłość. Doszedłeś więc do konkluzji, że człowiek jest niczym i ze można zabić jego duszę, że w historii, całkowicie wyzbytej sensu, powinność jednostki sprowadza się do doświadczenia mocy i jej moralności, którą jest realizm podboju. (…) Ponieważ znużyła cię walka z niebem, wybrałeś tę niszczycielską przygodę, w której zadaniem twoim było kaleczyć dusze i pustoszyć ziemię. Krótko mówiąc, wybrałeś niesprawiedliwość. (…) Ja wybrałem sprawiedliwość, żeby dochować wierności ziemi. Nadal sądzę, że świat pozbawiony jest wyższej zasady. Ale wiem, że coś w min ma sens, to znaczy człowiek, jedyna istota, która domaga się sensu. Prawdą świata jest człowiek i winniśmy dostarczyć  mu argumentu przeciw losowi. Tym argumentem jest on sam i jego trzeba ratować, jeśli idea życia ma być uratowana. Uśmiechasz się z pogardą: co znaczy uratować człowieka? Odpowiadam: to znaczy nie kaleczyć go i dać mu szansę sprawiedliwości, którą on tylko może pojąć.” (1944)

            Może warto przypominać takie słowa wypowiadane w czasach nie łatwiejszych niż dzisiejsze, może warto je przypominać właśnie teraz, gdy tak łatwo przychodzi nam ferować wyroki, występować w imieniu, chronić swoich, reprezentować (ach, te mechanizmy demokracji!) wszystkich choć popierają nas tylko niektórzy, bo w życiu, wbrew łatwej potoczności, zwycięzców też się sądzi, wcześniej czy później, ale się sądzi. (Na marginesie: uderzyły mnie w relacjach z ostatnich wyborów uzupełniających do Senatu, w których zwyciężyła pani Anders, nie pyskówki między ludźmi, nie sam wynik radosny dla jednych, nieradosny dla drugich, tak przecież już bywa – uderzyło mnie gładkie przejście do porządku dziennego nad 17% frekwencją. To znaczy, że mniej niż co piąty uprawniony zdecydował się zdecydować, a czterech na pięciu miało to gdzieś. Gdzie? Tu jest dramat, a nie w tym, że łaska wyborców na pstrym koniu jeździ…). Wracam do tematu, choć nie odbiegłem zbyt daleko, przynajmniej w sensie etyki obowiązku…

Może warto odwołać się do Zygmunta Lichniaka, który czuje się zażenowany nawet zdawałoby się prostą banalną sytuacją czytania małej książeczki:

„Są książki, wobec których nietaktem wydaje się sam fakt, że czytasz je w wygodnym fotelu, popijając kawę, w otoku fajkowego dymu, owijającego się szlachetnym, gęstym zapachem wokół łagodnego światła abażuru stojącej przy twoim fotelu lampy… Coś się wydaje w tej sytuacji bezwstydne, okrutne, żenujące: ty, wygodnie rozparty, podświadomie sycący się cichym, smacznym nastrojem wygody, przytulności, zadomowienia, a w twoim ręku karty opowieści, gdzie ból, niepewność, nędza, smak popiołu i zapach popiołu. Dobrą kawą sobie spłukujesz ten smak, dobrym tytoniem oddalasz ten zapach. Stajesz się nagle dla siebie obrzydliwym gogusiem, który z dobrze urządzonej loży patrzy, jak prawdziwi ludzie prawdziwie umierają. I nagle karty książki parzą ci palce.”

            Może warto tym wszystkim gadającym głowom naszych mediów, ale i naszej codzienności kawiarniano-rodzinnej, obiadkom u cioci-kloci, „dyskusjom” w przerwach kawowych w pracy, dyskusjach o „głębi” kałuży na chodnikach, może warto nam wszystkim, którzy – jeśli nie chcemy lub nie możemy pomóc tylko w tej odległości na jaką sięgają nasze ręce (a tak chętnie „pomagamy” pouczając słowem: pozdrawiam dziennikarzy od prawa do lewa, polityków od lewa doprawa nie pozdrawiam, nawet złośliwie, mam ich gdzieś), więc jeśli nie chcemy lub nie możemy pomóc – to przynajmniej nauczmy się wstydliwego milczenia, może warto nam wszystkim przypomnieć jeszcze jeden fragment z Lichniaka:

„Czternastoletnia pyta: „Dlaczego, po co w ogóle jest wojna? Dlaczego ludzie nie mogą żyć w pokoju? Po co te wszystkie spustoszenia? Pytania te są zrozumiałe, ale nikt dotąd nie znalazł wyczerpującej odpowiedzi. Tak, dlaczego w Anglii buduje się coraz większe samoloty, konstruuje się coraz cięższe bomby i w tym samym czasie seryjne typy domów do odbudowy? Dlaczego codziennie miliony ludzi odnosi rany na wojnie, ale dla sztuki leczenia, dla artystów i dla nędzarzy nie ma ani grosza? Dlaczego ludzie muszą głodować, gdy w innych częściach świata niszczeją środki żywnościowe? Dlaczego ludzie są tak głupi?”

To są myśli, przekonania, pytania czternastoletniej. Ona poszła z dymem, ale te pytania, przekonania, myśli – są. I ty wobec nich jesteś. Jaki? Jak? Nie odwracaj się, nie uciekaj w swoją wygodną wyrozumiałość, banalną mądrość, że pytania banalne, przekonania dziecinne, że nic nowego. Tak samo nowe dla ciebie, jak dla Anny Frank. Oczywiście możesz od nich odejść, odwrócić się, zapomnieć. Ale nie zapomnij o jednej drobnostce: napluj sobie w twarz.

Spokojniej? Dobrze. Trochę spokojniej o pamiętniku Anny Frank. Co mnie w nim później, trochę później zafascynowało? Oto, jak się odcedza we mnie mroczny wrzątek myśli i uczuć, gdy oddalam przebiegle i już prawie bojaźliwie płomień tej małej książeczki, którą możesz zmieścić w kieszeni, lecz w sobie nie pomieścisz.”

Przerywam, reszta jest u Lichniaka, nie chciałem i nie chcę tutaj relacjonować jego dalszej wypowiedzi, jego wywodów. Zainspirowały mnie one jedynie do szukania własnych książek , które parzą i do – także idąc śladami Lichniaka – tego, że nie tylko warto rozmawiać, warto też myśleć, przede wszystkim myśleć. No i wypowiadać te myśli tak klarownie, jak autor Monologów kibica literackiego albo przynajmniej wstydliwie milczeć.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko