Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego
Czy to Gdynia jest dżokerem?
Szary, zimowy wieczór lutowy był w Gdyni przy ulicy Świętojańskiej tłem promocji powieści Michała Piedziewicza „Dżoker”. Były to dla mnie osobiście wrażenia o tyle trochę paradoksalne, że bywam w Gdyni zwykle latem, w dni słoneczne, a co najmniej ciepłe i tak mi się to miasto kojarzy od dzieciństwa. Zresztą ciekawa, sympatyczna okładka książki autorstwa Zuzanny Malinowskiej nawiązuje właśnie do owej „słonecznej strony” Gdyni – na tle błękitnego nieba i portowego krajobrazu wystawia twarz do słońca dziewczyna w ciemnych, przeciwsłonecznych okularach. Z zajawki pomieszczonej na ostatniej stronie okładki można się dowiedzieć, że „Dżoker” to przygodowo-miłosna opowieść o trojgu postaci, młodych ludziach: urzędniczce Łucji, dziennikarzu Adamie Grabskim i o przemytniku, byłym żołnierzu Krzysztofie Wilczyńskim, z budującą się Gdynią lat 1929-1939 w tle. Nawiasem mówiąc to dobrze, że Gdynia doczekała się wreszcie powieści o sobie i do tego o jej najbardziej legendarnym okresie. Do tej pory to i owo z jej legendy można było znaleźć w powieści dla młodzieży „Wielka brama” Kornela Makuszyńskiego z 1935 roku i w obyczajowych powieściach powojennych Stanisławy Fleszarowej-Muskat czyli niewiele. Zmarły niedawno reżyser Andrzej Kotkowski nakręcił natomiast fabularny film o tamtej Gdyni, „Miasto z morza”.
Nie historyjka fabularna mnie jednak najbardziej w „Dżokerze” zainteresowała, lecz kształt „świata przedstawionego” czyli autorska wizja, literacka forma. Na pozór autor wpisuje się w popularny od lat nurt „lokalnych kryminałów”, czyli powieści tego gatunku sytuowanych akcją w różnych miastach Polski (Wrocław-Breslau Marka Krajewskiego, Lublin Marcina Wrońskiego, Warszawa Tadeusza Cegielskiego i inne). Jednak nie. Zamysł Piedziewicza wyraźnie odbiega od tego schematu już przez samo zredukowanie wątku kryminalnego na rzecz obyczajowego obrazu miasta. Stworzył go autor w oparciu o materiał dokumentalny, głównie prasowy, dotyczący przedwojennej Gdyni, dzięki czemu w całej krasie objawia się też materialny obraz miasta, z jego budowlami, ruchem ulicznym, życiem mieszkańców, lokalnym kolorytem, charakterystycznymi dla epoki przedmiotami, realiami i różnego rodzaju akcentami. Także w języku dialogów i aurze narracji nawiązał do klimatu czasów. Dzięki temu mimetyczna warstwa powieści jest bardzo bogata. Odnalazłem w niej też szereg podtekstów, aluzji, nawiązań kulturowych, psychologicznych etc., ukrytych w tkance powieści. Czyni to lekturę także zabawą w poszukiwanie owego tytułowego „dżokera”.
Czyta się więc „Dżokera” wyśmienicie, więc gorąco polecam tę lekturę wszystkim miłośnikom gatunku i dobrze skonstruowanej prozy. Miłośnicy Gdyni, i ci miejscowi, i ci wakacyjni, do których i ja się zaliczam, przeczytają „Dżokera” z satysfakcją podwójną.
Michał Piedziewicz – „Dżoker”, Wyd. MG, Warszawa 2016, str. ISBN 978-83-7779-352-7
—
Wspomnienia, figury, dygresje
„Dygresyjność jest dowodem ograniczonej umiejętności opowiadania, a ma swe źródła albo w pomieszaniu duchowym opowiadającego, albo w nietrafnym wyborze przedmiotu opowieści (co też świadczy o pomieszaniu, czyli w zasadzie nie ma wyjścia). Pomijam tu oczywiście sytuacje, w których posługujemy się dygresją świadomie, by przedstawić świat jako całość skomplikowaną, zgoła niemożebną, a w każdym razie niepoddającą się limitom zdrowego rozsądku (a co zachwyca w „Rękopisie znalezionym w Saragossie” Jana Potockiego, ten też był pomieszany); pomijam też dusze zbolałe, co krążą po labiryncie z przyczyn chorobowych, jak Juliusz Słowacki. (…) Może i ja jestem trochę pomieszany, skoro, żeby posłużyć się jedna dygresją, muszę podeprzeć się następną?”
Tan autoironiczny wtręt autora „Zaraz wybuchnie” w tok dygresyjnej narracji dowodnie wskazuje, że Michał Komar stosuje dygresję jako świadomy środek, wynikający z poczucia, że świat jest całością skomplikowaną i tak naprawdę właśnie dygresja jako środek pomocny w opowiadaniu o nim, lepiej oddaje naturę rzeczy i egzystencji niż uporządkowana, linearna narracja. Czy bowiem uporządkowana, linearna narracja istnieje i istniała gdziekolwiek i kiedykolwiek poza powieścią, scenariuszem, poza zamyślonym i świadomie skomponowanym utworem literackim, etc.? Przecież już Szekspir powiada w „Makbecie”, że „życie jest opowieścią wariata”. Cokolwiek by o dygresji autor napisał i jakkolwiek autoironizował na temat swoich dygresyjnych skłonności, ma w mojej osobie czytelnika w dygresji, jako środku literackim, rozsmakowanego. Kto z pasją czytał wspomniany „Rękopis”, „Don Kichota” Cervantesa, kto znajdował przyjemność w lekturze dygresyjnych poematów Słowackiego takich jak Beniowski” czy „Podróż z Ziemi Świętej do Neapolu”, kto lubił czytać – chociażby – dygresyjną prozę Kazimierza Brandysa czy Tadeusza Brezy, ten znajdzie przyjemność także w lekturze „Zaraz wybuchnie”, która jest w gruncie rzeczy jednym wielkim magazynem dygresji. Poza wszystkim zaś – warunkiem dygresyjności jest erudycja, a ta jest u Michała Komara imponująca. „Zaraz wybuchnie” jest przede wszystkim dygresyjną opowieścią o ludziach. „Spotkałem w życiu trochę ludzi. Część z nich zapadła mi w pamięć – nieprzeciętni, zaskakujący, albo po prostu było nam po drodze. O niektórych z nich opowiedziałem w tej książce. Mam nadzieję, że ciekawie” – napisał Michał Komar w autorskiej autodeklaracji.
A, to akurat nie ulega wątpliwości. Michał Komar, rocznik 1946, prozaik, eseista, scenarzysta (m.in. „Szpital Przemienienia”), autor m.in. znakomitego eseju o Conradzie („Piekło Conrada”), „Prośby o dobrą śmierć”, „Bestiariusza codziennego”, a także cyklu wywiadów-rzek, m.in. z Władysławem, Bartoszewskim, Krzysztofem Kozłowskim czy Wojciechem Pszoniakiem, bez wątpienia umie opowiadać, nadając swoim narracjom sobie właściwe estetyczne i myślowe piętno.
Rozpoczyna Komar swoje opowiadanie od postaci, która najwyraźniej bardzo go fascynowała (bo już o niej nieraz wspominał) i do dziś fascynuje, od generała Józefa Kuropieski, a potem zawartość worka z personalnymi wspomnieniami, wzmiankami i dygresjami się rozsypuje i na drodze lektury spotykamy całą galerię interesujących, z różnych powodów, postaci takich jak Adam Mauersberger, Ireneusz Iredyński, Józef Kuśmierek, Andrzej Dobosz, Gustaw Herling-Grudziński, Edward Żebrowski, Tomasz Zygadło, Stefan Meller, Tomasz Lengren i szereg innych. Komar odmalowuje ich bardzo plastyczne, soczyste, trafne portrety. „Zaraz wybuchnie”, to jednak nie tylko galeria portretów personalnych. To także „silva rerum” pełne wątków nurtujących i pasjonujących Komara. Wspomina więc choćby swoje wczesne dzieciństwo, które przypadło na okres stalinowski, dzieli się reporterskimi reminiscencjami z czasów stanu wojennego i internowania, miesza się w sprawy chińskie, zajmuje jedenastym palcem średniowiecznej mistyczki niemieckiej, tajemnicą czeskiego świętego komunistycznego Józefa Fucika, psychiką Stalina, hrabią Josephem de Maistre i hrabią Janem Potockim, Witkacym, dziwną Rosjanką Valerie i całą galerią dziwnych figur. Do figur i zdarzeń dziwnych, tajemniczych i wieloznacznych ma zresztą Komar od dawna znane upodobanie, o czym świadczy choćby jego wspomniany wyżej „Bestiariusz codzienny”. Trochę, nawiasem mówiąc przypomina w tej pasji Jana Gondowicza. Wyborna, przepyszna i pożywna lektura.
Michał Komar – „Zaraz wybuchnie”, wyd. Czuły Barbarzyńca Press, Warszawa 2015, str. 288, ISBN 978-83-62676-47-7
—
Zapiski z dramatycznych czasów
To drugie, po trzydziestu latach, wydanie tych zapisków dokonane przez tego samego wydawcę. Wtedy Piotr Jegliński wydał je na emigracji w Paryżu, pod szyldem Editions Spotkania. Teraz wydał je w Warszawie. Na publikację składają się zapiski z notesu, zeszytu niebieskiego oraz zeszytu ciemnozielonego zapisków księdza Jerzego Popiełuszki, wstęp od wydawcy, wstęp ks. Stanisława Małkowskiego, wstęp prof. Klemensa Szaniawskiego, działacza opozycji, artykuł historyka Piotra Litki, mowę mec. Edwarda Wende na procesie toruńskim, a także pakiet kopii fotografii i dokumentów. Czytałem tę niewielką książeczkę (same zapiski księdza liczą zaledwie pięćdziesiąt stron) z dużym zainteresowaniem, choć nie mam emocjonalnych związków ani z autorem zapisków ani tłem zdarzeń. Zawiera ona ciekawe przyczynki do burzliwego czasu, którego dotyczy. Sam legendarny ksiądz jawi się we własnych zapiskach jako człowiek prosty, bardzo emocjonalny, daleki od pogłębionej świadomości intelektualnej, intuicjonista. Toteż i jego zapiski nie są dokumentem myślenia, nie zawierają uwag do lektur, lecza nieregularnie dokonywanym zapisem gorączkowej, niemal frenetycznej aktywności społeczno-politycznej z kapłaństwem w tle, od stycznia 1982 do czerwca 1984. Nie znajdziemy też w tej książeczce odpowiedzi na pytanie o polityczną, w tym personalną genezę porwania i zabójstwa Popiełuszki. Nie znajdziemy też odpowiedzi na pytanie o to, czy rzeczywiście inspiracja wyszła z Moskwy, a takie sugestie pojawiły się ze strony adwokatów-oskarżycieli posiłkowych Edwarda Wende i Jana Olszewskiego już w czasie procesu toruńskiego w 1985 roku. Ani na pytanie o rzeczywistą rolę w tej sprawie generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka. Znakomicie natomiast ta publikacja przybliża klimat czasu, którego jest zapisem, ułomnym, ale fascynującym.
Niemal równocześnie wydały Editions Spotkania niewielki tomik zapisków Władysława Bartoszewskiego. Znawcy tematu działalności UB i SB nie znajdą tam – w zasadzie – żadnej nowej wiedzy. Zapiski Bartoszewskiego, to w tym przypadku raczej skrótowa rekapitulacja tematów znanych i wielokrotnie opisywanych, ale warto je było opublikować i z uwagi na rangę autora, i na ich walor syntetyczny. Warto je też było wydać z powodów niejako moralnych, ponieważ wybitny patriota Władysław Bartoszewski był w ostatnich latach obiektem brutalnych ataków ze strony środowisk, których liderzy mają znacznie od niego mniejszy tytuł do identyfikacji patriotycznej. Dlatego wypada podziękować wydawcy Piotrowi Jeglińskiemu za niezależną decyzję o edycji, która niekoniecznie spodoba się środowiskom, z którymi, jak można domniemywać, przynajmniej do pewnego stopnia sympatyzuje.
„ks. Jerzy Popiełuszko. Zapiski 1980-1984”, Wyd. Editions Spotkania, Warszawa 2016, str. 154, wraz z płytą CD – „Cykl oryginalnych nagrań kazań”, ISBN 978-83-7965-152-8
ZZZ. Władysław Bartoszewski – „Syndykat zbrodni. Kartki z dziejów UB i SB 1944-1984”, wyd. Editions Spotkania, Warszawa 2016, str. 151, ISBN 978-83-7965-128-3