Andrzej Molasy – Michał Arct – wydawca książek pięknych i pożytecznych

0
489

Andrzej Molasy


Michał Arct – wydawca książek pięknych i pożytecznych


arcta slownik15 lutego minęła setna rocznica śmierci Michała Arcta, wielce zasłużonego dla polskiej kultury księgarza i wydawcy, specjalizującego się w edycji słowników i encyklopedii, podręczników, książek dla dzieci i popularnonaukowych, a także nut i wydawnictw muzycznych. Inspirował on do pisania tak wybitnych pisarzy i poetów jak Maria Konopnicka czy Artur Oppman (Or-Ot).

Wydawanie i rozpowszechnianie książek ma i zawsze miało charakter kulturotwórczy, ale było szczególnie ważne dla polskiej kultury podczas zaborów. Zwracała na to uwagę w 1929 r., a więc niedługo po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, Helena Radlińska, pedagog, kulturoznawca i działaczka społeczna, pisząc, że „książka odegrała w dziejach naszych większą jeszcze rolę, niż w dziejach innych narodów”. Nazwała ją ona wręcz „twórcą narodu”.Podkreślała , że „kulturę narodu mierzy się nie tyle wartością jego litera­tury, co rozpowszechnieniem książek, statystyką ruchu wydawniczego i czytelnictwa.”

Z pewnością Radlińska doceniała rolę, jaką odegrał na tym polu Michał Arct, który tuż przed wybuchem I wojny światowej wydał zredagowane przez nią dzieło zbiorowe „Praca oświeceniowa. Jej zadania, metody, organizacja”.

Rozpoczął on wydawanie książek na dużą skalę w 1888 r., w apogeum prowadzonej przez Hurkę i Apuchtina rusyfikacji Królestwa Polskiego, kiedy w oficjalnym języku urzędowym władze rosyjskie zaczęły go nazywać Krajem Przywiślańskim. Rok wcześniej kupił on w Warszawie księgarnię i przeprowadził się do tego stołecznego miasta z prowincjonalnego Lublina, gdzie znajdowały się korzenie rodziny Arctów, ewangelików reformowanych (kalwinów) pochodzenia żydowskiego.

Miał już wówczas ponad 30-letnie doświadczenie w pracy księgarsko-wydawniczej. Rozpoczął ją w 1856 r. po ukończeniu lubelskiego gimnazjum w wieku 16 lat (urodził się 31 grudnia 1840 r.) jako praktykant w księgarni prowadzonej przez jego stryja i opiekuna Stanisława Arcta. Wg tradycji rodzinnej istniała ona od 1836 r., lecz ze źródeł wynika, że uzyskała pozwolenie na sprzedaż książek 2 lata później. Po dwuletniej praktyce został wysłany na naukę zawodu do Niemiec, które w XIX i na początku XX w. wyznaczały światowe standardy w produkcji i handlu książką. Przez 4 lata pracował w firmie Beck und Bock, ucząc się księgarstwa, edytorstwa i drukarstwa. Po powrocie w 1862 r. do Lublina został kierownikiem księgarni stryja, przy której znajdowała się też czytelnia. W 1881 r. stał się jej właścicielem.

Arctowie łączyli księgarstwo z edytorstwem już w lubelskim okresie działalności ich firmy, ale wydawali wtedy najwyżej kilka książek rocznie. Chociaż Lublin był 3 miastem Królestwa Polskiego pod względem liczby mieszkańców (50 tys.), to był za mały dla wydawnictwa. Dopiero po przeprowadzce do ponad 600-tysięcznej Warszawy, która stała się pod koniec XIX głównym ośrodkiem wydawania polskich książek, zdecydowanie dystansując Kraków i Lwów, Michał Arct stał się wydawcą z prawdziwego zdarzenia. Jego oficyna zaczęła wydawać ok. 50 książek rocznie, co sytuowało ją w ścisłej czołówce polskich wydawnictw, tuż za Gebethnerem i Wolffem.

Było to duże osiągnięcie, bo rynek wydawniczy w Królestwie Polskim był na przełomie XIX i XX w. bardzo trudny. Ograniczała go carska cenzura, z którą musieli zmagać się księgarze i wydawcy. Skutkiem intensywnej rusyfikacji była zapaść oświaty. Tylko 28 proc. mieszkańców Przywiślańskiego Kraju było piśmiennych (wg danych ze spisu powszechnego z 1897 r. mieszkało w nim 6,7 mln Polaków). Na dodatek jedynie niewielka część umiejących czytać kupowała książki – czy to z powodów ekonomicznych, czy to z braku nawyków czytelniczych. „U nas są stosunki tak opłakane, że niejedno z miast gubernialnych nie jest w stanie zapewnić bytu znaczniejszej księgarni” – narzekał Teodor Paprocki w wydanym w 1896 r. poradniku dla księgarzy i wydawców. W innym zaś miejscu tego dzieła stwierdzał: „Małą stosunkowo ilość spotyka się prawdziwych amatorów książek, którzy książkę za coś arcyprzyjemnego i cennego uważają. […] u nas oszczędność zaczyna się zwykle od skreślenia w budżecie domowym pozycji, przeznaczonej na książki i czasopisma.”

Większość potencjalnych czytelników albo mieszkała w Warszawie, albo od czasu do czasu do niej przyjeżdżała i to dlatego Arct przeniósł do niej z Lublina siedzibę swej firmy księgarsko-wydawniczej. Istotne było też to, że w tym największym polskim mieście łatwiej nawiązywał i utrzymywał kontakty z autorami wartościowych książek.

Głównym miejscem sprzedaży jego wydawnictw stała się warszawska księgarnia (lubelską sprzedał w 1900 r., gdyż potrzebował gotówki na zakup drukarni), mieszcząca się początkowo przy Nowym Świecie pod nr 53 (skrzyżowanie z Warecką), a następnie pod nr 35 na piętrze (parter zajmowała cukiernia Bliklego). Dzięki takiemu położeniu przy centralnej ulicy Warszawy łatwo mogli do niej trafić nie tylko mieszkańcy miasta, ale również przyjezdni.

Po przenosinach do największego polskiego miasta Arct uzyskał możliwość rozwinięcia swojej firmy, zachowując jej profil wydawniczy. Tak jak w Lublinie wydawał podręczniki, prace pedagogiczne, literaturę dla dzieci, książki popularno-naukowe, głównie przyrodnicze i geograficzne, słowniki i encyklopedie, nuty i wydawnictwa muzyczne. Taki usytuowanie rynkowe świadczy o jego doskonałej znajomości potrzeb czytelników i intuicji wydawniczej. Wydawane przez niego książki były bardzo przydatne w edukacji domowej i samokształceniu. Istniało na nie duże zapotrzebowanie z powodu niskiego poziomu szkolnictwa w zaborze rosyjskim, dodatkowo dławionego rusyfikacją.

Oficyna Arcta podjęła współpracę z organizatorami adresowanego do młodzieży pozbawionej dostępu do szkół średnich i wyższych ruchu samokształceniowego w Królestwie Polskim, którzy wydawali od 1898 r. „Poradnik dla samouków”. To dzieło zbiorowe wybitnych polskich naukowców finansowała Kasa Mianowskiego, a popularno-naukowe serie wydawane przez Arcta, na przykład Książki dla Wszystkich, były jego uzupełnieniem. Wydawca reklamował ją, że jest to „biblioteczka pomyślana dla szerokich kręgów czytelniczych, zawierająca materiały do samokształcenia lub uzupełnienia wiedzy”. Ambitniejszym przedsięwzięciem pod względem naukowym była Biblioteczka Dzieł Społeczno-Ekonomicznych, w której Arct wydawał teksty polskich XIX-wiecznych uczonych. Inne wydawane przez niego serie wydawnicze to: Biblioteczka Narodowa, Podstawy Wykształcenia Współczesnego, Z Życia i Myśli, Księgi Życia i Ducha.

Swoistą formą wspierania edukacji domowej dziewcząt była edycja nut i śpiewników . A to dlatego, że jak pisał Paprocki: „Można powiedzieć bez przesady, że mało jest domów, gdzie by fortepianu nie było. Nauka gry na fortepianie i śpiewu są niejako dokończeniem edukacji każdej prawie panny.”

Arct świetnie znał się na wydawaniu nut i dzieł muzycznych, bo uczył się tego podczas praktyki w Niemczech. Kto wie, czy nie dlatego kupił w Warszawie księgarnię mieszczącą się na skrzyżowaniu Nowego Światu i Wareckiej, że znajdowała się obok Konserwatorium Muzycznego. Jego studentom wypożyczał nuty, a profesorów zatrudniał jako autorów i redaktorów wydawnictw muzycznych. Arct ma duże zasługi w popularyzacji muzyki poważnej, bo opublikował wiele broszurek w serii „Podręczniki dla miłośników oper”. Były to książeczki tanie, ale na wysokim poziomie merytorycznym.

Arct wyspecjalizował się w wydawaniu słowników i encyklopedii, przy czym nie rywalizował ze stojącymi na bardzo wysokim poziomie wielkimi warszawskimi przedsięwzięciami encyklopedyczno-słownikowymi na przełomie XIX i XX stulecia („Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich”, „Wielka encyklopedia powszechna ilustrowana”, „Słownik języka polskiego”), lecz starał się dotrzeć do szerszego grona czytelników. We wstępie do „Słownika ilustrowanego języka polskiego” napisał: „Słowniki wielkie, kosztowne nie są dostępne dla ludzi średnio zamożnych, a poszukiwania połączone są z mozołem. Mieliśmy na celu stworzenie książki podręcznej, popularnej i dostępnej”.

Arct był nie tylko wydawcą, ale też autorem słowników – w tym wymienionego wyżej, a oprócz niego także wielokrotnie wznawianego, „Słownika wyrazów obcych”. Te i inne słowniki językowe sprzed 100 lat już się oczywiście zdezaktualizowały, ale dalej mają swoją wartość. Bardzo cenną pozycją jest wciąż „Słownik staropolski”, zawierający definicje 25 tys. słów i zwrotów, które nie są już używane we współczesnej polszczyźnie lub zmieniły swoje znaczenie.Oficyna Arcta wydawała też słowniki specjalistyczne (np. „Słownik wyrazów i wyrażeń handlowych”, „Słowniczek muzyczny”) oraz wydawnictwa encyklopedyczne (np. „Księga ilustrowana wiadomości pożytecznych”). Ta ostatnia pozycja była pierwszą polską encyklopedią jednotomową, ilustrowaną 2500 rysunkami i ukazała się na gwiazdkę 1899 r. w 10-tysięcznym, a więc bardzo dużym wówczas nakładzie. Według współczesnych obliczeń warszawscy wydawcy drukowali średnio na przełomie XIX/XX w. 2 tys. egzemplarzy wydawanych pozycji. Nakłady były niewysokie wskutek ograniczonego popytu  Porównując niemiecki i polski rynek książki Paprocki napisał: „Reclam wydał „Fausta” w liczbie miliona przeszło egzemplarzy, u nas zaś często drukujemy 500 egzemplarzy, a i tych większa połowa pozostaje niesprzedana.” Ten przykład podał, aby wyjaśnić, dlaczego w Polsce książki były droższe niż w Niemczech.

„Księgę ilustrowaną wiadomości pożytecznych” adresowano przede wszystkim do dzieci i młodzieży. Oficyna Arcta była na przełomie XIX i XX w. największym polskim wydawcą książek dla tej grupy wiekowej. Literatura dziecięca stanowiła aż 35 proc. jej oferty wydawniczej (714 pozycji w l. 1887-1914). Arct wydawał dla najmłodszych książeczki tanie, ale mimo to piękne, na wysokim poziomie edytorskim, pisane przez autorów z najwyższej półki. Najtańsze kosztowały zaledwie 6 groszy, co było równowartością 3 bułek. Cena większości z nich mieściła się w przedziale 25-50 kopiejek. Bez przesady można stwierdzić, że to głównie dzięki Arctowi dzieci z biedniejszych rodzin mogły się cieszyć pięknymi książeczkami, otrzymywanymi najczęściej na gwiazdkę. Wydawca łączył je w serie, co sprzyjało zwiększeniu sprzedaży. Moje Książeczki przeznaczone były dla dzieci w wieku od 4 do 10 lat, Zajmujące Czytanki – od 8 do 12 lat. Inne serie dla dzieci i młodzieży to Moja Biblioteczka oraz Mali Przyrodnicy. Oficyna Artca wydawała też czasopisma dla najmłodszych: „Moje Pisemko” i „Nasz Świat”.

Dzięki świetnej znajomości rynku niemieckiego Arct potrafił obniżać koszt wydawanych przez siebie obrazkowych książek dla dzieci. W Niemczech produkowano na masową skalę arkusze z obrazkami, do których można było dodać dowolny tekst, także po polsku. Dzięki temu opłacalne było wydawanie książeczek już w nakładzie 2-2,5 egzemplarzy. Gdyby chciał wydawać je z oryginalnymi polskimi obrazkami, to opłacalny byłby nakład co najmniej 20-tysięczny. Wydawanie tego typu pozycji wywołało krytykę ze strony polskich pedagogów i recenzentów literackich, ale była ona z pewnością niesłuszna, bo Arct namówił do pisania tekstów do tych książeczek obrazkowych samą Marię Konopnicką. Ta wybitna poetka opublikowała w prasie swój pierwszy dziecięcy utwór „Jak się dzieci z Rozalią w Bronowie bawiły” w 1884 r., ale na nim poprzestała. Dopiero Arct, który postanowił wejść w niszę rynkową książek dziecięcych, zaczął ją inspirować do pisania dla najmłodszych. Ona się tym namowom opierała do czasu, gdy pokazał jej obrazki Henri Benneta. Napisała do tych ilustracji wierszyki, które ukazały się w 1889 r. w książkach zatytułowanych „Wesołe chwile małych czytelników” oraz „Moja książeczka”. Bez przesady można stwierdzić, że to właśnie Arctowi zawdzięczają polskie dzieci, iż Konopnicka zaczęła dla nich pisać swe piękne wiersze, baśnie i powiastki. Ta współpraca wydawcy i poetki była bardzo owocna i korzystna dla obu stron. W oficynie Arcta ukazało się kilkanaście książek dla dzieci autorstwa Konopnickiej, w tym opowiastka „O Janku Wędrowniczku” oraz baśń „O krasnoludkach i sierotce Marysi”. Z korespondencji poetki wynika, że honoraria za nie były bardzo ważnymi pozycjami w jej budżecie – dzięki nim mogła wyjeżdżać za granicę dla podratowania zdrowia.

Innym autorem, którego Arct zachęcał do pisania dla dzieci, był Artur Oppman. Niestety ten poeta często zwlekał z podjęciem pracy nad zamówionymi u niego dziełami. Wydawca zachęcał go do pisania na różne sposoby, m.in. oferując wyższe honorarium za natychmiastowe rozpoczęcie pisania. Ta zachęta zazwyczaj była skuteczna i dzięki temu w oficynie Arcta ukazały się do 1900 r. aż 53 utwory Or-Ota.  

Arct wydawał też dzieła innych wybitnych polskich pisarzy i poetów, w tym powieści historyczne Józefa Ignacego Kraszewskiego, do których prawa wydawnicze nabył od M. Glucksberga. Czasami honoraria otrzymywane od Arcta były głównymi pozycjami w ich budżecie. Tak było np. w przypadku Stanisława Brzozowskiego w l. 1901-03.

Arct dbał o wysoki poziom edytorski wydawanych przez siebie pozycji. W swoim dziele „Piękno w książce” napisał: „Piękno książki składa się z dwóch czynników. Jeden powszechnie uznany, to piękno treści, wartość dzieła, odbicie myśli twórcy – wiecznie żywa i nie zmieniająca się w sobie dusza książki. Drugi czynnik to – piękno szaty: papieru, układu stronic, wierszy, inicjałów, okładki, ilustracyj, kroju czcionki – piękno zewnętrzne”

Po śmierci Michała Arcta jego spadkobiercy przekształcili firmę w spółkę akcyjną, która wydawała 200 książek rocznie. Podczas niemieckiej okupacji w l. 1939-45 wydawnictwo oczywiście nie mogło działać, natomiast wciąż istniała księgarnia przy Nowym Świecie. Rodzina Arctów wznowiła wydawanie książek po wojnie, ale władze komunistyczne tolerowały to jedynie do 1949 r. Rok później przejęły też warszawską księgarnię.

Rodzina Arctów zawsze angażowała się w działalność niepodległościowo-patriotyczną. Polegała ona m.in. na szmuglowaniu i rozpowszechnianiu zakazanych przez zaborców i okupantów książek, czasopism i innych druków. Z obawy przed aresztowaniem po Powstaniu Styczniowym Stanisław Arct wyjechał na 2 lata z Królestwa Polskiego. Michał Arct był nawet skazany na więzienie za wydanie „Redut Woli” Walerego Przyborowskiego, ale wyroku tego nie wykonano.

Niestety w ostatnim czasie zdarzają się przypadki manipulowania historią rodziny Arctów, polegające na przypisywaniu jej żydowskiej tożsamości narodowej. Robią to bynajmniej nie antysemici, lecz autorzy, których książki dofinansowuje Żydowski Instytut Historyczny. O ile za polskiego Żyda można jeszcze uznać Mojżesza Rofe, który przyjął chrzest, zmieniając jednocześnie imię i nazwisko na Michał Arct („arzt” to po niemiecku „lekarz”, którą to profesję wykonywał), bo zrobił to w wieku dojrzałym, to z pewnością nie miał nic wspólnego z żydostwem jego wnuk i imiennik wydający wyłącznie polskie książki oraz popularyzujący piękną polszczyznę. Po ochrzczeniu się Arctowie zostali automatycznie wykluczeni ze społeczności żydowskiej i sami się od niej odcinali, czując się Polakami wyznania protestanckiego. Przypisywanie na początku XXI w. Michałowi Arctowi tożsamości żydowskiej jest tak samo niedopuszczalną manipulacją jak francuskiej Fryderykowi Chopinowi albo niemieckiej Arturowi Oppmanowi.


Bibliografia:

1. Alicja Boruc, „Michał Arct. Dylematy warszawskiego księgarza-wydawcy schyłku XIX wieku”, w: „Sztuka Edycji” 1(4) 2013

2. Jadwiga Konieczna, „Rynek wydawniczy książki dziecięcej w zaborze rosyjskim w XIX i w początkach XX wieku”, w: „Sztuka Edycji” 1(4) 2013

3. Robert Kuwałek, „Czy Lublin miał żydowskie elity”, w: „Scriptores” 1/2003

4. „Podręcznik księgarski”, red. Teodor Paprocki, Warszawa 1896

5. Helena Radlińska, „Książka wśród ludzi”, Warszawa 2003

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko