Katarzyna Wójcik – Jak się pije „za apostołów”?

0
143

Katarzyna Wójcik



Jak się pije „za apostołów”?

 

bruderszaftSzpiegowska intryga, ściśle tajne dokumenty, piłka nożna, pościg, rosyjski romans, włoska mafia i uwodzicielska rumuńska tancerka, a wszystko spięte klamrą czasową początku I wojny światowej. To w wielkim skrócie fabuła dwóch ściśle połączonych ze sobą minipowieści: „Młokos i diabeł” i „Cierpienie złamanego serca”, będących częścią serii noszącej wspólny tytuł „Bruderszaft ze śmiercią”. Jej autorem jest Boris Akunin, znany przede wszystkim dzięki bohaterowi swoich poprzednich powieści, Erastowi Pietrowiczowi Fandorinowi.

 

Fandorina tu nie ma (niestety!). Głównym bohaterem jest bystry (choć trochę nieporadny) student matematyki Aleksiej, o jakże znaczącym nazwisku – Romanow. Aleksiej to postać nieskomplikowana, kierująca się swoją logiką, której dość często towarzyszy po prostu szczęście. Ma on w dodatku ogromną słabość do płci pięknej, co niekiedy przyćmiewa jego zdolność logicznego myślenia (i myślenia w ogóle). Akunin wyraźnie wysuwa go na pierwszy plan – tytuły obu minipowieści odnoszą się właśnie do niego. Jest to jednak bohater, którym autor trochę się zabawił. Bo choć pozornie pomysły i działania Aloszy są genialne i odważne, finalnie okazuje się że wszystko wygląda zupełnie inaczej.

 

Jako że fotele były tylko dwa, zajęli je gospodarz i Alosza. Sztabsrotmistrz stanął za plecami Romanowa. Ręce złożył na oparciu fotela. Pewnie zakładał, że będzie dyskretnie dawał partnerowi sygnały, dotykając go palcem w ramię. – Szanowny don Trapano – pewnym głosem zaczął Alosza, nie bardzo wiedząc, jak należy zwracać się do rozmówcy. – Signor D’Arborio powiedział mi, że zgodził się pan uprzejmie pomóc mojemu krajowi w niezwykle delikatnej sprawie… Staruszek niespiesznym, władczym gestem kazał mu zamilknąć. […] – Nie przywykłem rozmawiać z podwładnymi, kiedy obok znajduje się ich szef – powiedział don Trapano […] patrząc przenikliwym wzrokiem ponad głową Aloszy na Kozłowskiego”.

 

Ten cytat jest dowodem na to, że jednak nie Alosza pełni wiodącą rolę w tej intrydze. Odmiennie niż w przypadku Romanowa przedstawia się sprawa z drugim bohaterem, sztabsrotmistrzem księciem Kozłowskim, agentem rosyjskiego wywiadu, „łowcą szpiegów”. Dumny potomek Ruryków, służący niegdyś w kawalerii, po przykrym wypadku przeniesiony zostaje do jednego z najgorszych resortów wojskowych: kontrwywiadu. Coś w jego fizjonomii każe doszukiwać się podobieństwa do Fandorina: czarne włosy, szczupła sylwetka, nienaganne maniery i sporadyczne jąkanie się. Brak mu genialności w pomysłach, choć sprytu i pewnego rodzaju umiejętności przewidywania nie można mu odmówić. Sfrustrowany swoją funkcją, stara się pełnić ją jak najlepiej. Samotny kawaler, służący jednak młodszemu Aleksiejowi dobrą radą w sprawach damsko-męskich, okazuje się ponadto doskonałym psychologiem (choć w jednym wypadku działa za późno…). Książę Kozłowski jest spiritus movens całej akcji książki, to on włącza Aloszę do wyścigu, którego celem jest zdobycie tajnych dokumentów, zanim te wpadną w ręce wywiadu niemieckiego i to on ratuje nieporadnego studenta z opresji. Kozłowski jest postacią stojącą trochę w cieniu, ale nadającą tempa całej fabule.

 

Zaskakuje w tych minipowieściach zakończenie każdej z nich – zupełnie nieoczekiwane. Pod koniec historii dochodzi do zdarzenia, które całkowicie burzy uprzedni porządek „dziania się” i wywołuje w czytelniku zaskoczenie i niedowierzanie – bo trudno mówić tu o happy endzie. To nagłe „trzęsienie ziemi”, jak z filmu Hitchcocka. No właśnie, filmu…

 

Rozbrzmiewa Pieśń wędrowców p. Glinki”

 

Akunin ma właściwy sobie sposób posługiwania się językiem i tworzenia z tego języka kompozycji literackiej. W „Bruderszafcie” mnóstwo subtelnych, starannie pochowanych żarcików, zabaw literackich (obecne również w cyklu o Fandorinie problemy bohaterów z językami obcymi – Włoch kaleczący język francuski, Niemiec mający problemy z wymową rosyjskich słów). Tym razem autor nadał swojej książce jeszcze jedną, zupełnie unikalną cechę. To konstrukcja łącząca w sobie dwie formy medialne: literaturę i… film niemy. Karty książki „poprzecinane” są czarnymi stronami ze szkicami opisywanych zdarzeń i zdjęciami dokumentującymi ówczesne realia życia społecznego. Podpisy pod tymi kartami to fragmenty ludowych przyśpiewek, kunsztownie skomponowane z ilustracją. Poszczególne części książki podzielono nie na rozdziały, a na „plansze”, zapowiadane tytułami na czarnym tle. Gdzieniegdzie pojawia się też informacja o utworze muzycznym, towarzyszącym akcji książki. To niewątpliwie bardzo ciekawa forma zabawy prozatorskiej, pokazująca literaturę jako część „transmedialnej narracji”. Mimo że obrazki drażnią trochę czytelnika (bohaterowie na ilustracjach zdają się zupełnie inni, niż można by sobie ich wyobrazić na podstawie opisów), a niektóre zdarzenia zdają się być przerysowane i zupełnie nieprawdopodobne, książkę czyta się błyskawicznie i przyjemnie.

 

Bruderszaft ze śmiercią” przywędrował do nas siedem lat po wydaniu go w Rosji. Składa się z dziesięciu minipowieści – polski wydawca przyjął konwencję wydawania ich po dwie w jednym tomie. Mimo wszystko warto sięgnąć po ten akuninowski eksperyment, nie tylko dla jego estetyki wizualnej. Jest to lektura przy której z całą pewnością można odpocząć. A przy okazji dowiedzieć się co to znaczy „pić za apostołów”.

 

Boris Akunin, Cykl „Bruderszaft ze śmiercią”: Młokos i diabeł, Cierpienie złamanego serca, Wydawnictwo Replika, Warszawa 2015.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko