Andrzej Wołosewicz – Pamięć – wysychające źródło poezji?

0
369

Andrzej Wołosewicz



Pamięć – wysychające źródło poezji?


czapski-mezczyzna            Poeci piszą wiersze i domagają się ich czytania, nawet jeśli głośno tego nie mówią, ale przecież domagają się, inaczej by nie pisali, chociaż ich pisanie coraz częściej jest „pisaniem na Berdyczów”. Co więc się dzieje, co dziać się może między wierszem a czytelnikiem, między wierszem a środowiskiem jego potencjalnej lektury?

            Ciekawą koncepcję przedstawił przed laty Krzysztof Gąsiorowski. Jest ona tym ciekawsza, że stworzona przez poetę, a więc kogoś, kogo zasadnie możemy podejrzewać, że wiedzę o świecie wierszy czerpie z wnętrza tego świata, z pierwszej ręki, a nie krytycznoliterackich dociekań. Przytoczę ją w możliwie krótkim opisie.

            Krzysztof wyróżnił trzy kręgi, zakresy, horyzonty odbioru wiersza. Nazywa je horyzontami rozumienia: „Czasoprzestrzeń społeczna, w której pulsuje nie dająca się bez poezji uporządkować i przyswoić rzeczywistość człowiecza, posiada kilka koncentrycznych obszarów czasowych o skokowo uogólniającej się problematyce. Na użytek tego szkicu nazwałbym je kolejno: teraźniejszością, współczesnością, nowożytnością. Granice tych obszarów nie są ostre, przemieszczają się wraz z procesem historycznoliterackim, zapewne dla poszczególnych poetów czy krytyków nieco się różnią, na pewno bywają odmienne dla różnych faz rówieśniczych, niemniej dają się na bieżąco lokalizować w czasie, zarówno w porządku historycznym, jak i literackim. W każdym z tych okresów doświadczenie poetyckie kształtuje i sprawdza inny zakres realnego doświadczenia naszego bytu historycznego.”[1]

     Jasność pierwszego zarysu koncepcji wydaje się być bezdyskusyjna, chcę natomiast bardzo mocno podkreślić dominujące tu, powtarzające się słowo: doświadczenie. To wokół niego buduje się całą konstrukcję.

Gąsiorowski pisze: „Przez „teraźniejszość” rozumiem taką czasoprzestrzeń społeczną, wobec której utwór poetycki może rozstrzygać się jeszcze tylko na poziomie doświadczenia egzystencjalnego, behawioru, reakcji emocjonalnej i już z tych perspektyw wydaje się przekonujący; rzeczywistość zaczyna tu być rozpoznawalna dopiero w swym wyglądzie (jak powtarzają za Peiperem nowofalowcy – w wierszach zmienia się „skóra świata”; awangardy są z założenia „teraźniejsze”). Zrozumienie wiersza nie wymaga przywołania żadnego zwerbalizowanego kontekstu, ani artystycznego, ani antropologicznego, ani kulturowego. Wiersz jest (powinien być) o c z y w i s t y sam przez się, tak jak jego kontekst. Poeci różnią się tylko mentalnie. Nie ulega wątpliwości, że utwór ograniczony w swych prawdach horyzontem teraźniejszości przepada wraz z nią, albowiem świat dostarcza nam coraz to nowych inicjacji. Wiersze poetów z takiego okresu bywają dość podobne (co widać po czasie), ale modelowa mentalność przeważa nad modelową poetyką.”[2]

Teraz współczesność, drugi z kręgów wyróżnionych przez Gąsiorowskiego. „”Współczesność” poetycka stanowi czasoprzestrzeń, w której prawda doświadczenia poetyckiego wymaga od nas już uruchomienia świadomości artystycznej, ujawnienia zasad poetyckiego kodu. Niemniej dla rozumienia i przeżycia takiego wiersza nie jest jeszcze potrzebne przywołanie jego historycznego kontekstu, który wciąż pozostaje w swej obecności uzmysławiany niejako bezpośrednio. (Wiersze wymagające dla zachowania swych sensów przywoływania czasu, w którym powstały, chronologicznie zaliczane do „współczesnych – po prostu są już puste.) Świat utworu odnosi się już do rozpoznanej w swym antropologicznym sensie, rzeczywistości historycznej (na granicach takiej „współczesności” zazwyczaj sytuujemy źródła trapiących nas dzisiaj pytań i dramatów). Wiersz sprawdza się już nie tylko wobec intuicyjnej, emocjonalnej prawdy zachowań, ale także wobec jej historycznej przydatności. Wobec wiersza „współczesnego”, pozostającego poza granicami aktualnej „teraźniejszości”, nowo powstający utwór zachowuje stosunek aktywny, zawsze jest jego chociażby polemiczną, autentyczną kontynuacją (klasycznym przykładem takiej relacji był stosunek Różewicza do Staffa).”[3] I dodaje jeszcze: „Zauważmy, że podobna komplementarność jest zgoła czymś innym niż zależność wobec „tradycji”, którą utwór nawiązujący od razu modeluje, podporządkowując; utwory składające się na naszą „tradycję” literacką pochodzą spoza granic naszej „współczesności”.”[4]

I trzeci, ostatni horyzont, horyzont nowożytności,[5] o którym Gąsiorowski pisze: „Oczywiście ani „teraźniejszość”, ani „współczesność” poetycka nie stanowią jedynej przestrzeni historycznej dla poetyckiej prawdy. Co wybitniejsze wiersz odnoszą się do doświadczeń adekwatnych dla znacznie rozleglejszych obszarów historii lub – chociaż zza granic naszych „współczesności” i „teraźniejszości” pochodzą – wciąż spełniają się poetycko na im właściwych warunkach: nie wydają się „przekroczone” w swych refleksjach i pretensjonalne w swej mentalności; ich sens nie zależy jeszcze jedynie od naszego nastawienia i interpretacji. Co ważne – dla swego zrozumienia nadal nie wymagają przywołania ich historycznych zwerbalizowanych kontekstów. Ale mogą już potrzebować ujawnienia swego estetycznego i światopoglądowego systemu, objawiającego ówczesne systemy pojęciowe i obrazotwórcze. Obszar ten zamyka granica poetyckiej „nowożytności”. (Pomiędzy współczesnością a nowożytnością znajdują się złoża „tradycji”).”[6]

Istotą tych horyzontów jest to, że kontekst wszystkich jest dla nas oczywisty, bo jest zinterioryzowany, uwewnętrzniony, odbierany niejako bezpośrednio, „przez skórę”, nie wymaga – jak pisze poeta – przywoływania historii, bo jest naszą historycznością. Wiersze spoza jej horyzontu do swej recepcji, odbioru, rozumienia wymagają przywołania całego sztafażu swego czasu, gdy w zakresie wymienionych kręgów dzieje się to automatycznie. Oczywiście, co podkreśla Gąsiorowski, konstrukcja kręgów teraźniejszości, współczesności i nowożytności jest konstrukcją interpretacyjno-sensotwórczą a nie zwykłym „czasomierzem”: „I jeszcze jedno – nakładaniu się tych czasoprzestrzeni poetyckich towarzyszy wymienianie i krzyżowanie się modeli i funkcji społecznego istnienia wiersza. Wiersz kreacyjny w swojej „teraźniejszości” może pełnić funkcje instrumentalne wobec swej „współczesności”. Na przykład „pryszczaci” i nowofalowcy usiłowali dla całej poetyckiej współczesności wymusić optykę swych teraźniejszości w stopniu daleko przekraczającym nieuchronność takiego konfliktu i gry perspektyw.”[7]

Pozostaje pytanie, co dzieje się poza najszerszym z konstruowanych przez Gąsiorowskiego horyzontów, horyzontem „nowoczesności”? Poeta odpowiada tak: „Wiersze, które pozostają poza tak rozumianą „nowoczesnością”, posiadają łatwo uchwytną cechę charakterystyczną: stanowią one dla nas jedyny i wystarczający światoobraz nieuzmysławialnej już ich rzeczywistości historycznej, niedostępnej w uogólnieniu lub projekcji doświadczenia „teraźniejszego”. Ich rozumienie jest możliwe w perspektywie kulturowej ciągłości. Stanowią już unieruchomione artystycznie dziedzictwo kultury narodowej; dla przykładu: kto bez stylizacji może dziś twórczo nawiązywać do Sępa-Sarzyńskiego? Bez wyartykułowania ich sytuacji historycznej, nie konstytuują się one w doświadczenie poetyckie, które można by było uznać za adekwatną odpowiedź na nasz czas historyczny. W tym względzie mogą być (…) traktowane wyłącznie instrumentalnie. Co zresztą nie powinno dziwić, gdyż z poetyckiego punktu widzenia przekroczyły granicę historyczną.”[8]

Zatrzymałem się przy koncepcji kręgów/horyzontów, bo naświetlają one dobrze „naturę” tego, co mnie tu interesuje: jak pracuje nasza percepcja? Przypomnijmy, że cała przywołana tu konstrukcja pojawiła się przy próbach wyjaśnienia konkretnej sytuacji, sytuacji historyczno-społecznego przełomu lat osiemdziesiątych i swoistej bezradności poezji wobec niego. Gąsiorowski prowadzi swoje rozważania zawsze w środowisku doskwierającej mu materii poetyckiej. Oto charakterystyczny przykład. „Z interesującego nas punktu widzenia (tzn. z punktu widzenia doświadczenia poetyckiego mogącego stanowić jakiś punkt oparcia w dzisiejszym chaosie  prawd wszystkich naraz) wart zastanowienia wydaje się wiersz Piotra Sommera, który tutaj pozwolę sobie przytoczyć w całości (w ogóle od pewnego czasu, od czasu opublikowania ongiś w Oficynie Malarzy i Poetów utworu pt. Inne rozwiązanie, którego rozliczne repliki można odnaleźć w wierszach ostatniego pięciolecia,[9] tradycja brechtowska wydaje się być niesłychanie żywotna):

Przypuszczam, że niektórzy poeci

przestali ostatnio rozsyłać swoje wiersze do gazet.

Myślą sobie pewnie: poczekamy

aż się to wszystko uspokoi

i minie im (gazetom)

i innym poetom ta dziecięcia choroba

obywatelstwa,

czy jak to tam nazwać.

Bo minie.

Czytelnicy będą mieli tego dosyć,

redaktorom też się znudzi, i w końcu

zwrócą się do nas.

A my otworzymy szuflady

i wyjmiemy z nich nasze

Wartości Ponadczasowe,

które właśnie dlatego, że są ponadczasowe,

mogą sobie teraz

spokojnie poczekać.

(Piotr Sommer, Według Brechta)[10]

 

Gąsiorowski kończy swoją argumentację następująco: „Każda z wyodrębnionych tu czasoprzestrzeni zawiera wspaniałe wiersze, którym z punktu widzenia malejących skokowo perspektyw historycznych i w końcu aktualnej „teraźniejszości” można – jak dokonał tego w cytowanym wcześniej wierszu Piotr Sommer – zarzucić „ponadczasowość” i nieprzydatny „tu i teraz” ahistoryczny uniwersalizm. Niemniej, powtarzam, wstrząs społeczny ostatnich lat wydaje się tak rozległy i głęboki, że dać mu prawdziwy kształt i wyraz można będzie zapewne dopiero w wierszach korzystających z doświadczenia poetyckiego zawartego w granicach całej „nowożytności”. W takiej dopiero skali dadzą się poetycko ujawnić źródła naszych antropologicznych konfliktów, naszej świadomości historycznej i naszego historycznego bytowania.”[11]

            A teraz ćwiczenie dla Czytelnika, ćwiczenie pokazujące, że z tymi kręgami/horyzontami rozumienia nie tylko coś jest na rzeczy, ale że są one także sprawdzianem naszej pamięci i lekturowej i społecznokulturowej. Oto wiersz Juliana Kornhausera „Bieg” z tomiku „Inny porządek”:

jak pokazać bieg

skoro nie posiadamy określonych narzędzi

i zawsze widzimy bohatera zamiast biegacza

zaleta obserwacji nie polega na opisie

lecz na unieruchomieniu kary

kiedy czterech mężczyzn niesie nieżywego chłopca na drzwiach

a przed nimi biegnie zrozpaczona dziewczyna z zakrwawioną flagą

musisz zmienić oczy na opaskę zgody

 

Co zrobić z tymi, którzy mają problem z lokalizacją  wiersza Kornhausera wedle proponowanych prze Krzysztofa horyzontów rozumienia? Bo na przykład znajdą ten wiersz w wyborze wierszy poety z 2009 roku zatytułowanym „Widok na jezioro. Wiersze z lat 1972-2007”? Może podać, że tomik „Inny porządek” pochodzi z roku 1985? A może odesłać do przypomnianego w grudniu minionego roku filmu dokumentalnego o Janku Wiśniewskim i pamiętnej piosenki z fragmentem: „Janek Wiśniewski padł”? Ale co zrobić z nimi, gdy wiersz, film i podobne „duPe(e)ReLe” są rozrzuconymi elementami postmodernistycznych puzzli bez jakiegokolwiek wzoru? Co zrobić z ich pustą pamięcią?

Przytoczyłem koncepcję Krzysztofa Gąsiorowskiego nie dlatego, że jestem admiratorem i wyznawcą jego poezji (bo jestem) i nie dlatego nawet, że odkryłem go dla siebie także jako eseistę (bo odkryłem, wiele lat temu), ale dlatego, że ta koncepcja wydała mi się dobrym panaceum na bolączki szkolnego nauczania naszej literatury, bolączki, które nazwać można w skrócie „problemem Gałkiewicza”: jak zachwyca (Słowacki), skoro nie zachwyca? Może posiłkując się tak przejrzystym patrzeniem na literaturę, na jej (różne) horyzonty czasowe, różne dla naszego pokolenia, różne dla pokolenia moich wnuków, różne dla różnych pokoleń nauczycielek i nauczycieli polskiego (bo to wciąż główne pole walki o literaturę), dałoby się lepiej „obłaskawić” gałkiewiczowski problem? Bo nie o to chodzi, by Gałkiewicza zachwycało, może go nie zachwycać, ale chodzi o to, by rozumiał, dlaczego tak się dzieje lub dziać może. Jeżeli rozumiemy problem, to i zachwyt może się z czasem pojawić. Ale gdy odrzuca nas niezachwycanie,  bo jest wsparte a nawet powiem mocniej – bo wynika z nierozumienia (nawet nierozumienia naszego nierozumienia!), to mamy problem.

 Kiedy się głowię nad takimi koncepcjami, jak przywołana koncepcja Krzysztofa Gąsiorowskiego, bo wydaje mi się ona dobrym narzędziem do pracy krytycznoliterackiej a także poręcznym narzędziem do czytania, recepcji, odbioru poezji, czyli możliwym do stosowania w zwykłej (która przecież zawsze jest unikatowa!) lekturze wiersza, nawet bez krytycznoliterackiego zacięcia, to smucę się, bo zaproponowane ćwiczenie (sprawdźcie sami) pokazuje, że najlepsze nawet narzędzia i podpowiedzi, te pochodzące z wnętrza poetyckiego świata, są bezradne w przestrzeni pustej pamięci.

Co zrobić z pamięcią, gdy staje się ona wysychającym źródłem poezji?

 

 

 



[1] Krzysztof Gąsiorowski, Fikcja realna, Warszawa 1986, s. 34.

[2] j. w., s. 34.

[3] j. w., s. 35.

[4] j.w., s. 34.

[5] Zauważmy, aby uniknąć terminologicznego zamieszania, że Gąsiorowski używa w zamiennie terminów nowożytność  i nowoczesność.

[6] Fikcja realna, dz. cyt., , s. 36.

[7] j.w., s. 36.

[8] j. w., s. 36.

[9]  Dla porządku – tekst pochodzi z 1986 roku i do tego czasu odnosi się owo pięciolecie.

[10] Fikcja realna, dz. cyt., s.29.

[11] j.w., s. 37.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko