Jan Stanisław Smalewski – Słowa gesty czyny

0
234

Jan Stanisław Smalewski



Słowa gesty czyny

 

smalewski2Ileż to razy my poeci pisaliśmy o nadmiarze słów w poezji? Ileż razy my pisarze narzekaliśmy na nadmiar literatury, której nikt nie czyta, albo którą choćby nie wiem jak się starać, trudno sobie przyswoić, bo fizycznie przerasta możliwości czytelnicze. Ile też razy napominałem młodych uczniaków sztuki pisarskiej, że nie należy liczyć dzisiaj na to, że jeśli cię nie docenią za życia, to na pewno, nie łudź się, po śmierci tym bardziej ci to nie grozi. Nie te to już czasy, literatura nie jest już rarytasem, jest raczej chlebem na tyle powszednim, że jak czerstwe pieczywo może posłużyć jedynie jako surowiec wtórny.

Tak Czytelniku. Nadmiar słów jest uciążliwy nie tylko dla nas piszących, jest także od dłuższego już czasu i twoją zmorą. Tym większą, jeśli do tego dołączysz te lawiny słowo-mowy z poza szlachetnego pisarstwa, płynące wartkimi strugami z popularnego Internetu. Tam też, nie łudźmy się, słowo na wieki nie pozostanie. Za kilka lat wejdą nowe komputerowe firmy, zaleją rynek nowe mody, dyski nawet te twarde ktoś wyczyści. Ostaną się perły, jeśli już w ogóle zostaną, a o ich wydobyciu zadecydują nie wartości, jakie dzisiaj uznajesz, ale nowe, często nieoczekiwane nawet trendy.

Co do wartości, jakimi kieruje się literatura, wątpliwości mam dzisiaj wiele, gdyż człowiek jako jednostka po prostu (tu ciśnie mi się rym pod pióro, ale napiszę inaczej) też samoistnie zaniża je w sobie, społecznie i medialnie mocno ubożeje. Tracąc z pola widzenia autorytety moralne z najwyższej półki, zarówno te od Boga jak i człowieka pochodzące, sam niejako dewaluuje się w oczach innych, staje się „obywatelem gorszego sortu”, a to oznacza, że można się z nim nie liczyć, zlekceważyć go, sponiewierać.

Moja matka powiedziałaby: Jan Paweł II w grobie się przewraca, widząc jak naród podchodzi dzisiaj do dekalogu, jak szukając dróg wyjścia z kryzysu, sięga po nienawiść, podąża szlakiem pogardy dla współbraci, jak wtapia się w strumienie płynącego zewsząd zła, tonie w mętnej wodzie fałszu i obłudy.

A pamiętam czasy, gdy było naprawdę dla naszego społeczeństwa ciężko, gdy groziła nam interwencja z zewnątrz, wojna domowa, gdy poruszaliśmy się po krawędzi. I kiedy trzy przeciwstawne sobie siły potrafiły ze sobą się spotykać, rozmawiać. Znajdowały wspólną drogę porozumienia oddalającą tragedię walki ulicznej, dramat wojny. Kiedy prymas Polski z przywódcą robotników i zwierzchnikiem „jedynie słusznej wówczas partii” od słów siejących zamęt w umysłach i sercach, potrafili przechodzić do prostych gestów pojednania, tłumić gniew buntowników, ale też i znajdować wyjścia z beznadziejnych wydawałoby się często sytuacji.

„Przekażcie sobie znak pokoju”, Przestrzegajcie nakazów dekalogu – słów wyrytych na wieki w kamiennych tablicach, które Mojżesz zniósł z góry Synaj i przekazał chrześcijanom, by stanowiły dla nich fundament ich wiary. – Nie bluźnij, nie zabijaj, nie kradnij, nie dawaj fałszywego świadectwa, kochaj bliźniego swego, jak siebie samego… itd., etc. – przecież to tylko słowa. Słowa nic więcej, ale na nich budowano świątynie, na ich fundamentach opierają się kultury narodów, w ich mocy utrwala się porządek świata, trwa pokój, buduje się szczęście i dostatek społeczeństw.

Przepraszam za mentorstwo tego wywodu, ale nie mogąc milczeć, nie mogę też nie mówić prawdy. Prawdy, która się przecież nie na ideologii opiera, lecz na nauce. Na prawach boskich i od wieków przez człowieka stanowionych, ale zgodnych z nauką, z wiedzą mędrców i uczonych. Mędrców i uczonych! – powtarzam. Nie panów posłów – urzędników doraźnie zarządzających naszym krajem. Urzędasów, którym się marzy, by zepchnąć kraj w przepaść domowej wojny.

Nie ma gorszej rzeczy od nienawiści. Nie ma większego zła niż zło wyrządzane sobie przez nas samych. Gdy poprzez słowa siejące nienawiść, burzące pokój w ludzkich sercach, czynimy wojenne gesty, gotujemy sobie zagładę.

 

Słowa, słowa, słowa. Wiatr je zimny strąci.

Pozamiata drogi, którymi idziemy.

I tylko cisza znów w uszach zadźwięczy.

Cisza nad wszystkim, co oprócz kamieni,

wypełniało przestrzeń, w której dziś żyjemy.

 

            Czy chcemy tego? Czy w tę stronę naprawdę powinniśmy podążać? Spójrzmy na świat wokół. Rozejrzyjmy się uważnie wokół siebie. Komu zależy na tym, byśmy pogrążyli się w narodowych waśniach, w zamęcie, niepokoju? Komu chcemy zaimponować my – naród, który ćwierć wieku temu zburzył mury pomiędzy czerwoną Europą i Zachodem? My – naród, który ćwierć wieku później usiłuje na nowo stawiać płoty na granicach z naszymi sąsiadami?

Jako pisarz unikam jak ognia wszelkich deklaracji. Pisarz nie jest politykiem, to obserwator, który bacznie słucha innych, obserwuje i opisuje. Zresztą jak inni żyjący kiedyś w PRL byłem w sposób naturalny w politykę wplątany. Kto raz się sparzył, temu trudno się przemóc, by znowu zaufał. By brał na siebie czyjeś gesty, czyny. (By sparzony srodze, na zimne nie dmuchał).

Myślę, że właśnie takie stanie z boku, nieaktywne obserwowanie uprawnia mnie do tego, bym tym tekstem zaprotestował przeciwko temu, co dzieje się na forach internetowych. A dzieje się jak nigdy dotąd: źle, wręcz zatrważająco. Język, nasz piękny język ojczysty stał się tak odległy od prawdziwej polszczyzny, że aż serce się trwoży, że potrafimy być tak nieobliczalni, plugawi w obelgach wobec innych. Tak się dzieje po każdej zaistniałej sytuacji politycznej w kraju. Ludzie wzajemnie opluwają się najgorszymi słowy na face booku, w komentarzach pod informacjami prasowymi, w publicystycznych programach telewizyjnych, wszędzie tam, gdzie ktoś odważy się wyrazić swój odmienny polityczny pogląd, osąd jakiejś sytuacji.

W rozumieniu demokracji przez wielu z nas korzeni się prawo i plenią się uzurpowane sobie przywileje do opluwania autorytetów moralnych dostojników Kościoła, państwa… Ba, wójta, sołtysa nawet, który ma odwagę mieć swoje odmienne od nas poglądy. To nie jest właściwa droga, którą powinniśmy podążać chociażby w tych trudnych czasach, gdy nasi sąsiedzi borykają się z problemem wirusa wojny eksportowanego przez państwo ISIS do naszej wspólnej Europy. To nie jest dobry czas, by skakać sobie do gardeł, gdy światu zagraża tyle niebezpieczeństw graniczących z apokalipsą.

Źle to świadczy o nas, gdy publicyści nie dostrzegają tego, że gdzieś na krańcach świata, w odległej Afryce zwiera szyki przeciwko Europie państwo ISIS. Źle to wszystko rokuje. Drży moje serce, serce publicysty

Demokracja, przepraszam nie chcę być mentorem, ale to nie jest prawo do tępienia w imieniu swojej partii praw innych ugrupowań. To nie jest prawo do mówienia innym, że tylko my mamy rację. By nawoływać do zemsty za to, że ktoś ma inne poglądy.

Świat w jakim żyjemy, już od wieków powoduje, że w krwi większości z nas tkwią domieszki przerozmaitych i przedziwnych czasami przodków. I nie tylko we krwi, jak czasami pozwalam sobie myśleć, ale i w umysłach także. Nie byłby bowiem – gdyby tak nie było – możliwy taki galimatias kulturowy.

A tak na marginesie pytanie: Czy szatan może nosić cegłę na budowę świątyni? Otóż nie może. Bo szatan jest symbolem zła i nigdy innym nie będzie. Zatem nawet gdyby ową cegłę nosił, gdyby brał udział w budowaniu fundamentów świątyni, to tylko po to, by czynić zło. By za jego udziałem się mury owej świątyni kiedyś upadły.

Tak. Słowa, burzące umysły ludzi słowa lecą zewsząd. Towarzyszą im coraz częściej nieprzyjazne gesty. A potem… mogą się obudzić diabelskie czyny. Taka zwykle bywa kolej rzeczy. Pamiętajmy o tym.

 

To nie tylko dzisiaj dotyczy poezji.

To nie tylko prozy dopadło i trzyma.

To jest jak kamień, co uderza w serce,

jak ogień co pali, jak skalna lawina.

 

To pędzi, zmiata i kurz wznieca wokół.

To słowna lawina, której się lękamy.

Która jak potwór w szaleńczym amoku,

chce zemsty, sieje grozę, chce pić krew,

zabijać.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko