Krystyna Konecka – Nowy Świat Pana Tadeusza

0
458

KRYSTYNA KONECKA


 

NOWY ŚWIAT PANA TADEUSZA

 

     To mój drugi – po Mickiewiczowskim – „Pan Tadeusz z Wileńszczyzny”. Tak samo związany z moim rodowodem kresowym, tylko znacznie bardziej współczesny. Kiedy wkrótce po śmierci 88-letniego pana TADEUSZA KONWICKIEGO (w dniu 7 stycznia 2015 r.) zapragnęłam napisać o nim, wróciłam do zasady Johanna Wolfganga Goethego: „Kto chce poetę zrozumieć, musi udać się do kraju poety”. Mając świadomość niemożności ogarnięcia skomplikowanej biografii autora „Dziury w niebie” i jego nadzwyczajnej, wielowątkowej twórczości (uczynili to znacznie mądrzejsi ode mnie), postanowiłam „udać się” w miejsca najbardziej prozaikowi bliskie za życia: to – zamknięta w tytule jednej z jego książek – warszawska ulica „Nowy Świat i okolice” oraz powracająca w licznych powieściach rodzinna Wileńszczyzna.


kon1

Tadeusz Konwicki (z internetu)


„…biegam tylko tyle w swoim życiu, na ile mi pozwala ten niewidoczny drut rozciągnięty w płytkim kanionie, a właściwie rowie Nowego Światu” – pisał Tadeusz Konwicki z właściwym sobie poczuciem humoru, podszytym gorzką ironią, w „Nowym Świecie i okolicach”. Mam drugie wydanie tej książki, z 1990 roku, jeden spośród 30 tysięcy egzemplarzy. Tyle samo ukazało się cztery lata wcześniej, a Helena Zaworska w „Nowych Książkach” napisała po tym pierwszym wydaniu o autorze, iż „…dobrze wie, że te marne trzydzieści tysięcy… zostanie rozkupione spod lady, że gdyby wydano sto tysięcy, też by poszło”.  Obok tej książki stoją u mnie „Sennik współczesny”, „Mała apokalipsa”, album płyt DVD z filmami („Jak daleko stąd, jak blisko”, „Dolina Issy” wg. powieści Czesława Miłosza i „Lawa”) oraz  „Bohiń” – to druga bardzo osobista dla mnie książka: że też akurat tę nazwę wybrał pisarz, tworząc domyślne dzieje swojej babki, spośród setek kresowych miejscowości. Tę, gdzie kawałek majątku Platerów dzierżawił zaściankowy szlachcic a mój dziadek, i gdzie (właśnie w tej kresowej Bohini) urodziła się moja matka… (mam nadzieję, że czytelnicy wybaczą mi „przestępstwa” prywatnych analogii)…

* * *    

     Rozsypujący się od dawna egzemplarz „Nowego Światu i okolic” służył mi kiedyś za przewodnik,  gdy próbowałam przemierzyć w Wilnie przedwojenną trasę urodzonego w dniu 22 czerwca 1926 r. Tadzia Konwickiego: z gimnazjum w centrum miasta poprzez ulicę Subocz (z nazwą wywiedzioną od średniowiecznej miejskiej bramy zwanej „sobaczą”, z powodu mieszkającego w niej kata – hycla, i nic nie poradzę, że to także moje dziecięce nazwisko). Dalej przez zalesione Markucie do Kolonii Wileńskiej (z litewską obecnie nazwą  Pavilnys), gdzie mieszkał u ciotecznych dziadków Blinstrubów. Blisko osiemdziesięcioletni, dawno już nie piszący książek, Tadeusz Konwicki w artykule na łamach „Gazety Wyborczej” pt. „Mickiewiczowie młodsi” wspominał swoje wirtualne spacery „…brzegiem rzeczki Wilenki: „Z końca ulicy Subocz skręcałem w lewo i piaszczystą drogą schodziłem w dół ku brzegowi rzeki…”. 

     Za sprawą „Nowego Światu i okolic”  po raz pierwszy trafiłam też na ulicę Górskiego przez bramę na Nowym Świecie z numerem 41.  Bramę, którą mijałam wcześniej setki razy chodząc przez pięć lat z przystanku tramwajowego przy Alejach Jerozolimskich na Uniwersytet, albo (już nie sama) zaglądając pod sąsiedni numer 39 na tanie niedzielne obiady do baru „Familijnego”, który pisarz także unieśmiertelnił…


kon2

 Kolonia Wileńska, dom dzieciństwa (z internetu)


     Z pamięcią sierocego dzieciństwa w Kolonii Wileńskiej i młodzieńczego „sprawdzianu” partyzanckiego w AK, zaledwie 19-letni repatriant z Wileńszczyzny trafił poprzez  Białystok do Krakowa. Po dwuletniej pracy w tamtejszym „Odrodzeniu” i rozpoczętych studiach na Uniwersytecie Jagiellońskim,  dobrze zapowiadający się redaktor i krytyk przybył wraz z zespołem redakcji do Warszawy. Został na krótko ulokowany w apartamentach ocalałego z wojny hotelu „Bristol” przy Krakowskim Przedmieściu, a następnie w ciasnym pokoju przy ul. Frascati. Wciąż na tej samej prostej, którą wyznaczała ulica Nowy Świat, przez kilka pierwszych lat dramatycznie podnoszona z wojennych ruin. Wreszcie otrzymał mieszkanie w nowym budynku na drugim piętrze przy ul. Wojciecha Górskiego 1. Czyli – do końca pozostał przy Nowym Świecie: ponieważ ulicę Górskiego z jednej strony zamyka (wizualnie) monumentalny Pałac Kultury i Nauki, a z drugiej – brama domu z adresem Nowy Świat 41. Tędy, przez wiele długich lat, przechodził autor „Sennika współczesnego” i „Małej apokalipsy”, często skręcając w lewo, ku Starówce, żeby samotnie lub rodzinnie zjeść obiad w restauracji Domu Literatury.  Albo w prawo, by dotrzeć przez Plac Trzech Krzyży na ulicę Wiejską, gdzie pracował w wydawnictwie „Czytelnik”. W porze obiadowej zasiadał na dole w firmowym lokalu z najbliższymi przyjaciółmi, „Gucieńkiem” Holoubkiem i Andrzejem Łapickim, często w otoczeniu admiratorów. W latach 90. stał się także bywalcem słynnej kawiarni „Blikle” przy Nowym Świecie 33. Tak niewielkie terytorium, a tak nieogarniona perspektywa społeczna. Po śmierci pisarza Jacek Bocheński podkreślił, że był on „…jednym z największych i najprzenikliwszych pisarzy polskich, jacy opisali nasze życie w drugiej połowie XX wieku”.

* * *    

     Z pisarką Krystyną Januszewską (związaną twórczo z Poznaniem, ale z warszawskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich) robimy sobie (SPP po przyjacielsku z ZLP) imieninową wyprawę śladami Tadeusza Konwickiego. Nie udaje się zrobić zdjęcia bramy Nowy Świat 41: nieprzychylnie  spogląda na nas mężczyzna pilnujący wciśniętego w kratę bramy stoiska z góralskimi kapciami. Będzie fotografia od zaplecza, z fragmentem fasady „ozdobionej” paskudnym graffiti. Od cokołu z przedwojennym popiersiem pedagoga Wojciecha Górskiego na połączeniu ulicy jego imienia z uliczką Tuwima, dom Tadeusza Konwickiego wygląda dziś inaczej. Szary, zaniedbany tynk zniknął pod kremowym kolorem, a okna ukryły się w ocieplającej ściany warstwie styropianu. Trudniej teraz mieszkańcom dojrzeć zamykający ulicę w głębi Pałac Kultury i Nauki. „Kamienny tort przestrogi”, jak określona została budowla w „Małej apokalipsie”. Nie, panu Tadeuszowi to nie przeszkadzało – jedyny na długiej ścianie balkon należy właśnie do jego mieszkania. Zapytana, dla porządku, o TO mieszkanie, starsza kobieta wskazuje okna z balustradą, za którymi tak niedawno zmarł pisarz „chory na literaturę”. „Chory na naród”. Pytam, czy teraz ktoś tutaj bywa.

     –  Nie wiem, czy córka nadal tu mieszka, czy tylko przyjeżdża – mówi. – To był bardzo kulturalny człowiek  – podkreśla. – Zawsze, kiedy spotykał mnie z wnuczką, rozmawiał z nią bardzo serdecznie.

     Ukochany kot Iwan „..siedzi na parapecie okna, blaszanym i gorącym, i patrzy przez szybę na mnie i na nasz wspólny pokój (…) w wielkim, zielonym koszu balkonu, gdzie po żelaznych prętach pną się jakieś zielska zasadzone przez Dankę przed wyjazdem do Marysi…”. Kremowa ściana. Pręty balkonu zupełnie nagie. W tej scenerii można zobaczyć w internecie klip z 2012 roku: uczestnicy spaceru, organizowanego przez Instytut Stefana Starzyńskiego w ramach festiwalu „Niewinni Czarodzieje”, uśmiechają się do stojącego samotnie na balkonie Tadeusza Konwickiego, który uchyla czapki z daszkiem, pozdrawia ich dłonią… Żona pisarza, Danuta, córka artysty malarza Alfreda Lenicy, graficzka oraz ilustratorka książek dla dzieci (a także mężowskich), zmarła w roku 1999. Młodsza córka Anna odeszła kilka lat później…


kon3

Wilno Tadeusza Konwickiego z ulicy Subocz. Fot. K. Konecka


     Cała rodzina uwielbiała Iwana, podarunek od Marii Iwaszkiewiczówny ze Stawiska (może stąd jego imię), który to kot rządził wszystkimi w obrębie dwóch niewielkich pokoi oraz salonu z oknami na balkon i niewielką wnęką, zwaną przez pisarza nyżą. W tej nyży, niszy mieszczącej jedynie tapczan i nocną szafkę,  powstawały wszystkie kolejne książki i scenariusze filmowe. Ze wspomnień starszej córki, aktorki Marii wynika, że nikt z rodziny nie widział jak pisarz pracuje, bo nie miał nawet biurka. On sam, chętnie opisujący detale rodzinnego życia, zwierzał się, że  na tapczanie „…jak na latającym katafalku” pisze z rosyjską encyklopedią pod głową i kotem na brzuchu. Iwan, który przeżył 19 lat, został unieśmiertelniony w kilku powieściach (m.in. w „Nowym Świecie…” oraz „Kalendarzu i klepsydrze” z nim na okładce) czy bajce dla dzieci pt. „Dlaczego kot jest kotem”. Tę książeczkę zilustrowała Danuta Konwicka, podobnie jak powieść młodzieżową o przedwojennej Wileńszczyźnie „Dziura w niebie” czy tamże rozgrywającego się „Zwierzoczłekoupiora”, adresowanego do czytelnika w każdym wieku. Sam Tadeusz Konwicki pokazał podobny talent m.in. właśnie w „Nowym Świecie i okolicach”, rysując cienką kreską widoki z okna, trasę spacerów oraz własne i kocie portrety.       

* * *

     Z Krysią Januszewską zaglądamy jeszcze od podwórza, gdzie jest wejście do klatki schodowej. Powrót na Nowy Świat przez bramę, mijamy wciąż otwarty bar „Familijny”, ale nie tu planujemy wczesny obiad, lecz o trzy numery dalej u słynnego „Bliklego”, mojego ukochanego lokalu, gdzie bywając w stolicy świętujemy rodzinne jubileusze (13 stycznia, kilka dni po śmierci pisarza, nie odważyłam się rozmawiać o nim z  nikim z obsługi). Dzisiaj miła pani kelnerka wskazuje wolny w tym momencie stolik, gdzie zawsze siadał Tadeusz Konwicki, twarzą do drzwi, bokiem do kontuaru.

     – Był tu jeszcze tak niedawno…Bardzo sympatyczny, zawsze  chętny do rozmowy – wspomina. – Najczęściej przysiadała się do stolika pani Honorata. Pan Tadeusz zamawiał bliny gryczane.

     Więc i ja zamawiam bliny gryczane. Ze śmietaną, łososiem i kawiorem. I fotografuję danie. I robimy sobie z Krysią fotografie przy tym stoliku pana Konwickiego, na którego warszawscy przyjaciele mówili Konwa a wileńscy – Tadzia.

     – My mówiliśmy: Tadziczek – dodaje uśmiechnięta pani kelnerka. Odwzajemniam uśmiech, ale już boję się, czy dokładnie zapamiętam to, co mówi, i czy nie poniosę konsekwencji za  umieszczenie epizodu z „Bliklego” w tekście…

     Tak. Oczywiście, dotarłyśmy i na ulicę Wiejską, do słynnej stołówki w budynku „Czytelnika”. Niską długą salę wypełnia ruch, gwar i aromaty dań. Niestety, nie będzie fotografii ze Stolikiem – Słońcem, gdzie przez długie lata toczyły się przy jedzeniu rozmowy artystów – przyjaciół: przed chwilą rozpoczęła tu swój obiad starsza pani, nad którą czuwają na wielkich portretach Tadeusz Konwicki i Gustaw Holoubek…


kon4

„Czytelnik” przy ul. Wiejskiej. Tu była praca i spotkania z przyjaciółmi. Fot. K. Konecka


     Dwa dni później w „Literatce”, restauracji na parterze Domu Literatury siedzimy z poetką Lidią Kosk. Tu także spotykał się z Tadeusz Konwicki z przyjaciółmi. Lidia znała pisarza osobiście, a jej córka Danuta E. Kosk – Kosicka była jego wielbicielką.

– Chodziliśmy rodzinnie  na wszystkie spotkania, także z moim mężem – wspomina poetka. – Jeszcze przed rokiem zdarzyło nam się porozmawiać z panem Tadeuszem na dorocznym uroczystym obiedzie w „Gazecie Wyborczej”. Był zawsze bardzo bezpośredni, szarmancki. Bo ludzie ze wschodu mają serce na dłoni.


Tekst i fotografie:

Krystyna KONECKA


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko