Krystyna Habrat – Niech radość zagości w naszych sercach

0
219

Krystyna Habrat                                                        

  

 

 NIECH RADOŚĆ ZAGOŚCI W NASZYCH SERCACH

/felieton/

 

Nikifor    Chciałam napisać ładny felieton z życzeniami na Nowy Rok. Na święta już nie zdążyłam.

Zabrakło mi czasu, gdy  pogrążyłam się w przedświątecznej gorączce.

   Jaka to przyjemność   popaść w taki stan, który w grudniu ogarnia wszystkie panie. Biegają, kupują, męczą się, sprzątają, pieką, ryby, mięsa, ciasta… Ileż potem  przyjemności, gdy dom wysprzątany na wysoki połysk, a na stole najlepsze przysmaki i zgromadzone wokół osoby  ze wzruszeniem sięgają po opłatek. Potem  są życzenia wszystkiego najlepszego, wieczerza wigilijna, kolędy przy  rozświetlonej choince.

   W takiej chwili każda pani domu zapomina o zmęczeniu i cieszy razem ze wszystkimi. Tu przyznam się, że maja kochana rodzina tym razem wyręcza mnie w domowych obowiązkach, ale to i owo robię, by czuć przedświąteczne podniecenie. Tymczasem z radia  od kilkunastu dni płyną radosne melodie kolęd i wesołych pieśni bożonarodzeniowych. Można więc  nie oglądać  telewizji, która nas dosmuca, i cieszyć się całym sercem na nadchodzące Święta.

    Zabieram się więc do  felietonu z wielkim przejęciem, gdyż tekst z taką datą zobowiązuje.    Niestety ambitny zamysł  zaczyna mi  ciut przeszkadzać.

   Uświadomiłam sobie, że jeśli nie napiszę tego felietonu od razu, nigdy on nie powstanie. Wiadomo, że jak zaiskrzy  w głowie pomysł, należy go szybko zrealizować, bo inaczej się wypali i zgaśnie. Wówczas trudno zrozumieć, co to było tak ważnego, że chciało się to wykrzyczeć całemu światu, albo choć wyszeptać.

   Po drugie, przesadne ambicje prowadzą z reguły do efektu przeciwnego. Do klapy.

  Jest takie prawo psychologiczne, Yerkesa-Dodsona, które głosi,  że przy wysokiej motywacji nasze efekty bywają odwrotnie proporcjonalne, czyli –  tłumacząc językiem potocznym i nie wdając się w szczegóły, można powiedzieć, że im bardziej się staramy, tym wychodzi to gorzej.

  Nie będę podpierać  tej teorii podręcznikami, ani silić się na przedstawianie tego naukowo,   bo zgasiłoby to początkowy radosny rozpęd felietonu, co nie wyszłoby mu na dobre. Taki tekst nie może być przyciężki, ale z polotem i pogodą ducha.

   Podam jednak kilka przykładów na potwierdzenie, jak zbyt wysoka motywacja, przesadne ambicje, źle wpływają na efekt końcowy.

   Już ze szkoły każdy pamięta uczniów, którzy niezbyt przykładali się do nauki, a jakoś lawirowali i zadowoleni z siebie wychodzili na swoje. Tu coś odpisali, tam nadstawili ucho na podpowiedź, nadrobili  miną i jakoś szło. Nie przemęczali się, a spędzali czas przyjemniej niż gdyby musieli przysiąść fałdów przy książkach. Gorzej było z uczniem  solidnym, jeśli bardzo zależało mu na  piątkach. Taki  nieraz wywołany do tablicy, był tak przejęty, by dobrze wypaść, że zapominał wszystko czego się sumiennie nauczył. Zaczynał się jąkać, stękać, gubić wątek, mówić niegramatycznie, zapominać słów. Współczuło się mu, że mało zdolny. Niekoniecznie.

  Kiedyś  nauczycielka przysłała mi do poradni psychologicznej uczennicę kończącą szkołę podstawową. Miała  zastrzeżenia, że  zaledwie trójkowa, czyli według niej mało zdolna, a wybiera się do liceum ogólnokształcącego. Jej zdaniem powinna iść do szkoły zawodowej. To było dawno temu i nie zdradzam tu  tajemnic zawodowych, ale podaję jako przykład do rozważenia prawideł  procesów motywacyjnych. Uczennica ta wbrew sugestiom nauczycielki okazała się według badań bardzo zdolna. Stąd wniosek byłby jeden, że nie przykłada się do nauki. Ale nie! Wyznała, że uczy się w domu codziennie po osiem godzin. Strasznie dużo, jak na szkołę podstawową, nawet na końcową klasę. Tym bardziej, że  była naprawdę zdolna.

  I wtedy  usłyszałam jej cichy, zrozpaczony głosik, nieśmiałe  wyznanie,  że bardzo zależy jej na  dobrych stopniach. Chciałaby mieć piątki. Pochwały, nagrody. Bo lubi się uczyć.  Tylko jej nie wychodzi. Nie wie czemu. Wieczorem wszystko ma   wykute na blachę. Gdy mama przepytuje ją z podręcznikiem w ręku, odpowiada  bez zająknienia. Tak, do momentu, gdy nazajutrz wywołana do odpowiedzi, zaczyna się denerwować i wszystko jej z głowy ulatuje, a za nieporadną odpowiedź dostaje co najwyżej tróję z plusem. 

   Długo tłumaczyłam jej, jak się efektywnie uczyć, jakie są reguły pracy umysłowej, jak   zapamiętywać materiał na długo. Podkreślałam, żeby nie poświęcała  na odrabianie lekcji aż tak dużo czasu co dotąd. Powinna więcej odpoczywać i korzystać z przyjemności odpowiednich dla jej wieku, bo to sprzyja lepszej pracy mózgu, a przede wszystkim podbudowuje wiarę w siebie i eliminuje emocje negatywne. Kiedy  za dwa, może trzy, miesiące przyszła do kontroli, szło jej  w szkole  odrobinę lepiej. Jednak przyznała, że nadal  poświęca nauce cały wolny czas, bo  nie potrafi się od tego odzwyczaić.

  To był typowy przykład na to, że nadmiar ambicji czasem szkodzi. Każdy zna podobne przykłady.  Bywają sportowcy osiągający na mistrzostwach czy olimpiadach gorsze wyniki niż  zazwyczaj. Każdemu może się nie udać, ale gdy podczas ważnych zawodów staje się to regułą, można podejrzewać tu negatywny wpływ nadmiaru aspiracji.

  Inny przykład: pewien japoński  mistrz  rysunku  robił plakat. Kiedy skończył, stojący za nim  uczeń wykrzyknął, że to mu  nie  wyszło. Nauczyciel szybko namalował  inny plakat. Ten również nie zyskał aprobaty ucznia, a kolejny ocenił jako jeszcze gorszy. I tak  mistrz namalował  przeszło 60 plakatów, a uczeń kręcił nosem coraz bardziej niezadowolony. Wreszcie ucznia gdzieś odwołano i wtedy mistrz szybko namalował  kolejny plakat,  wierząc,  że ma  teraz jedyną szansę, by bez krytycznych oczu ucznia za plecami zrobić to dobrze. I faktycznie, uczeń po powrocie był tym plakatem zachwycony.

  Dlatego ja wbrew początkowym zamierzeniom nie  staram się napisać tego felietonu najlepiej.  I tak lepiej już  nie potrafię. Gdybym się jeszcze bardziej przyłożyła, wyszłoby gorzej. To udowodniłam z góry.

  A o czym właściwie miałam napisać? Chciałam wejść we wzruszającą atmosferę świąt i pięknie zainaugurować Nowy Rok.  Potem zamierzałam  napomknąć, że postaram się, ale to nie zawsze jest łatwe, bo nasz mózg, emocje, ciało bywają przekorne wobec naszych chęci.

    Teraz powiem tylko, że felieton powinien być lekki i pogodny, a  więc  ma być czymś na przekór  zasmuceniu, jakie płynie z mediów. Niestety  pogodzie ducha  nie sprzyjają ostatnie wydarzenia: jesienne zamachy terrorystyczne w  Paryżu, wojny, uchodźcy, a  u nas nagłaśniana przez  media powyborcza histeria, czyli walka bogatych i uprzywilejowanych przeciw biedniejszym, szarym obywatelom, jak my, o 500 zł na dziecko, podatki, trybunał…

  Ale wierzymy, że będzie lepiej, że nikt nie odwróci wyników ostatnich wyborów.  I tego sobie na Nowy Rok życzmy.

   WBREW WSZYSTKIEMU NIECH RADOŚĆ ZAPANUJE W NASZYCH SERCACH!

 

Krystyna Habrat

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko