Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
145

Wacław Holewiński



Mebluję głowę książkami


mebluje-glowe



Zbrodnia w PRL-owskim absurdzie

 

elegancki-mordercaBył miłym, eleganckim mężczyzną. Sąsiedzi mogli zawsze liczyć na jego pomoc, dobre słowo, życzliwy uśmiech. Wielu, już po aresztowaniu, nie mogło uwierzyć, że pod tą maską krył się bezwzględny morderca. Człowiek wyrachowany, cyniczny, z zimną krwią planujący pozbawienie życia niewinnych.

W normalnym kraju byłby prześwietlony w prawo, w lewo, po przekątnej. W normalnym kraju nigdy by nie zabił tylu osób. W normalnym kraju… PRL, choć chciał za taki uchodzić, normalnym krajem nie był. W żadnej dziedzinie. W zakresie dochodzeniowo-śledczym w szczególności.

Kim był Władysław Mazurkiewicz? To dobre pytanie, na które szalenie trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Robił interesy. Czym było robienie interesów w Polsce Ludowej? Powiedzieć współczesnemu dwudziestolatkowi, że za handel dolarami można było wylądować w pierdlu z kilkunastoletnim wyrokiem – nie uwierzy. Ale przecież byli tacy, ryzykowali aby dobrze żyć w kraju, w którym brak było wszystkiego. A może inaczej – niczego nie było brak, gdy miało się odpowiednio wypełniony portfel. Albo znało się ludzi, którzy mogli zamieść pod dywan, zatuszować każdą sprawę. Więc prokuratorów, śledczych z Urzędu Bezpieczeństwa, aparat partyjny na odpowiednim szczeblu. Mazurkiewicz miał i pieniądze i znajomości i jeszcze coś więcej. Umiał tworzyć wokół siebie atmosferę. Salutujący mu milicjant – był ławnikiem w sądzie – szepnięte gdzieś słowo, że współpracuje z bezpieką, to że potrafił pić z „odpowiednimi” ludźmi, stanowiło o jego pozycji w zamkniętym, hermetycznym światku.

Było też wytłumaczenie oficjalne, ideologiczne: „Mazurkiwicza chroniła warstwa, do której należał, niedobitki burżuazji krakowskiej, zdegenerowane, za wszelką cenę różnymi środkami chcące utrzymać resztki swojego bogactwa. Na tle tego środowiska, w tym bagnie, ukrywał się Mazurkiewicz.”.

Czy się go bano? Raczej nie, to nie był ten typ człowieka. Po latach bez problemu można podważyć przynajmniej jeden z mitów – nie był współpracownikiem bezpieki. W aktach IPN nie ma śladów takiej współpracy.

Kiedy zaczął zabijać? Najpewniej podczas wojny. Na pewno w tamtym czasie zaczął robić „interesy” – handlował złotem, dolarami, mieniem żydowskim wyręczając w tym szefa personalnego krakowskiego gestapo, kapitana Rudolfa Arnolda. Czy kogoś wydał okupantom? Trudno powiedzieć. Prawie pewnym jest, że w 1943 roku próbował otruć cyjanowodorem Tadeusza Bommera. W procesie, który trwał od 6 do 30 sierpnia 1956 roku oskarżono go o zabójstwo Wiktora Zarzeckiego, Władysława Brylskiego, Jerzego de Laveaux, Jadwigi de Laveaux, Zofii Suchowej i próby zabójstwa Stanisława Łopuszańskiego. Są też inne, drobniejsze zarzuty (nielegalne posiadanie broni, handel walutą, fałszowanie dokumentów). Czy ofiar było więcej? Powtarzana z ust do ust plotka mówiła o ponad trzydziestu ofiarach.

Opisywana przez Łazarewicza sprawa Mazurkiewicza toczy się na kilku planach: sądowym, historycznym, obyczajowym. Nie do uwierzenia dzisiaj, aby prokurator mógł wygłosić taką mowę: „Mazurkiewicz nie powstał z próżni. Był wytworem pewnego środowiska społecznego, był tworem dekadenckiej moralności burżuazyjnej. Klęska Mazurkiewicza oznacza klęskę tych sił i ich moralności. Niektórzy określają proces jako przeciwko miastu, ale określenie tego rodzaju krzywdzi Kraków, kolebkę polskiej kultury. Kraków tradycji rewolucyjnej, ofiarnych ludzi pracy. Kraków Nowej Huty. Nie jest to proces przeciwko miastu, bo społeczeństwo Krakowa, świat ludzi pracy, piętnuje tę zbrodnię.”

Kim były ofiary? Ludzie pazerni, bogaci, którzy chcieli łatwo i szybko pomnożyć swoje majątki, ludzie z podobnego świata, co ten Mazurkiewicza? Nie tylko albo nie wyłącznie. Potrafił swe ofiary omotać, smuć wizję szybkiego zarobku. Wiedział, że nikt z nich nie pogna na milicję…

Proces jest wydarzeniem, o którym mówi się w całym kraju. Sala sądowa zostaje przebudowana aby pomieścić trzystu pięćdziesięciu widzów. Dla reporterów zbudowano pomieszczenie, w którym Wojewódzki Zarząd Łączności zainstalował centralę telefoniczną i bezpośrednie linie do rozmów miejscowych i zamiejscowych. Rano ludzie wyczekują w ogromnych kolejkach przed kioskami aby przeczytać relację z sali sądowej. Emocje są stopniowane, ale wciąż i wciąż rosną.

Mordercę broni mecenas Zygmunt Hofmokl-Ostrowski, obrońca z kilkudziesięcioletni praktyką (zaczynał jeszcze w cesarstwie austro-węgierskim). Wie, że jedyną metodą obrony jest wykazać niepoczytalność oskarżonego. Mazurkiewicz nie godzi się na tę linię obrony. Dziś pewnie natychmiast umieszczonoby go na obserwacji psychiatrycznej, wtedy tego odmówiono. Przed sądem jest spokojny, raczej logiczny, choć pod koniec zaprzecza popełnieniu zbrodni. Dowody są jednak porażające i nie ma mowy o jakimkolwiek innym wyroku niż kara śmierci. Taki też zapada.

Kim był Mazurkiewicz, można jeszcze raz zapytać. Psychopatą? Zimnym mordercą strzelającym swoim ofiarom w tył głowy? Człowiekiem pozbawionym wszelkich uczuć? Jeździł na grób swojego psa. Ktoś inny był mu bliski? Rodzice? Żona? Jacyś przyjaciele? Tego po latach nie da się ustalić ponad wszelka wątpliwość. Wiadomo jednak na pewno, że jego proces był procesem, grą także ze społeczeństwem. Ten pierwszy ujawniony po wojnie wielokrotny morderca wzbudzał szalone emocje. Wywożono go z sądu tylnym wyjściem. Zgromadzony przed nim tłum gotów był do linczu.

Ci ludzie nie musieli zginąć, w każdym razie nie wszyscy. To pewne. Tylko jak w tamtym czasie oskarżyć władze o zaniechanie, korupcję, ukrywanie zbrodni?

Proces Mazurkiewicza zbudował kilka karier dziennikarskich – Lucjana Wolanowskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego. Trwałych karier. Pisał o mordercy Hłasko i wielu, wielu innych. Po latach nikt jednak nie kojarzy tego nazwiska.

Czym jest więc książka Łazarewicza? Reportażem historycznym, relacją procesową, wiernym odtworzeniem zbrodni? Wszystkim po trochu. Dla mnie to jednak książka „klimatyczna” – taka, dzięki której stosunkowo łatwo wejść w czas miniony, poczuć się uczestnikiem opisywanych wydarzeń.

 

Cezary Łazarewicz – Elegancki morderca, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2015, str. 224.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko