Krystyna Habrat – Strach

0
195

Krystyna Habrat

 

STRACH

 

Filip Wrocławski  Nie będę się wypowiadać o tragicznych wydarzeniach w Paryżu, bo  wszyscy myślimy tak samo. Poruszę natomiast jeden aspekt tych wydarzeń – strach.

  Wiemy, że terrorystom chodzi o zastraszenie nas. Nie  będę rozważać, na ile mamy pokazywać, że się nie boimy i wchodzić w sytuacje niebezpieczne, a gdzie wyznaczyć granice rozsądku. Przeczytałam na Facebooku wiele wypowiedzi, jak bardzo ludzie się boją i  usiłują okiełznać  ten strach.    Przytoczę więc opowieści ludzi, którzy  znaleźli się kiedyś w okowach lęku i jak sobie z tym radzili.

   W naszej epoce najwięcej strachu dostarczyła nam II wojna światowa. Ci, co ją przeżyli często do niej wracali w swych opowieściach. Długo opowiadali takie okropności, że ja, dziecko, nie znosiłam tego słuchać. W domu mama w takich sytuacjach mówiła, bym poszła pobawić się do drugiego pokoju. Potem sama wychodziłam. Ale coś niecoś usłyszałam.

  Jedna pani opowiadała, że  zapominała o strachu, gdy podczas nalotu musiała wyjść na   działkę, żeby ukopać ziemniaków na obiad. Podobno kule latały w pobliżu, a ona kopała. Mówiła sobie: „Najwyżej mnie zabiją”. Tak później opowiadała.  Nie znam na tyle realiów wojennych, żeby to sobie wyobrazić, bo dla mnie te 6 lat niemieckiej okupacji   to nieustanna strzelanina, bombardowania, łapanki, wywózki, rozstrzelania, niebezpieczeństwo i strach. Ta pani mówiła, że bomby leciały tylko, gdy zbliżał się front. A łapanki? Nigdy tego nie chciałam wiedzieć tak dokładnie, bo  się bałam.  Musiałam taki strach wypić z mlekiem matki, która zaznała wojny. Ale jeszcze dodam coś z opowieści tej pani.

 

  Pojechała raz na wieś kupić coś do jedzenia, bo wtedy trzeba było sobie jakoś radzić, pokonując lęk i niewygody, i tam trafiła na dom, gdzie byli partyzanci. Nie wypuścili jej z powrotem, żeby przypadkiem nie zdradziła. Przetrzymali do drugiego dnia, a ona musiała im nagotować coś do jedzenia, bo dziewczyna z tego oddziału nie bardzo umiała gotować. Miało to być coś swojskiego – nie pamiętam już – chyba rosół z makaronem albo pierogi, bo wspominała, jak długo musiała  gnieść ciasto na tyle osób i potem wałkować. Podobno wojacy się zachwycali, że takie dobre, domowe. Nazajutrz odeszli stamtąd -może dla pozoru – i wtedy mogła wrócić do domu. Naprawdę dzielna  kobieta.

  A  jeden pan podobno bardzo bał się wojny, lecz kiedy raz żona poszła za nim do komórki, bo wyszedł zamiast jeść zupę, on wyciągał z licznych kieszeni granaty i tam chował. A karabiny przenosił przywiązane do nóg, a te miał bardzo długie. Razu jednego omal nie wpadł, gdy wysiał z pociągu z takim ładunkiem, a Niemiec poszczuł go psem i śmiał się, że pies na niego skacze. Nie wiem, jak się zdołał uratować, bo coś przeszkodziło, by dokończył opowieść. Ale przeżył. Bał się więc czy nie?

 

   Inny znów pan opowiadał mi, jak w latach powojennych  był przesłuchiwany – wiadomo gdzie. Szczegółów nie pamiętam, bo takie sytuacje zna się aż w nadmiarze z literatury faktu i filmów, ale ciekawe, to co mówił, że najbardziej odczuwał wściekłość wobec swych prześladowców.  Ta wściekłość musiała być aż tak  straszna, że jeszcze po latach, gdy o tym mówił, czerwieniał cały, podrywał się z krzesła i kolejne zdania swej opowieści wykrzykiwał coraz gwałtowniej. O strachu ani wspomniał. Zapytany, odparł, że strachu nie pamiętał. Tylko  wściekłość!

 

  I jeszcze jeden przykład.

 

  Młody chłopak, nastolatek, zdolny, wychuchany, tak  panicznie bał się działań wojennych, że ciągle się ukrywał, w schronach, ziemiankach i gdzie tylko mógł. Kula go nie dosięgła. Ani bomba. Ale tam się przeziębił i wywiązała się z tego gruźlica. Zmarł wkrótce po wojnie, mając lat niewiele ponad dwadzieścia.

 

  Jakie stąd wnioski?

  Ja nie mam żadnych wniosków. Po prostu te zasłyszane historie przypomniały mi się podczas czytania zwierzeń użytkowników Facebooka w związku z piątkowymi zamachami terrorystycznymi w Paryżu. Ludzie boją się.

  Ja podsuwam tu tylko rozważania o różnych aspektach przeżywania strachu.

 

  Niełatwy ten dzisiejszy tekst. Felieton. powinien być lekki, dowcipny z polotem. Ale wydarzenia światowe z ostatnich dni takiemu stylowi nie sprzyjają. Miejmy nadzieję, że optymizm do nas wróci. Choćby za sprawą ostatnich wydarzeń w kraju.

 

Krystyna Habrat

19 XI 2015 r.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko