Elżbieta Musiał o książce poetyckiej „Prosta” Uty Przyboś

0
310

Elżbieta Musiał o książce poetyckiej „Prosta” Uty Przyboś


„Kto poręczy, że jestem na obraz i podobieństwo”


uta przybos„Prosta” Uty Przyboś to czwarty w dorobku tej poetki tom poetycki. Wcześniej były „Nad wyraz” (2007), „A tu tak” (2009) i „Stopień” (2012). Ale Uta Przyboś zapisała się w literaturze już jako dziecko. Wprowadził ją tam jej wielki ojciec, który notował wspólnie z córką tworzone rymowanki jako poetycki dwugłos. Jedna z nich zaczyna się tak: – Halo! Hola! Hololo! / Ucho idzie w głuchocho, / a oko w dalekolo… (Telefon dwuletniej Uty). Dlaczego wspominam o tym teraz, gdy Uta Przyboś od dawna uprawia samodzielną i dojrzałą twórczość poetycką? Ano dlatego, że sprostała  trudnemu zadaniu dorastania nie tylko do poezji i własnego głosu, ale i do nazwiska.

Nazwisko, otóż właśnie ono oraz pamięć o genealogii w przypadku tej poezji skłaniać nas będą do szukania śladów po Julianie Przybosiu. I w „Prostej” na takie natrafimy w wierszach „Kwiecień w Gwoźnicy” i „W Gwoźnicy 2012”, które są powrotem poetki do miejsc rodzinnych ojca. A czy znajdziemy literackie wzorce awangardy? W posłowiu do tomu Piotr Michałowski napisał: „Szkoła awangardy jest domem wyobraźni poetki. Słyszymy jej głos w tym samym emocjonalnym rytmie frazy, podobnej arytmii wersu i zbliżonej dynamice obrazowania”. A zatem wprawny czytelnik wychwyci te związki. Ja jednak chciałaby się od nich oderwać, gdyż mnie w poezji Uty Przyboś zafascynowała konsekwencja, z jaką z wiersza na wiersz buduje i określa swój system wartości; „dążenie poezją / poezja śmiertelną próbą porządku” (Znaki zapytania).

Zacznę od impresji. Od krajobrazu, który jej nie opuszcza. Bo nagle są w zasięgu jej wzroku, skóry, słuchu opadające liście, wiatr, szczęśliwy pies, umykająca ścieżka, „przedwieczorna, czujna cisza”. Jednym słowem chwile, którymi umie się cieszyć, które gromadzi, a one pomagają się podnosić; „niepojęta ilość chwil, którymi jestem i pamiętam na wyrywki” (O rozkoszy świata tego). Tak, ma niebywałą umiejętność obcowania z tym, co ją otacza, co tu i teraz na chwałę i pocieszenie. Dzięki pielęgnowaniu chwil doświadcza ich obecności.  Ale czy one wystarczą, by ocalić?

         Obroną będzie

         każdy gest: podlanie kwiatów, nakrycie stołu,

         otwarcie okna na jesienny dzień.

         I więcej nic.

(Nie)

 

Przepływają przez wiersze krajobrazy, ale nie są przyczyną wystarczającą i jedyną do ich napisania. Są raczej powodem do ich przekraczania. „Patrz, jacy śmieszni poza szklaną kopułę nie sięgamy wzrokiem!” (Letnimi wieczorami chodzę po pobliskich łąkach z psami na spacer). A zatem nie o „dookolność” tu chodzi, a o wnikanie myślą i świadomością w materię świata, w istotę zjawisk i ludzkich spraw, jakby się chciało dotrzeć do sedna, do prawdy. Która taka nieuchwytna i wymyka się wszelkiemu pojmowaniu i słowu. Dlatego potrzebny jest pejzaż. On sytuuje podmiot liryczny i czytelnika w podobnych skojarzeniach i obrazach. Dysponujemy przecież takimi samymi lub podobnie działającymi zmysłami i posługujemy się utrwalonymi pojęciami. Lecz to dopiero wstęp do poznania. 

Mówię w jednym z języków te same słowa co wszyscy.

(Żyjąc)

 

Mówię w jednym z języków… Dodajmy, … o świecie, który w NAS istnieje tylko dzięki naszym zmysłom, zdolności postrzegania („dotykalność”, „dosłyszalność”) i bardziej lub mniej logicznemu rozumowaniu. Zatem to, co zbierają nasze zmysły, a mózg przetwarza w obraz, są naszą wyobraźnią? Są tworem psychicznym?; „uchyliłam zewnętrzu oczy” (Świtanie). I to właśnie, właśnie to pozwala nam na obecność w świecie? A tak, bo jaką mamy pewność, że świat materialny, który by istniał i bez nas, bez obserwatorów, jest taki sam, jak nasze wyobrażenie o nim?

         i dopiero którym zmysłem

prawie czuję zasadę całości…

(Na początku było słowo)

 

A świat bohaterki lirycznej – choć wolę mówić autorki – jest przeżyty, utożsamiony z nią. Świadczy o tym zarówno niewydumana tematyka, jak i sposób wypowiedzi, prostej, odartej z niepotrzebnych poetyckości, choć zachowującej się jak poezja. Autorka odrzuca mimetyczność, posługuje się logiką i precyzyjnie wypowiadaną myślą. Korzysta niekiedy z naukowych nowin. I nie robi tego dla zabaw słownych, oznaczania czasu czy epatowania czytelnika, a dla potrzeby zrozumienia problemu, który w niej i w nas narasta. Moralnego problemu, kiedy to ustalić trzeba, jakiej granicy nie można przekroczyć, by wciąż pozostać w zgodzie z samym sobą.

Ludzie komórki ze swoich dużych mózgów wszczepiają myszom.

Przeważnie białym. Albo szczurom.

Eksperymentują.

Może będą robić lepszych ludzi.

(Ludzie i myszy)

        

Lecz czy zabawiając się w bogów, zrobią lepszego człowieka przy pomocy skalpela i lasera? Czy uśmierzą wtedy biedę i nieszczęścia?

 

mijam

człowieka grzebiącego w śmietniku (…)

Przyczepę cuchnącą lękiem zwierząt do rzeźni

upośledzoną dziewczynkę na wózku

mijam

(Obol)

 

Uta Przyboś w zamyślaniu się nad światem i nad swoimi relacjami z nim dotyka wymiaru człowieczeństwa. Nie pytając, pyta, jak się uczłowieczyć. Nie odpowiadając, odpowiada, że aby pojąć człowieczeństwo, trzeba zacząć od samego człowieka. Od tego, z jakiej tkanki jest zbudowany, jakimi ścieżkami chadza i po co? Kim jest w tej misternej kompozycji nazwanej NATURĄ i czy jest tylko fizyczną cząstką bez śladu duszy? O nie! To o nią, o duszę właśnie, i o człowieczeństwo toczy się walka w tej poezji. Czy nadepnąć na zielonego chrząszcza, to jest to samo, co zmiażdżyć czyjegoś peta? Jak przejść do porządku dziennego, oddychać pełnią i jeszcze umieć spojrzeć sobie w oczy, gdy „Ciepłem ciała ze spożytych istnień ogrzewam przestrzeń. / Krzyczę – drgnęły skrzydełka muchy nad trupem, w którejś z wojen”. Tej miary są rozważania w wierszu Żyjąc i w wielu, wielu innych.

Jestem człowiekiem

próbuję wypełnić tę różnicę paru procent DNA

która daje przecież okrucieństwo przebiegłe

ale i czas

dar wyboru

(Człowieczeństwo)

 

Lecz pomimo krzywd wyrządzonym nam i wyrządzanym przez nas, wciąż próbujemy się podnosić, uwierzyć w siebie i mieć swój wkład w urządzaniu natury, w ISTOTĘ.

Urodziłam dziecko, żeby było dobre i szczęśliwe.

(Żyjąc)

 

Jak się nie zgodzić z takim widzeniem i rozumieniem świata? Jak żyć w nim, gdy skomplikowanie przerasta wytrzymałość serca. 

Myślę o ile inaczej umiera się z rąk człowieka niż z ataku mikroba

co się czuje ginąc od naboju a nie własnego serca 

(Trzymam rękę na pulsie)

 

Po takiej dawce refleksji mimowolnie czeka się na ukojenie. Wtedy znów napływają krajobrazy. „W drodze stanąć, najlepiej o zmierzchu. Gdzieś, gdzie nie ma ludzi albo z bliskim człowiekiem. Na łące, leśnym dukcie, pustyni. Własny krok dokądś – nie zagłusza. Nagle robi się cicho i ogromnie. Czuć głęboki oddech lasu, łagodność łąki, obietnicę pola. Poznajesz tajemnicę: wszystko wokół żyje” (Stanąć).

Już sama nie wiem, czy liryczne „ja” bardziej wiatru czy dosadności dotyka. W jej obrazach zebranych ze świata jest i jedno, i drugie. I jest jeszcze to wszystko, co tkwi pomiędzy i jest „Bez miar” wynikający z niepoznania. Bo gdy mówi: „Zęby moje tyle już cierpienia i śmierci przeżuły, / na kubkach smakowych poległy kury i woły, / wyssałam mleko cielętom, połknęłam pestki winnej latorośli” – nie pozostawia złudzeń, że jest wszystkożernym drapieżnikiem, że przysparza cierpienia i z tego powodu też cierpi. Ale za chwilę, w tym samym wierszu (Bez miar) przyznaje: „Ale ciągle mogę patrzeć w zachwycie na kwiat jabłoni”. I wówczas jest delikatnością, ciepłym wiatrem i kwiatem jabłoni. I tym jest człowiek: mięsem jedzącym mięso i istotą zdolną nieść zachwyt i uczucie, pojąć przestrzeń i czas; „wtedy zrozumiałam z wieczności wyrwaną łaskę doznawania czasu…” (Wtedy).

A gdy jest przestrzeń i czas, jest też droga. Dobrze, jeśli jest w nas, ta prosta, wyprowadzona ze splątań i zawęźli. Oto tytułowy wiersz.

 

         jest jak piękno prostej…

która bez początku i końca…

na wskroś świata…

wyznacza…

nieskończenie niematerialna…

istnieje tylko w ludziach…

prawdziwa…

czysta…

logiczna…

(*** jest jak piękno prostej)

Poetycki trening uważności, poznawanie istoty człowieczeństwa i żeby nie zabijać na wojnach i w rzeźniach. To chyba trzy najważniejsze przesłania tego tomiku, wokół których autorka buduje wspomniany na początku system wartości, zbliżony do zasad buddyzmu (?).

Zachęcam do przestudiowania tej książki, w której zamieszkały mądrość  i wyważone słowo.

        

 

Uta Przyboś, Prosta, Wydawnictwo Forma, Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy Szczecin-Bezrzeczne, s. 126

 

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko