Andrzej Walter – Je suis parisien

0
95

Andrzej Walter

 

 

Je suis parisien

 

 

assassins-creed-unity   Paryż tonie. A my wraz z nim. Nie lubię zauważać – a nie mówiłem? Poza tym wielu ludzi ostrzegało przed tak zwanymi uchodźcami, będącymi ewidentnie emigrantami w sensie ekonomicznym. Niestety, prawda jest bardziej brutalna niż nasze wyobrażenia o niej. Zwróćmy uwagę, że co drugi młody mężczyzna z tych „uchodźców” zamierza wybrać się do Niemiec. Zadziwia mnie wciąż ta medialna retoryka niechęci dostrzeżenia tego faktu.

 

   Proszę powrócić do mojego tekstu z 6 lipca 2015 „Lewicowy lamus” – Pisarze.pl E-tygodnik literacko-artystyczny Numer 47/15 (277). Może warto go „przedyskutować” ponownie, albo choć przeczytać …

 

https://pisarze.pl/felietony/9577-andrzej-walter-lewicowy-lamus.html

 

   Najbardziej pragnę zwrócić uwagę czytelników na powrócenie do tez Oriany Fallaci, które w świetle tego, co się wydarzyło 13 listopada 2015 roku w Paryżu można odczytywać wielokrotnie i zastanawiać się nad wnioskami. Mamy zatem wojnę. Francja powołując się na artykuł paktu NATO określający wzajemną pomoc przyznała to dobitnie, a jeśli pozostałe kraje odpowiedzą na to wezwanie pozytywnie (a już – przynajmniej deklaratywnie – tak się stało), to mamy wojnę, nie Francji z Państwem Islamskim, lecz wojnę całego NATO z tym państwem. Czy to wojna cywilizacji? I czy Polska w tej wojnie też zacznie uczestniczyć? Nie jestem jasnowidzem, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wołają, że tak.

 

   Sprawy Ukrainy okażą się mniej ważne. Koalicja antyislamska powstanie. Zadziała. I co dalej? Otóż nie wiemy, co dalej. I nie dowiemy się póki tego nie doświadczymy.

(może prócz tego, że Rosja zrobi z Ukrainą to, co chce)

 

   Czy da się z tej bajki jeszcze coś uratować? Obawiam się, że niewiele, gdyż degeneracja zachodnich społeczeństw rozpoczęła się stwierdzeniem, że rozum i wiara są sprzeczne, a owe usprzecznienie stało się czystą ideologią. Ideologią o tyle niebezpieczną, że nacechowaną marksistowskimi tezami, polepszonymi o walkę z rodziną jako taką. Lewicowość wyciągnęła wnioski z porażki XX wieku, jak i z czasu, jaki nastał, kiedy „skończył się komunizm”.

 

   Czy on się faktycznie skończył? Kilka procent społeczeństw europejskich wciąż uparcie wierzy w jego czystą formę, instytucja kościoła katolickiego nie potrafi się w tym odnaleźć, a lewicujące gremia oświeconej i ponad tolerancyjnej Unii wmawiają nam, że wszystko jest równoprawne. Tolerancja i zasady stały się półką w supermarkecie rzeczywistości, a ideologia zwalczyła ducha zdrowego rozsądku. Dziś zbieramy tego efekty. (choć ideolodzy unijni nadal wmawiają nam, że białe jest czarne i na odwrót – uparcie utrzymując, iż nie należy łączyć zamachów i terroryzmu z „uchodźcami” – pomimo, że znaleziono syryjski paszport – czy oni faktycznie uważają nas za ograniczonych umysłowo?)

 

   Nie na wiele się jednak zda mieć satysfakcję, że pisało się prawdę, słuszną prawdę i tylko prawdę, że mędrkując nad losem świata przestrzegało się przed kataklizmem, a kiedy kataklizm już nastąpił, albo dopiero co, się zaczyna, warto jednak z powrotem przyjrzeć się nawet swoim własnym tezom krytycznie i zadać pytanie – co z tego, i pytanie kolejne – co dalej? Zabrzmiały też inaczej słowa Prezydenta Putina (zgoda-cyniczne) rzucone w eter na Forum ONZ

 

– Czy wy chociaż wiecie co wyście zrobili?

 

   Takie pytanie przecież można zadać Ameryce, która każdemu chce serwować „demokrację”, nie kierując się zasadą uniwersalnego poznania jakiejś kultury czy społeczności z jego historią, wiedzą i tradycjami.

 

   Ignorancja goniła zatem ignorancję. Nonszalancja stawała się zasadą. Współgrała chciwa roszada interesów. Unicestwiono pokój, kosztem żałosnego poligonu dla przemysłu zbrojeniowego i królików doświadczalnych dla nowego świata. Otwarto puszkę Pandory udając, że wszystko będzie dobrze. Ale niestety, już nie będzie. Finito. Skończyło się Eldorado.

 

   Czy wsiądziemy teraz bez lęku w samolot i polecimy do Londynu, Berlina, albo choćby na wakacje? Czy nic nie będzie już „takie samo”? No, niestety nie będzie. Akt pierwszy nastąpił 11 września 2001, akt drugi 13 listopada 2015 w Paryżu. Teraz kostki domina mogą potoczyć się dalej. Czekamy na kolejne „akty” – z tym, że nikt nie wie – gdzie i kiedy?

 

   Czy cywilizacja europejska przetrwa? Nie ma dziejowego determinizmu. To może nadal zależy od naszych wyborów. Powiedzmy, że mamy kryzys. Choć coraz trudniej o optymizm. Łatwiej wyjść z kryzysu ekonomicznego niż z kryzysu wartości. Czym zatem jest dziś szeroko pojęty Zachód? Infantylnym bękartem rozpuszczonych dzieci kwiatów z rewolty 1968, którzy założywszy krawaty i dobre, markowe garnitury od Yves Saint Laurenta paraduje dziś po „salonach” Brukseli kpiąc sobie w najlepsze z aktualnie wciąż uczącego się języka Pana Przewodniczącego? Te pytania warto zadać.

 

   Warto też zadać i inne pytania. Czy wyżej opisana ideologia, ba, wchodząca w fazę ideologizacji masowej nie zaczęła się przekształcać przypadkiem w utopię? A może nawet już nią jest? Czy nie jest już formą religii bez kościołów, z ateistycznym guru Richardem Dawkinsem i jemu podobnymi, którzy na łożu śmierci potrzebują jednak księdza, aby „się pojednać”. Ileż już było takich historii? Nawet Sartre miał wątpliwości „na łożu” … Ostatnio generał Kiszczak podobno zawezwał spowiednika, no, ale wdowa „się spóźniła”… A to pech. Jeżeli jednak uzmysłowimy sobie płynące z tego faktu konkluzje, a jest nimi kompletna kompromitacja tych idei, o które „walczył” generał (człowiek przecież, honoru) i całe armie jemu podobnych przez połowę minionego wieku, to mamy pewien fascynujący obraz tych prawd, które usiłuje nam się wciąż narzucić w „nowym wydaniu”. Oświeconym wydaniu. Nowego, lepszego ponoć, człowieka. Człowieka nowoczesnego.

 

   Ten człowiek staje dziś naprzeciw barbarzyńcy, który do niego strzela, albo się wysadza w powietrze. I doprawdy. Zaczynam mieć wątpliwości, kto ten akt konfliktu wygra. Bo może wygra ten, któremu łatwiej coś poświecić, z życiem włącznie. Tylko upraszam – nie pomyślcie, że wychwalam takie akty ostatecznej autodestrukcji … Chodzi tylko o „punkt widzenia”

 

   Za co elity Zachodu oddałyby dziś życie? Czy jest w ogóle jeszcze  coś takiego? Za „rozum kartezjański”? Przecież odrzucono klasyczną definicję prawdy zakładającą zgodność poznania z rzeczywistością. Mamy zamiast tego relatywizację wszystkiego prowadzącą do … No właśnie – dokąd?

 

   Pomimo to, znaleźliśmy się w takim miejscu i czasie, w takiej chwili, że warto jednak powiedzieć –póki się jeszcze da – Je suis parisien … Nie wiem, na ile to pomoże, ale to zawołanie, ten wyraz solidarności, my, Polacy, mamy po prostu we krwi… może nawet bardziej niż Francuzi, którzy siedzieli spokojnie w okopach we wrześniu 1939 i grali w karty. Sądzę, że mimo to Francuzi nie zasłużyli na to, abyśmy ich zostawiali w takich chwilach, abyśmy zagrali w karty czy też grillowali, kiedy naszej cywilizacji zagrażają … zdziczali wyznawcy. I niech was – drodzy czytelnicy – nie zwiodą hasełka Pani Środy, która nie rozróżnia jednych religii od innych i udaje Greka – nie obrażając Greków, i wmawia nam, że tak się kończy ureligijnienie wszystkiego, gdyż ta Pani nie chce widzieć własnego ureligijnienia własnej ideologii. Do tego jej żałosne porównywanie islamu z chrześcijaństwem jest poniżej poziomu wykształcenia, które ta pani uzyskała. Jej agresja wobec wszelkich przejawów wiary jest znana. Skutecznie nakręcana przez GW oraz Tomasza Lisa. To ateizm koniunkturalny. Prymitywny i mało wiarygodny.

 

   Obawiam się jednakowoż, iż lekcja ta (oby to była tylko lekcja) nie za wiele da zblazowanym zachodnim elitom, które myślą dziś bądź to w kategoriach „poprawności politycznej”, bądź to histerii strachu, którego sami są wytwórcami. Odcieni szarości, stanów pośrednich, niuansów nie dostrzegają. Media im to dokładnie wyjaśniły i wytłumaczyły. A kto myśli i mówi inaczej powinien zostać wykluczony z debaty. Taki to właśnie stan umysłu. Umysłu ponoć oświeconego.

 

   Ironia czasów może spowodować, że o zachowanie dziedzictwa Oświecenia będą walczyć Antonii Macierewicz wraz z Marie Le Pen, a nie Francois Hollande z Angelą Merkel (czy nie przymierzając z panią Środą). A my – czy będziemy się wtedy śmiać, czy płakać – to zależy tylko od nas. Nie od tych „głów, ministrów, czy innych mądrych piewców”. To zależy od naszego … zdrowego rozsądku, logicznego myślenia … zdolności do właściwej i sensownej interpretacji faktów …

 

   Lektura, analityka, rozwój duchowy i intelektualny, kultura, sztuka, wiara w człowieka i człowieczeństwo, wiara w możliwość solidarności i poświęcenia czegoś dla innych – wiara w wymiar transcendentalny – to są recepty na uratowanie stanu posiadania. Nie głupota, cynizm, krótkowzroczność i wytrych tolerancji …

 

   Świetnie wyraził to Adam Zagajewski i będę te wersy uparcie powtarzał wszem i wobec, aż do znudzenia: (lub aż do szczerej dyskusji)

 

Tylko w cudzym pięknie

jest pocieszenie, w cudzej

muzyce i w obcych wierszach.

Tylko u innych jest zbawienie,

choćby samotność smakowała jak

opium. Nie są piekłem inni,

jeśli ujrzeć ich rano, kiedy

czyste mają czoło, umyte przez sny.

Dlatego długo myślę jakiego

użyć słowa, on czy ty. Każde on

jest zdradą jakiegoś ty, lecz

za to w cudzym wierszu wiernie

czeka chłodna rozmowa.

 

   Może to jest jeszcze inna recepta na ratunek – temu światu. Chłodna rozmowa. Ale nie dialog chłodnych głów – nie obojętność, apatia, lęki i opuszczanie rąk. Chłodna rozmowa, gorących głów … On – czy ty? I to nie w kontekście stanięcia naprzeciw siebie nas – Europejczyków z Dżihadystami, tylko raczej w kontekście odmiennego (niestety) rozumienia pięknego hasła – Je suis parisien

 

   Kończąc – gdybyście Państwo chcieli zadać mi pytanie: jaki to wszystko ma związek z literaturą? – odpowiem: ogromny, jeśli nie kluczowy. To właśnie „dzieła” literackie w ogromnej mierze (lewackie filozofie Baumana, Żiżka i innych ogłaszane przecież w formie książek, szeroko potem omawianych i dyskutowanych) miały wpływ na obecną mentalność Zachodu. Jasne, że media i propaganda potem to doskonale zakonserwowały i dobrze utrwaliły. Źródłem jednak była literatura. Zawsze nim jest. Zwłaszcza, gdy chodzi o idee. Potem przechodzi się do ideologii, a na końcu do utopii, która na naszych oczach właśnie się chwieje w posadach.

 

   Je suis parisien … Zawsze nim byłem. Kocham to miasto. Wspominam to miasto. Tęsknię za nim… Tylko czy dziś, bycie paryżaninem, oznacza wciąż to samo?

 

 

Andrzej Walter

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko