Albert Walczak – Harper Lee, Idź, postaw wartownika­ – recenzja

0
315

Albert Walczak


 

Harper Lee, Idź, postaw wartownika­ – recenzja

 

idz postaw            Chociaż rynek wydawniczy niejednokrotnie stanowi pole brutalnych bitew między prawem zysku a niezależnością sztuki, to emocje towarzyszące wydaniu Idź, postaw wartownika Harper Lee, mogły zaskoczyć nawet najbardziej doświadczonych czytelników. Pisarka, która ponad pół wieku temu wydała debiutancką powieść, Zabić drozda, zaraz potem zamilkła, a fani bez większych nadziei mogli spoglądać w witryny księgarni w oczekiwaniu kolejnego tytułu spod pióra Lee.

 

            Nic zatem dziwnego, że informacja z początku roku o wydaniu Go Set a Watchman wzbudziła nie tylko zainteresowanie, lecz także ogromny niepokój. Sugerowano, że blisko dziewięćdziesięcioletnia Lee nigdy nie wyraziła zgody na publikację powieści, a druk odbywa się w wyniku manipulacji prawników. Wątpliwości do końca nie rozwiało także jednoznaczne oświadczenie komisji stanowej, która zapobiega oszustwom finansowym wobec osób starszych oraz pierwsze po latach publiczne pojawienie się autorki. Nawet teraz, m.in. przy okazji polskiej premiery książki, niejednokrotnie czytamy, że powieść należy traktować zaledwie jako szkic, pierwszą wersję nagrodzonej Pulitzerem Zabić drozda. Informacja ta przed publikacją Go Set a Watchman nie wydawała się bezzasadna. Już wiele lat wcześniej krążyła informacja, że Lee zanim napisała Zabić drozda, była autorką jeszcze jednej powieści (czyli Idź, postaw wartownika). Wydawca wówczas uznał, że książka ta nie nadaje się do druku, choć pewne elementy fabuły godne są rozszerzenia. W ten sposób powstało Zabić drozda, a publikowana obecnie powieść trafiła na wiele lat do szuflady.

 

            Idź, postaw wartownika, chociaż niejednokrotnie nawiązuje do wydarzeń zaprezentowanych w Zabić drozda, z pewnością można potraktować jako dzieło samodzielne, które opowiada dalsze losy bohaterów głośnego debiutu, nie zaś prezentuje ich alternatywną historię. Owszem, pewne niezgodności między utworami są widoczne (np. inaczej zarysowane zostało pokrewieństwo drugoplanowych postaci), jednak są to zaledwie szczegóły, które w żadnym razie nie przeszkadzają w lekturze. Istotne okazuje się przecież, że wymowa debiutu nie została zakwestionowana, a jedynie dopełniona, uzupełniona o doświadczenia kolejnych kilkunastu lat, jakie dzieli czas akcji obu powieści. Podkreślam to, ponieważ dla wielu recenzentów i odbiorców lektura stanowiła „szok” i w ich opinii nie zgadzała się z tezą stawianą niegdyś w Zabić drozda. Jean Louise, główna bohaterka obu dzieł, w najnowszej powieści powraca z Nowego Jorku do rodzinnego Maycomb na krótki urlop. Jednak wizyta w miasteczku po dłuższej nieobecności, zamiast przynieść chwilę wytchnienia, staje się przykrą niespodzianką. Bohaterka odkrywa, że Atticus, jej ukochany ojciec, nieprześcigniony wzór i wyznacznik zasad moralnych, uczęszcza na spotkania stanowego parlamentu, który sprzeciwia się zniesieniu segregacji rasowej.

 

            Powieść Zabić drozda stanowiła genialny utwór o beztroskim czasie dzieciństwa, w który nieuchronnie wkracza historia i polityka. Została odebrana przede wszystkim jako wielki protest przeciwko sytuacji Murzynów w Stanach Zjednoczonych lat 30. minionego stulecia. Prawnik Atticus z Alabamy postanowił bowiem bronić sprawy z góry skazanej na klęskę. Stanął w obronie Murzyna, niesłusznie oskarżonego o gwałt na białej kobiecie. Mimo przegranej bohatera w sądzie, głośny krzyk przeciwko niesprawiedliwości społecznej nie pozostał bez echa wśród czytelników: „Ale w naszym kraju nasze sądy są wielkimi obrońcami równości społecznej i w naszych sądach wszyscy są sobie równi. […] W imię Boga czyńcie swoją powinność”. Tym samym wychowana przez wdowca Jean Louise nie potrafi pogodzić się z późniejszymi poglądami Atticusa. Postępowanie ojca odbiera jako nieracjonalne, sprzeczne z jego dotychczasowym systemem wartości. W końcu zawsze odnosił się do Murzynów z szacunkiem, bez poczucia wyższości i nigdy nie korzystał z wielu praw, które ułatwiały życie jednej rasy kosztem drugiej. Dla bohaterki wszystko to stanowi elementy skomplikowanej, niemożliwej do ułożenia układanki. Co mogło kierować Atticusem, tym wielkim Atticusem, który zawsze szedł pod prąd, a sprawiedliwość była dla niego najważniejsza?

 

            Wkraczamy teraz w bardzo ciekawe, a zarazem grząskie rejony. Idź, postaw wartownika znakomicie wpisuje się w dzisiejsze dyskusje, nie tylko na temat rosnących niepokojów w samych Stanach Zjednoczonych (m.in. zamieszki w Ferguson), ale także o trudnej sytuacji związanej z imigrantami przybywającymi z Bliskiego Wschodu do Europy. Harper Lee jest, mówiąc współczesnym językiem, niepoprawna politycznie. Atticus prezentuje racje strony, która uważa, że równouprawnienie prowadzi do wielu zagrożeń. Jego córka wychowana w szacunku do czarnej społeczności, wchodząca w dorosłość w nowoczesnym Nowym Jorku, nie podziela tej opinii. Po raz pierwszy ojciec, niegdyś wyznacznik w każdej sprawie, zawodzi. Jean Louise nie potrafi zrozumieć, dlaczego na półce w bibliotece ojca znajduje się broszura Czarna zaraza. Nie wie też, co skłania ojca do spotkań ze zwolennikami rasistowskich poglądów. Atticus nieoczekiwanie staje się kimś obcym i bohaterka musi podjąć decyzję, czy po raz pierwszy przeciwstawić się ojcu w tak ważnej kwestii.

 

            Mimo niezrozumienia Atticusa przez Jean Louise (które podziela widoczna część czytelników), Lee nie popełniła błędu w kształtowaniu charakteru postaci. Przypomnijmy słowa z debiutanckiej powieści, które wypowiada Atticus: „Wiemy doskonale, że nie wszyscy rodzą się sobie równi w takim sensie, w jakim pewne jednostki chciałyby nas o tym przekonać. Niektórzy są mądrzejsi niż inni; niektórzy mają większe szanse życiowe, bo już z nimi przyszli na ten świat […] niektórzy wreszcie rodzą się z talentami i dzięki temu wyrastają ponad ogół”. Atticus w latach 50. kontynuuje tę myśl; dodaje komentarz do swojej przepięknej przemowy sądowej z pewnego upalnego dnia 1935 roku. Lee nie byłaby przy tym wielką autorką, gdyby w tak ważnej konfrontacji pozwoliła wypowiedzieć się tylko jednej ze stron. W finałowej dyskusji z córką, na którą czytelnik oczekuje niemal od pierwszych stron, oboje wykładają swoje racje. Również Jean Louise ma sporo do powiedzenia, a czytelnik staje przed trudnym wyborem. Czy po raz kolejny zaufać Atticusowi, który „miał parę dziwactw […] nie jadał deserów i lubił chodzić pieszo”, a swoim dzieciom czytywał wieczorami Kodeks Alabamy oraz Biblię, czy też dać kredyt zaufania Jean Louise, która zdobyła przed laty sympatię czytelników, a w kilkumilionowym mieście dostrzegła zmiany niewidoczne z prowincji? W najnowszej powieści autorki ścierają się zatem spokój i doświadczenie z wściekłością i otwartością na zmiany. Zaprezentowana przez Lee dyskusja jest piękna i potrzebna; wiele razy wydaje się, że już osiągnęła punkt kulminacyjny, kiedy to jeden z bohaterów sięga po kolejny mocny argument. W rozmowie tej liczy się nie tylko każde słowo, lecz najdrobniejszy gest. To spotkanie jest tak ważne, że nawet, gdyby z Idź, postaw wartownika uchował się tylko ten fragment, moglibyśmy mówić o zyskaniu czegoś bardzo cennego dla literatury. 

 

            Chociaż problem segregacji rasowej zdecydowanie wysuwa się na pierwszy plan powieści (nie można zapomnieć o spotkaniu z murzyńską kucharką Calpurnią czy z bratem Atticusa, które stanowią niejako preludium do końcowej rozmowy ojca z córką), kolejnym istotnym elementem dzieła Lee jest problem wkraczania w dorosłość; pozostawiania za sobą tego, co minione. Dziewczyna przyjeżdża do Maycomb i bardzo trudno jej odnaleźć się w rodzinnym mieście. Przyczynia się do tego przede wszystkim zarysowany powyżej problem na tle rasowym, niemniej główna bohaterka przestała po prostu pasować do tego miejsca. Autorka opisuje, jak Jean Louise po powrocie z Nowego Jorku nie potrafi już odnaleźć się pośród małomiasteczkowych plotek i konwenansów. Owszem, z czułością wita ślady dzieciństwa; cieszy się, że mieszkańcy w wielu aspektach w ogóle się nie zmienili, jednak wyczuwa, że są to już tylko widma przeszłości. W pewnym momencie Jean Louise uświadamia sobie, że „Jakimś cudem wtedy zawsze było lato”, a teraz niestety minął czas beztroski. Bohaterka wspomina szereg wydarzeń z dzieciństwa, lecz rozumie, że Maycomb już nie ma jej wiele do zaoferowania poza tęsknotą i powrotem do starych fotografii. Z niepokojem obserwuje postępującą chorobę Atticusa, a lodziarnia postawiona w miejsce rodzinnego domu dopełnia dzieła. Tutaj też tkwi siła Lee, która znakomicie pokazuje, że sielanka, beztroskie dzieciństwo kiedyś musiały się skończyć. Dlatego tym ważniejsza jest rola Atticusa, który zobowiązuje się udzielić córce być może ostatniej lekcji.

 

            W takiej też atmosferze utrzymana jest powieść. Po raz kolejny odwiedzamy miejsca znane z debiutanckiej powieści Lee i jest to powrót udany, chociaż wiemy, że zabawy Skauta-Smyka z Dillem i Jemem już nie powrócą. Być może powieść ta nie zapisze się złotymi zgłoskami w historii literatury, nie wywoła takiego oddźwięku jak Zabić drozda, niemniej stanowi jej godną i chyba niezbędną kontynuację. Harper Lee, co zasługuje na szczególną aprobatę, nie bała się poruszyć drażliwego tematu, który, kto wie, czy nie jest dzisiaj bardziej aktualny niż w momencie powstawania książki. I mimo że Jean Louise jest główną bohaterką, na pewno warto zastanowić się, dlaczego to Atticus podejmuje tak „szokujące” decyzje.

           

 

 

Harper Lee, Idź, postaw wartownika, przeł. Maciej Szymański, Filia, Poznań 2015, str. 368.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko