Krystyna Habrat
MAŁA KARTKA, CZYLI JAK NIE ZROBIĆ KARIERY
Pisała na maszynie, a czynność ta pochłonęła ją tak bardzo, że ocknęła się dopiero gdy ktoś dotknął jej ręki. Na szczęście nie była to ta ważna osoba, zamknięta zwykle w gabinecie za ścianą, skąd spadały na stażystkę najdziwniejsze polecenia. Odetchnęła z ulgą. Obok stała jakaś dziewczyna z kartkami w ręku.
– Czy mogłaby pani to przepisać? Bardzo proszę…
Tekst był krótki. Jakieś podanie o praktykę studencką. Dziewczyna nie potrzebowała kopii, a kartkę przyniosła gotową. Taką trochę mniejszą niż A-4.
Szybko dokończyła swój tekst, wyjęła z maszyny kartki, kalki, spięła, i mogła zająć się pismem dziewczyny. Zaraz go przepisała, sprawdziła, czy gdzieś palec nie oślizgnął się w niewłaściwy klawisz i z uśmiechem oddała przybyłej. Takie drobne przysługi dla studentów wykonywała chętnie, bo na swym stanowisku czuła się dobrze i pragnęła wszystkim przychylić nieba.
Jeszcze nie zdążyła wstać od maszyny i przejść do swego biurka, gdy drzwi rozwarły się z trzaskiem i do pokoju wpadł szef, ta najważniejsza tu osoba. Potrząsał trzymaną w ręce kartką, jaką dopiero co przepisała dla dziewczyny. Zaczerwieniła się, że będzie miał za złe, iż pisuje pisma dla studentów, bo właściwie nie było jasne, czy tak można.
Ale szef w gwałtownych słowach polecił, aby jeszcze raz to pismo przepisała. I to na najlepszym papierze. Format, jak zawsze, A-4. Z kopią, nawet dwoma, a lepiej trzema. I bardzo starannie!
– Pani wie, kto to jest?! – dodał pobladły, jak teraz zauważyła.
– No, studentka…
– Ale córka ministra!! On nam może wiele załatwić!
Po chwili wymagane pismo było gotowe. Tym razem trwało to dłuższej. Sprawdzała z przejęciem kilka razy, czy w emocjach czegoś nie pomyliła. Musiała dołożyć więcej starań, a w dodatku coś zmąciło jej poprzedni dobrostan. Ona szefa się jeszcze nie bała, choć był despotyczny, bo pracowała tu dopiero kilka miesięcy. Zdążyła wszelako zauważyć, że potrafił być przykry i inni się go bali, a przynajmniej starali się nie wchodzić mu w oczy. To i owo za jego placami też dotarło i do niej. Ale pamiętała, że wybrał właśnie ją i czuła się bezpieczna, bo chyba była najlepsza.
Dziewczyna czekała pod drzwiami. Wzięła pismo z kopiami, podziękowała z pięknym uśmiechem i odeszła.
Stażystka wróciła do swoich zajęć, za pół godziny prowadziła ćwiczenia ze studentami. Wkrótce zapomniałaby o tym mało istotnym incydencie, ale gdy dwie godziny później wracała do pokoju zza drzwi gabinetu szefa doleciały jego donośne słowa, że jak ona śmiała córce ministra napisać pismo na takim skrawku. A rozmówca ciszej zawyrokował:
– Ona kompletnie nie ma wyczucia, co w karierze najważniejsze, jak bardzo należy się kłaniać tym na górze.
Był to chyba ten sam głos, który na początku szczerze doradzał jej, co robić, żeby się tu wybić. Albo kogoś, co nigdy nie doradzał, ale polował na jej grzechy, co psuło jej ciut humor.
Gdy opowieść o nieszczęsnej za małej kartce krążyła już od kilku dni, ktoś inny powiedział jej przyciszonym głosem:
– Widzi pani, jak on się płaszczy przed wielkimi. A przecież ta dziewczyna ma słabe wyniki. Głupia i leniwa. Ale co się robi dla kariery?
Zaśmiał się na koniec zakłopotany, bo sam przyłożył rękę do tej gry.
Słuchała zdumiona. Kariera?? Nigdy nie myślała o swej pracy w tych kategoriach.
Teraz zrozumiała dlaczego ten “on”, czyli szef tak często zarządza: “Nie ma mnie dla nikogo. Tylko gdyby przyjechała telewizja… Od dawna proszą mnie o wywiad. Muszę się zgodzić.”
No tak, telewizja nobilitowała. Wszystkich innych kazał zamawiać na środę o dwunastej. Przyjeżdżali, czekali, a on się nie pojawiał. Kazał odsyłać ich na następną środę. Dopytywał tylko o telewizję.
– Nie. Nie było. Nikt stamtąd nie dzwonił.
Powtarzało się to długo. Czy w końcu odbył się ten wyczekiwany wywiad nie wiedziała, bo odeszła stamtąd. Jeszcze kariera jej nie zapachniała. Jeszcze pełna młodzieńczej naiwności sądziła, że wszędzie indziej będzie mieć więcej swobody dla inwencji. Nie zamierzała sprawdzać, ile racji mieli jej poczciwi rodzice, gdy tłumaczyli, że tu zdolności i pracowitość wystarczą.
Szef też nie zrobił zawrotnej kariery. Awansowano go. Niby w górę, a właściwie w bok. Promieniał z radości, ale szybko słuch o nim zaginął.
W tej historii jedna osoba miała jednak szansę na karierę. I to bez podlizywania się czy specjalnych zabiegów. Nie musiała przebijać się przez życie z pazurami. Ani wspinać się mozolnie, bo na górze już była. Nawet z kiepskimi ocenami. Chociaż nie, oceny to ona powinna mieć celujące, z góry na dół, bo wszyscy wokół czuli się w obowiązku o to zadbać. Dopiero za jej plecami dawali upust niechęci i cichcem wygadywali niestworzone rzeczy, że leniwa i do tego głupia. Ale ona tego nie słyszała.
Dla niej cały świat stał otworem. Jawił się jako piękny i przychylny. Szczęściara.
Dopóki któregoś dnia pokój ojca nie opustoszeje. Dopóki nie zobaczy, że za progiem nikt jej już nie chroni i byle pies może ugryźć.
Krystyna Habrat