Jan Stanisław Smalewski
Gdzie diabeł nie może…
Tam babę pośle – należałoby dokończyć. Kto tego nie zna, porzekadło stare jak świat. I jak okazuje się, ciągle w modzie, wciąż w użyciu.
Nie udało się wcześniej PiS-owi z profesorem Piotrem Glińskim, który miał stworzyć rząd przejściowy, lub techniczny, jak kto woli. Jakich chwytów by nie stosował prezes opozycji, wszystko na nic. Dopóty na nic, dopóki nie sięgnięto po… przysłowiową babę.
Świadomie piszę babę, nie delikatnie kobietę, bo to o babę, autentyczną babę ze starego porzekadła chodziło. Czyli taką, co to nikt jej nie przegada, nikt jej w przebiegłości i chytrości charakteru nie pokona. Pierwszy to docenił pan prezydent Andrzej Duda, który powierzył jej swoje biuro wyborcze w starciu z najwyżej popieranym przez naród współcześnie prezydentem Bronkiem. Zaufał, i na… czyń babo swoje!, się zgodził.
No i jak się okazało postawił na właściwego konia. To znaczy… na właściwą babę. Sukces sam przyszedł, chociaż owa baba jedynie z boku sterowała nowymi hasłami, podrzucała tylko nowe zaklęcia. Pan elekt pracował był jak przysłowiowy wół na swoje zwycięstwo, ale babskie gadanie z boku wiele mu pomogło. Hasło – zaklęcie : Czas na zmianę poskutkowało.
Dlaczegóżby zatem nie pójść za ciosem? Skoro gusła skutkują, skoro zaklęcia trafiły na podatny grunt, a naród takiej właśnie uzdrowicielki potrzebuje, niech ma, niech sobie ją weźmie. Prezes PiS w porę docenił eksperyment pana prezydenta i ubiegłszy cwaniaków z innych partii, po zaklinaczkę złej rzeczywistości też był sięgnął. Skoro mamy prezydenta ze słusznej opcji, wypada by i rząd wreszcie z owej to opcji powstał. Wiadomo wszakoż, że wóz tylko w jedną stronę ciągnąć można, inaczej do przodu jechać się nie da.
Dziwiłem się, siedząc na mojej wieży obserwacyjnej publicysty, i zapijając się zieloną herbatą, że były premier Leszek Miller też eksperymentuje w tym samym kierunku. Też przyjął do wiadomości, że tam gdzie mu już nawet diabeł nie pomoże, pomoże mu kobieta. – Zsubtelniał był pan były premier, a może raczej stetryczał, i jak Faust z opery Gunoda zamarzył o czasie swej młodości. Ale cóż: było, minęło. Cyrografu tak naprawdę w rzeczywistości laickiej z diabłem Mefistofelesem podpisać się nie da. A piękna pani Basia przysłowiową babą nie była. Może gdyby ją trochę podrasować? Upiększyć rokowo, albo szpanersko podmalować, podpudrować na leśną wiedźmę, ubrać na czas bitwy w szyszak zbójecki, albo w jakąś siermiężną szatę pokutną, skutek byłby na tyle lepszy, że coś by to zjednoczenie lewicy pod jej delikatną dłonią białogłowy dało. ZL weszłaby chociaż do sejmu.
Zresztą, zżarty, żartami. Gdy ktoś śmieje się z proroka, gdy uzdrowicielce narodu w oczy szydzi, mówiąc, że zawiąże każdy pakt, nawet z przysłowiowym diabłem, aby nie dopuścić do zwycięstwa PiS w wyborach, sam się z listy zwycięzców skreślał.
Siadając do tego felietonu, miałem pisać o jesiennych wykopkach. Bo to październik, tradycja w narodzie pół na pół wiejsko – miejskim też utarta, a ziemniak podstawę wyżywienia stanowi. Jednak nie o ziemniakach miałem rozprawiać, ale o samym przedsięwzięciu – fizycznym wykopywaniu tego, co się wcześniej posadziło. Lato było ciepłe, w wielu regionach kraju wręcz gorące. Czasami doskwierała susza, ale ziemniak to zniósł całkiem dobrze. Jak zresztą i polskie jabłka, które, co w jakiejś telewizyjnej migawce obejrzałem, sam wicepremier Piechociński z pośpiechem – widać na jakiś konkurs – do koszyka ze swoimi współludowcami zbierał.
Panie Piechociński! A cóż to, u was na wsi bab od zaklinania przyszłości nie ma?! Tak się dał pan wyrolować. Wszystkich konkursów nie sposób wygrywać. Trzeba było nie w grzyby, nie w jabłka, ale w nurcie wyborczym się sprężyć. Nie wypada być takim pazernym. Albo jedno, albo drugie. Jak się łapie za przysłowiowy ogon dwie sroki, to wiadomo, że obu utrzymać nie da.
Dziwne to, bardzo dziwne dla ludzi z zewnątrz patrzących na Polskę (a mam sporo takich przyjaciół), że PSL w kraju rolniczo-przemysłowym ma kłopot z utrzymaniem elektoratu, że chłopi nie wiedzą na wsi, że przede wszystkim na partię chłopską głosować należy. A co to za partia zatem, jakie jest upowszechnianie jej tradycji narodowych, że „ciemny naród” nie wie, że „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród”? Co sprawiło, kto? – pytam – że PSL pierwszy raz od stu lat otrzymało tak mierne poparcie? Że na wsi szacunkowo tylko co pięćdziesiąty chłop zagłosował na swoją partię?
Gdzie się podział ruch ludowy? – Poprzewracało się chłopom we łbach. Albo to ten cudowny dym rozpraszany przez babkę z PiS odurzył wiejskie niemoty? Co teraz będzie z KRUS-ami? Z dopłatami unijnymi?, jak tych co dotychczas pilnie pilnowali tego, już nie ma w sejmie. Wykopano ich wraz z ostatnimi na polach ziemniakami.
Nie ma w sejmie posłów: Piechocińskiego, Pawlaka, Burego, Zycha… Wykopano też wielu innych, którzy dotąd tak pięknie nas denerwowali, nie mówiąc o całej lewicy, która akurat w tym przypadku – jak słusznie zauważył były prezydent Kwaśniewski – sama sobie pod sobą dół pogrzebowy wykopała, myląc po raz drugi wybory do sejmu z wyborami na mis Polonię. Ale nie martwmy się. Polityka próżni nie znosi. Zastąpią ich nowe twarze. Babka z PiS zajmie należne jej miejsce w ławie od rządzenia, babkę z PO przesunie się do opozycji, kilka koncertów na narodowym zafunduje rodakom rockmen z Kielc i wszystko jakoś dalej będzie się kręcić.
Poplątało się w narodzie, poskręcało wszystko jak babie lato tej jesieni. Elektoraty prawicowe przejęły lewicowe hasła, popodbierały głosy cudzych wyborców. Jedno co dobre w tym wszystkim myślę, że – wybaczcie mi ten męski szowinizm – chociaż chłop (to znaczy facet) prezydent jeszcze nam został.
· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · R E K L A M A · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·
{loadposition reklama_art}