Krystyna Habrat
MARZENIA OBYWATELA O MAŁEJ STABILIZACJI
Coraz rzadziej mam jakiś pomysł na felieton, a jak mam coś do napisania, naczelny kręci nosem. Nie narzekam, bo moje natchnienie przeniosło się z powrotem do pisania opowiadań, co mi daje największą satysfakcję. Dziś jednak muszę coś powiedzieć w związku z najbliższymi wyborami do Sejmu.
I to z punktu widzenia szarego człowieka z prowincji. Jak ja – z Katowic.
Od wielu tygodni panuje u nas kampania wyborcza, a przeciętny obywatel mieszkający z dala od stolicy zna ją głównie z telewizji, radia i gazet. Pomijam fakt, czy jest w stanie znieść tak olbrzymią i agresywną dawkę, jaka w tej sprawie atakuje jego uszy i oczy, a przede wszystkim nerwy. Gdyby nawet odgrodził się od tej kampanii, bo i tak wie od dawna na kogo głosować, dociera do niego i tak dużo, gdy bierze do ręki gazetę, włącza radio czy telewizor, chcąc zobaczyć, co dzieje się na świecie.
I co do nas dociera? Wspaniała wizja przyszłości!
Partie prześcigają się w składaniu obietnic, co to będzie, jeśli na nich zagłosujemy. Starają się nam przychylić nieba.
Szary obywatel nie taki głupi, by wierzyć w to, ale każdy ma własne marzenia na przyszłość i chciałby, żeby po jakichś wyborach choć trochę się one ziściły. I żeby jakiś polityk o tym przeczytał.
Z pewnych względów mam prawo pisać o tym nie tylko we własnym imieniu, ale sprawę uogólnić, co za chwilę okaże się zrozumiałe.
O czym my zwykli obywatele marzymy? Czego nam potrzeba?
Przede wszystkim spokojnego życia. Żeby nie zagrażały nam wojny, terroryści, głód, brak pieniędzy, utrata pracy, bandyci…
To ogólnie, a w szczególności: żebyśmy mogli wybrać zawód zgodnie z naszymi zamiłowaniami i predyspozycjami i była dla nas praca po skończeniu wybranej szkoły czy studiów. Niech też będzie możliwe szybkie zdobycie mieszkania, bez czekania na nie latami, bez zadłużania się. I żeby nie musieć siedzieć w tym jednym do końca życia, gdyby się zamarzyło przenieść na drugi kraniec Polski, bo bardzo teraz trudno zwykłemu człowiekowi zaczynać wszystko od początku.
Podsumowując: zwykłemu człowiekowi marzy się zwykła mała stabilizacja!
Mała stabilizacja jeszcze do niedawna była bardzo wyśmiewana, ale niełatwo żyć, gdy stabilizacji brak. A że jej brak świadczą te dwa miliony obywateli, jacy wywędrowali z kraju za pracą i lepszym życiem. O poziomie zadowolenia tych, którzy zostali trudno też mówić w kategoriach optymistycznych.
Czego jeszcze przeciętny obywatel, ale nie celebryta z metropolii, potrzebuje?
Pragnie, żeby w szkole doceniano zamiłowania, zdolności oraz pracowitość jego dzieci i pomagano im w rozwoju zainteresowań jak też kształtowaniu osobowości. Nikt chyba nie chce, by go przykrawano na siłę do wybierania zawodu, w jakim może znaleźć pracę. To sprawa niełatwa, bo humanistów w gospodarce kraju, w przemyśle i rolnictwie raczej nie potrzeba. Ale patrząc indywidualnie, trudno przerobić delikatnego fizycznie literata na górnika czy murarza, bo oni naszej gospodarce są potrzebni, a poeci niekoniecznie. Poezja, jak wszelka sztuka i wyższe potrzeby duchowe są nam do życia niezbędne. Wniosków oczywistych dalej wygłaszać nie będę, czym już i tak w tej chwili grzeszę, ale widocznie ci, co o naszym życiu decydują o tym akurat zapominają. Może nie wiedzą? Powiem zatem dość cynicznie: wiadomo, że nawet krowy dają więcej mleka, gdy w oborze zainstaluje się im muzykę.
Do tego jeszcze wrócę.
Jeszcze jako uczennica usłyszałam raz, jak stary Amerykanin z polskim pochodzeniem, który po latach rozłąki odwiedził w Polsce brata, opowiadał, że dobrze się w USA żyje, tylko dręczy wciąż obawa, że można stracić pracę, zostać bezrobotnym. Dopiero na emeryturze zaczyna się oddychać pełną piersią, bo już nie ma takiego zagrożenia. Wtedy tego nie zrozumiałam. U nas każdy miał pracę, dostawał mieszkanie zakładowe, potem emeryturę. Teraz już to nie tak oczywiste. Żyjemy w ciągłym lęku, by nie stracić pracy, gdy szef będzie miał muchy w nosie, albo nasz zakład pracy upadnie. Jakie straszne dla mnie było, gdy znalazłam się kiedyś w moim dawnym biurze projektów, a tam korytarze wypełniane kiedyś przez przystojnych i zadowolonych z siebie inżynierów, były teraz wymarłe. To była przerażająca pustka. Dokąd ci ludzie odeszli?
Żyjemy więc wszyscy w ciągłym strachu, że możemy któregoś dnia nie mieć za co żyć, stracić pracę, dach nad głową, a w końcu nie uzyskać godziwej emerytury.
Ale, kiedy włączymy jakieś wiadomości, słyszymy, że ta emerytura to wcale nie tak rzecz pewna. Może być głodowa. Tak nas straszą. Bo media mamy teraz głównie od burzenia nam dobrostanu. Co gorsza przerwach pomiędzy reklamami i rozdokazywanymi kabaretami mamy programy najbardziej drażniące, gdy zapraszają do studia na dyskusję przedstawicieli różnych partii. Ci, skacząc sobie do oczu, a najczęściej wszyscy przeciwko jednemu, czyli z partii opozycyjnej, wykrzykują to, co nas strasznie irytuje. Czasem ten i ów telewidz, wyrzucając z siebie nieparlamentarne słowa, puka w ekran w miejsce, gdzie czoło wroga. Wroga? A po co nam wrogowie?? Wszyscy jesteśmy obywatelami jednego kraju. Powinniśmy się kochać, jak kochamy naszą ojczyznę. Ale wrogość inicjują i podsycają media. Można by o tym dużo…
Kiedy nękani takimi programami stracimy zdrowie, jeszcze bardziej je tracimy w poczekalniach do lekarzy, do rejestracji i kolejkach do zapisu na termin badania. A prywatny ma ciasną poczekalnię, ale nie ma potrzebnego aparatu.
Więc przeciętny obywatel najbardziej potrzebuje świętego spokoju. Takiej – pogardzanej kiedyś – małej stabilizacji.
Do tego, gdy wróci z pracy i zje obiad, oczywiście zdrowy, chciałby obejrzeć w telewizji, zaraz po wieczornych wiadomościach, dobry film. Nie telenowelę, nie kabaret, nie reklamy i nie dyskusje polityczne. Ale dobry film jak kiedyś. Tylko może nie o wojnie i nie paszkwil na straszne mieszczaństwo, które tylko marzy o małej stabilizacji.
Kiedy brakuje nam stabilizacji, wszyscy o niej marzymy.
A wracając do poetów, prozaików i innych przedstawicieli spod znaku Pegaza przytoczę na zakończenie słowa, jakie dziś rano w RFM Clasic usłyszałam na temat Alfreda Nobla. Tłumaczka literatury skandynawskiej Anna Marciniakówna tłumaczyła, dlaczego obok fizyki, chemii, medycyny i zasług dla pokoju jest też nagradzana literatura. Ujęła to w proste i oczywiste słowa, ale one aż chwytają za serce: “Literatura to jest to, co ludzi zmienia, co czyni ich lepszymi.”
I tu mogłabym teraz długo o tym, jakich książek pragniemy, jakie czytamy najchętniej, jakie powinniśmy czytać, a które można sobie darować. To wszystko w związku z obietnicami pewnej partii o dodatkowych funduszach na książki do bibliotek. Dobrze, niech kupują książki! Ale dobre. Mądre. O wysokich walorach artystycznych. Nie zapychajmy półek bibliotecznych literaturą rozrywkową, bo rozrywki mamy i tak za dużo.
Rozpisywać się na ten temat – wielki jak ocean – nie będę, bo pewnie żaden polityk tego nie zobaczy, bo może mój głos już spóźniony, a zresztą tyle już o tym było na Pisarze.pl, że wystarczyłoby na ogromne zmiany.
Powiem tylko krótko: chodzi o to, żeby chudy literat (czytaj: ubogi, bo na czym on może zarobić?), otrzymując z wydawnictwa entuzjastyczną recenzją wewnętrzną swej powieści, nie usłyszał równocześnie, że musi sobie znaleźć sponsora. Tylko gdzie??
Krystyna Habrat