Z lotu Marka Jastrzębia – Niekulturalnie o kulturze

0
197

Z lotu Marka Jastrzębia



Niekulturalnie o kulturze
 

jastrzab-marekTytułem wstępu zacytuję ostatnie zdania pięknego artykułu Wachowicza: LINK.


Przeraża, kiedy na forach internetowych dyskutują o krucjatach osoby, które nigdy nie sięgnęły po Dzieje wypraw krzyżowych! Brytyjski uczony znał doskonale mentalność ludzi Wschodu, albowiem często wśród nich przebywał, a nie oceniał ich podług zachodnich schematów i standardów. Czytajmy więc Runcimana, czytajmy Ciechanowicza, pisarzy, których mądrości tak bardzo byśmy oczekiwali w zmienionej sytuacji geopolitycznej. Będziemy mądrzejsi o ich doświadczenia, wiedzę i refleksję – tak potrzebne nam w obliczu nowej wędrówki ludów. Jeśli zaś nie zgodzimy z wybranymi tezami bądź wnioskami, przynajmniej zaintrygują nas i skłonią do szukania innych rozwiązań.


Czytajmy zatem,  bądźmy zorientowani w otaczającej rzeczywistości, bo tylko wtedy dyskusja będzie miała sens, tylko wówczas nie stanie się kolejną słowną przepychanką: zbiorem emocjonalnych obertasów! Czytajmy, pogłębiamy wiedzę, ale nie tą uproszczoną, czerpaną z demagogicznego mędrkowania, gołosłownych pochrząkiwań i zaściankowych uprzedzeń, tylko tą, która wywodzi się ze sprawdzonych źródeł, z wieloletnich badań i realnych doświadczeń, opisów sporządzonych przez ludzi takich, jak Malinowski, Kapuściński, czy Ciechanowski, naukowców, historyków, reportażystów o ugruntowanej renomie.


Niestety, na temat kultury w mentalnościowo odmiennych krajach wypowiadają się ludzie, którzy zaledwie otarli się o PROBLEM; ich namaszczona i niepodważalna wiedza o stanie duszy człowieka z Afryki lub państw Bliskiego Wschodu jest tak samo teoretyczna, pobieżna i przenikliwa, jak wiedza turysty o kraju znanym z krótkiego postoju na lotnisku.


Nic dziwnego: współczesny człowiek skazany jest na medialne uproszczenia, na ustawiczne bombardowanie tendencyjną papką podawaną mu w zależności od przekaźnika. Zazwyczaj są tu surogaty masowej wiedzy, a że nie wszystkim uśmiecha  się weryfikacja tych uproszczeń – u źródeł, większość zadowala się plotkami, pogłoskami, zapatrywaniami powielanymi mechanicznie.  I ta poznawcza inercja ma duży wpływ na nasze decyzje, na częstotliwość popełnianych przez nas błędów.


*


Kluczowymi słowami rozważań autora są: mentalność ludzi Wschodu i różnorodność kultur uznawanych przez nas za obce, nieprzystające do naszej, europejskiej. I właśnie o tej różnorodności chciałbym rzec.


Zacznę od zgubnego przyzwyczajenia. Jesteśmy przyzwyczajeni do uważania, że tylko Europa ma kulturę, a reszta kontynentów potworzyła jakieś namiastki. Stąd antycypacja: wszelkie inne są gorsze, niewarte poznania, prymitywne kadłuby, karykaturalne twory, przypadkowe zlepki; nie to, co nasza, górująca nad resztą, w związku z czym uprawniona do rozszerzania się po całym świecie.


A przecież wiadomo, że wszystko, czego nie znamy, jest obce, a przez to wrogie. Pisał już o tym Herodot, ale to jego spostrzeżenie jeszcze nie dojechało do zalęknionych umysłów współczesnych ludzi; ciągle jesteśmy na aroganckim etapie rutynowanych przeświadczeń o swojej doskonałości. 


Maria Janion w książce Niesamowita Słowiańszczyzna (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007, s. 221.) powiada: „Jeśli mierzyć kulturę umiejętnością czytania i pisania rozpowszechnioną wśród mieszkańców (nie kleru), to trzeba przyznać kręgowi bizantyńsko-słowiańskiemu znacznie wyższe kwalifikacje niż Zachodowi.”


O kulturowym współistnieniu pisał Malinowski, a w jego antropologicznych tekstach nie ma miejsca na ich dzielenie, wyodrębnianie lepszych od gorszych, nie ma nawoływania do wycinania innych w pień i narzucania własnej.


W każdej z pięciu części refleksyjnej książki o wspólnym tytule Lapidaria jej twórca, Ryszard Kapuściński, zwraca uwagę na bezpodstawne przekonanie o przewadze kultury europejskiej nad pozostałymi. W innych książkach, choćby w Rwącym nurcie historii, czyni analogicznie, trudno więc fakty te przeoczyć.


Mówi też o konflikcie Islamu Z Chrześcijaństwem, o niemożności jakiegokolwiek porozumienia. Pisze o znikomym procencie terrorystów w przeszło miliardowej grupie wyznawców tej religii. Zwraca uwagę, że zjawisko terroryzmu w państwach afrykańskich nie występuje, a jest w państwach arabskich. Zwłaszcza w Iraku, Afganistanie, Syrii.


Islam, co trzeba zaakcentować, jest młodszy od Chrześcijaństwa o siedemset lat. O ile Chrześcijaństwo ulegało reformatorskim przetworzeniom, to Islam jest pod tym względem nieugięcie konserwatywny; choć zmieniły się czasy, nadal kurczowo trzyma się skostniałych przepisów koranicznych i  zdecydowanie odrzuca asymilację.       


*


Arbitralne wytyczenie sztucznych granic pomiędzy krajami poddanymi kolonizowaniu,  zaowocowało rozdzieleniem plemion, rodzin i klanów, a późniejsze odzyskanie wolności, obudziło w narodach – nacjonalizm: chęć zdobycia własnych praw.  Praw do swojej religii, swoich obyczajów, praw do etnicznego zjednoczenia i osiągnięcia kulturowej tożsamości.


Odrodzenie się nacjonalizmów w państwach postkolonialnych udowodniło, że zaprowadzanie europejskiego modelu kultury nie powiodło się na terenie Afryki: nie przyjęły się plany transplantowania europejskich obyczajów. 


Co innego w Ameryce Łacińskiej. Tam doszło do swoistego synkretyzmu, kulturowej symbiozy, wzajemnego poszanowania odmienności, tam Europejczykom nie przeszkadzała żywiołowa religijność, wielobóstwo i wiara tubylców, ich fanatyczne pietyzmy i rytuały.


Warto zastanowić się, dlaczego jedne nacje potrafimy zaakceptować, innych natomiast nie tolerujemy. Dlaczego nie uwzględniamy faktu, że są rożne formy Islamu: łagodny  w Azji i radykalny, wojowniczo wynaturzony w Afryce. Dlaczego potępiamy go ryczałtem, nie troszcząc się o zrozumienie przyczyn jego podziału. 


*


Jak pisze Juliusz Wachowicz: historia zatoczyła koło nadspodziewanie szybko, a Europa pewnie popełni błędy minionych epok. Analogii mamy sporo: wtedy pochód Timura, tureccy uciekinierzy, genueńscy pośrednicy, dziś furia Państwa Islamskiego, uchodźcy tudzież kombinatorzy syryjscy i niesyryjscy, pośrednicy tureccy. Zniszczenie równowagi na Wschodzie wywołała pośrednio zachodnia interwencja: ongiś jawna i militarna, teraz – ideologiczna i utajona (podkreślenie moje).


Specjalnością UE było i jest ślimacze tempo podejmowania działań. W miesiąc po informacji o nadciągającym kataklizmie, zwołujemy zażarte obrady o niczym konkretnym, sympozja do wymiany dyplomatycznych misiów i odprawiamy celebry na temat czegoś, co już za godzinę będzie nieaktualne.


A zwołujemy na ostatnią chwilę; ociężale, jakbyśmy nie wierzyli w sens swoich narad i dopiero gdy palą się fundamenty UE, zabieramy się za budowanie przeciwpożarowej studni; zamiast pilnie, to na ostatnią chwilę.

Tu przytyk: kto jak kto, ale przewodniczący Rady Europejskiej powinien wiedzieć, że  nasz kontynent nie może tracić czasu na rozlazłe wyczekiwanie, że teraz chodzi o szybkość reakcji na realne zagrożenie.


W obliczu niekontrolowanej inwazji wygnańców z terenu dotkniętego wojną, wędrówki ludów przybierającej kształt spanikowanego najazdu Hunów, powinniśmy skupić się na rozwiązywaniu problemów w miejscu ich powstawania, gdyż jest to jedyne wyjście. Zamiast tego debatujemy o zamykaniu ażurowych granic na pluskiewkę, o doraźnej pomocy, o kwotach i liczbach ludzi pędzących w amoku.



Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko