Ewa Klajman-Gomolińska
Garść wspomnień o Józefie Jacku Rojku
Jacka poznałam ponad 30 lat temu w Ostródzie na warsztatach poetyckich zorganizowanych przez Robotnicze Stowarzyszenie Twórców Kultury. W moich czasach licealnych był jurorem wielu konkursów i miałam przyjemność odbierać już wtedy z Jego rąk laury i nagrody. 20 lat później wręczał mi Nagrodę Główną w Konkursie na debiutancki tomik poetycki z okazji 650-lecia Olsztyna. Redagował i opatrzył posłowiem moją pierwszą książkę. Jej tytuł zmieniłam tuż przed oddaniem materiału do druku, więc Jacek ze stoickim spokojem napisał posłowie po raz drugi, ponieważ to pierwsze odnosiło się w znacznej mierze do wcześniejszego tytułu. Myślę, że wtedy kompletnie nie zdawałam sobie sprawy z tego gestu. Pamiętam za to doskonale ogromne emocje powstałe wokół tego tomu, którego ostateczne wydanie przeciągnęło się niemal o rok w czasie. Kiedy książka realnie już była i czekała na odbiór w Wydawnictwie, Jacek zapytał, czy mi towarzyszyć w drodze do ElSetu. Pierwszy wziął do ręki „Miejsce na ziemi” i po kwadransie przeglądania, kiwając głową, podał mi moją książkę. Odczytałam kiwanie głową jako „w porządku”, a samej obecności Jacka w tak ważnym momencie mojego życia nie zapomnę nigdy.
Józef Jacek Rojek nie żyje. Czuję wewnętrznie, że powinnam oddać Mu hołd i napisać parę słów, ale dziwnie jest pisać o znajomości bardzo długiej a jednocześnie bardzo dalekiej. Z całą pewnością jednak nie sposób będzie zapełnić pustki po Jacku na naszej Warmii. Takich ludzi jest coraz mniej, wykruszają się, a epoka hejtingu w Olsztynie przyjęła się bardzo dobrze. Prezesa Oddziału Olsztyńskiego ZLP naprawdę interesowała literatura i literaci, nie przez przypadek spod Jego pióra wyszła monografia „Literaci & literatura Warmii i Mazur” (Olsztyn 2008). Miał szacunek do słowa i do artysty, nawet do tych, którzy tego nie odwzajemniali. Z kawiarnianych literackich spotkań z Jackiem dobrze pamiętam Jego umiejętność nazywania rzeczy i argumentowania swojego stanowiska. Miał ogromną intuicję i wrażliwość artystyczną przekraczające granice Jego pióra. Uważam więc siebie za szczęściarę, że dane mi było z Nim rozmawiać, dyskutować, spierać się. To była prawdziwa sztuka prowadzenia sporów – erystyka, wymagająca i własnego języka, i własnego świata, bez podglądania przez firankę sąsiedzkich stołów.
Mój pierwszy tom miał mieć granatową okładkę, a granat – zdaniem Jacka – był za ciężkim kolorem do wierszy z „Miejsca na ziemi”. Kochał kolor i bardzo go rozumiał. Potrafił odziać słowa w kolory i nałożyć barwę na poszczególne wyrazy. Przekonał mnie. Moja pierwsza książka jest błękitna. Ostatni raz widziałam Go kilka miesięcy przed śmiercią w olsztyńskiej galerii handlowej „Aura”. Wjeżdżał ruchomymi schodami na piętro, a ja zjeżdżając w ostatniej chwili Go zauważyłam. Zawołałam „Jacek”; uśmiechnęliśmy się do siebie i pomachaliśmy. Pomyślałam wtedy, że muszę w końcu napisać parę słów, podziękować za to, że przeczytał każdą z moich dziewięciu książek, do wszystkich się odniósł i zrecenzował. Oczywiście nie zdążyłam tego zrobić, bo zawsze było coś, bo wciąż popełniamy te same błędy. Nie jestem z tego dumna, wręcz przeciwnie czuję się z tym podle. Kiedy wchodzi się w jakieś środowisko, gdzie ktoś jest od zawsze i mijają długie lata, a ten ktoś jest wciąż to wydaje się, że ten ktoś jest wieczny. Popłakałam się na wieść o śmierci Jacka, bo to tak jakby mi nagle zabrali z Olsztyna Ratusz, Wysoką Bramę albo Teatr Jaracza. Jacek umarł 18 maja 2015 roku i do dzisiaj myślałam, w jaki sposób do Niego powiedzieć „non omnis moriar”, bo przecież tak jest! Przeczytałam kilka tomików Jego autorstwa raz jeszcze z nadzieją na jakąś wyjątkową recenzję, ale to byłoby pójście na łatwiznę, bo najprostsza jest konfrontacja z podmiotem lirycznym. Zamieszczam więc poniżej kilka utworów Józefa Jacka Rojka z tomu „Strony kalendarza” oraz notę biograficzną opracowaną na podstawie materiałów: „Literaci & literatura Warmii i Mazur. Przewodnik eseistyczny” oraz „Leksykon kultury Warmii i Mazur”. Obraz „Kwiaty 230” to jeden z pasteli Jacka znajdujący się w moim prywatnym zbiorze, który mam możliwość pokazać w sieci jako zdjęcie. Tylko zdjęcie, a więc bez faktury obrazu, gry światła, identyczności barw, etc. Niemniej jednak uważam, że to niezbędny element kompozycji ostatniego pożegnania z Jackiem.
Jacku, pozwolisz że na portalu Pisarze.pl, gdzie publikowałeś swoje „Donosy kulturalne z Warmii i Mazur”, podziękuję Ci za Twoją obecność w naszym Grodzie nad Łyną. Powiedziałeś mi wieki temu, bym po przecinku robiła spację. Nie pamiętam dokładnie, kiedy to było, ale spacja jest zawsze. Szkoda, że już nigdy nie dowiem się, co sądzisz o mojej kolejnej książce. Spoczywaj w Bogu!
Józef Jacek Rojek
IX. WIEM, ŻE JESTEŚ
Wiem, że ty jesteś, chociaż cię tu nie ma
Pośrodku zdania czy chociażby słowa –
A przyzywana nie stałaś się ciałem,
Bo jakże słowa ożywić bez ciebie?
Wiem, że ty jesteś, lecz czy znowu będziesz
Pośrodku złota, ugru i zieleni
Dębów i grabów, buków i jarzębin –
Na przyszłą wiosnę i na przyszłą jesień?
Wiem, że ty jesteś gdzieś pośrodku zdania,
Które tu kreślę pod słońcem jesiennym –
Lecz czy zostaniesz, gdy ten list przygłuszy
Okrągła pieczęć z czarnym datownikiem?
Wszystko jest wróżbą z linii naszych dłoni –
Mimo że znamy obrót gwiazd na niebie.
XIV. NA DZIEŃ DZISIEJSZY
Na dzień dzisiejszy, jak i na powroty
Zabieram oddech oraz bicie serca,
Aby pozostać, po latach, przy tobie –
Gdyby nie stało oddechu i serca.
Na dzień dzisiejszy złoty podział liścia
I geometrię jesiennego dębu
Chciałbym ci przesłać na pamiątkę z Pienin –
I bądź mi trwaniem, i bądź mi powrotem,
Gdy rzeczywistość zaskoczy pod oknem,
A ciemne słowa znów nawiedzą niebo –
To właśnie niebo ołowiane zewsząd,
Gdzie słowa stygną w kamienne atrapy.
Bądź mi na dzisiaj – bądź mi na powroty,
Bądź mi oddechem – bądź mi biciem serca.
12 października 1984
XIX. JESZCZE
Jeszcze słów kilka z jesiennych Beskidów
Chciałbym ci przesłać na dni zstępujące –
Niech zawsze jutrznia rozświetla ci okno,
A wielka gwiazda przewodzi po nocy
Niech znów powrócą te słowa najprostsze,
Które znaczyły ile znaczyć miały –
Ta ręka lewa jest zawsze od serca,
A ręka prawa niesie moją wierność
Jak i oddanie teraz i w przyszłości,
Mimo piołunów, tarniny i głogów,
Które raniły i ranić nas będą,
Bo tak się toczą nasze horoskopy.
Zatem powtórzę raz jeszcze me słowa –
Bądź mi na wczoraj, jak na naszą przyszłość.
XXIV. MOŻE MI BĘDZIESZ
Może mi będziesz
Na dziś i na jutro –
Może po lewej
Lub po prawej ręce;
Jesienna pamięć,
Jesienna godzina –
Dziewczęce pieśni,
Matczyne modlitwy;
Będziesz mi stroną
Po tej i tamtej –
Mojej pamięci;
Ani już za mną,
Ani przede mną –
Ty czarno – biała.
BRAMA
Zawsze musimy przejść pod jakąś
Bramą ( mniej lub bardziej cywilizowaną); bramą
Wiodącą ku.
I ten łuk bądź prostokąt określa
Jednocześnie cel –
Zamyka w swych ramionach
Całowieczność. Na zawsze. ( Stąd
Pojedyncze lub zbiorowe bunty albo
Szaleństwa przed uczłowieczeniem. )
Jak rozwiązać ten nurtujący
Ludzkość dylemat – bramę. Ciągłe
Życie w bramie, koło bramy,
Przy bramie, ku bramie; można się
Zatem dziwić buntownikom
I szaleńcom?
NIEOBECNOŚĆ
Ukrywa mnie nieobecność; zwykła,
Codzienna nieobecność przy stole, na łożu,
Na mównicy, w uścisku dłoni. Z niedowierzaniem
Szukają mnie wokół – nawet wokół
Mnie – i nie zdają sobie
Sprawy, że samo stają się nieobecni. Przybywa ich.
Tych nieobecnych, jakby na dźwięk
Myśliwskiej trąbki bądź
Paradnego marszu weselnego przerywanego
Komunikatami o zaginionych. Staje się
To nagminne. Zaraźliwe niczym
Epidemia. Tak, to już jest epidemia
Nieobecności.
A zaczęło się tak niewinnie – od mojej
Nieobecności przy stole i łożu,
Na mównicy i w pochodzie; mój Boże,
Jakie to wszystko proste. Proste
A niezrozumiałe.
1983
USTĘPUJĄCE DNI
Po ustępujących dniach zawsze poniewierają się
Jakieś ochłapy, strzępy zdań, gazetowe
Komunikaty – trzęsienia ziemi,
Podpalenia; jednym słowem
Śmierć.
Nic budującego – tylko śmierć.
Na początku każdego istnienia
W każdej chwili jest zaplanowana śmierć
W komputerach czasu. Ogromne cmentarzysko
Dni, godzin, sekund: oraz ci – żyjący
I oczekujący, a pragnący żyć
Wiecznie: wtedy realne
Wydają się wówczas ustępujące dni,
Chociaż i one są też policzone.
Józef Jacek Rojek – ur. 20 lutego 1939 roku w Falkowej koło Tarnowa, zm. 18 maja 2015 roku w Olsztynie. Poeta, prozaik, eseista, malarz i rysownik. Był redaktorem i kierownikiem redakcji Wydawnictwa „Pojezierze” oraz redaktorem w Wydawnictwie „Zodiak”. Członek Klubu Literackiego oraz Oddziału KKMP w Olsztynie. W Związku Literatów Polskich od 1976 roku; od 1996 roku do śmierci prezes Oddziału Olsztyńskiego ZLP. Współorganizator Kapituły Nagrody im. Biskupa Ignacego Krasickiego oraz Fundacji Środowisk Twórczych w Olsztynie. Autor kilkunastu wystaw pasteli i rysunków. Jego prace znajdują się w kolekcjach prywatnych w Polsce, Szwajcarii, Niemczech, Ukrainie, Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Opublikował m.in. następujące tomy wierszy: „Przenikanie krajobrazów” (1967), „Trawy nieznane” (1972), „Białe skrzydło ptaka” (1973), „Całodzienność” (1980), „Sonety nieprawe” (1985), „Łany niebieskie” (1996), „Strony kalendarza” (2001), „Wszelkie złudzenia. Poezje zebrane” (2009) oraz prozy: „Popielisko” (1986), „Baśń o Kłobuku Psotniku” (1986). Pod pseudonimem Jacek Mróz wydał powieści dla młodzieży „Pan Samochodzik i Baszta Nietoperzy” (2004) oraz „Pan Samochodzik i Rękopis z Poznania” (2005).