Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

0
97

Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

 


Prawdziwa cnota krytyk się nie boi czyli satyrykon polski


satyryBibliofilskie, okraszone cudownymi ilustracjami Jana Marcina Szancera i takąż okładką, wydanie wznawiane jest już kilkadziesiąt lat, a  metryka pierwszej edycji sięga bodaj lat jeszcze stalinowskich. I to właśnie jej uroda jest jej najpierwszą (tak jest, istnieje takie słowo, od dawien dawna zapoznane (tak, takie słowo istnieje również – oznaczało mniej więcej to samo, co „zapomniane” jako anachroniczne, a rodowodem sięgające być może epoki samego Ignacego Krasickiego, a może i wcześniejszej) zaletą. Nie wiem, czy uwierzycie, ale ja od czasu do czasu, w sposób zupełnie odruchowy, używam tych słów jako anachron (takie słowo chyba nie istnieje i to mój własny słowotworek), a to dlatego żem dużo czytał staropolskiej (w szerokim tego terminu rozumieniu, nawiasem mówiąc słowo „termin” jest już chyba prawie nieużywane z znaczeniu – „określenie”, a jedynie na oznaczenie wyznaczonej daty) literatury, a jej frazy jakoś wpadały mi w ucho.


A same satyry księcia biskupa warmińskiego? Nie mają w sobie owej rzymskiej, pogańskiej drapieżności „Satyriconu” Petroniusza, lecz swoistą polską, po chrześcijańsku przyprawioną pobłażliwość.  No cóż odwieczna kpina z ludzkich przywar, które… czy się zmieniły? Czy ludzkie wady, z których dworuje sobie Książę Poetów, zniknęły? Ani jedna. Tyle tylko, że zmienił się ich społeczny odbiór, albo odwróciły ich wektory. Kogo dziś oburza choćby taka żona modna? Przecież modnisiostwo, to dziś cnota bez mała społeczna. A inne sprawy? Małżeństwo, marnotrawstwo, młodość, złość ukryta i jawna i tak dalej i tak dalej. Wszystko to, o czym pisał Krasicki istnieje, ale kwalifikacje zatarły się, rozmyły, straciły dawną jednoznaczność, każdą kategorię można pokazać postmodernistycznie na wiele sposobów. Wiele ludzkich właściwości, które miały kiedyś jednoznaczną kwalifikację moralną, dziś w ogóle znalazło się poza moralnymi kategoriami. Mam na myśli oczywiście obręb cywilizacji europejskiej, bo poza nią, choćby w islamie, bywa radykalnie inaczej.


Mimo to pozostają „Satyry” cudowną (czy to nie nazbyt „ujutne” i egzaltowane słowo, ale niech tam) lekturą, przez swoją ( jednak, mimo upływu stuleci) językową świeżość, krystaliczność i klarowność frazy. Dlatego warto ucieszyć oko i ucho tą lekturą w dobie zbrzydzenia języka tak wszechobecnego, że tępione w czasach Księcia Biskupa Warmińskiego makaronizmy, czerpane naówczas ponad miarę z łaciny, włoskiego i francuskiego, mogą być dziś wzorem językowej urody. Byłem w sierpniu, po raz pierwszy w życiu, w Lidzbarku Warmińskim, na Zamku, dawnych włościach Biskupa-Poety i tam także, w gablocie pamiątek na sprzedaż, widziałem wydanie „Satyr”, o którym mowa, a które na Zamku właśnie pisał. A swoją drogą – warto zauważyć, że Kościół katolicki, który lubi zagarniać pod siebie i asymilować rozmaite zewnętrzne wobec niego tradycje, choćby atakowaną kiedyś zaciekle, daleką od niego bezbożniczkę Marię Konopnicką, dla brata  w biskupstwie bądź co bądź, Ignacego Krasickiego ma całkowite desinteressement, całkowicie go pomija, wyrzekł się go, że o szczyceniu się nim nawet nie wspomnę. Wygląda na to, że nie mogą mu darować „Monachomachii” czyli „kalania własnego gniazda”. Mimo upływu dwustu lat z dużym okładem. Cóż za pamiętliwość, równie trwała jak odwieczność Kościoła!


Ignacy Krasicki – „Satyry”, Oficyna Wydawnicza G&P, Poznań 2014, lustr. Jan Marcin Szancer, str. 108, ISBN 978-83-7272-301-7

 —


Memuary spod ciemnej gwiazdy


pamietnikiFrancois-Eugene Vidocq (1775-1857) należy do najbardziej malowniczych postaci z ich bogatego francuskiego firmamentu. Nie jest co prawda postacią aż tak sławną jak hrabia Monte Christo, Jean Valjean czy Trzej Muszkieterowie, ale ma nad nimi tę przewagę, że jest w stu procentach niefikcyjny i przynależy do realnej historii Francji, w tym w szczególności do jej historii kryminalnej. Zaczął jako przestępca, a skończył jako zasłużony założyciel nowoczesnej francuskiej policji kryminalnej. Stał się też inspiracją dla kilku słynnych postaci literackich, między innymi Javerta i Valjeana z „Nędzników” Hugo, także Vautrina z „Ojca Goriot” i kilku innych powieści Balzaca. Jeszcze za życia Vidocqa ukazały się jego pamiętniki, ale od początku nad tymi memuarami ciążyła kwestia autentyczności poszczególnych edycji, wokół których powstawały spory. Nie będę próbował być lepszym detektywem niż Vidocq i nie rozstrzygnę na jakim, autentycznym czy sfalsyfikowanym, materiale oparta jest obecna, pierwsza polska edycja pamiętników, prawdopodobnie pierwsza po blisko 160 latach od śmierci Vidocqa. Rzecz napisana jest bardzo prostym, pod względem składni i słownictwa, językiem. Jest to najzwyczajniejszy katalog perypetii Vidocqa,  zarówno tych z okresu przestępczego jak i na żołdzie aparatu ścigania, na kryminalnej stronie życia skoncentrowany, wolny od jakichkolwiek odniesień do burzliwej epoki, choć Vidocq okiem młodzieńca widział Wielką Rewolucję Francuskiej, a nawet jako młody żołnierz uczestniczył w bitwach armii francuskiej z Austriakami i prusakami pod Jemappes i Valmy,  a jego działalność przypadła na burzliwy okres napoleoński, czasy Restauracji oraz początkowy okres II Cesarstwa. Nie widać, przynajmniej z „Pamiętników”, by Vidocq był człowiekiem o horyzontach szerszych niż te, które wynikały z obu jego profesji, przestępcy i policjanta. Z tego powodu lektura, na początku dość zajmująca, szybko zaczęła mnie nużyć, acz dotrwałem do jej końca, licząc na jakieś urozmaicające smaczki.  Słowem ta opowieść łotrzykowska pozbawiona jest wdzięku i odrobiny czegoś wykraczającego poza horyzont zainteresowań zbója i zwykłego gliny. Jest to jednak w końcu przyczynek do burzliwej epoki w dziejach Francji, więc decydowałem się zarekomendować tę rzecz mimo generalnego rozczarowania treścią lektury.


Francois Vidocq – „Pamiętniki”, Wyd. Mireki, Warszawa-Kraków 2015, przekł. Jakub Jedliński, str. 289, ISBN 978-83-64452-40-6


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko