Katarzyna Wójcik
Quis separabit?
Irlandia – piękna zielona wyspa, cel zarobkowych wędrówek wielu Polaków; kraina Świętego Patryka, skrzata z garncem złota i piwa Guinness. Ale ta wyspa to w rzeczywistości dwie zupełnie różne Irlandie: Południowa i Północna. Ta pierwsza – republika niezależna od Wielkiej Brytanii; ta druga – będąca prowincją Wielkiej Brytanii i borykająca się z nieustającymi problemami etnicznymi, politycznymi i terytorialnymi. Wszystkie te problemy kumulują się w stolicy i największym mieście tego rejonu – Belfaście. To miasto wielkości Kielc, w którym mieszka około trzystu tysięcy ludzi, podzielone jest dziewięćdziesięcioma dziewięcioma ścianami pokoju, czyli murami, mającymi zapewniać mieszkańcom bezpieczeństwo. Przed kim? Przed nimi samymi.
„Zamieszki to i rekreacja, i poważny biznes. Mówi się nawet tutaj, że gdy jest ładna pogoda (czyli nie leje, tylko mży), a wiatr nie zacina, młodzież wychodzi na ulicę i uprawia recreational rioting. […] Grupa młodzieży z dzielnicy protestanckiej, zapytana przeze mnie kiedyś o to, co robi w wolnej chwili, powiedziała, że gra na komputerze albo chodzi na rekreacyjne zamieszki […].”
W oficjalnej wersji The Troubles (Kłopoty), czyli konflikt cywilny pomiędzy republikanami (głównie katolickimi Irlandczykami, zwolennikami przyłączenia Irlandii Północnej do Republiki Irlandii) a unionistami (w większości Brytyjczykami wyznania protestanckiego, chcącymi pozostać częścią Wielkiej Brytanii), trwały od roku 1968 do porozumienia wielkopiątkowego w 1998 roku. Szacuje się, że w tym konflikcie zginęło ponad trzy tysiące osób. Na mocy porozumienia, między innymi, skłócone społeczności miały koegzystować w pokoju, organizacje paramilitarne zostać całkowicie rozbrojone, a ich członkowie, walczący po obu stronach, wypuszczeni z więzień. Ale konflikt wciąż trwa, schowany w marginesie społeczeństwa, wśród najniższych klas. Ofiary The Troubles często mieszkają tuż koło oprawców swoich bliskich, choć ofiara to w tym przypadku pojęcie niejednoznaczne. Bo chyba niemożliwością jest wyłowienie jednej racji w tym konflikcie. Bojownik organizacji republikańskiej, będący bohaterem dla katolików, będzie terrorystą dla unionistów – i odwrotnie.
„[…] według niektórych protestantów tym właśnie różnią się dzielnice republikańskie od protestanckich. Złodziejstwem i dilerką. Tymczasem prawda leży pośrodku. Tyle że w niektórych dzielnicach republikańskich za nieautoryzowane (przez rządzącą organizację paramilitarną) dilowanie narkotykami grozi strzał w kolana (kneecapping). W protestanckich nie strzela się w kolana. Wysiedla się z Belfastu na całe życie.”
Bohaterami reportażu Aleksandry Łojek „Belfast. 99 ścian pokoju” są właśnie ludzie z marginesu, z obu zwaśnionych stron. Większość z nich to byli szefowie i członkowie organizacji paramilitarnych, walczący po obu stronach konfliktu (w IRA, UVF, UDA – ugrupowaniach znajdujących się na brytyjskiej liście organizacji związanych z terroryzmem). Większość z nich ma kogoś na sumieniu – zwykle więcej niż jedną osobę. Większość z nich siedziała w więzieniu, które niekoniecznie respektowało prawa człowieka – na przykład Maze, zbudowanym specjalnie po to, aby w jednym z jego skrzydeł trzymać skazańców republikańskich, a w drugim lojalistycznych. To w tym zakładzie karnym odbył się jeden z najgłośniejszych strajków głodowych więźniów, opisany przez uczestniczącego w nim Bobby’ego Sandsa (zmarłego po sześćdziesięciu sześciu dniach głodówki, w czasie której został wybrany na posła do Izby Gmin) w wydanej w Polsce w 1990 roku książce „Jeden dzień w moim życiu”. Ci, którym udało się przeżyć więzienie, zostali wypuszczeni na mocy amnestii, a dzisiaj pracują najczęściej jako taksówkarze, mediatorzy lub community workers – czyli wolontariusze, działający na rzecz społeczeństwa, nierzadko będący jedynymi pośrednikami między wpadającą w przestępczość młodzieżą, a mieszkańcami czy policją. Prowadzą kursy komputerowe, uczą języka irlandzkiego, pomagają pisać cv, znaleźć pracę, a przede wszystkim rozmawiają z dzieciakami, które spędzają czas na ulicy, bo rodzice – często sami będący w jakimś stopniu ofiarami The Troubles – piją i trzeźwieją na zmianę lub mają własne sprawy na głowie. Chciałoby się zapytać: gdzie w tym wszystkim jest policja, służby porządkowe? Północnoirlandzka policja, do 2001 roku nosząca nazwę Royal Ulster Constabulary (RUC), podejrzewana była o współpracę z terrorystami i znana z tortur i brutalności: „[…] RUC rutynowo biła aresztowanych, bywało, że stosowała tak zwany telefon (czyli jednoczesne uderzenie w oboje uszu, wywołujące nie tylko ból, ale i szok), rażenie prądem i inne »środki przymusu«. Oskarża się ją o nieprzestrzeganie procedur, współpracę z organizacjami paramilitarnymi. To czarna karta historii współczesnej Wielkiej Brytanii”. Dlatego w 2001 roku jej nazwę zmieniono na Police Service of Northern Ireland, wprowadzono także kilka usprawnień (między innymi monitoring i dokumentację każdego wezwania). Jednak zmiana nazwy bez przeprowadzenia czystki wśród pracowników na niewiele się zdała. Przez republikanów północnoirlandzka policja postrzegana jest jako element brytyjskiego reżimu. Poza tym, w większości przypadków przestępstw, po prostu nie ma świadków.
Autorka książki stoi pośrodku tego konfliktu. Jako pracownik organizacji działającej na rzecz mediacji międzykulturowej, ma możliwość dotarcia do ludzi z różnych środowisk: trudnej młodzieży, byłych terrorystów, policjantów, rodziców dzieci które zginęły wskutek toczonych walk. Nie brak jej w tych rozmowach z nimi odwagi, ale też rozsądku i pewnej delikatności. Dzięki temu przedstawiony przez nią obraz północnoirlandzkiego społeczeństwa, pogrążonego we własnym, wewnętrznym konflikcie, jest obiektywny i bezstronny.
Ta książka szokuje, momentami powoduje dreszcz przerażenia. Burzy wizję uładzonego świata Europy Zachodniej, za którą rzekomo podążamy. Ale nie jest pesymistyczna – z jej kart tchnie nadzieja i wiara w zmiany na lepsze, w otwarcie pozamykanych bram w murach oddzielających dzielnice katolickie od protestanckich, bez ryzyka zamieszek.
Aleksandra Łojek – iranistka, tłumaczka, wykładała na Uniwersytecie Jagiellońskim, stypendystka University College London. Mieszkanka Belfastu, zajmująca się pomocą ofiarom rasizmu i mediacją międzykulturową.
Katarzyna Wójcik
Aleksandra Łojek, Belfast. 99 ścian pokoju, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015