Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
250

Wacław Holewiński


Mebluję głowę książkami


mebluje-glowe



Osobny? Uparty? Arogant!

 

jan-kanty-osobnyZe zdjęcia na okładce spogląda na nas facet z rozwichrzonym włosem, z krzaczastymi brwiami. Siwy, ale jest w nim coś młodzieńczego, jakiś zapas energii. Nie wygląda na swoje siedemdziesiąt trzy lata. Trzyma w ręku zapis nutowy. Jest z innego świata. Aż wstyd się przyznać – zazdroszczę mu talentu.

Gdyby ojciec nie stracił pracy, gdyby rodzice nie założyli sklepu, w którym jako najstarszy z rodzeństwa musiał pomagać, pewnie zostałby pilotem. Został architektem. No, nie do końca, dyplomu nie zrobił. Gdyby nie spotkał Marka Grechuty, gdyby nie założyli „Anawy”… Gdyby, gdyby, gdyby…

Jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy polskiej muzyki (twórca tego wywiadu-rzeki, Wacław Krupiński, stawia go w jednym szeregu z takimi tuzami jak Kilar, Komeda, Konieczny, Dębski, Lorenc, Korzyński). W moim pokoleniu, ale sadzę, że w następnych jest podobnie, nie ma ludzi, którzy czasami nie zanucą „Niepewności”, „Dni, których jeszcze nie znamy”, „Świecie nasz”, czegoś z „Szalonej lokomotywy”, dziesiątków innych przebojów. Rzadziej zdajemy sobie sprawę, że jest także twórcą muzyki do wielu filmów, spektakli teatralnych, poematów symfonicznych, oper, musicali. A już zupełnie mało kto wie, że to także malarz (jak tu się nie uśmiechnąć, czytając nazwy jego obrazów – „Parasolnie płyną w sztolnie”, „Diaspora wszeteczna”), malujący dość niezwykłą techniką żel-artu.

Powiada Pawluśkiewicz, że po matce odziedziczył ambicję, a po ojcu rzetelność. Wbrew pozorom, ważne cechy każdego twórcy, może zresztą dla muzyka szczególnie ważne. Bez nich nie da się, po prostu nie da się stworzyć większego utworu. Piosenkę tak, ale operę?

Sam o sobie mówi że jest arogancki. Ale to nie słownikowa arogancja wyrażanie przesadnej, pyszałkowatej, bezczelnej pewności siebie połączone z ostentacyjnym lekceważeniem innych. To „sytuacja, w której ktoś zachowuje się wbrew konwenansom. I nie chodzi mi o grubiaństwo w przestrzeni towarzyskiej, tylko o rodzaj postawy intelektualnej. To mnie interesuje. A nawet mi imponuje.”. Zachowuje się całe życie wbrew konwenansom, może dzięki temu tak wiele osób kochając go, ceniąc, wielbiąc talent jednak odchodzi, nie wytrzymuje. Pracowali z Grechutą wiele lat, nigdy się nie zaprzyjaźnili. Mieli spory o prawa autorskie, ale rozchodzili się z klasą. Bo obaj ją mieli. Miał też filary, na których mógł się oprzeć. Krzysztof Jasiński, dyrektor Teatru Stu z Krakowa, Kazimierz Kutz, Grzegorz Turnau.

Ta książka, siłą rzeczy to kawał PRL-u, cały PRL. Jakieś dziwne wybory, kabarety w maleńkiej salce, dziewczyny, wódka, Piwnica pod Baranami, pierwsze filmy.

Wódka. „Chcieliśmy coś zjeść, a kelner mówi, że nic nie ma. To znaczy jest szczupak w galarecie, ale nie poleca. No to zamówiliśmy jakąś wódkę i pewnie z tej bezradności Marek [Grechuta] też ją wypił. Skutki nie dały na siebie długo czekać. Wszedł na krzesło, przebiegł tanecznym krokiem po stole, po czym wrócił na swoje miejsce i chyba nie dokończył tej pięćdziesiątki. Pewnie jedynej w życiu.”

Nazwiska, setki nazwisk: Jackowski, Ostaszewski, Zaucha, Garycka, Skrzynecki, Rybotycka, Jarczyk, muzycy, aktorzy, reżyserzy teatralni, filmowi, poeci. Nie do policzenia. Może dlatego ta książka ważna? Zastanawiałem się czy to poprawność książkowo-towarzyska czy cecha charakteru – Pawluśkiewicz nie mówi źle o ludziach. Docenia ich humor, pracowitość, odwagę, talent. Potrafi się tym talentem entuzjazmować. Ale jest pewien swego. Może dlatego, że tyle pracuje? Że potrafi wyrzucić, odłożyć na bok to, co robił miesiącami? Z drugiej strony przecież nigdy nie zawalał. Termin to termin. Pisał muzykę do przedstawień na kilkaset osób i dla małych, kameralnych wystawień, do filmów reżyserów w polskim kinie z pozycją niepodważalną i debiutantów. Dumny jest z Mickiewiczowskich „Dziadów” i „Szalonej Grety” Grochowiaka, obu w reżyserii Tomasza Zygadły, ze wszystkich spektakli Kutza, do których pisał muzykę („Spaghetti i miecz”, „Na czworakach”, „Do piachu”, „Kroki komandora”), do „Wariata i zakonnicy” w Teatrze Stu. Dumny jest z muzyki do „Papuszy”… „– Nadal utrzymujesz, ze łatwo się pisze muzykę teatralną?” – pyta Krupiński. „Jest jednak warunek – trzeba umieć.” – odpowiada. I w tym „trzeba umieć” jest nie tylko dowcip. Jest też miara i przebytej drogi, i góralskiego charakteru, i talentu. Trzeba umieć, po prostu…

Kawał życia za nim. Więc i trochę refleksyjnie, trochę mądrze z pozycji obserwatora ale i uczestnika. Na pytanie o plagi odpowiada: „’Plagi świata’ brzmią bardzo efektownie w poezji. Ja prozą, czyli językiem, jaki człowiekowi jest dostępny, wyliczę: brutalna tępota, brak poczucia estetyki, brak empatii, niechęć do wzajemnych życzliwych relacji, napastliwa głupota, agresja i cały wór fundamentalizmów. To są, w moim rozumieniu, te plagi. Podobnie jak manipulowanie ludźmi. Właśnie obserwujemy wykwit tego typu manipulacji. Do tego dochodzi nieszczęsny upadek wrażliwości umysłowej, co objawia się w zubożonym języku. Ale czy tych plag nie ma też w eposie sumeryjskim sprzed sześciu tysięcy lat?”.

Trochę wygłupów? Proszę bardzo. Na tych zdjęciach trochę elegant, trochę błazen. Mam wrażenie, że maski, które zakłada trochę izolują go od świata, trochę bawią, czasami czynią kim innym.

Nie zrobił kariery w Hollywood (a ilu Polaków zrobiło?), nie dostał szansy, nie wygrał losu na loterii, nie uciekł, nie przebijał się wśród tysięcy utalentowanych, którzy łapią każdą okazję. Został tu, w Polsce. I chciałoby się powiedzieć, że dzięki Bogu (on pewnie by powiedział, że Bóg tak chciał). Każdy z nas byłby bez niego uboższy.

 

Jan Kanty Osobny. Jan Kanty Pawluśkiewicz w rozmowie z Wacławem Krupińskim, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015, str. 368.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko