Stanisław Grabowski – Saga o cierpieniu

0
150

STANISŁAW GRABOWSKI


 

SAGA O CIERPIENIU

 

sagaPo lekturze tomu wierszy Saga o wietrze Agima Gjakovy mam takie wrażenie, że były pisane jakby w jakiejś pustce i w izolacji, pozbawione jakby echa i aplauzu. I to oczywiście nie z winy autora. Winna była władza, która w ten sposób karała niepokornych, jej zdaniem, pisarzy, ale przecież nie tylko ich. Tę pustkę można nazwać także samotnością, brakiem wsparcia, brakiem przyjaciół. Samotność, to dla pisarza coś bardzo bolesnego. Twórca może pisać do szuflady, ale musi wierzyć, że jeśli nie dziś to jutro trafi do czytelnika, który zrozumie jego myśli, doceni pisarską wrażliwość, także wolę walki o prawdę w sztuce, o prawo do własnych przekonań. O samotności m.in. tak pisze Gjakova:

 

z powodu samotności

i tylko z powodu samotności

nauczyłem się wątpić w prawdę

 

Uczucie pustki potęguje jeszcze krótkość dużej ilości wierszy Agima Gjakovy, moim zdaniem sugerują, że są to jakby fragmenty ocalałych tekstów lub też takich do rekonstrukcji. A zatem jeśli Dania jest więzieniem, wiersze Gjakovy to… rodzaj więziennych grypsów. Tak jest, grypsów, które ukradkiem wynosi za bramę ktoś opuszczający więzienie po odbyciu kary. Mógł też autor zapisane kawałki papieru wyrzucać z więziennego okna. Na wiatr. Może trafią do ludzkich rąk. Wiatr w tym wypadku nie jest żywiołem, jest czymś przyjaznym, wręcz nieodzownym dla niepokornego poety.

A skąd ta konstatacja? W wierszu W wirze uczuć czytamy:

 

napotykam kamienie

napotykam

mur

[…]

 

W innym z kolei znajdujemy taką refleksję:

 

Powiadają że klucz

do wszystkich więzień świata

zatopili gdzieś w morskich głębinach

 

A jeśli są to grypsy to niewiele znajdujemy tam informacji o bliskich czy o przyjaciołach, o nielegalnej działalności, nawet własnych myśli należy unikać. Przecież mogą trafić w niewłaściwe ręce. Policja tajna i dwupłciowa, pochylając się nad nimi, nie ma prawa ich rozszyfrować. Dylematy, którymi zajmuje się poezja Gjakovy, przeznaczone są dla innych czytelników. Główny z nich, to dramat zniewolenia, z którym walka wydaje się być beznadziejna. Ale niech żywi nie tracą nadziei, tak jak nie utracił jej nigdy poeta, stąd:

 

Nie ustawaj w marszu bracie

współmieszkańcu

cmentarzysk

[…]

 

Agim Gjakova urodzony w 1935 roku w Kosowie wycierpiał wystarczająco dużo, by być uznanym za trybuna tych tysięcy współbraci, którym nie pozwolono zabrać głosu, musieli milczeć na ziemi, na której stoją ich domy i znajdują się groby ich bliskich. Kazimierz Wierzyński napisał o Żeromskim, że moralna wielkość pisarza wydaje się nienaruszona. To samo można napisać o Gjakovie.

I jeszcze jedno. Duża ilość rozdziałów w tej książce sugeruje, że ktoś, kto znalazł owe wiersze-grypsy, próbował nadać im jakiś ład, co nie było takie proste. Przecież nie wszystkie grypsy mogły do niego trafić. Weźmy rozdział pt. Sięgam tęczy, w którym znajdujemy tylko dwa wiersze. Czy możemy uznać go za skończony, za pełny? Ten rozdział czeka na uzupełnienie. Może ktoś podrzuci jeszcze kolejne poetyckie słowa, a może w ręce redaktora złoży je wiatr? Niezbadane są kaprysy wiatru. Należy mu się na pewno saga, tak jak należy się saga Skanderbegowi.

Zaglądam do biogramu poety. Debiutował książką w 1965 roku. Potem było kilka żyznych literacko lat. I nagle pustka, przerwa, gdybyśmy nie znali jego biografii moglibyśmy podejrzewać go np. o twórczą niemoc. Ale tak nie było. Pisarz po wygłoszeniu krytycznej przemowy na plenum Związku Literatów i Artystów Albanii miał zakaz publikacji, zakaz publicznych wystąpień. Tak bywało już w starożytności. Wystarczy znać los Owidiusza. A gdyby wspomnieć powojenne losy wielu literatów w Polsce… Tylko, że Polska w obozie socjalistycznym była najweselszym barakiem. W Albanii nie cackano się z niepokornymi artystami. Reżim Enwera Hodży miał charakter totalny. Każdego, kto mu się sprzeciwiał, czekała cywilna śmierć. Nawet pisząc do przysłowiowej szuflady nie mógł być pewny, iż nie zajrzą tam niepożądani goście, najczęściej pod osłoną nocy, albo bardzo wczesnym rankiem.

Pisarz myślący, dociekający prawdy, zadający nieprawomyślne pytania nie tylko nie mógł publikować w państwowych wydawnictwach (innych nie było), ale i trudno mu było znaleźć jakąś pracę. Gjakova, zanim nie trafił z Kosowa do Albanii, był prześladowany przez jugosłowiańskie służby bezpieczeństwa, także więziony. Przekradając się nielegalnie przez granicę, właśnie do Albanii, o mało nie stracił życia. Tam także przez długie lata towarzyszyły mu represje i prześladowania. A jednak nie przestał pisać, bo któż mógłby go zwolnić z pisarskich obowiązków, z rozliczenia się z potomnymi i z historią, z dociekania prawdy, z wiary, o której tak pisze:

 

została mi tylko żarliwa wiara

w siebie samego

 

I stąd bolesne strofy wierszy, w których jest tęsknota za rodzinną ziemią, za bliskimi, przerażenie zakłamaniem świata, jego bezdusznością, rozpacz i rozczarowanie, także smutek, gdyż:

 

Perfidni kłamcy wciąż grzebią

w brudach przeżartych robactwem intryg

 

Agim Gjakova, od wielu lat znowu mieszkaniec Kosowa, to pisarz wszechstronnie utalentowany. W dorobku ma tomy poezji, powieści, scenariusze, sztuki teatralne, teksty publicystyczne. Zwracamy uwagę na jego poezję, gdyż w lirycznych formach udało mu się pomieścić wystarczająco dużo autentycznego bólu, goryczy, ale i wiary, że przyjdzie dzień zapłaty, i nad zniewolonymi zaświeci słońce wolności. Przepraszam za patetyzm ostatniego zdania. Czasami jest on konieczny. Przecież to się stało za jego życia.

W wierszu Wolny człowiek czytamy:

           

potem wyjrzy słońce i ozłoci nas blaskiem

dobrem otoczy każdą kołyskę

na oścież otworzy wszystkie okna

 

W innym pt. Upadek pomnika dyktatora poeta przypomina słowa żony na tę okoliczność:

 

„och łzy moje!

Nigdy nie padliśmy na kolana

i doczekaliśmy kresu zła” szeptała.

 

Wiersz Mitologiczne imię kończy się tak:

 

tak chciałbym by został po mnie choć jeden wers

jak po dinozaurach kości

 

Po lekturze tomu Saga o wietrze wierzymy, że tak się stanie.

Gorącym orędownikiem wydania wierszy Gjakovy w Polsce był albański poeta i wybitny tłumacz Mazllum Saneja, co też się i stało; zdradzę, że obaj pochodzą z tego samego miasta, a zatem można przypuszczać, iż praca translatorska, którą Saneja wykonał z maestrią, stanowiła dla niego podwójną przyjemność.

______________________

Agim Gjakova, Saga o wietrze, wybór i przekład z języka albańskiego Mazllum Saneja, opracowanie i współpraca Ewa Śmietańska, Wydawnictwo Komograf, Warszawa 2013    

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko